-10-

[w rozdziale zostaną użyte sformułowania i wyrazy, które mogą urazić niektórych czytelników- czytasz na własną odpowiedzialność- na wszelki wypadek odłóżcie jedzenie]



Lacey POV



-Nie cierpię latać samolotem- mruknęła Kayla, rzucając się na łóżko w akademiku.- Boże, nie wytrzymam zaraz. 

Roześmiałam się widząc ją. Wyglądała jak na srogim kacu, chociaż nie wypiła ani grama alkoholu. Tak znosiła każdy lot samolotem. Nawet karuzela nie była dla niej.

-Trochę ponad godzinę lotu, to jeszcze nie tak dużo- pocieszyłam ją, siadając obok. Nie kłopotałam się z rozpakowaniem małej walizki. Zrobię to potem, albo może dopiero jutro. 

-Nawet nie chcę myśleć, co bym czuła gdybym musiała lecieć dłużej- westchnęła cicho.- Lacey, będę rzygać. 

-Zawsze to mówisz- trzepnęłam ją w ramię.- Ale nigdy tego nie robisz.

-Teraz to będzie wyjątek- ostrzegła, unosząc do góry palec wskazujący. 

Jej delikatna twarz schowana była w białą poduszkę, ale bez patrzenia na nią, wiedziałam, że dziewczyna się krzywi. 

-Chcesz miskę?- zapytałam, głaszcząc ją po głowie. 

Jej jasne włosy, przybrały nieco szarawego koloru, podczas ostatniego farbowania. Mimo wszystko, wciąż wyglądała ślicznie i zazdrościłam jej jasnych kosmyków. 

-Herbatę poproszę- powiedziała.- Gorzką. 

-Jasne- powiedziałam wstając i podchodząc do czajnika, nastawiłam wodę. 
W tym samym momencie rozdzwonił się mój telefon. Blondynka jęknęła, zasłaniając sobie uszy rękoma. Kiedy źle się czuła zawsze stawała się markotna.

-Słucham?- odebrałam machinalnie, nawet nie patrząc kto się dobija.
-Czy to moja ulubiona przyjaciółka, Lacey?- głos Connora był nad wyraz wesoły a to oznaczało tylko jedno. Kłopoty przez duże "k". 

-Davies, ciebie też miło słyszeć- powitałam go, przewracając oczami.

-Te grzeczności to nie dla mnie- zaśmiał się.- Mam fajny pomysł i liczę na wasz udział.
-Fajny pomysł?- zapytałam, spoglądając na przyjaciółkę.- Nasz udział?

Millera zaciekawiła się i odwróciła się do mnie. Była trochę blada, ale na jej twarz zaczęły powracać kolory. W samolocie wyglądała znacznie gorzej, więc powoli jej przechodziło.
-Co w tym dziwnego?- westchnął.- Chłopaki są za.

-Czuję nosem, że to się źle skończy- Kayla przekręciła się na plecy, wachlując się rękoma.

Ja również miałam to samo przeczucie, ale wolałam usłyszeć o co chodzi, zanim skrytykujemy ten pomysł. Fakt, że nasi chłopcy byli za,  nie wróżył, że to coś kulturalnego, legalnego albo na poziomie. 

-No nic- odpowiedziałam.- Co to za pomysł?
-Wpakujcie swoje cztery śliczne literki w auto, adres znacie- zapewne teraz szeroko się uśmiechał, przeczesując swoje włosy, które po jednej stronie były krótsze i zachowane w naturalnym, ciemniejszym odcieniu.

-Jest godzina szósta- westchnęłam.- Jutro mamy zajęcia, nie damy rady się wyspać.
-No to się nie wyśpicie?- jego pytanie było nasiąknięte sarkazmem, jednak z poczuciem humoru.- Jak raz opuścicie zajęcia, chyba nic się nie stanie.

-Co to za pomysł?- zapytała blondynka, podnosząc się na łokciach. 

-Connor chce, żebyśmy do nich przyjechali- odpowiedziałam jej.
-Wrócę trzeźwa?- zapytała, marszcząc czoło. 
-Kayla pyta, czy wróci trzeźwa do akademika- zaśmiałam się, wyciągając kubki z szafek.

-Jeśli planuje powrót za dwa dni, to tak- przyznał chłopak.

-Boże- jęknęłam cicho, zwracając się do przyjaciółki.- Nie wrócisz trzeźwa!

