-20-

Lacey POV


Don't even try to save me tonight
Don't even try to save me tonight
Don't even try to save me tonight

Nawet nie próbuj, ratować mnie tej nocy... 



Trzydziesty pierwszy grudzień, był wyjątkowo zimny. Temperatura krążyła wokół jednocyfrowej liczby i wcale nie zapowiadało się na to, że nagle zrobi się cieplej. Od rana, czuć było nerwy, które udzieliły się każdemu w większej lub mniejszej części. 

Westchnęłam ciężko, zamykając szafę. Od wczoraj zaglądałam do niej z myślą, że pojawi się w niej coś, co mogłabym założyć wieczorem. Oczywiście, że wnętrze pękało w szwach od namiaru ubrań ale wszystko wydawało się nie odpowiednie na ten dzień. A raczej noc.  

-Dlaczego trzaskasz drzwiami?- Amanda Headey zmrużyła ciemne oczy, tak różne od moich i z westchnieniem towarzyszącym każdej strapionej matce, załamała ręce.- I dlaczego na litość wszystkiego co święte jest tu taki bałagan? 

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając skrawka czystej podłogi, bowiem cała jej powierzchnia zawalona była ubraniami, torebkami a także butami, które albo zaczynały mi pasować albo w cale nie pasowały i nie opłacało się ich nawet wrzucać z powrotem. 

-Robię porządki- wzruszyłam ramionami, na powrót zaglądając do środka mebla. 
-To huragan, Lacey. Nie porządki- zauważyła całkiem słusznie, opierając się biodrem o futrynę. Pokręciła głową, kiedy kolejna bluzka wylądowała na podłodze. Tym razem była to lejąca się, biała bluzeczka z ozdobnymi guziczkami którą ostatnio nosiłam w liceum. 

-Trochę mi się to wymknęło spod kontroli, mamo- westchnęłam cicho, zbierając stos ubrań i rzuciłam je na łóżko w celu ułożenia w porządny stos, który nie wyglądałby jak siedem nieszczęść. 

-Mówisz o czymś jeszcze?- Zapytała po chwili milczenia. 

Zaśmiałam się sztucznie, zmieniając temat.
-Nie wiem co ubrać na imprezę. Dawno nie miałam takiego problemu i chyba wyszłam z wprawy- machnęłam lekceważąco ręką i zrezygnowana usiadłam ciężko na łóżku. 

Moja rodzicielka przysiadła przy mnie, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Mam nadzieję, że nie masz tak w akademiku- mruknęła z po wątpieniem, jakby gdzieś w środku była pewna, że jest nawet gorzej. 

-Kayla pilnuje porządku- uniosłam kącik ust ku górze. 

-No własnie, Kayla- zaśmiała się dźwięcznie mama.- Pożycz coś od niej.

Owszem, myślałam o tym. Nie mogę powiedzieć, że ma brzydkie ubrania czy takie w których źle bym się czuła, ale liczyłam że znajdę coś swojego i obędzie się bez buszowania w garderobie blondynki. 

-W ostateczności- wzruszyłam ramionami. 



***


Parę godzin później, stałam razem z Kaylą i Jaydenem przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. 

-Czekaj, jeszcze to- zakomenderowała Millera, grzebiąc w torebce. Wyciągnęła z  niej mały falokonik po chwili spryskała mnie perfumami, które zaczęły drażnić mój nos.- Idealnie.

Znów spojrzałam na siebie, na swoje ciało opięte czarną, materiałową sukienką z długimi rękawami i wyciętymi ramionami. Ostateczna ostateczność nadeszła i to właśnie w kreacji przyjaciółki spędzę tego sylwestra. Ciemne rajstopy oraz szpilki w tym samym kolorze sprawiły, że wyglądałam jak w żałobie i na ułamek sekundy się skrzywiłam. Dopiero kiedy założyłam pozłacany naszyjnik i biały zegarek, zaczęłam wyglądać jak żywy człowiek. Kayla nawet nie protestowała, kiedy zażyczyłam sobie bardzo delikatny makijaż w złotym odcieniu. Trzymałam jej ręce z daleka od swoich włosów, których nie prostowałam ani nie zakręciłam. Żyły swoim życiem i bardzo mi to odpowiadało. 

