-7-
Lacey POV
-Kayla, jesteś pewna że potrzebujesz aż trzech sukienek na jeden świąteczny dzień?- zapytałam, powstrzymując się od wybuchu nieposkromionym śmiechem.
-Masz rację- westchnęła.- Idę szukać czwartej!
Przewróciłam oczami, kiedy odwróciła się i zaczęła udawać, że wraca do sklepu w którym przed chwilą byłyśmy. W końcu się roześmiała i wróciła do mnie, a ja jej zawtórowałam.
-Idziemy coś zjeść?- zaproponowała.
Nie musiała prosić dwa razy. W tym centrum handlowym, była świetna knajpka, gdzie można było zjeść dosłownie wszystko a smak dań, był tak świetny, że z każdym kęsem można było poczuć się tak, jakby jadło się kawałek nieba.
-Idziesz na Dziękczynienie do Jaydena?- zapytałam.
Fakt, że wydała tyle pieniędzy na kreacje musiał mieć związek właśnie z nim. Potrząsnęła prawie białymi włosami, które wczoraj zafarbowała. Pięknie komponowały się z jej czerwonymi ustami i dużymi oczami.
-Nie- zaprzeczyła.- Nie mogłabym przegapić żadnego święta w szalonym domu państwa Headey.
-Więc Jay wpadnie do nas, tak? Mam powiedzieć mamie, żeby przygotowała więcej jedzenia, bo twój facet zje nam pół zawartości lodówki?
Trzepnęła mnie lekko w ramię, na tę kąśliwą uwagę.
-Sama jej to powiedziałam- wystawiła lekko język.
Usiadłyśmy w rogu, uprzednio zamawiając sobie posiłek. Postawiłam na gofry z bitą śmietaną i lodami. Pomimo, że był październik w San Diego było gorąco. Taki już urok tego miejsca.
-To fajnie- westchnęłam. Im nas więcej, tym weselej.
-Znaczy wiesz..on przyjdzie dopiero po obiedzie u siebie. Wiesz, że u nich święta są zawsze...spokojne. Więc chciałam, żeby się trochę rozerwał.
Rodzice Sandersa byli poważnymi ludźmi. Wiecznie zabiegani, po uszy siedzący w swoim biznesie. Wszystko musiało być perfekcyjnie dopracowane, wystawne i okazałe. Jayden nie pasował do ich schematu. Był buntownikiem, zachowywał się agresywnie i tak na prawdę nie miał z nimi dobrego kontaktu. Jednak to dzięki nim, mógł dokończyć edukację bo rodzice dbali o to, aby wyciągać go z tarapatów. Nigdy nie mówili mu, że są nim zawiedzeni, bo jest taki a nie inny. Ale pewnie tak myśleli.
-Przecież wiesz, że mi nie przeszkadza- poprawiłam lekko włosy, których niesforne kosmyki zaczęły wypadać z luźnego upięcia.- Nikomu nie przeszkadzasz ani ty, ani Twoja mama a wiesz przecież, że Dylan traktuje Jaya jak brata.
Dylan Headey, to mój młodszy brat. Mówiąc młodszy, mam na myśli... sporo młodszy. Pomiędzy nami jest dokładnie dziesięć lat różnicy, bo młody urodził się dokładnie tego samego dnia, co ja. Dwudziestego szóstego kwietnia.
-Muszę go ostrzec, żeby się zachowywał- uznała.
-Przecież wszyscy go znają- stwierdziłam.- Dlaczego się stresujesz, Kayla? Nie pierwszy raz będzie u nas w domu.
Coś w jej zachowaniu było dziwnego. Jakby się czegoś obawiała albo jakby coś ją dręczyło.
-To jest takie dziwne- wyznała.- Stresuję się, bo...mam wrażenie, że to jest ten facet. Ten na całe życie. Nie mówię tego, jak każda zakochana osoba. Lacey, ja chcę tylko jego. Coraz częściej myślę o nim, jak o kimś z kim kiedyś zamieszkam, wezmę ślub, będę mieć dzieci. On sprawia, że czuję się wyjątkowa i lepsza. To nie jest to samo, co we wcześniejszych związkach. Dlatego chcę, żeby wszyscy uznali, że mogę z nim spokojnie spędzić resztę życia.