-Wchodzę w to- opadła miękko na poduszki, przymykając oczy.
-Przecież źle się czujesz- zdziwiłam się, ignorując fakt, że Connor zadał mi w tej chwili jakieś pytanie. 

-Już mi lepiej- zaśmiała się.

-Alkoholiczka- wystawiłam jej język.- A ja ci herbatkę robię!

-Rób, rób, kochanie- mruknęła, a po jej ustach błądził uśmiech.
Odwróciłam się w stronę aneksu kuchennego. Czajnik wydawał charakterystyczny dźwięk, co oznaczało że woda prawie się ugotowała. 
-Pytałeś o coś?- zwróciłam się do chłopaka po drugiej stronie aparatu. 

-Pytałem, czy wpadniecie- westchnął.- Nie daj się prosić. 

-Kayla jest chętna- powiedziałam.- A ja nie wiem...mam jutro zajęcia.

-Jak my wszyscy! Nie bądź leszczem, Lacey.

-Kto tak jeszcze mówi?- westchnęłam, zalewając kubki wrzącą wodą. 

-Ja- odrzekł dumnie, jakby właśnie ogłosił, że pochodzi z rodziny królewskiej.- To co? Wpadniesz? Co będziesz robiła w akademiku sama, skro wszyscy będą u nas? Napijemy się trochę a najwyżej zrobimy sobie jutro wolne. Daj spokój, jutro nie będzie większości osób na wykładach. 

-No nie wiem- mruknęłam.- Brzmi całkiem fajnie, ale...Chryste, moglibyśmy jak raz poimprezować w piątek? A nie w niedzielę?!
-Każdy imprezuje w piątek- zaśmiał się.- My jesteśmy fajniejsi, imprezujemy kiedy chcemy. Lacey, jesteś studentką. Zabaw się trochę.

Pomysł brzmiał całkiem fajnie. Już dawno nie piłam, bo jakoś nie było okazji i czasu. Od miesięcy żyłam w biegu a w dodatku, przy lekach nie powinnam dużo pić. W sumie, pewnie nie powinnam pić wcale ale jakoś nie specjalnie się stosowałam. Chyba mam prawo się zabawić, jeśli mam ochotę?

-Dobra, będę i ja- westchnęłam.- Ale przepiszesz za mnie wszystkie notatki z poniedziałku, dobra?

-Phi- pisnął, niczym  kobieta.- W marzeniach.

-Tak myślałam- westchnęłam.
-To do zobaczenia- pożegnał się wesoło.

-Do zobaczenia- odpowiedziałam, rozłączając się.

Wzięłam kubki do rąk i podeszłam do łóżka przyjaciółki. Wcisnęłam jej ten, przeznaczony dla niej i usiadłam na krawędzi.
-Jak się czujesz?-zapytałam troskliwie.- Na pewno dasz radę do nich jechać?

-Jasne- powiedziała.- Wiesz, że to tylko chwilowy dyskomfort. Zaraz mi przejdzie!
Uśmiechnęłam się słabo, prostując nogi. Nie wiem czy dobry pomysł. Jesteśmy zmęczeni po podróży a to znaczy tylko jedno. Bardzo szybko nas chwyci i po paru godzinach, nie będziemy w stanie nawet prosto stać. 
-Jeśli cię to pocieszy, też nie przepadam za lotami- przyznałam.- Zatyka mi uszy. Nie cierpię tego. 

-Dla świąt w twoim domu, warto się poświęcić- zaśmiała się, więc do niej dołączyłam.

-Bez ciebie i twojej mamy, było by nudno- przyznałam szczerze.

One dwie, zawsze wnosiły dużo radości w świętowanie. Były do siebie bardzo podobne i z wyglądu i z charakteru, wiec świetnie wpasowały się w standardy mojej zwariowanej rodzinki. 

-Dzięki, Lacey- powiedziała cicho.- Za wszystko.

-Daj już spokój- machnęłam wolną ręką.- Ile razy można dziękować za to samo.

Uśmiechnęła się lekko. Zrobiłabym wszystko, żeby była szczęśliwa. Znosi moje nastroje i zawsze jest przy mnie, nie ważne co głupiego powiem albo zrobię. 

Kayla wybiła mi zęba na placu zabaw. 