-Gdzie twoi rodzicie?- Zapytał Jay, nasłuchując ciszy jaka panowała wokoło.

-Pojechali do babci- westchnęłam- razem z Dylanem. Potem jadą gdzieś do znajomych.
-Wolna chata- zagwizdał mój przyjaciel, kołysząc się na piętach i włożył dłonie do jasnych spodni, które dopasował z czarną jak smoła koszulą. 

Blondynka zawiesiła na nim pełen podziwu maślany wzrok i zmrużyła oczy. Jej powieki błyszczały, chociaż zdecydowała się dziś na ciemny, ciężki makijaż i czerwoną szminkę. Spod płaszcza widać było jedynie cekinową, krótką sukienkę z dekoltem w łódkę. Wysokie botki wydawały charakterystyczny stukot za każdym razem, kiedy krzątała się po pokoju, lawirując pomiędzy ubraniami. Na szybko powrzucałam je do szafy, modląc się by jakoś wytrzymała i nie otworzyła się pod naporem bałaganu. Bluzę i dwie pary podkoszulków zostawiłam na obrotowym krześle, udając że tam jest ich miejsce i zgarnęłam do torebki chusteczki razem z kluczem od domu. 

-Można tak powiedzieć- mruknęłam.- Tylko do rana. 
-Zdążyłabyś tu kogoś przenocować- Jay poruszył brwiami, cmokając przy tym wymownie. 

Zaśmiałam się niezręcznie, grzebiąc w półce gdzie trzymałam między innymi lekarstwa. Kątem oka widziałam, jak moja przyjaciółka gromi wzrokiem swojego chłopaka, by potem obwiązać szyję grubym szalem. Zręcznie poprawiła włosy, roztaczając wokół siebie aurę perfekcyjności i lekkości. 

-Wiesz, jak tam trafić?- Zapytała dziewczyna, zakładając kosmyki za ucho.

-Jasna sprawa- zakomendował.- To dwie ulice stąd.
-Jak raz będę mieć blisko- zaśmiałam się pod nosem, wyciągając pudełeczko. 

Kiedy moi przyjaciele analizowali, czy warto zostawać na noc u kolegi Connora czy może lepiej zabrać pieniądze na taksówkę, ja zastanawiałam się czy zabrać nowe opakowanie leku czy może wytrwale szukać starego? Nie wiedziałam, gdzie położyłam swój zbawienny inhalator i rozważałam spakowanie tego zapasowego. 

-Wiecie, że jesteśmy spóźnieni?- Sanders zerknął na telefon, obejmując dziewczynę w pasie.- Rozumiem, że chcecie wielkie wejście ale pół godziny to jednak przesada. 

-Ludzie będą się schodzić do dwunastej- zauważyła, składając na jego policzku drobny całus. Przetarła palcami tamto miejsce, ścierając delikatny ślad swoich ust i zahaczyła palcem o napuchnięty kącik ust chłopaka, marszcząc brwi. 

Powiedział nam, że naprawiał samochód i jego kolega, przez przypadek uderzył go kluczem, bo za szybko się odwrócił. Kayla nie była przekonana, ale nie miała żadnych innych dowodów więc pozostało jej tylko wierzyć, że tak faktycznie było. Bądź po prostu chciała w to wierzyć tak mocno, że w końcu uwierzyła. 

Odłożyłam inhalator do półki, przekopując inne szafki  z coraz to większą irytacją. Muszę znaleźć ten właściwy, bo nie jestem pewna ilości dawek, jakie zostały w tym. Przewiesiłam torebkę przez ramię z irytacją przewracając oczami. 

-Twój inhalator był w kuchni- powiedział Jayden.- Poszukać go?
-Mógłbyś?- Uśmiechnęłam się słodko, chociaż nie byłam tak przekonująca jakbym chciała. 

