18.
Lacey POV
Od czasu niespodziewanych odwiedzin, Connor złożył nam jeszcze parę wizyt. Nie zawsze były zapowiedzianie, ale zawsze wtedy, kiedy nie miał co robić. Nie przeszkadzało mi to, dopóki nie zaczynał wchodzić na temat moich sercowych spraw. To, że widział moje załamanie było pewnie, ale wciąż staram się robić wszystko, żeby nie zorientował się kto za tym stoi. A on nie dociekał.
-Laska, to jest nie możliwe- westchnęła Kayla, siadając na swojej walizce.- Nie mogę się w nią zmieścić.
Kręcąc głową, podeszłam do niej i razem siłowałyśmy się z bagażem. Blondynka zawsze uwielbiała się pakować a jeszcze bardziej, lubiła wkładać tam niepotrzebne rzeczy. Takie jak ręcznik.
Wracałyśmy na święta do domu, do Salt Lake City. Nie było sensu brać czegoś, czego tam miałyśmy pod dostatkiem. Ale Millera, ma swoje podejście do rzeczywistości i powroty do domu, traktuje podobnie jak wakacje w odległych krajach. A przynajmniej tą część, gdzie można wpaść w wir przygotowywań.
-Może gdybyś nie brała tyle niepotrzebnych rzeczy, było by łatwiej?- Zaproponowałam.
-To, że ty mieścisz się w tak małą walizkę jest podejrzane.- Spojrzała na moją czarno-zieloną walizeczkę, zakładając ręce na piersi. Cmoknęła z dezaprobatą, przygryzając blado różową wargę z namaszczeniem.
-To dar pakowania- uniosłam klapę, pokazując misternie ułożone ubrania, powpychane tak, by zagospodarować jak najmniej miejsca.- No i fakt, że większość zimowych ubrań została w domu.
-To prawie dwa tygodnie w domu- westchnęła.- Na reszcie jakiś odpoczynek.
W rzeczywistości dziewięć dni, ale nie porywałam jej w rzeczywistość. Kayla od nowa była zakochana w Bożym Narodzeniu i świętowaniu Nowego Roku, więc nie chciałam jej tego psuć. Od czasu, kiedy mogła je spędzać u nas widziałam ten uśmiech co roku a błysk podekscytowania sprawiał, że byłam z niej dumna. Była jak feniks, który odrodził się z popiołów jeszcze silniejszy, piękniejszy i bystrzejszy.
Zamknęłam ponownie swoją walizkę, przyczepiając do zamka zawieszkę w kształcie czterolistnej koniczyny. To mój prywatny sposób na rozpoznanie bagażu na lotnisku. Widziała już wielokrotnie pomyłki ludzi, którzy się śpieszą i wolałam tego uniknąć.
-Lacey- mruknęła moja przyjaciółka, zaplatając ręce na moich barkach i wieszając się na mnie jak małpka, zapytała.- Lubisz święta, prawda?
Miała ton dziesięcioletniej dziewczynki, która tylko czeka na to, aż zapewnisz ją o wspaniałości prezentów, które dla niej masz. Brakowało jej tylko dwóch kucyków po bokach głowy. Gdyby miała dłuższe włosy, wyglądałaby słodko.
-Lubię- westchnęłam.
-To był ten rodzaj odpowiedzi, gdzie jest jakieś "ale"?
Zerknęłam na nią z ukosa, starając się szczerze uśmiechać.
-Nie.
Może tylko trochę, bo jak zawsze musiałam mieć coś, co zepsuje mi tak dobry humor. Jak zawsze, nie mogłam się w pełni cieszyć tym, co było przyjemne.
-Jasne- mruknęła.
-Po prostu martwię się o Avę, okay? Jej ostatni wybuch nie świadczył o niczym dobrym i teraz, podczas świat muszę się upewnić, że wszystko jest w porządku
To nie było kłamstwo, bo troska o moją kuzynkę weszła mi w krew, odkąd się urodziła. Chociaż ona nie wiedziała o mnie bardzo dużo, ja czytałam z niej jak z otwartej księgi.
