-16-
Lacey POV
Zawsze miałam to do siebie, że kiedy coś złego działo się w moim życiu, przez pierwsze dni wydawałam się trzymać. Nawet bardzo dobrze. Potrafiłam się uśmiechnąć, skupić na chwilę myśl na czymś innym niż porażka i nawet zdarzyło mi się okłamać samą siebie.
Nocami bywało gorzej, ciężej bo noce są jakby stworzone do zdejmowania masek. Po całym dniu udawania jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby ciągnąć tę farsę dalej.
Noce są po to, by wyzwolić z nas prawdziwe ja.
W tym przypadku również było tak samo. Aż do szóstego grudnia, udawałam że wszystko jest pod kontrolą a Caden wcale nie ma dziewczyny. Zamazałam w pamięci dwie noce we wspólnym łóżku i sytuację w kuchni a także wszelkie wcześniejsze spojrzenia i gesty. Tego nie było. Nie wydarzyło się i niech tak zostanie. Na szczęście Sylvia Peterson nie pojawiła się w naszym gronie po raz drugi, ale to nie znaczy, że wszystko było po staremu. Chociaż Wheeler zachowywał się normalnie i zdarzyło nam się porozmawiać po ludzku, nie byliśmy już jedną drużyną i coraz rzadziej komentowaliśmy swoje zachowania. Nie tak jak...dawniej?
Przez tyle dni funkcjonowałam normalnie, chociaż czułam, że wewnętrznie rozpadam się na kawałki. Teraz patrzyłam na Kaylę, która w skupieniu malowała usta czerwoną pomadką.
-Na pewno nie chcesz iść z nami?- Proponuje, kiedy kończy misterną czynności i cmoka parę razy, aby nigdzie nie została za dużo produktu.
-Serio?- Przewracam oczami.- Jay zabiera cię na randkę i chcesz mnie ciągnąć ze sobą?
-To nie randka- śmieje się.- Po prostu kino, jakaś pizza i nie wiem...może łyżwy. Słyszałam, że otworzono już lodowisko na rynku.
Przykryłam się niebieskim kocem i poprawiłam laptopa obok, zerkając na okienko Google.
-Spędzam z Wami prawie cały czas, więc teraz miejcie go we dwoje- odpowiadam, okraszając wypowiedź lekkim uśmiechem.
To prawda. Przez ostatnie tygodnie, cały czas ciągnęli mnie za sobą albo przesiadywali w naszym pokoju. Kayla bała się, że będę chcieć coś sobie zrobić a mój nastrój był coraz gorszy. Nie miałam ochoty wstawać rano, od dłuższego czasu kompletnie nie ogarniałam tego, co dzieje się na wykładach a moje notatki były w opłakanym stanie. Alex wciąż użyczał mi swoich, ale nie mogłam wykorzystywać go na dłuższą metę. Najgorzej było w nocy, ponieważ miałam coraz większe problemy z zasypianiem a opuchnięte oczy świadczyły o przepłakanych godzinach.
Tym razem, nie mogłam pozwolić, żeby moi przyjaciele nie mieli odrobiny prywatności.
Kiedy więc po półgodzinnych przygotowaniach blondynka znika za drzwiami (trzydzieści razy upewniając się, że nic mi nie będzie), zwijam się w kulkę i zaciskam mocno oczy. Jedynym dźwiękiem w pokoju, jest muzyka płynąca z małego radyjka.
Bo jest zbyt zimno
Dla ciebie tu i teraz
Więc pozwól mi potrzymać obie twoje ręce
W dziurach mojego swetra *
Chce mi się płakać jeszcze bardziej, ponieważ wpadam w wir wspomnień. Ta jedna piosenka, postanawia rozwalić mnie na milion kawałków.
-Chodź- Caden śmieje się lekko i ciągnie mnie za rękę, wolną dłonią otwierając drzwi samochodu.
Marszczę czoło, obserwując jak siada za kierownicą i ciągnie mnie lekko za sobą. Auto należy do jego rodziców, ale i tak jest świetny za kółkiem. Niedawno zrobił prawo jazdy, ale twierdzi że umie jeździć już od dzieciństwa. Ma do tego dryg, jeździ bezpiecznie i przyjemnie, nawet wtedy kiedy droga jest nierówna bądź kręta.