Pokiwałam głową na znak że rozumiem. To jak na siebie patrzyli, ta miłość bijąca z ich oczu od dwóch lat. Nie sądziłam tylko, że blondynka znacznie snuć takie plany już teraz. Przecież mamy po dziewiętnaście lat, to najlepszy czas na szaleństwa i beztroskie imprezowanie.
-Trochę wcześnie, na takie coś... nie uważasz?- zapytałam ostrożnie.
Kayla czekała z odpowiedzią, ponieważ kelner przyniósł nam jedzenie. Od razu rzuciłam się na lody, chcąc poczuć chłód na języku.
-Nie mówię, że już- sprostowała.- Nie odmówiłabym, gdyby o to poprosił. Ale...
-Ale?- zapytałam, nie wiedząc skąd wynika jej zachowanie.
-Boję się- wyszeptała, spuszczając wzrok na talerz. Posmutniała, a przecież przed chwilą tryskała energią.
-Czego?- zdziwiłam się.- Chyba nie boisz się jego?
Zagryzła lekko wargę, a na jej zębach odcisnęła się szminka.
-Chyba troszkę tak...
-Czekaj- potrząsnęłam głowa.- Boisz się swojego faceta? Kayla? Co się dzieje? On ci coś zrobił? Uderzył cię? Coś się stało?
Zaczęłam się martwić. Moje serce przyśpieszyło, kiedy do mózgu dotarła informacja, że moja przyjaciółka może mieć poważne problemy. Zaprzeczyła, energicznie kiwając głową na boki. Splotła swoje palce nad talerzem, nerwowo się nimi bawiąc.
-Lacey, ja się boję że on do tego wróci- spojrzała na mnie.- Że za parę lat wróci mu ten nawyk agresji i wywalczania wszystkiego siłą. Ja wiem, że się zmienił. Tyle razy mi to udowodnił, wciąż to udowadnia. Chcę być z nim. Kocham go, tak bardzo go kocham i nie chcę, żeby mnie zostawiał. Nie chcę go zostawić. Ale jeśli do tego wróci? Jeśli znowu ktoś wyląduje przez niego w szpitalu? Jeśli zacznie wyładowywać się na mnie? Będę musiała go zostawić, a to będzie dla mnie boleśniejsze niż wszystko, co do tej pory przeżyłam.
Zmarszczyłam czoło. Obawy Kayli może nie były bezpodstawne, ale ja uważałam, że są nie realne. Ludzie się zmieniają i dorośleją. Zachowanie Sandersa w liceum miało na celu, zwrócenie na siebie uwagi. Musiał się wyładować, nie liczył się z tym, co będzie za jakiś czas. Ale i na niego przyszła pora, kiedy zaczął dostrzegać, że kiedyś wyjdzie z ciepłej szkolnej klasy i będzie musiał zarabiać na siebie.
-Kochana, nie myśl tak- pocieszyłam ją, kładąc swoją dłoń na jej.- Nie wróci do tego. Nie będzie robił nikomu krzywdy, bo każdy cios, jaki wymierzy w kogoś będzie dla niego jak uderzanie ciebie. On cię kocha. Nauczyłaś go tego. Dałaś mu coś, czego szukał przez całe życie. Zrozumienie, miłość, wsparcie. On to docenia, to po nim widać. Prędzej mi kaktus na głowie wyrośnie a świnie zaczną latać, niż on zrobi coś takiego.
-Ale sama widzisz, jak go do tego ciągnie- spojrzała w bok, jakby uciekając przed moim spojrzeniem.
-Ciągnie go do sportów walki, nie do obicia komuś mordy- odpowiedziałam, nie zważając na słownictwo.- To coś innego.
-Dla mnie, to wciąż to samo- obruszyła się.
Po chwili zaczęła jeść swoją porcję frytek i sałatki. Zeszłyśmy na lekkie tematy, raz po raz śmiejąc się z siebie. W końcu Kayla zadała jedno z podstawowych pytań.
-Jak się czujesz?
-Dobrze- odpowiedziałam.- Jest okej.
-Ciesze się- uśmiechnęła się.- Tylko cholera, leki ci się kończą.
-To nic- machnęłam ręką.- Wrócę do domu i poproszę o receptę.
-Myślisz, że wystarczy ich na tyle?- potarła podbródek palcami, nie zważając na to że psuje tym swój makijaż.- Znaczy do Dziękczynienia jest jeszcze prawie miesiąc.