-Lacey- spoważniała.- Jakie jeszcze masz "ale"?
-A jak myślisz?- Mruknęłam.- Lubię święta, ale właśnie przez takie rzeczy uświadamiam sobie, jak miło by było mieć przy sobie Cadena. Przerabiałyśmy to już wiele razy.
Kayla z westchnięciem puściła mnie, ale jej wzrok utkwiony był w moim karku. Bawiłam się zawieszką, nie chcąc na nią patrzyć. Jej dobry humor nie chciał mi się udzielić w takim samym stopniu, więc nawet patrzenie na to, było dla mnie przykre.
Bo nie potrafię być normalna.
-Chodzi też o to, że zabiera ją do siebie?- Zapytała.- Bo Sylvia spędzi z nim święta w jego domu, wszyscy ją poznają, będą zachwyceni a...
-A o mnie nawet nie wiedzieli- syknęłam.- Tak, o to też.
Fakt faktem, nigdy nie zostałam oficjalnie przedstawiona ani jego rodzicom ani rodzeństwu. Nigdy nie pytałam czemu tak jest, ale w tamtej chwili było mi to nawet na rękę. Nie byłam wystawiona na stres i nawet po mimo, że wiele razy byłam w jego domu zazwyczaj nikogo nie było. Jeśli już, to któreś z młodszego rodzeństwa i jakoś nie szczególnie interesowali się tym, czy mają w domu gościa, czy nie. Pewnie nikt nie wiedział, że Lacey Headey ma jakikolwiek związek z ich bratem i synem. To jednak przykre.
Zagryzam jednak to wszystko, mocno wbijając zęby w dolną wargę i odliczam w myślach do trzech. Bardzo powoli i dokładnie. Blondynka milczy przez chwilę, jakby wiedziała co robię i nie chciała mi przerywać.
-Caden to dupek.- Mówi lekko.- Dupek, o którym powinnaś zapomnieć.
-Wiem.
Chwyciłam walizkę i ułożyłam ją przy łóżku. Nie ważne czego dotyczyła nasza rozmowa, zawsze musiała spaść na ten jeden tor. Albo Caden zawładnął nasza przyjaźnią, albo moim życiem.
-Dobra- klasnęłam w dłonie, żeby przerwać jakoś milczenie.- Powinnyśmy już iść.
Obserwowałam, jak dziewczyna w pośpiechu szuka swojego czerwonego szalika. Zaczęłam przeszukiwać nawet swoją szafę, kiedy Kayla westchnęła:
-Cholera...chyba jest w walizce- przywaliła sobie otwartą dłonią w czoło, marudząc i mrucząc pod nosem wszystkie obelgi świata.
-Jaja sobie ze mnie robisz- prychnęłam, wiedząc ile namęczyłyśmy się, żeby ją zamknąć a teraz będziemy musiały to otworzyć, wyciągnąć szalik i bezproblemowo zamknąć ją po raz drugi.
Powodzenia!
-Lacey, mówiłam ci już jak bardzo cię kocham?
Pokręciłam głową z politowaniem, otwierając powoli jej bagaż. Cóż, kiedy ktoś robi oczy Kota ze Shreka, bardzo trudno się mu oprzeć.
Moja komórka wydała z siebie cichy dźwięk, co świadczyło o smsie. Odczytałam go, obserwując kształt czarnych jak smoła literek.
Alex: Nie jestem jedynym wędrowcem, który nie spłacił swoich długów.* Powinnaś przesłuchać, na pewno ci się spodoba ;)
Przygryzłam lekko dolną wargę, powstrzymując szeroki uśmiech. Ten chłopak uwielbiał zarażać wszystkich piosenkami i większość naszej grupy kojarzyła go właśnie z tym. Upodobał sobie wysyłanie mi linijek teksu, aby jak to twierdził "było więcej zabawy z szukaniem piosenek".
Ja: Nie miałeś spędzić całego dnia na pakowaniu?
Odpowiedź przyszła p oparu minutach.