Wheeler odsuwa siedzenie maksymalnie do tyłu, rozszerzając nogi po czym z łobuzerskim uśmiechem, mrużąc oczy od zachodzącego słonka, mówi:
-Nauczę cie ruszać.
Śmieję się, bo kompletnie sobie tego nie wyobrażam. Mam usiąść z nim na jednym siedzeniu? Przecież się nie zmieścimy.
-Zwariowałeś?- Kołysze się lekko, poprawiając włosy.
-Absolutnie- szczerzy się.
Po chwili usadowiam się pomiędzy jego nogami, opierając plecy o jego tors. Jego ciepły oddech łaskocze moje ucho a ja wiem, że przez tą bliskość, nie będę mogła się na niczym skupić. Caden zamyka drzwi, kładąc dłoń na moim boku. Czuję na gołych nogach, materiał jego jeansów. To aż dziwne, że nie jest mu w nich gorąco, bo ja wręcz się roztapiam. Przez chwilę chłopak majstrował coś przy fotelu i układał moje ręce, instruując mnie co mam robić.
-Dosięgasz sprzęgła?
Pokiwałam głową, starając się nie pokazać po sobie zdenerwowania.
-Świetnie- mruknął.
Kolejne minuty upłynęły nam na tłumaczeniu, jak powinnam ruszyć z miejsca. Cierpliwie objaśniał mi wszystkie zasady, wyjaśniał przeznaczenie, nawet najmniejszego guziczka, zupełnie tak, jakby wycieraczki były potrzebne mi do ruszenia. Chociaż z taką wiedzą na pewno będzie mi lepiej zdać właściwy.
-Okej- westchnął, poprawiając się.- Teraz spróbuj sama.
Przekręciłam kluczyk, oblizując lekko usta.
-Co teraz?- Zaśmiałam się, lekko na niego zerkając.
Jego oczy, koloru szarego, błyszczały w słońcu, mieniąc się kusząco. Długie rzęsy, okalające powieki rzucały lekki cień na policzki. Miałam ochotę wtopić palce w jego jasne włosy, przeczesując je cały dzień. Kiedy jego uśmiech się powiększył, mój żołądek zacisnął się nieprzyjemnie a stado motyli poderwało się do lotu.
Pierwsza próba zakończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Samochód zgasł a ja parsknęłam niepohamowanym śmiechem. Pięknie! Chłopak również się zaśmiał, ale zaraz potem, zaczął tłumaczyć mi wszystko od nowa. Za drugim razem, samochód ruszył lekko do przodu.
-Brawo Lacey- powiedział z uznaniem.- Nie możesz puszczać sprzęgła zbyt szybko, jasne? Pozwól mu troszkę ujechać, zanim puścisz sprzęgło.
-Tyle rzeczy na raz- pokręciłam głową, automatycznie skręcając kierownicą w prawo. Na wielkim, pustym placu za miastem, jeździło się wręcz idealnie.
-Biegi- przypomniał mi.- Może szybciej?
-Jeszcze się zabijemy- odpowiedziałam, zerkając w lusterko.
Nacisnęłam sprzęgło, by Caden mógł zmienić bieg. Co prawda w okolicy nie było niczego w co można by uderzyć, ale lepiej nie kusić losu.
-Jesteś w tym całkiem niezła- skomentował, opierając podbródek na moim ramieniu. Tylko trochę blokował moje ruchy, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Przy żółwim tempie, prawdopodobnie nic się nam nie stanie.
-W kręceniu kierownicą?- Zachichotałam.- Jasne.
Wheeler przejął większość działań i jedyne co mi zostało, to kierowanie. Raz po raz dodawał gazu, by delikatnie przyhamować. Mimo wszystko, świetnie się bawiłam. Rozmawialiśmy chwilę o egzaminie, o jego pierwszym kontakcie z samochodem, gdy miał sześc lat i upierał się, żeby tata nauczył go jeździć. Mógł jedynie kręcić kierownicą, tak jak ja teraz, ale już wtedy dawało mu to niesamowitą satysfakcję.
-To musiało być słodkie- przyznałam, wyobrażając sobie tę scenę.