Chłopak wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie i blondynkę same. 

-Powinnaś mieć przy tym jakiś chip- mruknęła, kręcąc głową.
-Hej!- Broniłam się.- Nigdy nie zdarzyło mi się zgubić inhalatora!

To było coś, co zawsze miałam przy sobie. Moja świętość, obowiązek i życie. Mój mały przyjaciel towarzyszył mi od najmłodszych lat i chociaż był symbolem słabości, musiałam się z nim zaprzyjaźnić. W tej relacji nie było kompromisu. 

Kayla westchnęła, siadając na brzegu łóżka. Podparła dłońmi policzki, opierając łokcie na kolanach. Coś musiało ją dręczyć, chociaż wcześniej uparcie pokazywała, że tak nie jest. 
-Wszystko okej?- Zaciekawiłam się, podchodząc do niej bliżej. 

Uniosła na mnie swój błyszczący wzrok i cmoknęła ustami, jakby chciała równomiernie rozprowadzić pomadkę na wargach. 

-Sama nie wiem- pokręciła głową, a jej włosy zafalowały wokół jej twarzy.- To pokręcone, Lacey. 

-Co jest pokręcone?

-To...wszystko- zrobiła nieokreślony gest rękami, obrazujący całą przestrzeń jaka była wokół nas.- Nie chcę być podejrzliwa, ale z Jayem jest coś nie tak. Od świąt zachowuje się dziwnie, rozumiesz? Cały czas ktoś do niego dzwoni, nie rozmawia przy mnie, tylko wychodzi albo kompletnie ignoruje telefon. Zbywa mnie, kiedy pytam o co chodzi. Często się zamyśla...obawiam się, że ma jakiś problem. Poza tym mama też nie jest w najlepszej formie. Za niedługo rocznica i wiesz...-zacięła się na chwilę, powoli wstając i zrównując się ze mną.- Znowu robi się milcząca i przestaje jeść a ja będę za daleko, żeby ją wesprzeć. 

Kayla od zawsze miała dużo na głowie i nie cierpiała, kiedy coś diametralnie się zmieniało. Od czasu śmierci ojca, bała się że po raz kolejny nie zauważy, że ktoś ma tak okropne myśli jak miał jej tata. Starała się więc zawsze roztrząsać wszelkie problemy tak dogłębnie, by nie przegapić żadnej wskazówki i znaku, dzięki któremu mogłaby zapobiec katastrofie. 
-Rozmawiałaś z nim? Wiesz, że powinnaś.

-A ty wiesz, że i tak nic mi nie powie. 

-Więc nawet nie próbowałaś?- Dopytałam. 

Kayla zwiesiła głową, jak małe dziecko i pokręciła przecząco głową. 

-Rozmowa to podstawa, prawda?- Położyłam dłoń na jej ramieniu, pocierając je w opiekuńczym geście.-Sama mi to mówiłaś wiele razy. 

-A jeśli mi nic nie powie?- Zapytała bliska płaczu.

Wiedziałam, że zależy jej na Sandersie i chce, by nie wrócił do starych nawyków, które prawie go zrujnowały. Czasem miała na tym punkcie lekką paranoję. 

-Uwierzysz mu- poleciałam.- Albo znajdziemy jakieś rozwiązanie, okay? 

Zgodziła się po krótkim wahaniu. 
-Porozmawiam z mamą- zapewniłam.- Będzie mieć oko na twoją. 
Kayla przytuliła mnie mocno do siebie, pociągając nosem. Była czasem rozbrajająca i chociaż mogła udawać twardą, miała swoje momenty słabości, które dopadały ją bez ostrzeżenia. 

-Nie mogłam mieć lepszej przyjaciółki, wiesz?

Po chwili zeszłyśmy do parter, zbierając się do wyjścia. Byliśmy już przecież mocno spóźnieni więc Connor na pewno zdążył już pomyśleć, ze go wystawiliśmy. Co najmniej trzy razy. 

