-3-
Lacey POV
Poniedziałkowe zajęcia dłużyły się w nieskończoność. Siedziałam w ławce, raz po raz zerkając za okno i obserwując co dzieje się na ulicy. Ciepłe powietrze wpadało do środka, co bardzo mnie irytowało. Nie potrafiłam się skupić i bezmyślnie bębniłam opuszkami palców po notatniku. W mojej głowie panował chaos i nie mogłam za nic w świecie go opanować. Wciąż żyłam piątkowym wieczorem. Czułam na sobie dotyk Cadena, miałam wrażenie, że czuję jego zapach i obecność. Frustrowało mnie to i gryzło. Już od dawna nie musiałam się z tym zmagać, ale teraz wszystko powróciło. Nigdy nie wygasłe uczucia, odżyły i spowodowały, że znów zaczęłam wypatrywać wśród ludzi jego szarych, ciepłych oczu i uśmiechu. Wiedziałam, do czego doprowadzą moje myśli i już podskórnie czułam skutki, jakie nadejdą w najbliższym czasie. O ile już nie nadeszły.
Poderwałam się z miejsca, kiedy wszystkie krzesła z sali, zgodnie zaszurały. Moje notatki były stekiem bzdur, słów wyłapanych na szybko, pomiędzy momentami, kiedy mój mózg był zdolny myśleć o czymś innym niż Wheeler. Żadne zdanie nie było sensowne. To były moje ostatnie zajęcia na dziś, więc pośpiesznie skierowałam się do wyjścia.
-Hej- usłyszałam wesoły dziewczęcy głos, tuż nad swoim uchem. Jego właścicielka pociągnęła mnie lekko za ramię, dzięki czemu mogłam ją zobaczyć.
-Cześć- powiedziałam.- Skończyłaś już?
-Nareszcie- westchnęła Kayla, radośnie trzepocząc rzęsami.- Muszę kupić farbę do włosów, idziesz ze mną?- zapytała i popchnęła drzwi, dzięki czemu wyszliśmy na ulicę.
-Znowu?- jęknęłam.- Masz piękne, jasne włosy, dlaczego katujesz je farbą?
-Po prostu lubię, jak są trochę bardziej szare- westchnęła, ubierając okulary przeciwsłoneczne.- Przy okazji muszę kupić jakąś sukienkę na Święto Dziękczynienia.
Oblizałam spierzchnięte usta, poprawiając torebkę na ramieniu.
-Wiesz co-zaczęłam.- Nie mam ochoty na zakupy. Jestem zmęczona.
Millera przystanęła na środku chodnika, obniżając głowę tak, abym mogła zobaczyć jej zielone tęczówki. Mierzyła mnie spojrzeniem, jakby chciała przeskanować, czy mówię prawdę.
-No co?- mruknęłam.
-Lacey- powiedziała kategorycznie.
-Jestem zmęczona- powtórzyłam, przestępując z nogi na nogę.
To nic, że przechodzący obok ludzie musieli mijać naszą dwójkę, bo zajęłyśmy pół chodnika. Moja przyjaciółka nie chciała odpuścić a po jej minie widziałam, że będzie drążyć i drążyć.
-To ma coś wspólnego z Cadenem, tak?- podsunęła, zakładając ręce na piersi.
Boże, ona zdecydowanie za bardzo mnie znała.
-Nie- skłamałam, lekko się uśmiechając.- A powinno?
-Więc jak ci powiem, że wieczorem jedziemy z Jaydenem do "Braci C", to również odmówisz, bo jesteś zmęczona?- jej włosy zostały rozwiane przez wiatr, a głos był twardy.
Zagryzłam wnętrze policzka, gdy trafiła w mój czuły punkt. Nie widziałam się z Cadenem od soboty rano i każda dodatkowa możliwość, zobaczenia go była dla mnie kusząca. Pomimo, że wiedziałam jak bardzo mnie to niszczy.
-Miłej zabawy, Kayla- uśmiechnęłam się, zakładając włosy za ucho.- Pozdrów Jay'a.
Pokręciła głową.
-Będziesz siedzieć sama w akademiku, tak?- dopytała.
-Jasne- powiedziałam.
Westchnęła przeciągle, podchodząc do mnie i chwytając delikatnie za ramię.
-Lacey, kochanie- pomasowała moją rozgrzaną skórę opiekuńczym gestem.- Wiesz, że możemy pogadać? Nie musisz znowu zamykać się w sobie, kiedy coś idzie nie tak albo czujesz, że sobie nie radzisz. Nie musisz przez to znowu przechodzić, prawda? Masz mnie. Masz Jaydena.