-Mama dostawała mini zawału, za każdym razem kiedy widziała, jak tata rusza ze mną na kolanach- zaśmiał się, chwytając moją dłoń i prowadząc innym torem, by skręcić w lewo.
-Nie bał się?- Zapytałam.
-Pewnie trochę tak, ale mój płacz był nieznośny- przyznał.
Po paru minutach zapadła cisza, jednak nie była krępująca. Z nim, nawet milczenie było wyjątkowe i przyjemne, w każdym stopniu nie sprawiało, że czułam się źle.
Usta Cadena zaczęły błądzić delikatnie po moim karku dokładnie w tym samym momencie, kiedy zwolnił do żółwiej prędkości. Mruknęłam cicho, przyjmując tę pieszczotę i lekko przymykając oczy. Przestałam zwracać uwagę na to, co robiłam z kierownicą. Pochyliłam lekko głowę, żeby było mu wygodniej. Teraz trzymał swoje ręce po moich bokach, a ja wyczułam jego uśmiech na swojej skórze.
-Lacey...-mruknął, skubiąc mój kark.- Jedź ostrożnie.
-Jadę ostrożnie- odpowiedziałam, poprawiając się lekko. Zupełnie nie zwracałam uwagi na to, że kręcąc się, ocieram się o jego najbardziej wrażliwe miejsca.
-Więc uważaj na mnie, co?- Jego ciepły oddech obijał się o moją skórę, dłonie głaskały boki a klatka piersiowa lekko stykała się z moimi plecami.
-Wiesz...-zaczęłam.- Może wyłączymy silnik?
Zaśmiał się łobuzersko.
-Jedź, jedź- droczył się.
Piosenka w radiu, sprawiała że miałam ochotę zamknąć oczy i zatracić się w tej chwili. Najpierw musiałam zgasić silnik, ale nie byłam pewna czy potrafię.
Dotknij mojej szyi, a ja dotknę twojej
Ty w tych swoich krótkich szortach z wysokim stanem*
-Myślę- westchnęłam.- Że będzie ciekawiej, jeśli się zatrzymamy.
-Hmmm...-wymruczał, pnąc się wyżej w stronę mojego ucha.- Co masz na myśli?
-Coś fajnego.- Zapewniłam.
Caden nacisnął lekko hamulec, przygryzając płatek mojego ucha. Mimowolnie jęknęłam, ponieważ uwielbiam kiedy to robi.
-Pamiętasz, jak to zrobić?- Wyszeptał.
-Teraz już nie- oparłam głowę o jego ramię, zamykając oczy.
Ona wie o czym myślę
I o czym myślę
Jedna miłość. Dwoje ust.
Jedna miłość. Jeden dom. *
Odsunął maksymalnie fotel, uprzednio hamując i zaciągając ręczny.
Co było w nim tak niezwykłego, że traciłam wszystkie rozumy i poddawałam się chwili? Nie mam pojęcia. Chyba nigdy się nie dowiem.
-Chodź tutaj- mruknął.
Pomógł mi zmienić pozycję, żebym mogła usiąść na nim przodem. Nasze usta od razu spotkały się w delikatnym i czułym pocałunku. Objął mnie pewnie, masując kciukami moje plecy. Całował cudownie, smakował jak płynna czekolada i pachniał tak, że od razu chciałam zatopić się w nim na zawsze.
I jeśli mógłbym tylko wstrzymać twój oddech
Nie przeszkadza mi, że nie ma za wiele do powiedzenia
Czasami cisza prowadzi nasze umysły
Więc chodźmy do miejsca daleko stąd *
Objęłam oburącz jego twarz, czując pod palcami lekki, kujący zarost. Przysunęłam się do niego, chcąc czuć go obok siebie, chcąc zapamiętać kolejną wspólną chwilę tak, by z łatwością odtworzyć ją w pamięci w dowolnej chwili.
-Caden...-westchnęłam cicho, pomiędzy pocałunkami.- Powiedz, że nie jesteś jednym ze snów.
Zaśmiał się cicho, składając przelotne całusy na moich wargach.
-Jestem aż tak nierealny?- Zapytał, udając urażonego.
-To co ze mną robisz, jest...nierealne- westchnęłam.
