-22-
Lacey POV
-Przepraszam, że to wszystko tak się potoczyło- mruknął Caden, splatając palce przed sobą.
Siedział rozciągnięty na moim łóżku, opierając się plecami o poduszki. Nie patrzył na mnie, tylko na swoje dłonie.
Pokój spowity był w mroku a jedyne światło, jakie mieliśmy to to, z malutkiej lampki przy moim łóżku. Rzucała nie niego delikatny i ciepły blask, w którym jego oczy błyszczały bardziej niż zwykle.
Siedziałam obok niego, opierając się o ścianę w bardzo niewygodniej pozycji. Byłam w sukience i musiałam mocno nakombinować się jak usiąść, żeby nie pokazać na dużo, nawet jeśli miałam na sobie również czarne rajstopy.
-Mi też jest przykro- westchnęłam, nie za bardzo widząc co innego mogłabym mu powiedzieć.
Chyba tylko prawda, mogła tu coś zdziałać.
-Zraniłem cię- stwierdził.
-Dwa razy- dodałam, mrużąc oczy.
Kiwnął głową, na znak że rozumie.
Nie byłam w stanie na niego patrzyć. Przeniosłam wzrok na biurko, starając się wyłapać tekst płynący z radia. Nie zniosłabym totalnej ciszy, panującej między nami.
-Dlaczego nam nie wyszło?- Zadał to pytanie tak, jakby faktycznie chciał uzyskać na nie jakąś prawidłową odpowiedź.
Ale takiej nie było. Cokolwiek co bym odpowiedziała, zdołała wymyślić nie było by dobrą odpowiedzią.
Z ciężko bijącym sercem odwróciłam głowę w jego kierunku, wyłapując jego skupione spojrzenie.
-Nie wiem- wyszeptałam.
Wheeler zaśmiał się bez krzty wesołości.
-To takie chujowe- stwierdził- gdy dwójka świetnie dogadujących się ze sobą ludzi nie może być razem. To nie jest...fair.
Sposób w jaki to mówił, sprawiał wrażenie, że wszystko już skończone. Mosty spalone, drogi zniszczone a ścieżki zarosły. Tak, jakby nie można było już wrócić.
-Pamiętasz- zaczęłam cicho- jak wpadłam na ciebie na korytarzu? Powiedziałam ci, że chowam się przed znajomymi- przypomniałam mu, na co rozciągnął usta w szelmowskim uśmiechu.
Przytaknął.
-Tak na prawdę chciałam dać trochę prywatności Kayli i Jaydenowi- zaśmiałam się, przypominając sobie ich początki.
Jay, który walczył ze wszystkim i o wszystko i Kayla, której świat walił się na łeb na szyję. Obydwoje musieli przetrwać złe czasy i może ta wspólna niepogoda, przyciągnęła ich razem pod słoneczny dach?
-Pamiętam jak pierwszy raz kazałem wsiąść ci na mój motocykl- roześmiał się dźwięcznie.- Bałaś się ale szybko to polubiłaś.
-Dalej się boję- uniosłam ręce w górę, w obronnym geście.
-Nie mów, że od tamtej pory nie wsiadłaś- zdziwił się.
Ale miał rację. Nie było ku temu okazji a poza tym, nikomu nie ufałam na tyle, aby to zrobić. Zdecydowałam się na jazdę z Cadenem, bo go kochałam i wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy.
-Żartujesz- zdziwił się, kładąc swoją słoń na moim kolanie.- Chyba musimy to nadrobić na wiosnę.
Spojrzałam na jego rękę, której palce delikatnie gładziły moją skórę.
To było takie złe a jednocześnie tak dobre.
Gdyby jego dziewczyna to widziała, nie było by zabawnie. Miałby przechlapane a ja, prawdopodobnie zostałabym ochrzczona największą dziwką świata. Ale nie było jej tutaj, nie było też nikogo kto byłby świadkiem tego zdarzenia. Jedynie nasza dwójka i wszystkie rzeczy w moim pokoju, ale przecież nikt z nas nie wyśpiewa tego Petterson. Przecież nic się nie dzieje...wszystko jest w porządku. Tak czy nie?
-Lacey- moje imię w jego ustach, wciąż brzmiało tak samo pięknie jak przed laty- przepraszam.
