#41
Rano wstałam strasznie zmęczona. Co się dziwić w końcu płakałam przez pół nocy. Dzisiaj w sumie czuje się dobrze. Muszę spytać się Alana czy był już pogrzeb.
- Hej księżniczko. - szepnął Harry i pocałował mnie w głowę.
- Dziękuję Harry. Nie musiałeś mnie pocieszać. - powiedziałam.
- Nie masz za co mi dziękować. To jest moja rola. - uśmiechnęłam się blado.
- Przynieść ci śniadanie do łóżka czy zejdziesz na dół?
- Zejdę na dół. Nie lubię pokazywać swoich słabości, a wczoraj wystarczająco je pokazałam. - mruknęłam i wstałam z łóżka. Skierowałam się do garderoby. Wyjęłam czarne spodenki i czarną bluzkę. W końcu mam żałobę. Dzisiaj zrobiłam sobie mocniejszy makijaż, aby nie było widać, że wczoraj płakałam.
- Hej Tam! - krzyknęli chłopcy, gdy weszłam do kuchni. Mruknęłam ciche "Hej" i usiadłam przy stole.
- Co ty taka nie w humorze? - spytał mnie się Liam.
- Wydaje ci się. Gdzie jest Niall i Louis? - chciałam szybko zmienić temat.
- Pojechali na zakupy. - westchnął.
- Zayn jak się czujesz? - spytałam.
- Okej. - powiedział.
- Co chcesz na śniadanie kotku? - spytał Harry.
- Nic. Potem sobie coś zrobię. Na razie nie jestem głodna. - mruknęłam.
- Musisz jeść Tam. - westchnął. - Jesteś i tak już strasznie lekka. Nie możesz, więcej schudnąć.
- Dzisiaj po prostu nie jestem głodna. Uspokój się Harry. To, że raz nie zjem śniadania nie oznacza, że zaraz stanę się anorektyczką. - obroniłam się.
- Chociaż jedna kanapka Tam. - powiedział zirytowany.
- Nie mam apetytu i to moja sprawa kiedy jem i co jem. - westchnęłam.
- Nie jest to tylko twoja sprawa! - walnął pięścią o blat.
- To czyja jeszcze?
- Moja. - posłał mi ironiczny uśmiech.
- Gówno prawda. - mruknęłam pod nosem.
- Nie. To jest sama prawda. - pierdolony Styles i jego dobry słuch.
- Potem już normalnie zjem obiad i kolację. Daruj mi dzisiaj to śniadanie Harry. - westchnęłam.
Jeden jedyny raz. - powiedział zrezygnowany. Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie.
- Aa! Przypomniało mi się Harry. - powiedział Liam. - Ludzie podobno obrabiają ci dupę, że przestałeś być twardy. Ostatnio jakiś członek gangu darował życie jakiemuś facetowi i w ogóle. Jutro w opuszczonych magazynach są walki o 22. - powiedział.
- Twierdzą, że jestem mało groźny? To chyba im pokarzę kto jest mało groźny. I przekarz wszystkim, że pojawię się na walkach. - powiedział zły i wyszedł z kuchni, a ja za nim. Harry skierował się do swojego gabinetu. Usiadł wygodnie w fotelu i spojrzał się na mnie.
- Nie jedziesz na walki Harry. - pokręciłam przecząco głową.
- Niby czemu? - prychnął.
- To jest niebezpieczne. - usiadłam na przeciwko niego.
- Moje życie jest niebezpieczne. Muszę utrzymywać stanowisko. - powiedział.
- Przecież na tych walkach cię zabiją! - podniosłam głos.
- Nic mi nie zrobią. Wygram walki pobije jakiegoś człowieka za to, że się na mnie spojrzał i nikt już nie będzie mnie obgadywał. - prychnął.
- Nie Harry. Nie pozwalam ci tam jechać. Nie mogę znów stracić bliskiej mi osoby. - szepnęłam i spojrzałam się na niego. Chłopak był mocno zdziwiony moimi słowami.
- Nie stracisz mnie. - podszedł do mniej i przytulił. - Kocham cię i obiecuję, że nie zostawię cię. - zrobiło mi się ciepło na sercu słysząc te słowa. - Mam dla ciebie wiadomość. Pogrzeb twoich rodziców jest za trzy godziny. - mimowolnie w moich oczach pojawiły się łzy. - Jeśi chcesz jechać to dam ci dwóch ochroniarzy i pojedziecie. - powiedział ostrożnie.
- Harry? - spojrzałam się na niego. - A..A czy ty byś mógł jechać...Ze mną..Na po-pogrzeb? - wyjąkałam.
- Jeśli tego chcesz. - mruknął. - Mogę już bezproblemowo chodzić z tobą po mieście. Nadal jesteś uważana za zagininą, ale policja cię nie szuka. - szepnął mi do ucha.
- Idę się szykować. - odsunęłam się od niego i wyszłam z gabinetu. Skierowałam się do naszej garderoby i wybarałam czarną bluzkę, czarne spodnie i czarny żakiet. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Założyłam też czarne kolczyki i kilka czarnych bransoletek. Usta pomalowałam na lekki czerwień i gotowa wyszłam z łazienki. Zauważyłam Harrego, który zakładał właśnie marynarkę. Chłopak był ubrany w czarne rurki, czarną bluzkę i czarną marynarkę.
- Chcesz może proszki na uspokojenie? - spytał mnie się Harry.