Brzmi to śmiesznie, ale właśnie tak było. Pierwszy mleczak kiwał się niemiłosiernie, ale strasznie bałam się go wyrwać. Nawet mamie nie pozwalałam zajrzeć mi do jamy ustnej, gdyż bałam się że będzie bardzo boleć. Podczas kiedy inne dzieciaki śmiały się i dowodziły, ja cicho układałam babki z piasku. Nie chciałam, żeby ktoś zauważył, że mój ząb się rusza. Kayla, jako jedyna zaczęła się ze mną bawić i próbowała mnie zagadywać. Kiedy za bardzo nie byłam zainteresowana rozmową, zapytała czy potrafię mówić, na co tylko kiwnęłam głową. Dziewczynka uderzyła mnie łopatką w usta, powodując że wyplułam swoje utrapienie. Tak się biedna wystraszyła, że się popłakałam. Ja płakałam, bo bolała mnie buzia a ona, bo myślała że zrobiła mi krzywdę. Kiedy nasze mamy nas uspokoiły, zaczęłyśmy się razem bawić, a ta zabawa trwa do teraz i oby trwała już na zawsze. 

-Można- przyznała.- Co ci powiedziała doktor Kate?- zaciekawiła się.

-W sumie to co zwykle- westchnęłam.- Że mam brać leki i pilnować się. Powinnam za niedługo odstawić tabletki nasenne, a przynajmniej starać się je ograniczać. Zauważyła jakąś poprawę, chociaż mój ostatni stan trochę ją niepokoił. 

-Jeśli opisałaś jej to tak, jak mi- pokiwała głową- to faktycznie brzmi to...niepokojąco. 

-Nazwała to jakoś, ale nie pamiętam jak- przyznałam.- Chodziło jej o to, że raz wpadam w stan euforii a raz w stan totalnego smutku.

-A jest tak?- zapytała, mrużąc oczy.

-Nie sądzę- upiłam sporawy łyk, czując gorzki smak. Cholera, nie posłodziłam sobie herbaty i aż się skrzywiłam na to doznanie.- Znaczy wiesz, to nie wygląda tak jak ona to opisywała, więc to nie to.

-Okej- przyznała.- Coś jeszcze?

-W sumie tyle- wzruszyłam ramionami.- Powiedziała, że to się zdarza ale gdyby się często powtarzało, to mam przyjść...Nie powiedziała mi w sumie nic nowego. Kayla...wyzdrowieję kiedyś? 

-Na pewno, słońce- odłożyła swój kubek na stoliczek, chwytając mnie za rękę.- Pamiętam jak było... W niczym nie przypominasz tej Lacey, która miesiącami na nic nie miała ochoty, była apatyczna, nie chciała nic robić a co najgorsze, myślała że nie zasługuje na życie. 

-Depresja to coś z czego w ogóle da się wyjść?- prychnęłam.

Przestawałam w to wierzyć, że kiedyś będę mogła żyć bez tabletek i dziwnych napadów. 

-Są ludzie u których depresja to tylko epizod. Można z tego wyjść, przecież Kate ci o tym mówiła- pocieszyła mnie.- Ja wiem, że dasz radę bo jesteś silna. 





Caden POV

W salonie od dłuższego czasu było głośno, ale właśnie tego mi brakowało. Śmiechu i gwaru. Rodzice Sylvii byli poważni, starałem się przy nich ważyć słowa więc automatycznie połowa świąt minęła mi na stresie. Teraz chciałem się wyluzować i wychodziło mi to świetnie. Dobra muzyka w tle, niezdrowe żarcie i wódka. Już wiedziałem, że nie ma szans, żebyśmy wstali jutro na jakiekolwiek zajęcia. Wyłączyłem telefon, uprzedzając dziewczynę, że jestem z kolegami i nie będę mieć czasu. Wolałem nie wspominać o damskiej części towarzystwa, żeby nie musiała się denerwować. 
Sięgnąłem po shota a całe towarzystwo, poszło w moje ślady. 

-Za co pijemy?- zaśmiała się Kayla, której oczy zaczynały już się świecić. 

-Może za kierowcę, który świetnie się bawi, patrząc na was- mruknął Jay, któremu wyraźnie się nudziło. Musiał przywieźć tutaj dziewczyny i szczerze zdziwiłem się, że mu się chciało. Musiały mieć dobrą siłę przetargową. 

Pieprzony marketing i te wszystkie definicje. 

-Możecie tu nocować- podsunął Connor, który był pomysłodawcą tego wieczoru. 

Może tylko trochę go namówiłem, bo po prostu chciałem się wyluzować. Nieodpowiedzialne- wiem, ale tylko raz jest się młodym.