Zabrał dłoń, na nowo splatając swoje palce.
-Ciągle to robisz- zauważyłam cierpko.- Przepraszasz w kółko, ale mnie ranisz...
-Wiem- westchnął- wiesz ile razy chciałem opuścić piątkowe spotkania? Ile razy wychodziłem ze sklepów, ilekroć widziałem cię gdzieś przy regale?- Przerwał na chwilę, po czym kontynuował dalej- zbyt wiele razy. Nie wiedziałem, jak mam spojrzeć ci w oczy po tym...wszystkim.
Pociągnęłam nosem, czując się rozbita. Miałam ochotę płakać, ale trzymałam się dzielnie, wierząc że jestem na tyle silna, że mogę to zrobić. Muszę. Nie mogę się przy nim rozpłakać. Nie chcę, by robił cokolwiek z litości albo uważał, że jestem słaba.
-Jesteś szczęśliwy z Sylvią?- Zapytałam, wtapiając zęby w dolną wargę.
Chciałam znać odpowiedź na to pytanie. Mimo wszystko, chciałam mieć pewność, że wybrał dobrze. Że na prawdę, nie dałabym mu tyle szczęścia ile ona i teraz ma to, czego szukał.
-Tak- odpowiedział po chwili.- Chyba tak. Chciałbym żeby nam wyszło, wiesz...to nie jest takie proste, ale chyba bym chciał.
Moje serce ponownie rozłamywało się na małe kawałki. To znów bolało, jak za pierwszym razem, przechodziło po ciele jak nieprzyjemny prąd owiewając skórę chłodnym powietrzem.
-Tylko- kontynuował- czasem mam wątpliwości, czasem nie jestem pewny czy mnie kocha. Spinamy się dość często, to chyba są te burzliwe początki...ale...są dni, kiedy wolę rozmawiać z tobą niż z nią.
Miałam mieszane uczucia co do jego wypowiedzi. Nie za bardzo wiedziałam, czy powinnam się cieszyć czy nie. Przecież chciałam prawdy, chciałam wiedzieć jak to wygląda i przede wszystkim liczyłam na jego szczęście. Przecież to dostałam, tak czy nie?
-Chcę żebyś był szczęśliwy- zaręczyłam, patrząc na niego ostrożnie.
Szarooki przeniósł na mnie swoje łagodne spojrzenie, przetaczając leniwie wzrokiem po mojej twarzy.
-Mamy problem- westchnął- bo ja również chcę, twojego szczęścia.
Chociaż żadne z nas nie przyznało tego otwarcie, wiedzieliśmy że nie możemy być szczęśliwi w tym samym momencie. Jeśli on taki będzie, to ja będę cierpieć obserwując jak rozkwita jego związek. Mimo wszystko, będę za nim tęsknić i liczyć, że to nic straconego. Bo aby być szczęśliwą, moja żałosna osoba potrzebuje właśnie JEGO.
-Jesteś piękna, Lacey- powiedział- inteligentna, mądra, zgrabna, masz świetne poczucie humoru i nie dasz sobie wskoczyć na głowę. Jesteś dziewczyną, jakiej pragną faceci. Powinnaś znaleźć kogoś, kto na ciebie zasłuży, kto wyścieli twoje życie różami, wiesz?- W tym momencie podźwignął się, zrównując się ze mną. Jego szare oczy były na wysokości moich, co wprawiło mnie w osłupienie.- Nie jestem odpowiednim chłopakiem dla ciebie, nie chciałabyś takiego chłopaka, uwierz mi. Już teraz cię ranię...
Nie wierzyłam, że to mówił. Dobrze wiedziałam, za kim moje serce wciąż się wyrywało, kogo widywałam w swoich snach, kto był moją pierwszą i ostatnią myślą każdego dnia, a także wszystkimi innymi w ciągu dwudziestu czterech godzin.
-Skąd możesz wiedzieć czego chcę!?- Pokręciłam przecząco głową, czując łzy zbierające się w kącikach oczu. Byłam trochę zła, że mógł tak pomyśleć.
-Zasłużyłaś na kogoś lepszego- mówił dalej, błądząc wzrokiem po ojej twarzy, omijając jedynie oczy.
-Nie mów tak- zacisnęłam usta w cienką linijkę, chcąc by zmienił temat. To ja nie zasłużyłam na niego, nie było nic odwrotnego.