Jayden stał na ganku, rozmawiając z kimś przez telefon. Blondynka zdążyła rzucić mi spojrzenie w stylu "a nie mówiłam", zanim jeszcze zdążyłam zakluczyć drzwi. 

Zaczęłam się stresować. 
W moim wnętrzu szalały sprzeczne emocje, związane z dzisiejszą nocą. Obiecałam sobie, że nie wypiję dużo i wiedziałam, że będę w stanie to zrobić ale obawiałam się Cadena. 

Wspólna impreza z byłym chłopakiem którego wciąż się kocha? 

To nie brzmi dobrze. 

Po prostu.




CADEN POV


This pain I came from
Can't run away from
What's been said and done  



Nie mogę uciec
Od tego co zostało powiedziane i zrobione
Z wszystkimi dniami które przepadły  


Nigdy nie zastanawiałem się z kim Connor zadawał się w liceum. Nigdy szczególnie mnie to nie interesowało. Dopiero gdy zobaczyłem klimat, jaki wprowadzają jego znajomi, zacząłem zastanawiać się, jak do licha Davies mógł dogadać się z tymi pokręconymi ludźmi. 

Asher McCoy w liceum był synonimem dziwactwa. Nie chodzi o to, że był psychopatą lecz raczej należał do grona osób, które nie interesowały się zdaniem innych przez co było o nim głośno. Nie raz powiedział coś prosto z mostu, bo taki już po prostu był. Miał inny styl bycia, ubierania się i gustował w specyficznym rodzaju humoru. Tak na prawdę myślałem, że nie ma wielu znajomych, ale liczba osób jaka bawiła się w jego domu była zbyt duża, by to obliczyć. Jednak wszyscy tutaj, zdawali się uwielbiać jego osobę. 

Był to dość fascynujący widok, bo towarzystwo było bardzo różnorodne. To nie była impreza idealnych dzieciaków ale wielki miszmasz. Wszyscy wyglądali inaczej, identyfikowali się z różnymi grupami co wyrażali strojami. Jednak wszystkich ich łączyła pewna więź, sympatia i zrozumienie. Bawili się razem nie patrząc na to, że różnią się od siebie. 

To było fajne. 

-Ciebie też to zastanawia, prawda?- Zapytał Cameron, obejmując wzrokiem tańczących ludzi w salonie. Przez wielkie okno w kuchni, mieliśmy na nich idealny widok.

-Żebyś wiedział- przytaknąłem, popijając drinka z niebieskiego kubeczka.

-Mam wrażenie, że siedziałem przy złym stoliku w liceum- zaśmiał się, pocierając żuchwę palcami. 

-A co- zwróciłem się do niego.- Siedziałeś przy tym najbliżej toalet? Słyszałem, że zapach nieziemski-wyszczerzyłem się do niego, na co zgromił mnie wzrokiem. 

-Hej chłopaki- usłyszeliśmy damski głos, gdzieś obok nas.- Możecie nam pomóc?

Głos należał do mulatki o niesamowicie krętych włosach w naturalnym odcieniu. Miała na sobie długą sukienkę w kolorowe plamy a jej ręce obwieszone były pobrzękującymi bransoletkami. Jej usta błyszczały, pociągnięte jasnym błyszczykiem a długie kolczyki zwisały do ramion. 

-Coś się stało?- Zapytał mój kolega, patrząc również na jej towarzyszkę.  Różowowłosą dziewczynę w wysokich, ciężkich butach, kabaretkach, jeansowych szortach,  skórzanej kurtce i białym podkoszulku z dwuznacznym napisem. Miała jednak delikatny makijaż co powodowało, że nie wyglądała na pustą i głupią. 

-Asher kazał nam przynieść beczkę piwa- sprostowała ta druga, na której szyi widniał łańcuszek z imieniem "Betty".- Rozumiecie. Nam- tu wskazała najpierw siebie a potem koleżankę.- W sensie dziewczynom. 

Cameron zaśmiał się pobłażliwie. 