Alex: Co nie zmienia faktu, że nie oddałaś mi notatek :/ Lacey, przestanę ci je pożyczać jak tak dalej pójdzie :P
Hmmm...ups?
Ja: Jak wrócę to jakoś ci to wynagrodzę! Obiecuję :3 Wybacz. A piosenkę na pewno przesłucham w samolocie :D
Caden POV
-Spakowana?- Pytam na przywitanie, kiedy po trzech sygnałach Sylvia odbiera telefon i słyszę jej głos.
-Tak, ale...- urywa.
I już wiem, że ten dalsze zdanie nie będzie mi się podobało. Kiedy Peterson ma jakieś "ale", zwykle dochodzi do spięć i kłótni. Zazwyczaj godziny się w ciągu paru godzin, bo nie lubię kiedy musi się złościć.
-Ale...?
Wypuszczam powietrze nosem, zastanawiając się w pierwszym odruchu czy w ogóle ma zamiar wyjeżdżać z San Diego, tak jak mi obiecała.
-Caden, przepraszam- mogę wyobrazić sobie, jak kręci głową a jej czarne włosy falują wokół jej twarzy.
-Sylvia, powiesz mi o co chodzi?- Mruknąłem, opierając się o biurko.
Patrzyłem na swój bagaż smętnym wzrokiem. Za pół godziny miałem zamiar odebrać ją z domu siostry i razem mieliśmy udać się na lotnisko.
-Rodzice dostali trzy bilety na Dominikanę- wyrzuciła jednym tchem.- Ten trzeci jest dla mnie.
Zmarszczyłem czoło, szybko orientując się, gdzie jest taki kraj. Cholera...fajna sprawa.
-Rozumiem- kiwam głową, chociaż nie do końca wiem o co chodzi.
-Problem w tym, że wylot byłby jutro z rana czyli... nie mogłabym pojechać z Tobą- powiedziała.
No tak. Więc to jest to "ale".
Chciałem, żeby moja rodzina poznała Sylvię, skoro jesteśmy ze sobą już jakiś czas a jeszcze dłużej się znamy. Na prawdę czuję, że jest ważną częścią mojego życia więc dlaczego mieliby jej nie poznać? Zwłaszcza, że ja poznałem jej rodziców podczas Dziękczynienia.
-No więc...jedź- mruknąłem, ale jakoś bez przekonania.
Byłem trochę zawiedziony, ale z drugiej strony domyślałem się, że Ona również była rozdarta. W końcu obiecała mi to a teraz, na parę minut przed wyjazdem ma szansę zrezygnować i odwiedzić inny kraj.
-Na pewno?- Zapytała.
-Tak- wzruszam ramionami, chociaż wiem że tego nie widzi.- Wiem, że lubisz podróżować a do mnie jeszcze znajdziemy okazję.
Pisnęła z radości, śmiejąc się głośno.
-Kocham cię, wiesz?- Jej głos przepełniony był radością i podekscytowaniem.- Wiem, ze to było dla ciebie ważne i myślałam, że będziesz się złościł.
Uśmiechnąłem się lekko. Nie miałem w nawyku złoszczenia się o byle pierdoły i chociaż czułem zawód, nabrałem powietrza w płuca i postawiłem się na jej miejscu.
-Też cię kocham- zapieniłem.- Nadrobimy.
Kiedy czarnowłosa pożegnała się, usiadłem ciężko na łóżku. Z jednej strony było mi cholernie dziwnie z uczuciem, że jednak te święta spędzimy osobno i nawet nie mamy czasu się pożegnać. Poza tym obiecałem rodzinie niespodziankę i teraz albo zgrabnie z tego wyjdę, albo coś wymyślę.
Ale z jakiegoś dziwnego powodu stwierdziłem, że może nie będzie tak źle.
To tylko parę dni wśród rodziny i nowych przyjaciół- z tego samego miasta, chociaż poznaliśmy się daleko od domu.
* Lord Huron- The Night We Me
=====
Moje zastoje są okropne, wiem ;(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top