-Są tak obliczone, żeby wystarczyło- uspokoiłam ją.- To tylko psychotropy Kayla...
Popatrzyła na mnie, jednym z tych swoich spojrzeń, wyrażających oburzenie.
-Lacey, to normalne leki. Jak każde inne- powiedziała kategorycznie.
-To nie znaczy, że jestem chora na głowę- zmrużyłam oczy.
Dlaczego ludzie postrzegają problemy psychiczne przez pryzmat ludzi, wijących się w konwulsjach, toczących pianę w ust i wrzeszczących wniebogłosy zaraz po tym, jak z ich gardeł wydobył się szaleńczy śmiech. Nie jestem wariatką.
-Przecież wiem- zgodziła się.- Chodzi mi o twoje podejście. Traktujesz to jak witaminki. Jak raz nie weźmiesz, nic się nie stanie. A jeśli nie weźmiesz dawki inhalatora na czas, to też będzie okej i raz się nic nie stanie?
-Astma a depresja, to coś innego- zauważyłam, odkładając widelec na pusty już talerz.
-To i to, wymaga leczenia- założyła ręce na piersi.- I pomaga. Nie miałaś napadów od bardzo dawna.
-Mówisz o astmie czy o tym, że czasem myślę, żeby umrzeć?- uśmiechnęłam się krzywo.
-Lacey, na miłość boską!- wykrzyknęła.
Pokiwałam głową, oblizując usta.
-Jest dobrze Kayla, nie szukaj dziury w całym- uspokoiłam ją, nie chcąc by nasze zakupy zostały do końca zepsute.- Leki działają, a kiedy działają zapominam, że muszę je jeść. Przypominasz mi o tym, wiec jest okej. Terapia...pomaga.
Tak sądzę.
-Od początku wiedziałam, że Caden cię zrujnuje- westchnęła.
Uśmiechnęłam się smutno. Wheeler był powodem, przez który się złamałam. To poważne pęknięcie, doprowadziło do setek kolejnych, dzięki którym moje myśli ukierunkowane były w jednym celu. Nie zasłużyłam żeby żyć, bo jestem bezwartościowa i naiwna. Nie powinnam żyć. Musiałam zacząć chodzić do psychologa, żeby móc studiować.
-Nie mów tak- poprosiłam.- Moja psychika prędzej czy później by się odezwała.
Westchnęła przeciągle, uśmiechając się szeroko.
-Wiesz co?-zapytała.- Widziałam świetne spodnie na wyprzedaży. Będziesz w nich bosko wyglądać! Co ty na to?
Roześmiałam się szczerze. Tak, nawet osoby sięgające po takie substancje to robią.
-Skoro wyprzedaż, to nie można tego przegapić!
Miałyśmy cały dzień dla siebie i należało to wykorzystać na wszelki możliwy sposób. W końcu ile można siedzieć w akademiku?
Caden POV
Rzuciłem sportową torbę na podłogę, obok rzędu szarych szafek. Czułem się trochę jak w liceum, przed zajęciami sportowymi. Grałem w szkolnej drużynie, ale nigdy nie byłem jakoś specjalnie wybitny. Po prostu dobrze mi szło, ale cała chwała zawsze spływała na kogoś innego. W sumie to mnie to nie obchodziło, bo chciałem się po prostu dobrze bawić i mieć co wspominać. Teraz czasem tęsknię do tych odrapanych korytarzy. Wszystko było wtedy znacznie prostsze, przyszłość nie wydawała się taka niejasna a ty, mogłeś być beztroski.
-Co jest?- zapytał Jayden, przystając obok mnie.
-Nic- potrząsnąłem głową.- W sumie się zastanawiam, co będzie jak Kayla się dowie.
-Lepiej, żeby się nie dowiedziała- spojrzał na mnie ostrzegawczo, jakbym miał zamiar go wydać.
A w życiu. Może ta blondynka mnie wkurza, ale jest dziewczyną mojego kumpla więc nie mam zamiaru robić sobie wrogów. Zwłaszcza w osobie Sandersa. Poza tym serio chcę, żeby mógł robić to co lubi. Wiem jak to jest, kiedy nie ma się możliwości rozwijania pasji.
-Przecież jej nie powiem- zaśmiałem się, otwierając szafkę kluczem.- Zrozum, serio chcę żyć a jeśli by się dowiedziała, wąchałbym kwiatki od spodu.