-Dobry pomysł- przyznał Merriman, odgarniając długie, blond włosy.- Na kanapie zmieści się bez problemu dwójka osób.
-Jesteśmy w trójkę- zauważyła Lacey.

-Coś wymyślę- powiedział Davies, drapiąc się w wygoloną część głowy.- Mam na górze materac, trzeba go co prawda nadmuchać ale działa. Możesz go sobie rozłożyć, gdzie byś tylko chciała.

-A może ja chcę spać na kanapie?- obruszyła się, zabawnie marszcząc nosek.
-Właaaaśnie- krzyknęła jej przyjaciółka, łapiąc Headey za rękę.- Ja chcę spać z Lacey. 
Chyba była bardziej pijana niż myślałem.

-Chcę na to popatrzyć- roześmiał się Connor, poruszając brwiami i opierając się wygodniej.

-Uważaj o co prosisz- odpowiedział Jayden, sięgając po kubeczek.- Z chęcią podbiję ci oczy.

-Ktoś tu jest zazdrosny- zaśmiała się blondynka, wdrapując się na kolana swojego chłopaka i pośpiesznie zrobiła mu drinka, całując przy okazji w policzek.
Unieśliśmy swoje kubeczki z głośnym okrzykiem. To aż dziwne, że nie znaliśmy się wcześniej, chociaż chodziliśmy do tej samej szkoły. Znaczy, znałem Lacey i Kaylę, wiedziałem kim jest Jay ale nie sądziłem, że kiedykolwiek będziemy trzymać się razem. Świat jest mały jak widać a los lubi płatać figle. 

-Pamiętacie może profesor McCall?- zapytałem, dusząc się ze śmiechu.
-To ta od biologii?- Cameron zmarszczył brwi, jakby coś sobie przypominał.
-Dokładnie- pokiwałem głową, ale alkohol dał o sobie znać i przez chwilę, wszystko wirowało.- Miała okulary jak denka od słoika!

-I dupę na pół stanu!- krzyknął Davies, rozkładając szeroko ręce. 

Dziewczyny parsknęły śmiechem, dogadując coś pod nosami. Chciałem wiedzieć co mówią, ale rechot Jaydena uniemożliwiał mi zrozumienie jakiegokolwiek słowa. 

-U was też miała ten głupi zwyczaj, sprawdzania ćwiczeń pod koniec lekcji?- nie wiem czemu chciałem gadać o liceum, ale po prostu te wspomniane nagle wróciły.
-Dookłdnee- jęknęła Millera, gubiąc przy okazji parę literek i przeciągając pozostałe. 

-Jesteś pijana!- Lacey śmiała się z przyjaciółki, która uderzała ją dłonią po nadgarstku, żeby się uciszyła. 

-Zawsze sprawdzała tylko to, czy jest zrobione- przypomniał sobie Cameron, drapiąc się w tatuaż na ręce.- Wiecie co raz zrobiłem?

-Co?- zaciekawiła się niebieskooka, w skupieniu obserwując przyjaciela i ignorując dziewczynę obok niej.
-Pisałem przypadkowe słowa i zdania bez sensu- zaśmiał się.- Napisałem w jednym zadaniu "Ale mi się kurwa nie chce tego pisać" i ta stara wiedźma akurat musiała zawiesić na tym oko.

-Pierdolisz- zakrztusił się Jay, śmiejąc się jak dziecko.- McCall to pieprzony przedsionek piekła.

-Siedziałem w kozie przez miesiąc- mruknął.

Roześmiałem się.

-Ja kiedyś próbowałem jej wmówić, że nie założyła okularów i dlatego nie widzi odpowiedzi- prychnąłem, przypominając sobie swoją głupotę. 
-Panie Wheeler!- pisnęła Lacey, doskonale imitując skrzekliwy głos starej profesorki i pokazując na mnie palcem, dokładnie tak jak robiła to nauczycielka.- Jest Pan w kozie! I za przeproszeniem w dupie, bo udaje Pan cwaniaka! 

Wszyscy zgodnie wybuchnęli śmiechem, prawie zagłuszając kolejny kawałek, płynący z głośników. 

-Też miałaś z nią zajęcia?- zaciekawił się Connor.
-Jasne- przewróciła oczami, wciąż się zaśmiewając.-Brałam rozszerzenie. 

