#62
Właśnie stoje pod burdelem. Tak, dobrze przeczytaliście - przed burdelem.
- Ja pieprze Tamara chodź. - warknął Harry.
- Nie idę tam. - złapałam się mocniej się siedzenia.
- Ja pierdole. Idziesz tam i koniec gadania. - pokręciłam przecząco głową.
- Proszę nie karz mi tam iść. - szepnęłam.
- Obiecuję, że tylko załatwię pewną sprawę i jak najszybciej wyjdziemy z tamtąd, ok?
- A nie mogę poczekać w samochodzie? - zaproponowałam.
- Nie. - po tym słowie już wiedziałam, że nie wygram dlatego wysiadłam z samochodu. - Na prawdę to zajmie tylko chwile. - chłopak mnie przytulił, a ja się w niegkmo wtuliłam.
- Chodź szybciej tam pójdziemy to szybciej wrócimy. - mruknęłam. Chłopak puścił mnie i splótł ze sobą nasze palce. Kiedy Harry przepuścił mnie w drzwiach od razu chciałam stamtąd wyjść. Harry widząc co chciałam zrobić mocniej złapał moją ręke.
- Dzień dobry, panie Styles. - podszedł do nas starszy mężczyzna. Na oko miał około czterdzieści lat. - To pana nowa dziwka? - facet uniósł brwi.
- To nie jest kurwa moja dziwka. To Tamara. - warknął w stronę mężczyzny.
- Oh...Tak bardzo panią przepraszam pani Styles.
- Śpieszy nam się, więc kurwa idę do tych dziwek. - warknął Harry. Przeszliśmy z moim chłopakiem obok tego faceta i skierowaliśmy się do jakiegoś pokoju. Po drodze przeszło koło nas kilka facetów ubranych w garnitur. Harry nie spodziewanie otworzył jakieś różowe drzwi i wszedł do pokoju. W pomieszczeniu było pełno dziewczyn ubranych w różne stroje erotyczne jak i nagich.
- Och..Któż to nas odwiedził. - westchnęła jedna dziewczyna podchodząc do Harrego.
- Nie mam zbytnio czasu, więc od razu wam mówię, jeśli jeszcze raz zostanę wezwany tutaj to wszystkie stracicie pracę i obiecuję wam, że nigdzie nie znajdziecie pracy. - warknął Harry, a następnie wyszedł ciągnąć mnie za sobą.
- I to już wszystko? - spytałam.
- Oczywiście, że nie. Jeszcze muszę dać w ryj z dwa razy mojemu zastępcy. - prychnął.
- Nie, Harry proszę. - szepnęłam. Chłopak gestem ręki przywołał jakiegoś ochroniarza.
- Poczekaj tutaj. - puścił moją ręke. - Pilnuj jej, ma nie wchodzić do tego pokoju. - warknął Harry w stronę ochroniarza. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, chciałam tam wejść.
- A ty gdzie? - facet złapał i mocno wykręcił moje nadgarstki. Syknęłam z bólu.
- Puść mnie. - warknęłam.
- Mam ciebie pilnować niegrzeczna suko. - prychnął. Po około dziesięciu minutach wyszedł z pokoju Harry.
- Puść ją w tej chwili. - warknął. Gdy "ochroniarz" zrobił to co kazał mu Harry, mój chłopak od razu rzucił się na niego.
- Kurwa, Harry przestań! - krzyknęłam. Nie chciałam być świadkiem jak mój chłopak kogoś bije. - Harry, proszę. - powiedziałam bardziej do siebie, ale chłopak chyba to usłyszał, bo przestał bić chłopaka.
- Przepraszam Tam. - złapał moje nadgarstki i je pocałował, a następnie mnie do siebie przytulił.
- Nic mi się nie stało Harry. - westchnęłam cicho.
- Nie lubię kłamstwa. - mruknął. - Chodź idziemy. - złapał stanowczo, ale delikatnie moją ręke i zaczął iść w stronę wyjścia.
- Czemu ich pobiłeś? - spytałam.
- Zasłużyli. - wzruszył ramionami i przepuścił mnie w drzwiach.
- Chodziło mi czemu jesteś jakiś poddenerwowany. - westchnęłam.
- Wydaje ci się. - mruknął. - zatrzymałam się.
- Nie Harry, nie wydaje mi się. - chłopak cicho westchnął i obrócił się w moją stronę. Objął moją twarz swoimi rękoma i spojrzał mi w oczy.
- Ostatnio gliny złapały dwóch naszych i trzeba ich uwolnić, ale gliny ich bardzo pilnują przez co to się strasznie przedłuża, okej? - pokiwałam twierdząco głową. - Chodź jeszcze po drodze zajedziemy do mojej mamy. - mruknął i się do mnie uśmiechnął.
- No chyba sobie żartujesz. Widziałeś jak ja wyglądam? - spytałam się go.
- Wyglądasz ślicznie. - uśmiechnął się do mnie i otworzył mi drzwi do samochodu.
- Nałożyłam rano tyle tapety, aby ciebie zdenerwować, a ty teraz mi mówisz, że jedziemy do twojej mamy? - spytałam się go.
- Mówiłem, abyś się nie malowała. - wzruszył ramionami.
- Zależy mi na opini twojej mamy, więc masz wybór. Pierwsza opcja jest taka, że po drodze zajedziesz do jakiejś drogeri i ja w między czasie podczas drogi zmyje z twarzy makijaż albo wracamy po prostu do domu. - powiedziałam.
- Nie wybieram żadnej z tych opcji. - mruknął obojętnie.
- Okej, tylko wiedz, że może zachcieć mi się kilka dni nie odzywać do ciebie. - warknęłam. Na prawdę zależy mi na opinii jego mamy.
- To się nazywa szantaż. - mruknął.
- Uczę się od ciebie. - zacmokałam.
- Dobrze zajadę do jakiejś drogerii. - westchnął.
- I takiej odpowiedzi oczekiwałam. - uśmiechnęłam się do niego.
**********************
Przybywam do was z kolejnym rozdziałem! Mam nadzieję, że się podobał!
Gwiazdki = motywacja
Komentarze = motywacja
Motywacja = więcej rozdziałów!
Nie zapominajcie ;) Następny w środę! Bajoo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top