-Jest okej- powiedziałam.- Jestem zmęczona, tylko tyle.
-To na prawdę nie ma związku z Cadenem i sytuacją z piątkowego wieczoru?- jej oczy, świdrowały moje, a okulary niebezpiecznie zjechały z jej nosa, zatrzymując się na czubku.- Chryste, jak ja mogłam Cię tam zostawić.
-Sama się nad tym zastanawiam- mruknęłam.
-Przepraszam- powiedziała.- Jestem beznadziejną przyjaciółką, bo mój chłopak potrafi odwrócić moją uwagę od najważniejszej osoby w moim życiu.
Przewróciłam oczami.
-Daj spokój, wiem że twoja mama i Jayden, są wyżej w hierarchii- zaśmiałam się lekko, jakbym faktycznie miała na to nastrój.
-Nie ma żadnej hierarchii- oburzyła się, a w jej oczach pojawiły się rozbawione iskierki.- A nawet gdyby była, to pamiętam ile ci zawdzięczam- dodała ciszej, jakby bała się, że ktoś usłyszy.
-Daj spokój Millera- machnęłam ręką.- To same drobiazgi.
-Drobiazgi?- powtórzyła.- Od sześciu lat ja i mama spędzamy z wami każde święta, bo inaczej byłyby beznadziejne. Moglibyście gdzieś jechać, siedzieć z rodziną. Tą prawdziwą rodziną, a nie z nieznośną blondynką i jej matką, której mąż popełnił samobójstwo. To ty odbierałaś mi każde ostre narzędzie i siłą sprawdzałaś, czy znowu się nie pocięłam- pociągnęła nosem.- Byłaś przy mnie, jak Jayden wdał się w bójkę i wylądował w szpitalu, z podejrzeniem wstrząsu mózgu. Wtedy, kiedy prawie wyleciał ze szkoły za pobicie nauczyciela też ze mną byłaś. I wtedy, kiedy poszedł na te nielegalne walki. Nie pozwoliłaś mi się złamać, zawsze mnie trzymałaś. To, nazywasz drobiazgami?
Kiedy to mówiła, jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Wygląda niepozornie, niewinnie i delikatnie, jakby była pozbawiona cierpień. Wydaje się być lekka i wolna, ale żeby taką być, musiała w życiu nadźwigać się zbyt wiele. Jej tata odebrał sobie życie, rzucając się pod pędzący pociąg. Nikt nie znał powodu, wykluczono udział osób trzecich. Kayla mocno to przeżyła, zaczęła się okaleczać i osuwać od mamy. Pani Veronica, również nie mogła się pozbierać, zwłaszcza kiedy jej jedyne dziecko, powoli sięgało dna. Od tamtej pory, zawsze są z nami na każde święta. Wymogłam to na rodzicach, widząc jak brakuje im beztroskich i spokojnych dni. Te, które spędzały u mnie, dawały namiastkę tego, co utraciły. Nie wyobrażam sobie, żeby te dwie wspaniałe kobiety, nie były z nami w takich dniach.
-Nie jesteś nieznośna- sprostowałam.- Jesteśmy jak siostry.
Zaśmiała się.
-Nie odsuwaj mnie od siebie, Lacey- powiedziała, poważniejąc.- Chcę ci pomóc.
Patrzyłyśmy na siebie a w jej oczach widziałam ból.
-Nie odsunę- obiecałam, unosząc lekko kąciki ust ku górze.
Pożegnałyśmy się. Skierowałam się w stronę akademika, podczas kiedy ona ruszyła samotnie w stronę centrum, gdzie planowała buszować po galeriach. Weszłam do chłodnego pomieszczenia, gdzie przez najbliższe lata mam spędzić najwięcej czasu w roku. Zimne ściany były puste, ale zadbane. Powoli kierowałam się na piętro, mijając różnych jego mieszkańców. Cichy pokój, delikatnie ukoił moje nerwy.
-To tylko gorszy dzień- wmawiałam sobie, opłukując ręce w wodzie. Przemyłam twarz, rozmazując makijaż.- Każdy takie ma. Spokojnie. Do jutra ci przejdzie.
