-5-
Lacey POV
Ignorowałam wszystko, co miało związek z Cadenem Wheelerem. Nie, żeby należało to do łatwych rzeczy, ale się starałam. Kayla przejmowała się coraz mocniej i nie chciałam jej martwić. Patrzyła, czy faktycznie połykam tabletki i pilnowała mnie jak dziecko. Jej opiekuńczość była rozczulająca, do pewnego momentu. Musiałam wziąć się w garść i przestać ciągle o tym rozmyślać. Nie wiem, co miały znaczyć te gesty z jego strony, ale postawiłam sprawę jasno. Znał mnie i wiedział, że w każdej chwili może do mnie napisać lub wpaść. Poza spaniem w jednym łóżku i wieczorną kawą, nie zdarzyło się nic więcej. Nawet kiedy minęliśmy się w drodze na zajęcia, rzucił tylko krótkie "cześć" i pognał w swoją stronę. To mnie raniło, ale przecież nie pierwszy raz. Tylko, że dziś był piątek. Dokładnie tydzień, od ostatnich wydarzeń i to było lekko dołujące. Jeszcze większym problemem było to, że za dwie godziny mieliśmy spotkać się w domu Braci C i spędzić czas w szóstkę.
Poprawiłam makijaż, wykonując ostatnie ruchy szczoteczką do rzęs. Kayla już dwa razy wołała mnie, abym wreszcie wyszła. Jednak kompletnie nie potrafię się skupić i ciągle coś psuję, przez co muszę zaczynać od nowa. Wkurzona, rzucam kosmetyczką i obracam się, w kierunku wyjścia, jednak podniesione głosy dochodzące z pokoju, skutecznie unieruchamiają mnie w miejscu.
-Nie pozwolę ci na to, rozumiesz!?- krzyknęła Kayla i mogłam sobie wyobrazić, jak mierzy palcem wskazującym w swojego rozmówcę.
-Przecież to tylko trening!- bronił się Jayden, któremu również powoli puszczały nerwy.
Oparłam się lekko o ścianę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Nie chciałam podsłuchiwać, ale jeszcze bardziej nie uśmiechało mi się wkraczać w paszczę lwa. Kiedy ta dwójka się kłóciła, lepiej było zejść im z drogi. Dla swojego własnego bezpieczeństwa.
-Już ja widzę ten trening- prychnęła.- Tylko czekać, aż wylądujesz w areszcie za kolejną bójkę!
-Nigdy nie siedziałem we więzieniu- zaoponował.- Poza tym, mówiłem ci, że możesz chodzić i patrzyć co robimy.
-Jeszcze czego- wkurzyła się.- Przebywać ponad programowo z Cadenem, tylko po to żeby cię pilnować. Masz mu odmówić, jasne!?
-Kayla!- krzyknął, a jego twardy tembr głosu odbił się od ścian pokoju.- Nie możesz mi rozkazywać!
-Nie mam zamiaru patrzyć, jak znowu to robisz, Jay!- wiedziałam, że blondynka była bliska płaczu.- Nie chce przez to przechodzić, jasne!? Kolejny raz! Nie dość już odjebałeś!? Przypomnij sobie!
-Masz zamiar zawsze mi to wypominać?- zirytował się.
-Tak!- odkrzyknęła.- Bo może to do ciebie dotrze, idioto! Martwię się, rozumiesz?
-Nie masz o co- odpowiedział.- Caden chce tylko paru lekcji, podstaw. Nic więcej.
-Nie- zaprzeczyła.- Nie i koniec. Miałeś z tym skończyć, Jay. Obiecałeś mi- teraz jej głos załamywał się. Traciła swoją siłę i kontrolę przejmowały emocje.
Przez chwilę panowała cisza, która była czymś dziwnym. Jestem pewna, że pół akademika słyszało ich wojnę, ale tutaj takie rzeczy były dość częste. Trzeba przywyknąć, że czasem słyszy się zbyt dużo. Co było w akademiku, zostaje tutaj. Taka niepisana zasada.
-Skarbie- westchnął Jayden, całkiem spokojnie. Chyba się poruszył, bo słyszałam jak jego trampki piszczą w kontakcie z panelami.- Na prawdę nic się nie stanie. Dwie, trzy lekcje. Góra pięć i zobaczy, czy opłaca mu się inwestować w instruktora. Nie będę się z nim bił. Tylko zobaczę czy on się nadaje do tego sportu. Hej....nie płacz, nie ma o co.