-To trochę dziwak- sprostowała jej koleżanka.

-Gdzie ta beczka?- Zapytałem. 
-Gdzieś na górze- westchnęła druga dziewczyna.- Nie kojarzę was. Nie jesteście stąd? 

Uśmiechnąłem się lekko, kręcąc głową.

-Jesteśmy znajomymi Connora- wyjaśniłem.- Studiujemy razem. 
-Cały Davies- skomentowała Betty,  potrząsając kolorowymi włosami.- Gdzie on jest? 

-Zniknął z jakąś dziewczyna na parkiecie- ruchem głowy, wskazałem im salon, gdzie nasz blondyn kołysał się w rytm muzyki razem z pewną rudowłosą pięknością. 

-Tym bardziej cały Connor Davies- zaśmiała się mulatka.- W takim razie życzymy wam miłej zabawy.- Jej uśmiech był zaraźliwy a zęby olśniewająco białe. 

-Chodź stary- Merriman szturchnął mnie w ramię i odłożył swojego drinka.- Poszukamy tego piwa.

Tak też zrobiliśmy. Zajęło nam to niecałe dziesięć minut. Ten dom miał niezliczoną ilość pokoi a każdy z nich urządzony był w przytulnym ale i nowoczesnym stylu. W głębi korytarza grupka osób paliła papierosy, głośno zaśmiewając się z czegoś i opowiadając sobie jakąś historię.  Kiedy postawiliśmy beczkę na stole, od razu zbiegło się wokół niej sporo amatorów tego trunku. W drzwiach zrobił się nagły ruch a pośród głośniej muzyki, słychać było niepowtarzalny śmiech Lacey Headey.

-Witam spóźnionych!- Connor doskonale przekrzykiwał mocny bas, jaki huczał w całym domu.- Już myślałem, że mnie wystawicie.

Razem z Cameronem podążyliśmy do znajomych. Od razu wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie z Jaydenem, który jednoznacznie dał mi do zrozumienia fakt, że Kayla o niczym nie wie i dowiedzieć się nie może. 

Jasna sprawa, przyjacielu.  

-Conor!- Zapiszczała szatynka, wyswobadzając się z jego uścisku.- Udusisz mnie głupku! 

-Musisz mu wybaczyć- odezwał się nie kto inny, ale gospodarz.- On się dopiero rozkręca, uwierz mi, znam go.

Davies przywitał się również z Millerą i Jayem a my podążyliśmy w jego ślady. Asher przez ten czas zdążył zapoznać się z dziewczyną, która mocno się zarumieniła na jego słowa. Cokolwiek jej powiedział, musiał zacząć ją podrywać. 

-Fajne poznać znajomych mojego przyjaciela- zwrócił się do nas, opierając ręce na bokach. Miał czarne spodnie, granatowy podkoszulek na który założył koszulę w kratę. Miał niechlujnie ułożone włosy i bystre spojrzenie ciemnych oczu.- Bawcie się dobrze i do zobaczenia!

Mrugnął okiem w kierunku dziewczyn po czym odszedł z uśmiechem na ustach.

-To wszystko przez te dziewczyny- Sanders wzniósł oczy do nieba i roześmiał się.- Następnym razem, podajmy im fałszywa godzinę, żeby przyszły punktualnie. 

-Racja!- Zgodziła się Kayla.- Wtedy spóźnimy się tylko dwie godzinki, co nie Lacey?

Roześmiały się po raz kolejny, zbijając ze sobą piątkę. 

-Nigdy nie zrozumiem kobiet- westchnął Merriman. 
-Nas nie należy rozumieć- Lacey wzniosła dłonie ku górze w obronnym geście.- Wystarczy nas kochać. 

-W takim razie moje kochane panie, powinniśmy się razem napić i uczcić kolejny rok, który był niezwykle fascynującym doświadczeniem- Connor, złapał je pod boki prowadząc do kuchni. 

W naszych rękach od razu znalazły się niebieskie kubeczki wypełnione sokiem wiśniowym i wódką. 