-Jestem chyba jedyna, która nie miała- czkniecie i głośny śmiech Kayli, zawładną jej ciałem.- Z nią lekcji.

-Nie masz czego żałować- Cameron chwycił kubeczek i uniósł.- Za głupią McCall i jej jeszcze głupsze zadania!

Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłem. Na przemian śmialiśmy się i dokuczaliśmy sobie, wspominając czasy liceum zupełnie tak, jakby to było lata temu. Co jakiś czas dziewczyny śpiewały refreny piosenek, które im się podobały, kompletnie nie przejmując się tym, że Connor się z nich nabijał. One zresztą, cały czas kopały go pod stołem, dzięki czemu wylał na siebie już dwukrotnie sok.

Moja głowa robiła się lżejsza a wzrok coraz częściej skupiał się na Lacey Headey. 


Lacey POV



Stałam w drzwiach pokoju Connora Davies'a i opierałam głowę o framugę. Wpadłam dziś na trzy beznadziejne pomysły, których zaczynałam żałować. 

Pomysł numer jeden: Picie alkoholu (właśnie kręciło mi się w głowie a nogi niebezpiecznie się trzęsły)
Pomysł numer dwa: Zostanę tu na noc.

Pomysł numer trzy: Chłopaki na pewno rozłożą ten materac potem.

Generalnie- spieprzyłam. Nie dość, że chwiałam się jak osika na wietrze to jeszcze obserwowałam, jak Caden i Connor próbują nadmuchać ten głupi materac, ale są w jeszcze gorszym stanie niż ja. To nie mogło się udać. Poprawka, to się po prostu nie miało prawa udać. Kayla zasnęła na kanapie razem z Jaydenem, chociaż cieszyłam się, że przynajmniej raz nie zostanę wystawiona na bezpośrednie działanie Wheelera. Jednak odpadła jako pierwsza a ponieważ wtuliła się w chłopaka jak w misia, nie miała serca ich rozdzielać. Takie mam właśnie szczęście. 

-Kurwa, gdzie to się wkłada- mruknął farbowany blondyn, przekładając z ręki do ręki mały przedmiot.

-Stary- Cad trzepnął przyjaciela w głowę, na co ten prawie upadł.- To długopis palancie...spadł ci z tego...no...z biurka.

Roześmiałam się, lekko przymykając oczy. Byli tacy rozbrajający.Patrzyli na siebie, bezradnie rozkładając ręce na kawałkiem sztucznego materiału, który w żaden sposób nie przypominał czegoś, na czym można by się położyć. 

-Chce mi się spać- jęknęłam.

-Już, już- uciszył mnie Davies.- Myślę...czekaj chwilę. 

Gdyby Cameron nie musiał przytulać się z kiblem, może by im pomógł. W końcu trzy głowy to nie jedna a Merriman zrobiłby to, nawet gdyby zajęło by mu to całą noc. 

Zamknęłam oczy, czując jak zmęczenie przejmuje kontrolę nad moim ciałem. Chciałam się położyć i zasnąć. Czułam ciepło w brzuchu i nieprzyjemny posmak w ustach, wiec wolałam nie myśleć, co będzie rano.

-Connor- usłyszałam mrukniecie Cadena, więc otworzyłam oczy.- Wstawać pajacu, musimy to nadmuchać. 

Właściciel materaca usiadł na łóżku i zasnął. On normalnie spał na siedząco, podpierając się na ręce. Kiedy Wheeler uderzył w jego nadgarstek, ręka chłopaka bezwładnie opadła a sam on z głuchym dźwiękiem wylądował na podłodze. 

Śmiałam się jak idiotka, widząc prawie nieprzytomnego i niczego nie świadomego przyjaciela, który zarył twarzą o dywan a jego tyłek wciąż był w górze.

-Matko Święta- jęknęłam, łapiąc się za brzuch.- Gdybym nie widziała podwójnie, zrobiłabym mu zdjęcie.

Caden zaczął się śmiać ze mną, ale po chwili spoważniał. Ja zrobiłam to samo, uświadamiając sobie, że nawet gdybym pomogła jedynemu żyjącemu w tym towarzystwie, to i tak nie rozłożymy tego materaca.
-Dobra- westchnął.- Chodź do mnie, możemy spać razem.

Oj, to nie był dobry pomysł.

-Niee trzebaa- przeciągałam literki, unikając jego wzroku.- Mogę zostać tutaj, Connor i tak nie potrzebuje łóżka.