Łudziłam się, że nawracające do mnie myśli, są tylko stanem przejściowym. Kolejnym wersem choroby. Ale wiedziałam, że ten mały wers może przerodzić się w cały akt lub epizod. Zmyłam powoli tusz z policzków i resztki pudru. Przycisnęłam przycisk na małym, przenośnym radyjku i urządzenie zaczęło cicho grać. Rzuciłam się na łóżko, bez sił. Nagle poczułam się jak wymęczony i strudzony wędrowiec. Leżałam wpatrując się tępo w ścianę, a mój mózg zaczął podsuwać mi różne obrazy i myśli. Zaczęłam się im poddawać, czując na policzkach mokre strużki łez.
Jesteś beznadziejna, Lacey.
Zawsze taka będziesz.
Głupia i bezwartościowa.
Jesteś tylko lalką.
Idiotką .
Co ty jeszcze robisz na tym świecie?
Caden POV
Roześmiałem się głośno, kiedy Cameron po raz kolejny próbował zadać cios Connorowi. Rozgrywali jakąś dziwną grę na konsoli Xbox. Mam wrażenie, że o coś się założyli bo ich zacięte miny, sugerowały że to nie jest zwykła potyczka pikseolowych ludzików na ekranie.
-Cameron, bijesz jak baba- skomentował Jayden, przysuwając swoją dziewczynę bliżej. Siedziała mu na kolanach, oplatając jego szyję swoimi dłońmi. Co jakiś czas rzucała mi wściekłe spojrzenia i już wiedziałem, że Lacey Headey powiedziała jej o tej nocy. Chryste, mogłem to przewidzieć. Przez następny tydzień, będzie wkurzona jak osa, a znając moje szczęście dostanie okres i zrobi się jeszcze bardziej nieznośna niż zwykle. Mimo to, udawałem że nie wiem o co jej chodzi i nie zwracałem na to uwagi.
-Ten pad jest zepsuty!- wkurzył się Merriman, z jeszcze większą furią dociskając palce do przycisków.
-Jesteście jak dzieci- westchnęła Kayla, szturchając blondyna o przydługich włosach.- Zaskocz go czymś. Od pięciu minut, robisz tą samą sekwencję. On cię przejrzał.
Connor warknął, kiedy jego postać wylądowała na macie. Ta dziewczyna, była spostrzegawcza oraz sprytna i miałem wrażenie, że jeśli wyjątkowo się postara, dowie się nawet tego, co robiłem przez ostatni weekend. Z chęcią bym do tego wrócił, bo widok rozgrzanego ciała Sylvii pod moim cholernie mnie nakręcił. Jej słodki zapach, osiadł na mojej pościeli, chociaż zniknął bardzo szybko.
Jednak nie chciałem, by Millera o tym wiedziała. Jest irytująca i na prawdę nie wiem, co Jay z nią robi. Poza rzeczami oczywistymi, przez które blondynka staje się jak ludzik na nitkach, którym można sterować. Nawet ona ma słaby punkt.
Uśmiechnąłem się do swoich myśli, kiedy napotkałem jej pełen nienawiści wzrok. Zacisnęła piąstkę na koszulce Sandersa, tuż obok jego szyi. Chłopak nie zwracał na to większej uwagi, dając rady dwójce nabuzowanych blondynów. W liceum słyną z bójek, więc znał się na rzeczy i traktował poważnie, nawet wirtualną rzeczywistość.
-Element zaskoczenia jest na prawdę ważny- kontynuował.
-To tylko gra- westchnąłem.
Jayden spojrzał na mnie.
-Nie dla mnie- odpowiedział, a Kayla spięła się gwałtownie, jednasz szybko wróciła do swojej formy.
-Dalej ciągnie cię do bójek?- zapytałem, opierając nogi na stole. Oparłem się wygodniej, kątem oka patrząc jak Cameron radzi sobie coraz lepiej.
-Nie nazwałbym tego tak- sprostował.- Nie tak!- krzyknął, zwracając się do wytatuowanego blondyna.- Musisz się osłaniać, nie tylko celować.
-Więc jak?- kontynuowałem.
Millera zmrużyła oczy, rzucając mordercze spojrzenie zielonych oczu. Ta laska w najbliższym czasie mnie zabije. Nie wiem tylko, z którego powodu. Bo prawdopodobnie, jest ich wiele.
-Pasją- westchnął.
-Lubisz się bić?- zapytałem.
-Lubię sporty walki- przyznał.- Ja się już nie biję, okej?
-Okej- powiedziałem, unosząc dłonie w geście obrony.- Tylko pytałem, nie musisz mnie atakować, Kayla.