Sanders w swojej licealnej karierze, należał do typowych bad boyów i nie mam pojęcia, jak Millera zdołała go ujarzmić. Pod jej wpływem, zaczął się zmieniać, chociaż widziałam ten błysk w oku, kiedy coś mu się nie podobało. Czasem jego mięśnie drgały niebezpiecznie, kiedy coś go wkurzało. Wcześniej reagował agresją a teraz zachowuje spokój. Przynajmniej bardzo się stara. Nie wiem, dlaczego Wheeler zaproponował akurat jemu taki układ, o jakim opowiadała mi Kayla, ale przyznam szczerze... mnie też to zdenerwowało. Bo On doskonale wiedział o jego przeszłości. Po pierwsze, wiedziałam jak bardzo ciągnie Jaya do tego i jeśli będzie mieć z tym bezpośredni kontakt, może wrócić do dawnych nawyków. Po drugie...dlaczego Caden chciał się bić? Rozumiem siłownię, ale czemu akurat boks? Bałam się o niego, chociaż pewnie nie miałam prawa. Przecież nie byliśmy razem. Może chciał zrobić Kayli na złość? A może miał w tym konkretny cel?
Kiedy przez jakiś czas nie słyszałam żadnych dźwięków po drugiej stronie, postanowiłam wyjść i udawać, że nic nie słyszałam. Chłopak obejmował dziewczynę, szepcąc jej coś do ucha a ta, zakrywała twarz dłońmi, wtulona w jego klakę piersiową. Chyba jednak weszłam nie w porę. Moi przyjaciele odeszli od siebie, a Kayla starła samotną łzę z policzka.
-Jesteś gotowa?- zapytała, pociągając nosem.
-Tak- potwierdziłam, chwytając torebkę.- A wy?- dodałam, widząc w jakim jest w stanie.
-Jasne- odpowiedział Jayden, patrząc na mnie.- Chodźcie.
Sprawdziłam czy w torebce znajduje się inhalator i telefon, po czym skierowałam się do wyjścia. Kiedy Sanders przepuszczał nas w drzwiach, spojrzenie blondynki skrzyżowało się z moim. Chciałam ją zapytać, czy jest okej a ona, odpowiedziała mi bezdźwięcznie "Pogadamy potem". To było piękne w naszej przyjaźni. Wiedziałyśmy, że cokolwiek by się nie działo, będziemy o tym rozmawiać.
W samochodzie panowała głucha cisza. Jayden prowadził w skupieniu, zielonooka wyglądała przez okno, a na jej twarzy malowała się troska. Do moich uszu, dochodził tylko stłumiony dźwięk silnika, przez co całość nabrała przygnębiającej aury. Dlaczego akurat dziś, w tym starym złomie musiało zepsuć się radio?
2 lata wcześniej
-Lacey- powiedział Caden, spacerując wzdłuż szkolnych korytarzy. W sumie to nie wiem, gdzie chciał iść ale pozwolił mi się prowadzić. A moim kierunkiem była damska szatnia, gdyż za chwilę miałam zajęcia sportowe.
-Słucham?- spojrzałam na niego, obserwując jak jego uśmiech się poszerza.
-Nic- popatrzył na mnie. Jego czy błyszczały a dołeczki w policzkach dodawały tylko uroku. Był przystojny. Cholernie przystojny a jak się okazało, miał również fajny charakter. Pisaliśmy wieczorami i nigdy nie brakowało nam tematów. To było coś innego, niż wcześniej. To uczucie, było wyjątkowe.- Po prostu to ładnie brzmi.
-Co ładnie brzmi?- zapytałam, śmiejąc się.
-Twoje imię- odpowiedział.- Nie znam żadnej dziewczyny poza Tobą, o takim imieniu.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Ja znam co najmniej trzy- zaśmiałam się.
-A ja jedną- stwierdził.- I to wyjątkową.
Zarumieniłam się, przystając pod drzwiami. Lekko oparłam się plecami o ścianę i przygryzłam wargę. Wciąż trochę się denerwowałam kiedy byłam w jego towarzystwie. Chciałam żeby mnie polubił i wolałam się nie zbłaźnić. A przecież wtedy o takie coś najłatwiej.
-I co?- zapytałam.- Jest w porządku?
Lubiłam się z nim droczyć, bo dźwięk jego śmiechu był kojący. Chciałam go rozweselać, tak po prostu.
-Nooo- pokręcił głową.- Może być...
Trzepnęłam go w ramię, na co wybuchnęliśmy gromkim śmiechem, zwracając na siebie uwagę kilku dziewczyn. Nie tylko ja uważałam, że Caden jest przystojny.
Zadzwonił dzwonek a to oznaczało, że musieliśmy się rozstać. Nie za bardzo miałam na to ochotę, ale chyba nie mieliśmy wyjścia.