To była święta prawda. Chyba całkiem wygodnie było mu na dywanie, więc czemu miałby tu nie zostać? 

-Jak się obudzi, to będzie potrzebował- zauważył.- Jeszcze zrobi coś głupiego.

Popatrzyłam na Cadena. Był cholernie przystojny i seksowny. Miałam ochotę się na niego rzucić, ale nawet alkohol nie sprawi, że zostanę dziwką. Nie ma szans. 

-A ty? Też możesz zrobić coś głupiego- zauważyłam.

-Nie ufasz mi?- podszedł do mnie, opierając się ręką o ścianę. Zawisł nade mną a jego oddech pachnący sokiem pomarańczowym i wódką, owiał moją twarz.

-Zaufałam ci Caden- zauważyłam, mrużąc oczy.- Dwa razy. 
Zwiesił głowę jeszcze bardziej i z westchnięciem wyprostował się.

-Nie dotknę cię. Obiecuję.

Położył dłoń po swojej prawej stronie, unosząc dwa palce lewej ręki do góry. Po chwili zorientował się, że coś jest nie tak i ze śmiechem przełożył dłoń na lewą pierś.

-Przysięgasz?- parsknęłam.

-Co tylko chcesz, serduszko- mrugnął do mnie. 
Przygryzłam delikatnie dolną wargę. Kiedyś często mnie tak nazywał, bo nie chciałam, żeby używał najpopularniejszych zdrobnień. Serduszko nie było tak powszechnie używane i dlatego bardzo mi się podobało. A teraz znowu tego użył...Chryste.

Zaprowadził mnie do swojego pokoju, gdzie pachniało Nim. Mocno zaciągnęłam się zapachem. Doczłapałam jakoś do łóżka, ostrożnie siadając na jednej krawędzi. Zaczęłam ściągać buty. Kątem oka zaobserwowałam, jak chłopak ściąga koszulkę przez głowę. Rzucił ją niedbale na podłogę, po czym zaczął mocować się z paskiem. Szło mu strasznie opornie, więc zaczęłam się śmiać. 

-Długo będziesz się z tym pieprzył?- zachichotałam, ściągając z siebie jensową kurteczkę. Położyłam ją na podłodze, uprzednio starając się ją jakoś złożyć. 
-Nie przeklinaj- mruknął.- Wiesz, że nie lubię gdy to robisz.

Uniosłam brwi w górę. Za kogo się uważa, żeby móc mi rozkazywać?! Na jego własne życzenie nic nas już nie łączy, więc mógłby sobie darować. Teraz byłam na niego zła. Nie chce ze mną być, nie kocha mnie a stara się mną rządzić, zupełnie tak, jakbym była jego. Idiota.

Nawet nie zauważyłam, kiedy pozbył się czarnych spodni i zamienił je na dresy. Zgasił światło, jednak blask Księżyca wpadał przez okno nad moja głową, doskonale oświetlając to miejsce. Materac ugiął się po ciężarem drugiego ciała. Przybliżyłam się do skraju łóżka, obserwując przez ramię, jak chłopak układa się na brzuchu a jego głowa, zwraca się w przeciwnym do mnie kierunku. Odwróciłam spojrzenie w stronę drzwi, czekając aż sen zmorzy moje ciało, ale nagle zaczęłam się denerwować. Jego obecność, którą czułam nawet pomimo tego, że mnie nie dotykał, sprawiała że nie mogłam zasnąć. Bardzo chciałam się do niego przytulić. Skoro potrafiliśmy to zrobić na trzeźwo, dlaczego po alkoholu się na to nie zdobył?

Bo mu nie pozwoliłaś, mądralo. 

-Caden?- zapytałam cicho.
-Taaa?- odezwał się a jego głos był lekko zniekształcony i zachrypnięty.

Mógłbyś mnie jednak przytulić? Mógłbyś mnie dotknąć? Nawet nie wiedziałam, że potrafię być tak zdesperowana i żałosna.

-Sprawdzałam czy śpisz- westchnęłam, kłamiąc. Nie mogłabym zrobić tego swojej dumie, która już i tak była urażona. 

-Aha- mruknął. Szmer pościeli uświadomił mi, że się poprawia.- Lacey?

-Taaa?- odpowiedziałam tym samym jękiem, upodabniając swój głos do jego.

-Nie dobrze mi- jęknął.