-Bądź szczęśliwa, proszę.
Problem był tylko taki, że to praktycznie nie realne. Dlatego też nie odpowiedziałam, jedynie obracając głowę w stronę pokoju. Kątem oka dostrzegłam, jak ponownie się kładzie, jednak tym razem podłożył rękę pod głowę. To był jeden z jego nawyków, dzięki którym wyglądał zabójczo.
-Chodź tu- mruknął, zapraszając mnie do siebie drugą ręką. Miał spokojny wyraz twarzy i lekko zamglone oczy, jakby sam nie wiedział, czy powinien to zrobić.
-Nie powinnam- odpowiedziałam cicho, z sercem boleśnie obijającym się o moje żebra.
Wiedziałam że chce, abym położyła się obok niego. Równocześnie byłam świadoma tego, że bardzo chcę to zrobić i jednocześnie nie mogę.
-No chodź- kontynuował, używając niskiego tonu głosu, okraszonego chrypką- nie daj się prosić.
Wzięłam głęboki wdech, czując się jak w pułapce. Absolutnie wszystko mnie do niego ciągnęło. Wszystko.
-Nie- pokręciłam głową, przymykając oczy- nie powinnam.
Caden zrobił naburmuszoną minę, jak pięcioletnie dziecko po czym powoli rozciągnął usta w leniwym uśmiechu. Jego oczy błyszczały, twarz promieniała a jego aparycja przyciągała mnie jak pieprzony magnes.
-Lacey, chodź- mruknął, używając niskiego tembru głosu, powodującego ciarki na moim wychłodzonym ciele.- Proszę cię.
Przybliżyłam się do niego, lekko pochylając. Chciałam przybrać poważny wyraz twarzy, ale wiedziałam że jestem poddenerwowana i prawdopodobnie, wyglądałam w tamtym momencie jakby było mi nie dobrze.
-Nie powinniśmy, Caden- powiedziałam cicho, tak jakby ktoś mógł nas usłyszeć.- To złe.
Poczułam jego rękę na plecach, kiedy przyciągał mnie do siebie. Opadłam przy jego boku bezwładnie, lądując policzkiem na jego ramieniu. Jego zapach wdarł się do moich nozdrzy a jego ciepło, od razu przelało się na mnie. Nie mogłam się mu sprzeciwić. Po prostu nie mogłam.
-Widzisz?- Mruknął.- Jest dobrze.
Nie prawda! To jest złe!
-Jest...dobrze- powtórzyłam za nim, głosem pełnym obaw.
Nie powinniśmy tego robić. Przecież przed chwilą sam powiedział, że kocha kogoś innego. To było naiwne i złudne uczucie dobra, które odciśnie bolesne piętno i pozostawi trudno gojące się rany. Byłam tego tak samo pewna jak tego, że w jego ramionach czułam się bezpieczna i kochana. To było szaleństwo, czysta sprzeczność i żałość.
-Nie myśl tyle- wymruczał, leniwie głaszcząc moje plecy.
Ale to nie była dobra rada. Wszystko we mnie buzowało, od złości po miłość. Kochałam go i marzyłam o takich chwilach, ale nie wtedy, kiedy czeka na niego jego prawdziwa dziewczyna.
-Nie powinno mnie tu być- wyszeptałam, patrząc na jego profil.
Moja dłoń mimowolnie wylądowała na jego klatce piersiowej. Czułam pod palcami spokojny oddech i rytmiczne bicie serca. Przełożyłam jedną nogę, pomiędzy jego na co się uśmiechnął.
-Mnie też- zgodził się, zerkając na mnie.
-Ale tu jesteśmy- westchnęłam.
-Razem.
Zapanowała chwila ciszy, wypełniona tylko odgłosem naszych oddechów. Nawet nie zwracałam uwagi na piosenki w radiu.
Chyba obydwoje rozumieliśmy to, że to co robimy jest nie na miejscu. To chyba zalicza się pod zdradę, prawda?
-Dalej boisz się burz, Headey?- Zmienił zgrabnie temat.
Zaśmiałam się lekko.
-Coraz mniej- przyznałam.- Ale gdybym musiała przetrwać jakąś sama w domu, chyba bym umarła.