-W weekend jest impreza- poinformował mnie.- Chcesz wpaść?
-U kogo?- zapytałam.
-U mnie- zbliżył się o krok.- Przyjdziesz?
Wzięłam w płuca głęboki wdech. Jego zapach delikatnie drażnił moje nozdrza a przecież, mógłby stać jeszcze bliżej i wtedy ta woń, nasiliłaby się jeszcze bardziej.
-Czemu nie- uśmiechnęłam się lekko.- O której?
-Dziewiąta wieczorem- jego spojrzenie uważnie lustrowało moją twarz, przez co czułam bolesny supeł, wiążący się w dole mojego brzucha. Ale to było...przyjemne.
-W takim razie będę- zapewniłam.
-Cieszę się- pokiwał głową.- Bez ciebie nie było by tak fajnie.
Pożegnaliśmy się, a ciepło jego spojrzenia było ze mną przez cały dzień.
Chociaż sytuacja, jaka miała miejsce w naszym pokoju, wywarła spore zakłopotanie, kiedy przekroczyliśmy próg dobrze znanego domu, wszystko uległo zmianie. Radosne głosy Camerona i Connora, rozweseliły Kaylę a kiedy zaproponowali grę w karty, Jaydenowi zaświeciły się oczy, na myśl o rywalizacji. Caden poszedł po najmniejszej linii oporu i zamówił pizzę, ponieważ to on był odpowiedzialny za posiłek.
-Nie umiem grać- jęknęłam.
-To cie nauczymy- wyszczerzył się Connor, tasując karty.
-O nie nie- parsknęłam.- Już ja was znam. Zrobicie ze mnie kozła ofiarnego.
-Nie marudź, Lacey- westchnął Cameron, odgarniając przydługawe, blond włosy do tyłu.- Jestem świetnym nauczycielem.
-Tydzień temu przegrałeś- przypomniał Caden, czym zwrócił na siebie uwagę całego towarzystwa.- Jeśli chcesz nauczyć się przegrywać, to możesz grać z nim.
Zaśmiałam się, kiedy Merriman trzepnął chłopaka po ramieniu.
-Ja przynajmniej jestem cierpliwy- mruknął.- Więc może coś jej zostanie.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, kiedy faceci zaczęli się przekomarzać, niczym dziesięciolatki na placu zabaw. To było śmieszne, ale z jednej strony trochę nie pasowało do prawie dwudziestoletnich mężczyzn. A może to ja poważnieję?
-Lacey- westchnął Wheeler.- Zagraj ze mną. Wyjaśnię ci zasady i nauczę cię grać. To rewanż, za referat w ostatniej klasie.
Moje serce zamarło.
Wciąż pamiętał.
Caden POV
Dziewczyna wisiała mi nad ramieniem, lustrując talię kart. Siedziała bokiem, lekko opierając dół pleców na podłokietniku kanapy i zwijając nogi w dziwnej pozie, pod siebie. Nie wiem, czy było jej wygodnie, ale na to nie wyglądało. Pochyliłem się do przodu, intensywnie myśląc nad kolejnym ruchem. Zapach dziewczyny mnie rozpraszał. Był słodki i kuszący.
Spojrzałem na nią, kotem oka.
-Co mi radzisz, moja wspólniczko?- uśmiechnąłem się łobuzersko. Jej wzrok utkwiony był w kartach, które obserwowała, jednak szybko przeniosła go na moje oczy.
-Hmmm- zamyśliła się.- Pass*?
-Jesteś pewna?- zapytałem.
Starałem się ją wciągnąć do gry, ale nie za dużo rozumiała. Dla niej, najbezpieczniejszym wyjściem było rzucenie kart, zanim starci się jeszcze większą ilość pieniędzy, które w rzeczywistości i tak sobie oddamy, po skończonej partyjce.
-Nie wiem- pokręciła głową.
Chłopaki zaczęli się śmiać. Kayla mordowała mnie wzrokiem, więc pewnie wciąż była zła o to, że starałem się namówić jej chłopaka do treningów. Nie obchodziło mnie to. Dobrze wiedziałem, że Jayden tęskni za sportami walki. Widziałem to za każdym razem, gdy grali na konsoli albo gdy jego mięśnie spinały się, kiedy był zły. Półtorej miesiąca i już wiedziałem, że ta mała blondynka usidliła go i wręcz uwięziła.
Oparłem się o oparcie, lekko do niej przybliżając, chociaż i tak jej udo, ocierało się o boje biodro. Podsunąłem jej karty pod nos, pokazując każdą po kolei palcem.