Odwróciłam się w jego stronę, opierając ręce na jego rozgrzanych plecach. Prawie na nim leżałam, opierając również swoją klatkę piersiową na jego ciele. Miał zamknięte oczy i lekko uchylone usta.

-Żartujesz!?

Na prawdę wolałabym spać w łóżku Connora. Ten przynajmniej by mnie nie zarzygał. Chyba. 

-Chce mi się rzygać- mruknął, śmiejąc się. 

-Pieprzysz- pokręciłam głową z niedowierzaniem.

Co jak co, ale nie zamierzałam tego sprzątać a co gorsza widzieć jak to robi. Od razu ja też zaczęłabym wymiotować. Mielibyśmy tu jeden, wielki festiwal kolorów. I to nie w pozytywnym sensie. 

-Nie- wypuścił powietrze nosem.- Lacey?

-Tak?- zaciekawiłam się.

-To brzmi seksownie- westchnął przeciągle, a jego głos lekko się zniżył.

Przeszły mnie ciarki. Oblizałam spierzchnięte usta, przełykając ślinę.

-Co?- mój głos lekko się trząsł a w głowie zaczęło coraz bardziej wirować.

-To, jak wymawiasz słowo "pieprzyć"- zaśmiał się. 

Czułam pod sobą jego ruchy, kiedy oddychał i unosił się raz do góry a raz w dół. Moje place stykały się z jego nagą skórą. Boże...Co ten chłopak ze mną robił!?

-Przed chwilą ci się nie podobało- mruknęłam. 
Zaśmiał się cicho.

-Lacey?

Nawet nie jestem w stanie policzyć ile razy użył mojego imienia. Zastanawiałam się, czy cokolwiek z tego zapamięta. 

-Słucham?

-To, że na mnie leżysz wcale nie pomaga mojemu żołądkowi- mówił trochę niewyraźnie, ale i tak zrozumiałam sens tego zdania.

-Sorry- burknęłam, powoli odsuwając się i opadłam miękko na swoją stronę łóżka.

-Jak chcesz się przytulić, to powiedz- mogłam sobie wyobrazić, jak na jego usta wpływa ten zawadiacki uśmieszek, od którego zawsze miękną mi kolana.

-A będziesz wymiotować?- zapytałam całkiem poważnie. 

Przez chwilę się nie odzywał i miałam wrażenie, że zasnął. Wpatrywałam się w tył jego głowy i smukłe plecy. 

-Możliwe- odpowiedział po chwili.

-To nie chcę- zagryzłam wnętrze policzka, przewracając się na bok. 

Zamknęłam mocno oczy, czując że zaraz odlecę i czekałam, aż Morfeusz zechce się nade mną zlitować i ześle mi sen. Caden był tak blisko, ale wciąż był dupkiem. Pewnym siebie dupkiem. Chociaż bardzo chciałam mu ulec, byłam z siebie dumna, że tego nie zrobiłam. Może będę żałować, ale nie może mną rządzić. 

Ohh...nie przeklinaj, bo tego nie lubię. Dziewczyny nie powinny przeklinać. Jezu, Lacey to takie seksowne, kiedy przeklinasz. Zrobisz to jeszcze raz?

Żałosne. 

-Dobranoc, serduszko- usłyszałam jego cichy głos. 

Był bardzo senny, praktycznie już śnił. Mogłam to wyczuć, dlatego z cichym westchnięciem pozwoliłam sobie wypowiedzieć te dwa słowa, których i tak nie będzie pamiętał. 

-Dobranoc, skarbie. 



=======



Caden na razie nie ma zbyt wiele do powiedzenia, toteż na razie główną rolę przejmuje Lacey ;D

Chłopak się rozkręci, nie bójcie się xd Jeszcze będziecie mieć dość słów z jego perspektywy xd 


Wybaczcie, że tyle dziś było o wymiotowaniu :x 

Mam nadzieję, że nie jesteście mocno wrażliwi :D 


Connor to zdecydowanie moja ulubiona postać tego opowiadania! <3 

Piosenka w mediach była dziś molestowana przeze mnie, kiedy pisałam ten rozdział xd 


Pozdrawiam,

czarodziejka2604


PS

Przez chwilę chciałam użyć zdrobnienia "czarodziejka", kiedy Caden charakterystycznie nazywał Lacey, ale to by było chyba jakieś...samouwielbienie? Przesada? xd Nie wiem xd

Ale będzie serduszkiem xd

Mówił tak ktoś kiedyś do Was? :D  










Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top