Caden zdecydowanie się rozbawił, kręcąc głową. Cały czas czułam jego lekki uścisk i muskanie palcami, delikatnego materiału sukienki.
-Nie wiem, czy ci to mówiłem- powiedział- ale w dzieciństwie strasznie bałem się...słońca.
-Co?!- Ryknęłam niepohamowanym śmiechem, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.- To najdziwniejsze co do tej pory słyszałam.
Śmialiśmy się oboje, a był to jeden z najpiękniejszych dźwięków na świecie.
-Wiesz- próbował kontynuować, ale przez szeroki uśmiech i ciągły śmiech, było to trudne.- Po prostu miałem wrażenie, że słońce nas spali. Bałem się, kiedy przez dłuższy czas było słonecznie. Na prawdę.
Nie mogłam w to uwierzyć. To było tak absurdalne. Wyobrażałam sobie małego chłopca o niesamowitych, szarych oczach, który panikuje widząc bezchmurne niebo. To było z jednej strony słodkie, ale również śmieszne i dziwne.
-Za to burze są piękne- westchnął.- Zawsze je kochałem.
-Burze są okropne- skrzywiłam się.- Wyrządzają szkody i są straszne.
-Próbowałaś je kiedyś podziwiać, Lacey?- Zwrócił się do mnie, po raz kolejny używając niskiego głosu. Spoważniałam, czując w środku ciężar.- Próbowałaś?
-Nie da się ich podziwiać, Caden- odpowiedziałam, ale już wiedziałam, że jego światopogląd za chwilę mną zawładnie.
-Da się, uwierz mi. Musisz spróbować...- przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej.- Deszcz wypłukuje ulice, pozbywa się brudu, oczyszcza ze wszystkich złudzeń, grzechów i niepowodzeń. Wiatr wydmuchuje wszystkie resztki, wznosząc do góry i wypychając je bardzo daleko. Grzmoty sprowadzają nas na ziemię, ale zagłuszają myśli a rozbłyski rozjaśniają mrok. To jest...piękne.
Przeanalizowałam jego słowa, oblizując lekko wargi.
-Poetycko- przyznałam.- Nie wiem jednak, czy to do mnie przemawia.
-Spróbuj- zachęcił.- Stań w oknie w czasie burzy i podziwiaj. Nie bój się, odłącz się od wszystkiego...bądź tylko ty.
Przełknęłam ślinę, nabierając powietrza w płuca. Wtedy przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Nie umiałam już się powstrzymać. Po prostu przytuliłam się do niego całym ciałem, mocno obejmując. Wtuliłam głowę w jego szyję, mocno zamykając przy tym oczy.
Trudno, niech się dzieje co chce, ale ja muszę poczuć się chociaż chwilę szczęśliwa. Nawet jeśli przyjdzie mi za to słono zapłacić.
-Wciąż pamiętam- mruknął, masując delikatnie mój bok- nasz pierwszy pocałunek.
Spięłam się w sobie, ale mimowolnie się uśmiechnęłam, przypominając sobie ten moment.
-Byłeś moim pierwszym- westchnęłam, chociaż do końca nie wiedziałam, czy powinnam była to mówić. To przecież moja prywatna sprawa, którą właśnie zdecydowałam się podzielić.
Ułożył brodę na mojej głowie i odpowiedział:
-Żałuję, że nie byłaś moją pierwszą. Ale lepiej być ostatnim, prawda?- To mówiąc ucałował delikatnie moją głowę, by po chwili ułożyć na niej policzek.
-Wiesz, że zrobiłeś to zaraz po tym, jak pomyślałam o tym, że chciałabym żebyś to zrobił?- Zaśmiałam się lekko, czekając na jego reakcję.
-Bałem się, że mi przywalisz- przyznał z lekkim rozbawieniem.- A wiesz, że na to zasługuję.
-Może kiedyś- zażartowałam.
Wyciągnął rękę spod głowy i objął mnie, zamykając w swoim uścisku.
-Dobrze mi tutaj z tobą- mruknął.
Moje serce zadrżało. Nawet nie wiedział, jak dobrze ja się czułam.