-Za wcześnie na toast?- Zapytał Jay, unosząc swój kubeczek w górę. 

-Absolutnie- zachichotała Kayla, przytulając się do boku swojego chłopaka.

-W takim razie za naszą paczkę- zadecydował Sanders.- Za to, że możemy tu być razem! 

Stuknęliśmy się papierowymi naczyniami i upiliśmy parę łyków. Trunek drapał moje gardło, ale byłem do tego przyzwyczajony i wcale mi to nie przeszkadzało. Słodki wiśniowy smak osadził się na moich ustach, powodując że wydawały się lepkie. 

-Jak to się stało- zacząłem- że masz tak różnych znajomych? 

-W sensie?- Zapytał Connor, lekko mrużąc oczy. 

-Ludzie tutaj reprezentują chyba każda możliwą religię, przekonania, pochodzenie i styl bycia- zaśmiałem się.

Connor uśmiechnął się, patrząc na kolorowy tłum ludzi, który śpiewał najnowszy radiowy hit. Jakaś para całowała się pod ścianą, ktoś wylał piwo na dywan a na sofie rozgrywała się właśnie kolejna rundka pod tytułem kto wypije więcej. Było prawie tak jak w liceum. 
-Asher lubi ludzi, po prostu- wzruszył ramionami.- Od zawsze rozmawiał z każdym kto tylko wydawał mu się inny, interesujący i ciekawy. Dzięki niemu poznawali się inni i tak stworzył coś na zasadzie grupy w której każdy mógł poznać druga stronę lustra. Takie znajomości utrzymują się lepiej, bo są prawdziwe. 
-Nigdy nam o tym nie mówiłeś- Lacey spojrzała na niego, przekrzywiając głowę.- Brzmi całkiem fajnie.

-I jest fajne- zaręczył.- Jedni studiują, drudzy pracują, jeszcze inni tkwią w martwym punkcie. Jedni mają więcej pieniędzy inni mniej, jedni wierzą w coś, inni tej wiary nie mają... ale możemy polegać na sobie i to jest fajne. 

-Znasz ich wszystkich?- Zaciekawiłem się. 

-Nonsens- prychnął.- Każdy może przyprowadzić kogoś znajomego, pod warunkiem że spełnia kryteria. 
-Dobrze wiedzieć, że spełniamy kryteria- westchnął teatralnie Marriman, na co prychnąłem śmiechem. 

-Po prostu wiem, że dla was też nie ma większego znaczenia kto jaki jest- wzruszył ramionami.- O to w tym chodzi!

-Asher mógłby być politykiem- zauważyła Kayla, mrużąc oczy.- Zjednoczyłby nawet kota z psem. 

Zaśmialiśmy się a kiedy dokończyliśmy drinka blondynka z Jaydenem ruszyli na parkiet, Connor z Cameronem wyszli na fajkę a ja zostałem z Lacey, która sama nie wiedziała co robić. 

-Imprezy nie są dla mnie- zauważyła, kiedy spojrzałem na nią pytająco.- Nie pamiętasz jak skończyło się to ostatnim razem?

Jasne... dostała ataku astmy, przez zbyt duży wysiłek, spowodowany tańcem. Byliśmy wtedy u mnie i cóż...to był ten nasz czas. 

-Hej, od jednego kawałka nikt nie umarł- zauważyłem.

-Z moim szczęściem, będę pierwszą osobą, która to zrobi- zaśmiała się, odgarniając długie włosy na jedno ramię. Wyglądała bardzo ładnie a jej spojrzenie, jak zwykle czarowało. 

Ktoś wcisnął nam do rąk kolejne kubeczki z alkoholem, ale specjalnie nie zwracaliśmy na to uwagi. Oparłem się o blat, stojąc dokładnie obok niej i z nostalgicznym uśmiechem obserwowałem przewijające się po kuchni osoby. Sączyłem powoli kolejnego już drinka, rozmawiając luźno z dziewczyną obok. Starałem się omijać drażliwe tematy i skupiłem się bardziej na świętach, które z tego co słyszałem były intensywne w domu państwa Headey.