-Pamiętasz, co mówiłem na poczatku?- mruknąłem lekko, nachylony do jej ucha.
Zerknęła na mnie a nasze twarze znajdowały się zdecydowanie zbyt blisko siebie.
-Ej, gołąbeczki- gwizdnął Davies.- My tu chcemy grać, a nie oglądać waszą grę wstępną.
Lacey się zarumieniła, trzepocząc rzęsami i przejeżdżając palcem po fakturze kart.
-Spadaj, Connor- warknąłem, powracając wzrokiem do Headey. Unikała moje spojrzenia a jej policzki zrobiły się różowe. Mocno różowe.- Pomyśl,
-Sprawdzamy?- wyszeptała.
-Bingo!- powiedziałem z uznaniem, bo to znaczyło, że zapamiętała co mówiłem.
-Gramy w pokera, cwelu- mruknął Cameron, na co Jayden praktycznie zadławił się sokiem.
Na mojej twarzy pojawił się ten cwany uśmieszek i cóż, już powinni wiedzieć że wygrałem. To znaczy wygraliśmy. Ja i dziewczyna obok mnie.
-Sprawdzamy- potwierdziłem głośno, rzucając karty na stół.
Kayla jęknęła niezadowolona, ponieważ poniosła sromotna porażkę. Jak się okazało wygraliśmy, bo układ kart innych był dużo gorszy od naszego. Niebieskooka pisnęła zadowolona.
-Wygraliśmy- ucieszyła się.
-Oszukiwałaś, no nie?- prychnął Connor, drapiąc się po tej części głowy, gdzie jego włosy nie były farbowane i pozostawały krótko ostrzyżone.- Przecież mówiłaś, że nie umiesz grać.
-Bo nie umiem- zaśmiała się dźwięcznie, praktycznie parę centymetrów od mojego ucha. Ten śmiech, wywołał u mnie dziwne dreszcze.- To Caden grał. Ja tylko patrzyłam.
-Mogłaś go rozpraszać, Lacey- jęknął Jayden, który nie lubił przegrywać.
-Wszyscy wiemy, że Caden Wheeler lata za każdą spódniczką- mruknęła Millera, wślizgując się na kolana swojego faceta.
Zagryzłem wnętrze policzka, mrużąc oczy. Wolałem nie wdawać się w dyskusję. Czasem lepiej było przemilczeć sprawę a jeśli dziewczyna była wyjątkowo wkurzona, przeprosić i wziąć winę na siebie. Ale nie przy Kayli. Na nią to nie podziała, bo żywi do mnie urazę wielkości Rowu Mariańskiego.
-Myślałem, że będziesz naszym człowiekiem w obozie wroga- przyznał Cameron, patrząc na radosną twarz brunetki. Zbierał karty i pieniądze, które mi potem podsunął.
-Co na to poradzę, że umiem tak dobrze grać- zaśmiałem się.
-To oczywiście przeze mnie, wiadomo- Lacey wstała i zaczęła zbierać kartony po pizzy.- Wniosłam do tej drużyny dużo dobrego.
Oczywiście jej głos ociekał ironią, ale było to całkiem...słodkie? Poprawiła swoją zieloną sukienkę, która luźno opadała z bioder, wzdłuż jej nóg. U góry, materiał bardziej ją opinał, a szacuneczki przy dekolcie zawiązany był w supełek. Rękawy sięgały jej do łokci a czarne rajstopy podkreślały jej zgrabność. Lustrowałem ją wzrokiem, a kiedy zniknęła z mojego pola widzenia zmarszczyłem czoło.
-Oglądamy film?- zaproponowała blondynka.
Wszyscy przytaknęli. Podeszli do telewizora, szukając czegoś, co można było by zobaczyć i nie umrzeć z nudów. Westchnąłem, sprawdzając telefon. Sylvia napisała do mnie wiadomość, ale pewnie dotyczyła spędzenia Święta Dziękczynienia u Niej, więc nawet nie sprawdzałem. Nie chciałem psuć sobie humoru, a ten temat był drażliwy. Wiem, że się zgodziłem ale ostatnio, kiedy dzwoniłem do domu, słyszałem pełen tęsknoty głos mamy. W końcu, jej najmłodsze dziecko wyfrunęło z gniazda i teraz wraz z tatą, siedzą w wielkim domu sami. W święta wszyscy się zjeżdżali i pamiętam, że kiedy byłem młodszy, strasznie mnie wkurzało to, że kogoś nie ma wśród nas, bo wolał siedzieć z przyjaciółmi.