Nie chciałam uchylać powiek, żeby magia tej chwili nie uleciała zbyt szybko. Nawet jeśli miałam przez to nie zobaczyć jego cudownych oczu, mogłam się poświęcić.
-Powiedzieć ci coś?- Mruknął, ale nie czekał nawet na moją odpowiedź.- Robisz to samo ze mną.
Poczułam się, jakbym wpadła do próżni upojona szczęściem i Nim. Sprawiam, że ten chłopak czuje się wyjątkowo i dobrze.
-Zależy mi na Tobie- wyszeptał po chwili. Wciąż mnie całował, delikatnie, czule, z pasją i romantyzmem. Mieszanka, którą tak uwielbiałam.
-Mi...-urwałam na chwilę.- Też.
Pociągnął mnie za dolną wargę, przygryzając ją lekko.
-Gdybym był snem, chyba byś tego nie poczuła, co?- Zaśmiał się, na co uchyliłam powieki.
-Jesteś prawdziwy, tak?- Dopytałam, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu.
-Najprawdziwszy, serduszko- mrugnął do mnie.
Przez chwilę wpatrywaliśmy się w swoje oczy, jakby analizując to wszystko. To spojrzenie, zamykało mnie w ciasnej klatce, przytulnej i bezpiecznej, przepełnionej Nim i tylko Nim. Oblizałam lekko usta, gładząc jego szyję. Błądził wzorkiem po mojej twarzy z lekkim uśmiechem. Może nie powiedział mi, że mnie kocha, ale zaręczył, że jestem dla niego ważna. Miało to dla mnie ogromne znaczenie. W chwilach takich jak ta, chciałam powiedzieć mu te dwa magiczne słowa, bo na prawdę tak czułam. Zawładnął moim światem, życiem i każda czynnością. Wstawałam rano wcześniej, by odpisać na jego smsa, przez cały dzień szukałam chwili, by mieć z nim jakiś kontakt, uporządkowywałam sobie dzień tak, by móc się z nim zobaczyć albo chociaż usłyszeć jego głos na dobranoc.
Serca uwielbiają
Każdego, dla którego biją mocniej *
Caden pochylił się, ponownie muskając moje usta. Tym razem, pogłębił pocałunek, wślizgując się językiem do środka i trącając lekko mój, zaczął błądzić dłońmi po moich plecach. Wtopiłam palce w jego włosy i oddawałam pocałunek z taką pasją, jakby od tego zależało moje życie. Bo może zależało.
Może moje życie zależy od Cadena Wheelera bardziej niż sobie wyobrażałam.
Z magicznego wspomnienia wybudza mnie pukanie do drzwi a ja, orientuje się że moje policzki są wilgotne. Wycieram rogiem koca mokre ślady, pociągając nosem. Usta mrowią mnie na samo wspomnienia warg Cadena a moich a potem przypominam sobie, że ma dziewczynę i chce mi się wyć jeszcze bardziej. Dlaczego zrobił mi to wszystko a potem tak bezczelnie się mną bawił?
Wygrzebałam się z pościeli i otworzyłam drzwi. Nie przejmowałam się swoim stanem- rozczochranymi włosami, starej, poplamionej bluzie z logo starego liceum oraz lekko zaczerwienionymi oczami.
-Hej- słyszę po drugiej stronie męski głos.
-Hej- odpowiadam, lekko zbita z tropu.- Co ty tu robisz Connor?
Caden POV
Sylvia sadza sobie siostrzenicę na kolanach, podpierając jej plecy, żeby się nie przewróciła. Prawdopodobnie jest też za mała na to, żeby siedzieć już sama, więc obserwuję je dwie, jak stroją do siebie miny. Mała, łapie ciocię za włosy, na co parskam śmiechem.
-Powinnam je wiązać, bo inaczej się ich pozbędę, mała wiercipięto- kręci głową i jedną ręką, próbuje odebrać dziewczynce ciemne kosmyki, które trzyma w dłoni.
-Chyba lubi cię denerwować, co?- Podnoszę się z leżącej pozycji i siadam obok niej, szturchając dziecko palcem w bok. Od razu reaguje na mnie i zaczyna się śmiać. Perliście i głośno, niczym mała, droga zabaweczka.