-Mi też- westchnęłam- ale...to złe- na chwilę, znów włączył mi się tryb logicznego myślenia.- Chodzi o to, że teraz jest dobrze, tak? Jesteśmy tutaj, przytulamy się ale jutro czy za parę dni, wrócisz do Sylvii a ja zostanę sama. I to jest...cholernie nie sprawiedliwe, wiesz? Dla mnie, dla niej, dla ciebie...
Przez parę sekund nie mówił nic. Myślałam, że może wypuści mnie ze swoich objęć, wstanie i wyjdzie, zostawiając mnie samą. Zamknie rozdział a może nawet całą książkę. Tak byłoby najlepiej dla nas wszystkich, ale i tak bym cierpiała.
-Przepraszam, Lacey- wymruczał cicho.- Bardzo cię przepraszam. Tak bardzo chcę, żebyś była szczęśliwa.
-Więc czemu to robisz?- Czułam rozdzierającą pustkę w sercu, w ciele i w duszy.- Czemu pokazujesz mi niebo, wiedząc że za chwilę ześlesz mnie do piekła, co?
-Dla mnie to też trudne- obronił się.
Chciałam się kłócić, ale nie miałam na to siły. Byłam rozdarta pomiędzy tym, czego chciałam i tym, co powinnam zrobić.
-Chwilo trwaj- mruknął po paru długich sekundach.- Wiecznie.
Ścisnął mnie mocniej, zamykając w szczelnym uścisku. Zupełnie tak, jakby spodziewał się że ucieknę, jakby chciał mnie zatrzymać. Prawie przestałam oddychać, kiedy praktycznie wtapiałam się w jego ciało a jego ciepło, było teraz moim ciepłem.
Odchylił głowę, układając usta na moim czole. Trzymał je delikatnie, ale stanowczo. Tak, jakby robił to zawsze.
-Wciąż jesteś dla mnie ważna, uwierz mi.
Znów rozpadłam się na trylion drobnych kawałków.
Znowu.
Caden POV
Sekundy uciekały, minuty mijały jedna po drugiej, tworząc kwadranse i godziny. Ale w pokoju Lacey Headey, czas się zatrzymał. Gdzieś w tle leciały radiowe hity, jednak nikt nie zwracał na nie uwagi. Zresztą, byłem tu tylko ja i Ona. Niebieskooka Lacey, o długich włosach i szerokim uśmiechu.
Dziewczyna zakazana.
Zabroniona piękność, wtulona w ciało największego dupka na świecie, potrafiącego tylko ranić i zadawać ból. Oto czym była w tej chwili. Człowiekiem, który obdarzył najpotężniejszym uczuciem kogoś, kto na to nie zasłużył. Męczenniczka, która była wierna swoim uczuciom, nawet jeśli to sprawiało ból.
Czy to właśnie ja, sprowadzam ją na samo dno? Należy jej się spacer po rajskim ogrodzie, a nie zwiedzanie piekła niczym w Boskiej komedii*. Dla niej, wszystko powinno zacząć się od nieba i tam skończyć, bez cierpienia i bólu.
-Caden?- Mruknęła, po minutach długiej ciszy, która nigdy mi nie przeszkadzała. Z nią da się milczeć.
-Tak?- Zapytałem, otwierając oczy. Spojrzałem na nią, odchylając głowę.
Uniosła ja lekko tak, abym mógł podziwiać jej twarz. Była już zmęczona, jej oczy szkliły się a makijaż, lekko się rozmazał.
-Boję się- wyszeptała.
-Dlaczego?- Zapytałem, zakładając za ucho jej włosy. Potem znów ją objąłem, bo lubiłem mieć ją przy sobie. Lubiłem czuć jej obecność i ten zapach, który potrafiłem przypomnieć sobie na zawołanie. Teraz mam go obok.
-Jeśli ktoś się dowie...
-Ciiii- pokręciłem głową.- To nasza tajemnica.
Headey wyglądała na strapioną.
-A jeśli-jej niebieskie oczy, błądziły po mojej twarzy, jakby szukała punktu zaczepienia.- Jeśli to co się dzieje, zmieni naszą relację? Nie zniosę jeśli będziesz udawał, że mnie nie znasz.
Relacja, która i tak była pojebana.
-Mała- westchnąłem, trącając nosem jej czoło.- Nigdy tego nie zrobię.
Chwilo się uspokoiła, układając się wygodnie.
