#17


Równocześnie z Harrym się odwróciliśmy. Stała tam dziewczyna z toną tapety na twarzy. Po chwili nie zważając na mnie wskoczyła na Harremu, oplotła go nogami wokół bioder i pocałowała. Chwilę potem ktoś pociągnął mnie do tyłu za rękę. Na szczęście to była Gemma.

- Harry my idziemy na spacer! - krzyknęła. Nie wiem czy to usłyszał, przecież teraz jest zajęty tą dziewczyną. - Chodź szybko, mamy mało czasu. Z tond do swojego domu masz 10 kilometrów. Wiem, że Harry cię porwał. Jesteś na pierwszych stronach gazet! - byłyśmy teraz na jakiejś ulicy której w ogóle nie kojarzyłam. - Uciekaj Tam! Za chwilę Harry zacznie cię szukać! Wiedz, że cię polubiłam, ale dla swojego dobra uciekaj. - zaczęłam biec prosto przed siebie nie odwracając się. Biegłam już z dobre 10 minut i nie poznawałam tej okolicy! Przestałam biec, bo nie miałam już siły. Zaczęłam łapać stopa. Nikt nie chciał się zatrzymać. Co jest nie tak z tymi ludźmi? Stałam tak jeszcze dwie minuty, aż Bóg się nade mną zlitował. Koło mnie zatrzymał się jakiś samochód. Niewiele myśląc szybko wsiadłam i zapięłam pasy. Samochód prowadziła kobieta około 40.

- Życie mi pani uratowała. - powiedziałam po chwili siedzenia. - Wie może pani w którą stronę jest Niterói?

- No pewnie! Tam właśnie jadę! - krzyknęła energicznie. - To jest nie daleko!

- To świetnie. - Przecież Harry mówił, że jesteśmy na końcu Ameryki. Musiał kłamać. - Pani stamtąd  pochodzi?

- Nie. Mieszka tam moja ciocia. Teraz właśnie jadę ją odwiedzić. A ty?

- Ja się tak trochę zgubiłam, a teraz wracam do domu. - skłamałam. Chwilę jeszcze pogadałyśmy na temat tego miasta.

- Proszę mnie tutaj wysadzić. - powiedziałam, gdy poznałam już znajome miejsce. Znajduję się dwie ulice dalej od mojego domu.

- Dobrze. Do widzenia!

- Do widzenia! - wyszłam z samochodu i zaczęłam biec w stronę mojego domu. Nie minęło pięć minut, a ja się znajdowałam przed jego drzwiami. Bez pukania otworzyłam drzwi.

- Mamo?! Tato?! - krzyknęłam, gdy weszłam do mojego domu. Chwilę potem słyszałam jak ktoś zbiega ze schodów. Zdjęłam buty i udałam się w tamtą stronę.

- Córeczko tak tęskniliśmy! Nic ci nie jest?  - mama do mnie podbiegła, przytuliła i zaczęła zasypywać mnie stertą pytań.

- Powoli mamo. Chodź napijemy się herbaty, a ja w tym czasie ci wszystko opowiem. - powiedziałam spokojnie.

* Godzinę potem*

- Wiesz kto cię porwał? - spytał się tata.

- Nie. Cały czas mieli na sobie maski. - skłamałam.

- Przepraszamy córeczko, że tak mało czasu ci poświęcaliśmy! Wiedz, że cię kochamy z całego serca! Obiecuje ci, że to się zmieni! - rozpaczała mama.

- Ja też was kocham. Mogę iść już do swojego pokoju? - byłam tak strasznie zmęczona.

- Pewnie. - skinął głową tata. Szybko pobiegłam do swojego pokoju. Nic się nie zmieniło. Fioletowe ściany, fioletowe szafki, wielkie fioletowe łóżko stojące na środku pokoju. Dostrzegłam, że mój laptop na biurku. Szybko go wzięłam i weszłam na facebooka. Miałam 76 wiadomości. Potem je przeczytam.

Ja: Jestem już w domu. Przyjdziecie?

Napisałam na grupie w której jestem ja, Monika, Alan i Bruno. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.

Alan: Żartujesz sobie kurwa z nas Am?

Tylko Alan nazywa mnie "Am".

Monika: Daj mi 10 minut.

Bruno: Daj mi 3 minuty

Ja: Nie Bruno, nie żartuję. Przyjdź, a wam wszystko wyjaśnię.

Alan: Daj mi 2 minuty.

Alan: Jestem pod twoim domem.

Ja: Jestem w swoim pokoju.

Nie musiałam czekać nawet minuty, a chłopak już mnie przytulał całą siłą do siebie.

- Tak cholernie tęskniłem Tam. - chłopakowi łamał się głos.

- Ja też. - szepnęłam. Odsunął mnie lekko od siebie i spojrzał mi w oczy. Pojedyńcze łzy spływały po moich policzkach.

- Hej, nie płacz. Teraz wszystko będzie dobrze. - nie zdążyłam nic odpowiedzieć, a do pokoju wpadł Bruno i też mnie przytulił.

- Kurwa Tam. Tak bardzo tęskniłem!

- Ja też.

- Hej ty płaczesz? - otarł moje łzy. - Teraz będzie wszystko dobrze.

- Wiem. - chwilę jeszcze poprzytulałam się z chłopakami i do pokoju wpadła Monika z takim samym przywitaniem jak wcześniej chłopacy.