-Racja- przyznał.- Jest trochę...uprzedzona co do ciebie.
Wiedziałem o tym. Jay należał do osób mówiących bez ogródek co wie i myśli. Potrafił krytykować ale też trzeźwo określał daną sytuację. Był po prostu szczery i jeśli chciałeś się z nim zadawać, musiałeś zrozumieć, że nie zawsze chce ci dopiec tylko powiedzieć prawdę.
-Trochę, to chyba zbyt lekkie słowo- westchnąłem.
Zacząłem wyciągać z torby wszystkie potrzebne rzeczy.
-O co jej chodzi tak dokładnie?- zapytał, patrząc na mnie.- Znaczy wiem, że chodzi o jakieś dawne sprawy między tobą a Lacey, ale liczyłem że powiesz mi coś więcej. Kayla zasłania się jakąś przysięgą milczenia, co w ich wypadku jest chyba świętością.
Ściągnąłem koszulkę przez głowę, zakładając czarny tank top. Nie kłopotałem się z szukaniem przebieralni. To aż dziwne, że nie wygadała się jeszcze swojemu facetowi. Może to i nawet lepiej. Jayden traktował Headey jak siostrę, więc gdyby wiedział co okropnego jej zrobiłem, prawdopodobnie zmasakrowałby mi twarz.
-Dawne flirty- wzruszyłem ramionami, mówiąc ogólnie. Musiałem ważyć słowa, co niestety często robiłem w swoim życiu.- Lacey...nic ci nie opowiadała?
Przebrałem również spodnie na jakieś luźniejsze, które sięgały do kolan.
-Nie- zaprzeczył.
Wzruszyłem ramionami, obojętniejąc. Nie chcę wiedzieć, czemu to zrobiła. Nie chce o niej teraz myśleć.
Sanders przywalił pięścią w moją otwartą szafkę, co mnie zdezorientowało. Uderzenie spowodowało, że ją zamknął a donośny odgłos rozniósł się po pomieszczeniu. Chłopak był niewiele wyższy ode mnie. Wlepiał we mnie spojrzenie przymrożonych oczu, które pociemniały. To chyba nie wróżyło nic dobrego, zwłaszcza że cały się spiął. Ja też na niego popatrzyłem, automatycznie się prostując.
-Jeśli kiedykolwiek, dowiem się co jej zrobiłeś i uznam, że to przez ciebie jest w takim stanie- syknął rozgniewany- nie będę patrzył na to, że jesteś w naszej paczce. Skopię ci dupę tak, że na zawsze to zapamiętasz i nie odważysz się nawet na nią spojrzeć, jasne?
Był śmiertelnie poważny, mroził mnie wzrokiem jednak nie pozostawałem dłużny. On był w stanie mi przywalić, wiedziałem to. Ale nie był niepokonany. Moją uwagę przykuło jedno sformułowanie, które tłukło się w mojej głowie. O co chodzi z tym stanem drobnej brunetki? Przecież jest taka jak zawsze... wesoła, uśmiechnięta, ironiczna i zabawna. A zresztą... Sanders i jego pieprzone sztuczki manipulanta.
-Pomiędzy mną a nią jest okej- zapewniłem chłodno.- Wyjaśniliśmy to.
Jeszcze przez chwilę patrzył na mnie, jakbym był jego wrogiem. Zaraz potem wyluzował i odszedł parę kroków, po czym się uśmiechnął. Nie było już śladu po gniewie czy wcześniejszych groźbach.
-Proponuję rozgrzewkę- powiedział, wrzucając do swojej szafki wszystkie rzeczy i zamknął drzwiczki.- Parę minut na bieżni, jakieś wyciskanie...chcę zobaczyć na co cię stać Caden.
Zaśmiałem się.
-Nie wierzysz w to, że coś potrafię?
Teraz to on zaczął się śmiać. Oparł dłonie na bokach.
-Zobaczymy- wzruszył ramionami.- Pewnie mnie zaskoczysz.
-Taki mam plan- przyznałem, chwytając butelkę wody.