-Zupełnie jak ty- przekomarza się Peterson.- Dogadalibyście się.
-Ha, ha, ha- poważnieje, posyłając jej groźne spojrzenie.- Bardzo jesteś śmieszna, wiesz?
-Po prostu mówię prawdę- zaśmiała się, ale zaraz potem syknęła z bólu, bo siostrzenica kolejny raz załapała luźny kosmyk i pociągnęła z całych sił.
-No widzisz!- Zaśmiałem się.- A miałem zaproponować, że ci pomogę ale za karę musisz cierpieć.
Przewróciła oczami, odkładając małą na łóżko i wpychając jej pluszaka do rączek, zaczęła poprawiać włosy.
-Umiesz zajmować się dziećmi?- Prychnęła.- Sam jesteś dzieckiem, skarbie i tobą też muszę się zajmować.
Zaczęła szczypać moje policzki, zupełnie tak, jak robią to starce ciotki małym dzieciom. Wykrzywiłem się, a kiedy straciła czujność, chwyciłem ją pod boki i zacząłem łaskotać. Dziewczyna zaczęła wierzgać, śmiejąc się dziko co jakiś czas, starając się odepchnąć moje ręce.
-Caden!- Warknęła.- Bo uderzę Lily!
Mimo wszystko nie przestałem, obserwując jak na jej policzki, wpływa lekki rumieniec.
-Przeproś!- Zażądałem.
-Jeszcze czego- obruszyła się, uderzając mnie w bark, zwiniętą pięścią.
Wzruszyłem ramionami, łaskocząc ją coraz bardziej. Dziewczyna obok również zaczęła się śmiać, zupełnie tak jakbym to ją łaskotał. Rozbrajające dziecko.
-Jezu, jesteś...jesteś...nieznośny- rechotała.- Dobra! Przepraszam!
Odpuściłem jej, widząc że jej oczy zaszły łzami. Wciąż się śmiała, bo należała do tych osób, które mają łaskotki chyba wszędzie, gdzie się da! Oparłem dłonie pomiędzy jej głową, wpatrując się w jej piękną twarz.
-Mądra dziewczynka- mruknąłem, całując jej czoło.
Lily bok nas, klasnęła w dłonie z głośnym piskiem. Uśmiechnąłem się do niej i nad nią również się pochyliłem, dokładnie tak samo jak nad Sylvią. Ucałowałem jej czółko, co chyba bardzo jej się spodobało, bo małymi rączkami chwyciła moje policzki i gaworząc po swojemu, wpatrywała się we mnie jak w obrazek.
-Lubi cię- westchnęła Sylwia, prostując się.
Pogłaskała małą po głowie, błądząc wzrokiem pomiędzy nas. Mrugnąłem do Lily, która uroczo się śmiała i głaskała mnie bez agresji, jaką stosowała na ciotce. Nie omieszkałem tego nie zauważyć, na co moja dziewczyna z rezygnacją przekręciła brązowymi oczami.
-Też cię lubię- zapewniłem, chociaż nie sądzę, żeby dziecko mnie zrozumiało.
-Mam wrażenie, że się zakochała- zaśmiała się cicho.
Faktycznie. Mała od razu się uspokoiła i zachowywała się tak, jak nigdy dotąd. Skupiła swoja uwagę na mnie, co nigdy jej się nie zdarzało i cicho próbowała naśladować to, co mówimy. Ale była jeszcze za mała i nie potrafiła powiedzieć nawet "mama".
-Cholera, to ten urok, no nie?- Zerknąłem na ciemnowłosą, sprzedając jej swój firmowy uśmiech.
-Nie przeklinaj przy dziecku- skarciła mnie, ale zaraz potem roześmiała się delikatnie, czochrając moje włosy.
-Lecicie na mnie- cmoknąłem z rozbawieniem.- Obie.
-Masz bardzo duże ego, wiesz?- Zmrużyła oczy, wystawiając mi język.
-Bardzo dojrzałe zachowanie, kochanie- przelotnie pocałowałem jej usta, by zaraz potem pochylić się nad dziewczynką, której wyraźnie przeszkadzał brak zainteresowania jej osobą.