Wstałem zbierając śmieci ze stołu oraz pieniądze. Skierowałem się do kuchni, gdzie Lacey targała kartonowe pudełeczka i wyrzucała je do kosza. Rzuciłem zakrętki i serwetki, po czym odliczyłem połowę kwoty i położyłem na blacie.
-To dla ciebie, wspólniczko- powiedziałem.
Spojrzała na równo sześć dolarów, po czym uniosła swój wzrok na mnie. Jej oczy były duże, niebieskie i pełne błyszczących iskierek. Tańczyły radośnie, a to znaczy że miała dobry humor. Uśmiechnąłem się do niej.
-Jesteś pewny, że możemy? Zawsze oddawaliście pieniądze...
-Zainteresowali się filmem- machnąłem ręką.- Zapomnieli o forsie.
Zaśmiała się dźwięcznie, po raz kolejny.
-Okej- zgodziła się.- Tylko nie wydaj na głupoty- ostrzegła.
-Ja?- zdziwiłem się.-Gdzieżbym śmiał- wystawiłem jej język, mrugając przy okazji prawym okiem.- Proponuję ci układ.
-Układ?- zaciekawiła się, zakładając ręce na piersi.- Jaki?
-Będziesz grać z innymi i ich rozpraszać, dzięki czemu wgram i połowę kasy oddam tobie. Proponuję Camerona, bo on się kiedyś wścieknie, że ciągle dostaje po dupie.
Z całych sił, próbowała stłumić parskniecie. Widziałem to. Mój pomysł rozbawił nawet mnie, ale starałem się grać dalej poważnego hazardzistę.
-Nie grasz fair, Caden- zmrużyła oczy, ale nawet wtedy były nienaturalnie duże i piękne.
-Zawsze mam jakieś asa w rękawie, Lacey- zniżyłem głos, nachylając się nad nią.- Teraz będziesz nim ty, co ty na to?
Mój oddech obijał się o jej policzek, przez co delikatnie zadrżała. Uniosła wzrok na mnie, pełen delikatności i niewinności. Każdy facet na moim miejscu, wiedziałby co robić. Ale nie jestem takim chujem, żeby ranić dwie dziewczyny na raz. Zwłaszcza, że ta moja miała ochotę tu być, jednak z jakiegoś dziwnego powodu wybiłem jej to z głowy. Chyba po prostu, potrzebuję tez towarzystwa innego, niż Sylvia Peterson. Mamy dla siebie całą sobotę i niedzielę, więc nadrobimy.
Zdecydowanie nadrobimy.
-Wykorzystujesz mnie?- zapytała, unosząc lekko kąciki ust ku górze.
-Nie- powiedziałem.
Gdybym chciał cię wykorzystać, już dawno wiłabyś się pode mną, Lacey.
Odegnałem od siebie te myśli. Co we mnie do kurwy nędzy wstąpiło!? Jestem jakimś niewyżytym pajacem, ot co.
-Ale...graj ze mną- wychrypiałem.
-Mam rozpraszać innych?- zapytała.
-Nie- oblizałem lekko usta.- Lubię, jak rozpraszasz mnie.
Wyprostowałem się, kiedy głosy z salonu uświadomiły mi, że właśnie zaczyna się jakiś film. Mam nadzieję, że nie powiedziałem tego, co przeszło mi przez mój kretyński umysł. Cholera, sądząc po jej minie- powiedziałem.
Uśmiechnąłem się lekko, nie wiedząc co zrobić. Zacząłem wycofywać się z kuchni, nie wiedząc co dzieje się w moim umyśle. Z jakiegoś powodu, zaczynałem tracić zaufanie do samego siebie. Z całego serca, nie chciałem zranić Lacey Headey, bo zrobiłem to o dwa razy za dużo i cholernie tego żałuję.
Kiedy już byłem w drzwiach, dziewczyna zatrzymała mnie, wymawiając moje imię. Przystanąłem, obracając głowę w jej kierunku.
-Tęskniłam za tobą, Caden- powiedziała cichutko, jakby bojąc się, że zaraz coś spadnie na jej głowę.
*Pass- zagranie w pokerze, które oznacza rezygnację z dalszej gry
======
Ojej, ale się stęskniłam za pisaniem :c Miałam rekolekcje i miałam mieć czas wolny, a tymczasem wykorzystałam te dni na spotkania i wszystkie załatwienia. Tak to jest, kiedy ma się dużo na głowie! :D
Ten Pan tam u góry to moje wyobrażenie Cadena ;D No przyznajcie, że jest słodki *-* Przynajmniej dla mnie xddd
Zapraszam do wyrażenia własnej opinii ;*
Pozdrawiam <3
czarodziejka2604
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top