Ruszyliśmy w stronę siłowni, gdzie planowaliśmy rozgrzewkę by ostatecznie wylądować na ringu. A raczej obok niego, gdzie trenowaliśmy przy worku. Jedno trzeba było przyznać. Jayden miał cholerne zdolności w tym kierunku. Chociaż miał mi tylko pokazać parę rzeczy, najpierw musiał się wyżyć. Przez długie minuty walił w worek treningowy, dopóki po jego twarzy nie zaczęły spływać kropelki potu. Każdy jego cios w czarny przedmiot był idealnie dopracowany, wymierzony z precyzją i siłą. Rzucał mi rady i w skupieniu obserwował moje poczynania.
-Mogę cię o coś zapytać?- spojrzałem na niego.
-Pytaj o co chcesz- oparł się o kolumnę, gestem pokazując mi żebym poprawił ustawienie co oczywiście zrobiłem od razu.- Nie gwarantuję, że ci odpowiem.
-Dlaczego tego nie robisz?- wykonałem parę ciosów, z dumą uznając że były dobre.
-Czego?- zapytał, przekrzywiając lekko głowę.
-Stary- opuściłem ręce wzdłuż ciała.- Przecież sporty walki to twoja pasja. Masz okazję by ją rozwijać ale tego nie robisz.
Pokręcił głową.
-Tak jest lepiej- powiedział.
Ale widziałem z jego twarzy, że tak nie myśli.
-Rozumiem, że Kayla nie jest zbyt uradowana, ale chyba...cholera, czy to nie przesada?- westchnąłem.
Miałem w dupie to, czy Millera będzie zła czy nie. Miałem głęboko w poważaniu to, co o mnie sądziła i co sądzić będzie, jeśli się dowie. Ona nie widzi, że więzi ukochanego jak w klatce. Jay na pewno nie uderzyłby jej specjalnie czy z premedytacją ale jeśli będzie tłumić swój gniew kiedyś wybuchnie i wyżyje się na pierwszej lepszej osobie. Bądź co bądź ją ma najbliżej.
I Lacey. Ona się przed nim nie obroni.
-Może trochę- mruknął, patrząc przed siebie.- Dlatego nie może się dowiedzieć.
-Masz zamiar ją okłamywać?- zapytałem.
-Nie okłamuję jej- sprostował.- Po prostu naginam prawdę. Czasem musimy mówić to, co nasze kobiety chcą słyszeć, żeby to wszystko mogło funkcjonować.
Przyznałem mu w duchu rację. Zgodziłem się spędzić najbliższe święta w rodzinnym domu Sylvii. Dobrze wiedziałem, że tego właśnie oczekuje a znałem ją na tyle, żeby wiedzieć jak bardzo była by na mnie zła za to, że odmówiłem.
Moja złośnica.
-No dobra- Jay klasnął w dłonie, wyraźnie zadowolony.- Coś chyba ciebie będzie, więc pokaże ci trochę trudniejsze rzeczy.
Odbił się od kolumny i przez pięć minut korzystał z tego, że może to robić. Kayla mi kiedyś za to podziękuje.
Connor POV
Jasna cholera.
To była moja pierwsza myśl, kiedy leniwie podniosłem powieki. Moja głowa huczała, coś boleśnie wwiercało się w moją czaszkę, jakby jakiś pieprzony gnom pracował na niej młotem pneumatycznym.
Pierdole, nie piję więcej z Cameronem.
Taki już jestem, że wyczuwam kiedy coś jest nie tak. Zachowanie Cadena było dziwne i co? Miałem rację. Miał swój powód. Widziałem to również w osobie Merrimana, kiedy przyszedł i oznajmił, że chce się schlać. Za tym stwierdzeniem kryła się jednak silna potrzeba zapomnienia i jak na przyjaciela przystało, pomogłem mu zapomnieć. Sam nie wiem o czym, a może nie pamiętam, bo na pewno mi o tym mówił. Wyciągnąłem flaszkę wódki, kiedy Wheeler zniknął z pola widzenia i tak jakoś wyszło, że nie wiem nawet jak znalazłem się w swoim pokoju. Musiałem być niezły, skoro dałem radę przebrać podkoszulek.
Danina Trapnell.