Usiadłem obok niej, podając jej misia, którego upuściła i zacząłem ją zabawiać.
Sylvia przez długi czas nas obserwowała a ja poczułem się trochę jak w domu, kiedy musiałem zajmować się swoją siostrzenicą. Sienna miała już roczek a w dodatku, była moją chrześnicą, ulubienicą nie tylko wujka, ale też całej rodziny. Moja siostra i jej mąż, wciąż mieszkali u nas i mi osobiście, nigdy to nie przeszkadzało, bo mogłem do woli spędzać czas z małą. Sto razy bardziej wolałem bawić się z dzieciakami, niż reperować szafki w domu.
-Przyjemnie się na to patrzy, wiesz?
Zerknąłem na dziewczynę, uśmiechając się lekko.
-Sienna tez by cię polubiła- zaręczam.- Powinnaś ją poznać.
-Chciałabym- westchnęła.
Biorę Lily na ręce, podając ją Sylvii. Widzę, że mała jest śpiąca więc powinna leżeć już w łóżeczku. Peterson również do dostrzega i wstaje, a ja podążam za nią.
-Pojedziesz ze mną na święta do domu, co?- Pytam.
Dziewczyna patrzy na mnie, poprawiając sobie dziewczynkę na rękach. Dziękczynienie spędziliśmy u niej, więc wedle umowy, teraz ona przyjeżdżała do mnie. To był sprawiedliwy układ, na który się zgodziła, prawda?
-Święta i Nowy Rok, tak?- Pyta po chwili.
-No tak- odpowiadam.- Poznałem twoich rodziców, więc chyba teraz twoja kolej.
Dziewczyna przełyka głośno ślinę, kołysząc się na boki, by jak najszybciej uśpić siostrzenicę. Zerka na nią, bujając ją lekko.
-Jasne- odpowiada.- Obiecałam ci.
Obejmuję ją lekko, więc odwraca głowę w moją stronę. Lustruje mnie spojrzeniem, bawiąc się dolną wargą, co cholernie mnie kusi. Gdyby nie Lily, już dawno wpiłbym się w jej usta, chłonąc jak gąbka jej smak.
-Kocham cię- szepczę do jej ucha, opierając czoło o jej głowę.
-Wiem- zaręcza cicho, wtulając się we mnie.- Ja ciebie też.
Przez chwilę stoimy tak, napawając się ciszą i bliskością. Potem schodzimy do salonu, gdzie dziewczyna układa śpiącą królewnę do snu a ja obserwuje jej ruchy z lekkim uśmiechem. Wydaje mi się, jakbym miał wszystko czego pragnąłem. Czuję się szczęśliwy, chociaż często mam wątpliwości. Ale chyba każdy tak ma. Zastanawia się, czy ie popełnił błędu a jeśli tak, to gdzie i kiedy? Co by było, gdyby to wszystko potoczyło się inaczej?
-Grace wróci za dwadzieścia minut- informuje mnie Sylvia.- Wyskoczymy na miasto?
Podchodzi do mnie i obejmuje mocno w pasie, więc ja również układam jej ręce na bokach, głaszcząc lekko. Pachnie mocnymi perfumami, które kiedyś mnie drażniły, ale teraz już przywykłem. Ona cała jest żywiołem. Ogniem, bystrym i niepokornym, gorącym i niebezpiecznym ale uzależniającym.
-Na co masz ochotę?- Pytam, zakładając jej włosy za uszy.- Kino?
-Nie- przeczy, wspinając się na palce.- Może łyżwy w centrum?
Przelotnie całuje mnie w usta, na co odpowiadam tym samym.
Łyżwy?
Czemu nie.
* Wszystkie fragmenty teksu pochodzą z piosenki Sewater Weather zespołu The Neighbourhood (piosenka w mediach)
======
Ojej...trochę mi przykro było jak pisałam ten rozdział :(
Przedstawiam wam dwa światy, zupełnie różne a jednak w jakimś stopniu zależne od siebie. Czasem ciężko mi o tym pisać i może dlatego rozdziały nie są tak często xd
Tylko...czy właśnie nie tak wygląda życie? Jedna historia i dwie jej wersje.
Zapraszam na mojego instagrama: czarodziejka2604
POZDRAWIAM! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top