Co ja tu właściwie robiłem? Nie wiedziałem. Jakaś część mnie potrzebowała Lacey i niestety, ta część potrafiła być tą dominującą.
-Sylvia mnie nie lubi, prawda?- Usłyszałem jej cichy głos.
Była bystra i nie dała sobie wymówić niczego.
-Szczerze?- Zaśmiałem się, chociaż nie było w tym nic wesołego.- Ona cię nienawidzi. Tyle razy chciała ze mną przyjść, ale robiłem wszystko, żeby tak nie było. Nie chcę jej tam, gdzie jesteś ty. Źle byś się czuła, prawda? Zresztą, ty chyba też jej nie lubisz, prawda?
-Dziesięć punktów za spostrzegawczość- zaśmiała się, jednak nie był to ten prawdziwy, perlisty śmiech. Ironicznie i z klasą, tak jak zwykle.
-Nie będę jej przyprowadzał, obiecuję.
-Ale to niczego nie zmieni- zauważyła.
Lacey trafiała idealnie w czułe punkty, wbijając szpileczki ale nie mogłem jej winić. Nie mogłem żądać od niej, aby o tym zapomniała i udawała, że nasza znajomość sprzed studiów nie istniała. Znów ułożyłem głowę tak, aby mój policzek opierał się o jej głowę. Patrzyłem na radio, które brzęczało cicho. Właśnie kończyła się jakaś skoczna piosenka, by zaczęło grać pianino.
Wygląda na to, że to prawda
Przygody na jedną noc nie są dla mnie **
Znałem tę piosenkę i wiedziałem, że dziewczyna obok mnie też. Poruszyła się i mogłem być pewny, że również zaczęła zwracać na nią uwagę. Muzyka wypełniała znaczną część jej życia, kochała wyłapywać cytaty a jeśli któryś wyjątkowo jej się spodobał, często udostępniała go na portalu społecznościowym.
Te noce nigdy nie idą według planu
Nie chcę żebyś odeszła **
Ta noc, zdecydowanie nie idzie według planu.
-Oh, won't you stay with me?- Słyszałem, jak Lacey zaczyna cicho śpiewać, zamierając w bezruchu, z dłonią na moim sercu.- 'Cause you're all I need.**
Och, czy nie zostaniesz ze mną?
Jesteś wszystkim czego potrzebuje**
-This ain't love, it's clear to see- zaintonowałem, chociaż kompletnie nie potrafiłem śpiewać. Ale wiedziałem, że jej nigdy to nie przeszkadzało i nie będzie przeszkadzać.-But darling, stay with me.**
To nie miłość, to oczywiste,
Ale kochanie zostań ze mną **
Lacey ścisnęła materiał mojej koszuli a ja w odpowiedzi, zacisnąłem jedną dłoń na jej udzie. To wszystko było silniejsze ode mnie.
Dlaczego jestem taki emocjonalny?
To nie wygląda dobrze, powinienem nad tym panować **
-And deep down, I know this never works- znów słychać było cichy, lekko fałszujący śpiew. Tym razem były to nasze zmieszane głosy.-But you can lay with me, so it doesn't hurt. **
I w sercu wiem, że to nigdy nam nie wyjdzie
Ale możesz leżeć u mego boku
By ta prawda nie raniła **
Refreny, które powtarzaliśmy potem również śpiewaliśmy razem, jednak z małą różnicą. Patrząc sobie w oczy, oddychając sobie w usta, czując własne ciepło i obecność.
Łamała mnie, swoimi zapłakanymi oczami. Łzy, które wydostawały się spod jej powiek, spadały na moją koszulę. Chciałem je scałować, tak żeby wysuszyć jej policzki, chciałem ją całować, by poczuła się szczęśliwa.
Chciałem ją kochać.
Chciałem jej.
====
*"Boska Komedia" Dante Alighieri
Bohater podróżował po Piekle, Czyśćcu i Niebie
** Sam Smith "Saty With Me"
Piosenka w mediach oraz użyta w rozdziale. Większość tekstu po polsku, żebyście nie musieli sobie tłumaczyć sami, a angielskie zwrotki, uznałam że lepiej wypadną wizualnie kiedy bohaterowie śpiewali. Jednak i tak je przetłumaczyłam.
Ostatnio nie idzie mi obiecywanie rozdziałów :(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top