- Nie dziękuję. Mimo wszystko dam radę się nie rozpłakać przy tych wszystkich ludziach. - szepnęłam.
- Wiem to. Mimo, że zgrywasz pozory silnej kobiety, której nic nie rusza, wiem, że tak naprawdę jesteś wrażliwą małą dziewczynką zagubioną w świecie. - patrzyłam się na niego otępiała. - Ale teraz już chodź. - wystawił rękę w moją stronę, a ja ją złapałam. Zeszliśmy do garażu i wsiedliśmy do czarnego Audi R8. - Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęłam się blado w jego stronę.
- Ale..czy to nie będzie dziwne? Wracam na pogrzeb rodziców z jakimś facetem. - westchnęłam.
- Nie myśl o tym co ludzie pomyślą. Ważne, że ty znasz prawdę. - pocieszająco się do mnie uśmiechnął.
- A jak przedstawie ciebie?
- Ostatnio widziałem list gończy z moją twarzą. - westchnął. - Policja i ludzie już wiedzą jak wyglądam, ale sądze, że policja mnie się boi i nic mi nie zrobią. Możesz mnie przedstawiać jako Harry Styles. - powiedział.
- Dobrze. - mruknęłam i przypatrywałam się obrazowi zza okna. - Boje się Harry. - westchnęłam, gdy staliśmy przed kościołem.
- Jestem przy tobie. - spojrzał się na mnie, a ja westchnęłam i wyszłam z samochodu. Mój towarzysz złapał mnie za rękę i się do mnie pocieszająco uśmiechnął. Weszłam do Kościoła i wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. Zauważyłam pare znajomych osób takich jak dalsza rodzina, sąsiedzi i znajomi z pracy moich rodziców. Zauważyłam też Alana, Bruna i Monikę. Wszyscy bacznie mnie obserwowali, a ja poprostu ich ignorowałam. Wiedziałam, że zaraz po ceremoni będzie setki pytań skierowanych w moją stronę. Usiadłam z Harrym w dugiej ławce na początku. Harry cały czas nie puszczał mojej ręki za co byłam mu bardzo wdzięczna. - Pamiętaj, że wszystko będzie dobrze. - szepnął mi do ucha. Ceremonia się zaczęła, a ja siedziałam i słuchałam przemowy księdza.
**********************
Jesteśmy już na cmentarzu. Wszyscy kolejno rzucali piasek na trumnę. Wkońcu nadeszła moja kolej. Podeszłam szybko rzuciłam piasek i spojrzałam na trumnę. W moich oczach pojawiły się łzy. Tylko się nie rozpłacz. Wróciłam szybko do Harrego i przytuliłam się krótko do niego.
- Spokojnie kochanie. - potarł ręką moje plecy. Oderwałam się od niego i znów patrzyłam jak ludzie rzucają kolejno piasek. Harry przyciągnął mnie do swojego torsu, a ja lekko oparłam o niego głowę. Gdy już ksiądz poszedł ludzie zaczęli do mnie podchodzić i składać mi kondolencje. Stałam wyprostowana obok Harrego i tylko kiwałam głową i słabo się uśmiechałam. Gdy już wszyscy znajomi poszli z cmentarza podeszłam do mojej babci, która była cała zalana łzami. Dziadek siedział i ją pocieszał chociaż i jemu było ciężko. Gdy babcia mnie zobaczyła przytuliła mnie, a ja ją. Po jakichś pięciu minutach oderwałyśmy się od siebie.
- Czy teraz już wrócisz do domu na stałe? - spytała mnie się drżącym głosem.
- Nie babciu. - westchnęłam. - Widzisz tego chłopaka? - wskazałam na Harrego, który teraz rozmawiał z dziadkiem. - To on mnie porwał, ale to nie było normalne porwanie. On mnie porwał z miłości. Każdego dnia traktuje mnie jak księżniczke i pokazuje jak bardzo mnie kocha. Mimo tego, że wszyscy mówią, że jest złym człowiekiem, ja odkryłam w nim dobro. Na początku chciałam uciec. Myślałam, że jest chory psychicznie, ale teraz nie wiem czy chce uciec od niego. W jego ramionach czuje się bezpieczna i chyba się w nim zakochałam. Wiesz, babciu? - spojrzałam się na nią.
- Drogie dziecko. Nie pochwalam tego co zrobił ten chłopak, ale jeśli jesteś z nim szczęśliwa masz moje błogosławieństwo. - przytuliłam ją ostatni raz i wstałam z ławeczki. Podeszłam do Harrego, chwyciłam go za rękę i uśmiechnęłm się blado do niego.
- Do zobaczenia, dziadku. - przytuliłam dziadka i skierowałam się z Harrym do wyjścia z cmentarza.
- Jestem z ciebie dumny. - powiedział Harry i szczerze się uśmiechnął.
- Ja z siebie też. - westchnęłam. Wyszliśmy z cmentarza, a ja poczułam mocne pociągnięcie za ramię. Zauważyłam Alana, Bruna i Monikę stojących i wpatrujących się we mnie.
- Chyba musimy porozmawiać. - powiedział Alan, a Harry zaciślił uścisk na mojej ręce.
************************
Z baraku motywacji niestety następny rozdział będzie dopiero we wtorek. Ostatnio mam coraz mniej motywacji do dalszego prowadzenia tego ff. Komentujcie i gwiazdkujcie to naprawdę motywuje. Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top