-Daj spokój- roześmiała się.- To prawdziwy kosmos! Położyłam się spać prawie nad ranem! Kayla zarządziła kolejny maraton filmowy. 

-U mnie babcia zostawiła szczękę w szarlotce- przypomniałem sobie.- Uwierz mi, dawno nie słyszałem żeby Sienna tak głośno płakała! 

Lacey parsknęła głośnym śmiechem, prawie opluwając sobie brodę. Przez resztę czasu rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim a parę razy Lacey dała wyciągnąć się na parkiet przeze mnie albo chłopaków. Nie mogła odmówić też gospodarzowi, który jak na moje oko pozwalał sobie na zdecydowanie za dużo względem niej. Katem oka patrzyłem, czy nie stanie się jej krzywda, kiedy musiałem odpisać Sylvii na kolejnego smsa. Była teraz na bankiecie z rodzicami i ich znajomymi z pracy, których spotkali na Dominikanie. Twierdziła, że wcale nie bawi się tak świetnie, nawet jeśli przebywa z osobami w swoim wieku. 
-Wszystko w porządku?- Zwróciłem się do Headey, kiedy z zaróżowionymi policzkami wróciła do kuchni. Napiła się zwykłej wody z kranu i dopiero wtedy przytaknęła. 

-Za chwilę północ!- Usłyszeliśmy głos ze środka salonu. 

Ludzie zaczęli wycofywać się do ogrodu, gdzie chcieliśmy wystrzelić fajerwerki. Przy wyjściu spotkaliśmy Kaylę, która zaraz złapała Lacey i obie pobiegły znaleźć sobie odpowiednie miejsce. 

Niektórzy ludzie byli już mocno podchmieleni, ale nikt specjalnie nie zwracał na to uwagi. Każdy z niecierpliwością wypatrywał fajerwerków i wiążącym się z tym świętowaniem. 

-Uwaga, odliczamy!- Asher przykucnął przy fajerwerkach.- Dziesięć....

Dziewięć...

Osiem...

Siedem...

Wszyscy przyłączyliśmy się do odliczania. Lacey oraz Kayla ścisnęły się za ręce i nawet nie zwróciły uwagi, kiedy Jay podszedł do nich i objął swoją dziewczynę. 

Cztery...

Trzy...

Dwa...

Jeden...

ZERO!

Fajerwerki wystrzeliły, zagłuszając wiwaty i tworząc kolorowe rozbłyski na niebie. Pisk, śmiechy i głośne życzenia rozległy się ze zdwojoną siłą. Podszedłem do znajomych, obserwując jak dziewczyny skaczą w miejscu i śmieją się głośno. Nam też udzielił się ich klimat bo zaczęliśmy się wygłupiać i zbijać piątki, zupełnie bez okazji. Gdzieś w oddali Betty wraz ze znajomymi wznosili pierwszy noworoczny toast, ktoś zaczął śpiewać a jeszcze inni wskazywali na kolorowe ogniki. 

-To będzie najlepszy rok, zobaczycie!-Connor klasnął w dłonie i uścisnął dziewczyny.- Drogie panie, szczęśliwego nowego roku! 

-Tobie też, cymbale- Kayla rozczochrała jego włosy a Lacey pisnęła, kiedy podniósł je w górę. 

-Szczęśliwego nowego roku, Lacey- uśmiechnąłem się do niej, wkładając ręce do kieszeni spodni. 

-Szczęśliwego- kiwnęła głową, otulając się ciaśniej grubym szalem.

Po chwili zaczęli schodzić się inni, którzy składając życzenia Davies'owi, musieli i uścisnąć nas przez co poznaliśmy stek imion i śmiesznych anegdot. McCoy również przyszedł, jak zwykle emanując pozytywną energią.

-Można powiedzieć, że znam was już przez dwa lata- zażartował, co rozbawiło chyba wszystkich poza mną.- Mam nadzieję, że moja impreza nie jest nudna.