Taka nazwę nosił problem mojego kumpla. Próbowałem sobie przypomnieć, co o niej opowiadał ale ten skrzat nie dawał za wygraną. Wciąż łomotał w moją czaszkę, przyprawiając mnie o zawroty głowy. Jęknąłem przeciągle, czując jak treść mojego żołądka podjeżdża mi do gardła. Zacisnąłem powieki, przyciskając twarz do pościeli. Po chwili nieprzyjemne uczucie zniknęło, jednak wiedziałem, że jeszcze wróci. Kac nie da tak łatwo o sobie zapomnieć. Nawet nie wiedziałem która godzina i nie chciałem się dowiedzieć. Odpowiadało mi spędzenie całej soboty w łóżku. Po piciu zawsze ostro mnie męczyło. W moich ustach panowała istna Sahara i jedyne o czym marzyłem to szklanka wody. Albo dwie. To była jedyna rzecz, która zmusiła mnie do wstania i naciągnięcia na dupę jakichś dresów. Wyszedłszy z pokoju zmęczony, niczym maratończyk po pokonaniu wielu kilometrów, skierowałem się do kuchni. Doczłapałem do pomieszczenia, gdzie stał mój kumpel. Wyglądał tak samo koszmarnie jak ja, kiedy opierał się o dużą lodówkę z zamkniętymi oczami.
-Widzę- zauważyłem, z charakterystyczną pijacką chrypką. Odchrząknąłem, żeby się jej pozbyć jednak mój głos wciąż zdradzał, że piłem.- Że moglibyśmy dziś startować w konkursie piękności.
Cameron miał worki pod oczami, był blady i wyglądał jakby coś go przemieliło. Jego jasne, przydługie włosy były poplątane.
-Spierdalaj- mruknął, uchylając jedną powiekę i lustrując mnie przekrwionym spojrzeniem niebieskich oczu.
Westchnąłem ciężko, łapiąc butelkę wody. Przyssałem się do niej, jak do pewnej uroczej piękności z klubu, tydzień temu. Woda łagodziła moje pragnienie, chociaż cały czas je czułem.
-Gdzie Caden?- zapytał mój towarzysz.
-Nie wiem- powiedziałem.- Może był z kimś umówiony?
-Lacey?- zapytał.
-Nie, chyba nie- pokręciłem głową, na co szalejący po niej gnom zareagował od razu. Ożywił się i wzmógł swoje działania, potęgując moją frustrację.
-Pewnie tak- uśmiechnął się lekko.- Widziałeś kiedyś, jak ona na niego patrzy?
Nie specjalnie się temu przyglądałem, ale znałem prawdę a przynajmniej jej cześć. Oni ze sobą nie kręcą, bo Wheeler miał jakąś inną laskę. Nie miałem siły tego tłumaczyć. Poza tym, to prywatna sprawa tej dwójki i jeśli będą chcieli się tym z kimś podzielić to to zrobią. Ja nie mam zamiaru o tym rozpowiadać. Są dorośli, chyba dadzą radę.
-Zapytaj Cadena- poradziłem, wychodząc z kuchni. Zaraz potem oglądnąłem się przez ramię i spojrzałem na przyjaciela.- Czy ta dziewczyna była warta tego jak teraz się czujemy?
Cameron prychnął.
-Jest warta zupełnie wszystkiego co ziemskie i boskie- mruknął, opadając na krzesło. Zatopił palce we włosach.- Ale chyba to zjebałem.
-A rozmawiałeś z nią o tym?- podsunąłem, chociaż pewnie to samo powiedziałem wczoraj wieczorem.
-Próbowałem- westchnął.- Nie chce ze mną rozmawiać.
-Próbuj- westchnąłem.- One to lubią. Lubią czuć się ważne, adorowane i lubią widzieć, że ktoś się stara.
-Zarzuci mi nachalność- spojrzał na mnie.
Wzruszyłem ramionami.
-Zmień taktykę, stary- poradziłem.- Nie proś o rozmowę, nie błagaj jej. Postaw ją przed faktem dokonanym. Powiedz "Porozmawiajmy. Teraz. ".
Nie wyglądał na przekonanego, ale zaczął nad tym myśleć. Miałem wrażenie, że podobne słowa wypowiedziałem wczoraj, ale nie byłem pewien. Doczłapałem do swojego pokoju, rzucając się na łóżko.
Kobiety... zdecydowanie potrafią pociągnąć na samo dno.
======
Dodałam perspektywę Connora, bo chyba go polubiliście :D
Poza tym, chciałam jakoś naprowadzić Was na poboczne wątki tej dwójki, bo są ważnymi postaciami w opowiadaniu :3
Z rozdziału jestem średnio zadowolona, ale cóż...takie początki.
Pozdrawiam! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top