-Uważaj bo to zrobię, Wheeler- mruknęła chłodno.
-W momencie kiedy zaproponuje twojemu facetowi, żeby zaczął chodzić ze mną na siłownię, wydrapiesz mi oczy?- zaśmiałem się, obserwując jak wierci się niespokojna ze zdenerwowania.
-Dokładnie- rzuciła ze sztucznym uśmiechem.
-W takim razie, musisz to zrobić już- uśmiechnąłem się złośliwie.- Bo właśnie mu to zaproponowałem.
Zmarszczyła brwi.
-To znaczy?- Jaden spojrzał na mnie zaciekawiony.
-Siłownia do której chodzę, posiada ring- westchnąłem.- Chciałem spróbować, ale potrzebuję kogoś, kto mnie nauczy.
-Żal ci wydać kasę na nauczyciela?- prychnęła zielonooka.
-Nie żal- odpowiedziałem, wstając.- Po prostu chciałem zrobić coś dobrego, dla Twojego faceta. Przemyśl to Jayden.
-Wchodzę w to!- krzyknął uradowany, a blondynka na jego kolanach była wyraźnie wkurzona.
-Jay!- oburzyła się Kayla, zakładając ręce na piersi, lekko je podkreślając.
-Dogadamy się jeszcze, ale pewnie, że chcę- odpowiedział, nie zważając na jawne protesty dziewczyny.
Pokiwałem głową, na znak że rozumiem i wyszedłem. Upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu. Znalazłem trenera i wkurzyłem Kaylę. Chociaż mnie za to zabije, było warto. Dla samej jej głupiej miny.
Nogi poniosły mnie do garażu, gdzie odpaliłem swoje Audi i ruszyłem gładko. Był już wieczór, słońce praktycznie schowało się za horyzontem, rzucając ostatnie pomarańczowe barwy na niebie. Zanim zorientowałem się, gdzie jestem nie było już odwrotu. Szedłem po schodach, wchodząc na odpowiednie piętro i lekko pukając w drzwi, oznakowane numerem 14. Po paru chwilach, usłyszałem krzątaninę i ujrzałem mieszkankę tego pokoju.
-Kayla, przecież nie zamknęłam...- zaczęła, ale nagle urwała, patrząc na mnie rozszerzając podpuchnięte oczy.- Caden?
Pokiwałem lekko głową, obserwując jak mechanicznie przygładza długie włosy, które lekko się rozczochrały.
-Wpuścisz mnie?- zapytałem, opierając się o framugę.
-J-jasne- zająknęła się, lekko odsuwając się. Przecisnąłem się, pomiędzy nią a otwartymi drzwiami.
Zamknęła je cicho, opierając się o nie.
-Wszystko w porządku?- zapytałem, patrząc na nią.- Ponoć źle się czułaś.
-Jest..okej- powiedziała cicho, lekko rozchylając spierzchnięte wargi.- Uczyłam się.
Pokiwałem głową, jednak widziałem, że coś się dzieje.
-Płakałaś?- podszedłem do niej, zakładając ręce na klatkę piersiową.
Wciągnęła głośno powietrze, kiwając głową w geście protestu.
-To alergia- wyjaśniła.- Bolą mnie oczy. Strasznie łzawią, więc cały czas je wycieram...
-Ale teraz, już nie łzawią- zauważyłem. Nie było nawet mokrych śladów na policzkach, tak jakby skończyła płakać jakieś piętnaście minut temu. Uparcie twierdziła, że tak nie było.
-Chyba mi przeszło- uśmiechnęła się blado.- Co tu robisz?
Dobre pytanie, Lacey. Dobre pytanie.
-Kayla znowu cię zostawiła- wzruszyłem ramionami.- Chyba przejmę jej rolę, w byciu twoją przyjaciółką- zaśmiałem się, chcąc rozluźnić atmosferę.
Skrzywiła się lekko, nerwowo przygryzając usta.
-Nie znasz jej, Caden- powiedziała.- Więc jej nie oceniaj.
No tak. Damska przyjaźń i solidarność. Mocniejsze niż wszystkie wiązania tego świata. Ona zawsze taka była. Broniła tych, na których jej zależało. Kiedyś sam należałem do grupy tych ludzi. Teraz pewnie plasowałem się gdzieś na pograniczu znajomych i relacji koleżeńskich. Była piękna, dobra i inteligentna. A ja, nie potrafię nic z tym zrobić.