- Tak bardzo was kocham. - powiedziałam i przytuliłam ich wszystkich. Następną godzinę spędziłam na opowiadaniu jak uciekłam i takie różne bzdury. Nie powiedziałam im prawdy. Tak cholernie źle się czułam ich okłamując, ale wiedziałam, że nie mogłam ich wydać. Mimo wszystko polubiłam Luka, Mika, Ash'a, Cal'a, Niall'a, Zayn'a, Louis'a, Liam'a i Harrego.

- Zamawiamy pizzę czy chińczyka? - spytał Al.

- Pizzę. - powiedzieliśmy jednogłośnie.

- Składamy się? - wszyscy wyjęli to co mieli i wystarczyło nam na jedną wielką pizzę.

- Będzie za pół godziny. - mruknął Al.

- Co robimy przez ten czas?

- Obejrzymy jakiś film. - zasugerowałam. -Dużo mieliście sprawdzianów jak mnie nie było? - spytałam się. Wszyscy chodzimy razem do klasy. Alan jest wysokim blondynem z niebieskimi oczami. Jest wysportowany i jest w szkolnej drużynie koszykówki tak samo jak Bruno. Za to drugi chłopak jest ciemnym brunetem z czekoladowymi oczami. Obydwaj panowie są przystojni. Monika jest brunetką z zielonymi oczami.

- Noo...Były dwa z chemii i historii.

- Ja pierdole...Muszę teraz nadrobić wszystkie zaległości. W końcu nie było mnie w szkole dwa tygodnie. A działo się coś ciekawego?

- To co zwykle. Jessica - szkolna dziwka.- zerwała z Nataniel'em.- szkolny przystojniak. - Potem do siebie wrócili. No i w sumie to tyle.

- Okey. Jaki film oglądamy? - spytałam.

- Postawmy na klasyk. Zróbmy maraton Strasznego filmu.

- Okey. A zostaniecie na noc?

- Pewnie. - powiedzieli równocześnie przez co zaczęliśmy się śmiać.

- Rano Monika dam ci swoje ubrania, a wam poszukam jakichś waszych. - często u mnie nocowali, więc mam sporo ich ubrań.

- Okey. - chwilę potem dostarczona do nas pizzę, a my zaczęliśmy nasz mały maraton.

* Poranek*

Obudził mnie budzik w Alana telefonie. Szybko go wyłączyłam. Jest godzina 6:55, a my spać poszliśmy o 4:15. Postanowiłam obudzić resztę. Mam łóżko dwu osobowe, a zmieściło się na nim 4 osoby. Dość dziwnie leżeliśmy. Leżałam koło Alana i Moniki. Alan miał głowę na moim brzuchu i ręce oplecione wokół niego. Nasze nogi były splecione ze sobą. Monika i Bruno leżeli podobnie. Nie wiem jakim cudem zmieściliśmy się na tym łóżku.

- Alan. - zaczęłam go bić pięściami po plecach.

- Już wstaje. - nie widać tego. Przytulił mnie jeszcze mocniej. Czekajcie woda. Ja zawsze przy łóżku trzymam wodę. Wyciągnęłam rękę jak najdalej się dało i próbowałam dosięgnąć wody z szafki nocnej. Chwilę się męczyłam, ale się udało. Odkręciłam korek i wylałam wodę Alanowi na plecy. Ten szybko wstał.

- Pojebało cię?! - Alan krzyczał jak opętany przez co obudził Bruna i Monikę.

- Już dawno. - szybko wstałam i podeszłam do szafy wybrałam ciuchy na dziś. - Zajmuję pierwsza łazienkę! - szybko popędziłam do tego pomieszczenia i się ubrałam oraz zrobiłam makijaż. Dziś sobie darowałam prysznic. Gdy wyszłam z łazienki chłopcy już byli ubrani, a Monika czekała przed drzwiami od łazienki.

- Alan, kochanie ty moje! - rzuciłam mu się na szyję. - Zrobisz naleśniki?

- Dla ciebie zawsze. - mruknął i wziął mnie na barana. Mieliśmy jeszcze 40 minut, więc ze spokojem zdążymy. Mamy i taty nie ma już w domu, ale obiecali, że wrócą dzisiaj o osiemnastej do domu. Alan posadził mnie na blacie i zaczął robić naleśniki. Bruno jeszcze nie zszedł. Czuję, że pomiędzy Moniką, a Brunem coś iskrzy.

- Naleśniki! - krzyknęłam, gdy Alan postawił przede mną talerz z naleśnikami. Nie czekając na innych zaczęłam jeść.

- Idziemy czy jedziemy do szkoły? - spytał Bruno z pełną buzią.

- Możemy się przejść. Nie mamy do szkoły daleko. - stwierdził Alan.

- Zgadzam się. - stwierdziłam.

- Ja też. - poparła Monika.

- Będziemy musieli jeszcze zajść do naszych domów po plecaki. - rzekł Bruno.

- Mhm. To zajdziemy mamy po drodze. - gdy już wszyscy zjedli wyszliśmy z mojego domu. Sprawdziłam trzy razy czy na pewno zamknęłam drzwi. Po drodze śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Brakowało mi tego. 

*****************************

Rozdział zawiera 1318 słów! Dotychczas to mój rekord! Pamiętajcie o złotej zasadzie:

Gwiazdki = motywacja

Komentarze = motywacja

Motywacja = szybsze rozdziały!

Następny rozdział w poniedziałek! Miłego weekendu!

Alan Smith 17 lat

Monika Brown 17 lat

Bruno Clark 17 lat

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top