-Absolutnie- zaprzeczyła Kayla.
-Cały czas coś się dzieje- zapewniła Headey, wciąż się śmiejąc. Nie wypiła aż tak dużo, więc po prostu musiała mieć dobry humor. Na pewno się nie denerwowała, prawda?

Znów zaczęła grać muzyka, więc towarzystwo z nowymi siłami pognało do środka. 

-Mam nadzieję, że nie rozniosą mi domu- westchnął.

-Nigdy tego nie zrobili, Ash- Connor klepnął go w tył głowy.- Za to ty, rozpierdoliłeś mi kiedyś okno, stary.

-Przypadkiem- zaczął się bronić. 

-Przypadkiem- zauważył Davies- to mi rozpierdoliłeś drzwi do łazienki. 

Po raz kolejny usłyszałem salwę śmiechu, więc się uśmiechnąłem. Asher średnio przypadł mi do gustu, zwłaszcza momencie kiedy objął ciemnowłosą a jego dłoń znalazła się zdecydowanie za nisko. 

-Proponuję zapomnieć o tym i wspólnie wznieść toast za nowy rok- McCoy zdmuchnął  czoła włosy, opadające na czoło po czym poprowadził do środka, gdzie znów zaczęliśmy pić i tańczyć. 

Koło godziny pierwszej wyszedłem przed dom a zimne powietrze skutecznie mnie ochłodziło. Stałem oparty o kolumnę, obracając w ręku telefon. W przeciągu godziny poznałem tyle ludzi, że pozapominałem większość imion. Chciałem napisać coś do Petterson, ale pewnie już śpi więc nie chciałem jej zbudzić, poza tym nie wiem czy nie zobaczyłbym podwójnych liter. 

Drzwi za mną otworzyły się a w nich stanęła Lacey. 

-O! Przepraszam, nie wiedziałam że tu jesteś- speszyła się, zupełnie tak jakbym robił coś nieprzyzwoitego. 

-Nic się nie stało- uśmiechnąłem się lekko, odwracając się w jej stronę.

-Szukam Kayli i Jaydena- westchnęła. 

-Nie widziałem ich- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- Nie zimno ci?

Była w samej sukience i wyszła z rozgrzanego domu, podczas kiedy na dworze panował ziąb. Zamknęła za sobą drzwi, opierając się o ścianę. 

-Mam dość drinków- zaręczyła. 

Zaśmiałem się. 

Ze środka dochodziły stłumione dźwięki muzyki ale tutaj, było cicho. Tylko patrzyliśmy na siebie ale ona w pewnym momencie przeniosła wzrok na wnętrze ogrodu. W słabym oświetleniu wyglądała bardzo delikatnie, ale wciąż ładnie. 

Zaczęła kaszleć, przytykając dłoń do ust. Zmarszczyłem czoło, podchodząc do niej.

-Wszystko w porządku?- Zapytałem.

Zaczęła grzebać w torebce, więc domyśliłem się, że to właśnie atak astmy. W coraz większej panice i ze wzmagającym się kaszlem, szukała czegoś by po chwili z przerażeniem wymalowanym w oczach spojrzeć na mnie jak na ostatnią deskę ratunku. 

-Zapo...zapomniałam- to co mówiła, stało się niewyraźne przez próbę złapania oddechu i uciążliwy kaszel.- Inahalato...- oparła dłonie na kolanach, jakby chciała ułatwić sobie oddech a jej twarz zasłoniły włosy-...ra. 


Kurwa.


=======


Długo wyczekiwany rozdział!
Staram się pisać, ale są dni kiedy mogę napisać tylko jedno zdanie bo niestety, ale mam masę innych obowiązków :(

Szkoła, lekcje dodatkowe, zajęcia, osiemnastki, wesela... trochę intensywny czas, ale staram się jak mogę i nie zapominam o Was! ;*


Pozdrawiam! <3 

czarodziejka2604




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top