-Okej- westchnąłem tylko, wiedząc że moje próby poprawienia jej humoru nic nie dały.
-Chcesz kawę? Albo herbatę?- zaproponowała przedostając się do aneksu kuchennego.
Miała na sobie jensowe szorty, odsłaniające jej zgrabne nogi i lekką, zwiewną koszulkę, która podjeżdżała do góry, kiedy sięgała do uchwytu szafki. Skrawek jej lekko opalonego ciała wystawiony był na mój widok i mimowolnie z tego skorzystałem. Szybko jednak wróciłem wzrokiem do jej głowy, która odwróciła się w moją stronę, gdy wciąż stojąc na palcach czekała, aż się zdecyduję.
-Kawę poproszę- uśmiechnąłem się lekko, wkładając ręce do kieszeni.
-Nie zaśniesz w nocy- zaśmiała się lekko, jednak wyjęła paczkę aromatycznego proszku i załączyła wodę w czajniku.
-Najwyżej- machnąłem ręką.
-Będziesz przysypiał na zajęciach- stwierdziła.
Podszedłem do niej i stanąłem obok. Oparłem się tyłkiem o blat, obserwując jak czyści szmatką nieskazitelnie czystą szklankę.
-Zdradzę ci pewien sekret- mruknąłem.- Kawa na mnie nie działa.
-Nie pobudza cię?- zdziwiła się.
-Nie- zaśmiałem się.- Wręcz usypia- zażartowałem.
Przewróciła oczami a te zaczęły znowu błyszczeć. Chyba wracał jej dobry humor z czego się cieszyłem.
-To może zrobię herbatę- zaproponowała.- Jeszcze mi tutaj zaśniesz i co wtedy zrobię?- popatrzyła na mnie, a jej wzrok przez chwilę był jakiś dziwny. Przenikliwie mroźny. A może mi się tylko wydawało?
Kurwa. To nie miało tak zabrzmieć. Cholera. Czemu ja zawsze muszę coś powiedzieć, zanim to obmyślę. Albo czemu Ona, nie mogła po prostu o tym nie wspominać? Zawsze, kiedy wracamy do naszych wcześniejszych incydentów, nie kończy się to...dobrze. To co stało się w piątek, również zaliczam do jednorazowej akcji.
-Możesz być spokojna- powiedziałem, starając się, by dalej brzmiało to jak żart.- Masz tu strasznie zimno, więc nie dam rady zasnąć.
To była prawda. Nie wiem czemu, ale czułem chłód na rękach mimo, że na dworze było ciepło.
-Sugerujesz- zaczęła, bawiąc się łyżeczką.- Że chcę, byś nabawił się hipotermii?
Zaśmialiśmy się.
-Możliwe- mrugnąłem do niej.
Zalała kawę wodą, szukając cukru.
-Słodzę...-zacząłem, ale brunetka mi przerwała, nie odrywając nawet wzroku od szafek.
-Dwie łyżeczki- dokończyła za mnie, szukając czegoś.- A w gości cztery.
Uśmiechnęła się, spoglądając na mnie. Ja również zrobiłem to samo. Bo jej uśmiech, zawsze był zaraźliwy. Był jednym z tych, który wygrywa wojny i łagodzi konflikty. Szczery i promienny. Zdecydowanie wrócił jej humor.
-Pamiętasz- pomyślałem.
W liceum zawsze to mówiłem. To było moje ulubione hasło, które rzucałem wszędzie, gdzie tylko pasowało. Nie ważne, jaki był kontekst zdania czy wiek osoby, która ze mną rozmawiała. Wydaje mi się, że to było tak dawno temu, ale przecież skończyłem liceum zaledwie w czerwcu.
-Tak- powiedziałem w końcu.- Dokładnie.
=======
Przedstawiam Wam kolejny rozdział :D
Miał być wcześniej, ale miałam małe techniczne problemy.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba <3
To śmieszne, ale ja kocham tą historię. To chyba śmieszne, mówić tak o swoim opowiadaniu. Może nawet lekko egoistyczne, ale trudno...po prostu bardzo się cieszę, ze mogę pisać o Lacey i Cadenie.
Uwierzcie mi, że cały czas sobie mylę i albo piszę "Reed" albo "Lydia" zamiast "Lacey" :D
Cóż, naleciałości z poprzedniego opowiadania i bardzo podobne imię, do tego właściwego. Więc jak się pomylę, to wybaczcie ;*
Pozdrawiam!
czarodziejka2604
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top