Opowiadanie #3
- Harry możemy porozmawiać? - Spytała się Hermiona pewnego wieczoru.
- Jasne. - Odpowiedziałem i wyszłem za ną z namiotu.
- O co chodzi? - Spytałem, gdy odaliliśmy się już na wystarczającą odległości.
- Harry posłuchaj, nie możemy tak wieczność. Wiem, że ty, ja i Ron bardzo by tego chcieliśmy, ale zrozum świat sam się nie uratuje. Z każdym dniem Voldemort rośnie w siłę, a, my jak narazie nie zrobiliśmy nic by go powstrzymać. Trzeba w końcu znaleść tego horkruksa co jest ukryty w ministerstwie. Tak Ci powiedział Dambeldor, a my mu zaufaliśmy, więc teraz musimy wykonać to co nam powierzył. - Zakończyła surowym głosem swoją przemowe, ale zaraz dodała łagodnie... - Też tego nie chcę. - Głos jej się załanywał, bez namysłu przytuliłem ją.
- Będzie dobrze. - Staliśmy tak chwilę, póki się nie uspokoiła. - Zawołaj Rona. Musimy ustalić kilka kwestii.
Poszła, a jak zostałem sam z tym wszystkim.
Ale wiedziałem, że tak będzie...
-*-*-*
- Z kąd wiesz, że na pewno ma go ktoś z Ministerstwa? - Spytał Ron, gdy dyskutowaliśmy oddaleni od namiotu na temat nasępnego horkruksa.
- Nie wiem. Tak Dambeldor mi powiedział*. - Odparłem.
- Ale kto? - Też chciałbym znać odpowiedź, ale tylko wzruszyłem ramionami.
- Chwila, moment... Przecież wspominałeś coś o medalionie tak?
- Tak. - Potwierdziłem, ale nie miałem zupełnie pojęcia do kąd zmierza. Ale widząc jej błysk w oku, wiem że coś wymyśliła.
- Widziałam już ten medalion. - Why? Niemożliwe, pomyślałem. - W domu Syriusza był taki zielony z wężem na środku. W tedy nikt nie umiał go otworzyć, ale przy...
- Tak! - Wykrzyknąłem. To musi być to! Pamiętam, miałem go nawet w ręce. To w prost nie do uwieżenia, że coś takiego przeszło nam koło nosa. - Wystarczy tylko prze-teleportować się tam, wziąść medalion. Wrócić i zniszczyć! - Nakręciłem się, ale to przecież nie może być, aż takie proste co nie?
- To kiedy ruszamy? - Spytał Ron. - Dziaj, jutro?
- Puki Ginny i Draco tu są nie możemy nic zrobić.
Zasępiłem się. Znalezienie horkruksa było równoznaczne z opuszczeniem Ginny. Ale jeszcze kiedyś ją zobaczę?! Muszę...
-*-*-*
Czuję się teraz jak za dawnych samych dobry czasów. Kiedy siedzieliśmy w Hogwarcie i planowaliśmy różne akcje. Hmmm - wzdycham, to były czasy. Tęsknię za Hogwartę - to mój dom. Prawdziwy.
- Harry! - Krzykneła Hermiona.
- Tak? Mówiłaś coś, zamyśliłem się.
- Pytam się czy powinniśmy wypić eliksir wielosokowy?
- Nie sądzę żeby to było konieczne. Skorzystamy z pelerynki niewidki.
- Dobrze, to tą kwestje mamy załatwioną...
Dyskutowaliśmy tak jeszcze długo, aż ustaliliśmy wszystkie szczegóły. Nagle przypominem sobie, że nie powiedziałem jeszcze Ginny o tym że będzie musiała nas za tydzień opuścić. To nie będzie łatwa rozmowa, pomyślałem...
Poszło o wiele łatwiej niż myślałem. Ginny wydawała się to w zupełności rozumieć. Ale było jej ciężko, tak samo jak mnie. Dopiero co wróciliśmy do siebie, a już musimy się rozstać. Więc zamierzam wykorzystać ten tydzień jak naj bardziej się da. Szykuj się Ginny...
-*-*-*
- Zgadnij kto to? - Wykrzyknełem i zakryłem Ginny oczy stając za nią. Był to nasz ostatni wspólny dzień, ale dopiero się zaczął więc nie ma co się przejmować końcem.
- Hmmm pomyślmy... Ron! - Zaśmiała się. Uwielbia tak się z mną bawić.
- Nie! - Jęknełem. - To osoba która ma zielone oczy i co najważniejsze jest zniewalająco przystojna. - Zachichotałem.
- No właśnie mówię, że Ron! - Upoerała się Ginny.
- Też cię kocham! - Krzyknął Ron z namiotu.
Zrezygnowany opuściłem ręce i przytuliłem ją od tyłu całujący w jej długą szyję.
- Harry! - Zawoła.
- A jednak wiesz kim jestem. - Odparłem (żartobliwym) grobowym głosem.
- Puść mnie! - Rozkazała.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, lecz musisz ponieść odpowiednią karę za ukrywanie prawdy.
- Już nie mogę się doczekać! - Zaćwiergotała radośnie.
Za dobrze mnie zna, pomyślałem.
- A kara to... gilgotki! - I zaczęłem ją łaskotać.
Śmiała się i śmiała, a jej śmiech to melodia dla moich uszu.
- Harrry prrzesstań. - Powiedziała nie mogąc złapać oddechu.
- Trzeba było od razu powiedzieć! - Upadliśmy na ziemię i zaczęliśmy się turlać. Nie wiem jak to się stało ale Ginny znalazła się na mnie, a nie odwrotnie.
- Teraz moja kolej! - Krzykneła i chciała zacząć mnie łaskotać, ale uprzedziłem ją i dla odmiany zacząłem całować. Na początku opierała się, bo chciała się na mnie odegrać, ale po chwili zaprzestała ponieważ to i tak nie miało by sensu...
Gdy wkońcu oderwaliśmy się od siebie Ginny powiedziła :
- Następnym razem to ja cię łaskoczę. - Ale zasępiłam się, bo zdała sobie sprawę że następnego razu może już wcale nie być.
- Ej, nie martw Mała wszystko będzie dobrze. - I zabawa zaczyna się od początku...
-*-*-*
- Będę za tobą tęsknić! - Powiedziła Ginny następnego dnia.
- Ja za tobą też! - Przytililiśmy się, a po moim policzku spłyneła jedna, jednya łza na znak ostatniej rzeczy którą straciłem. Bo nie wiem jak zakończy się ostateczne starcie i czy jeszcze kiedyś będę mógł posmakować tych pięknych, słodkich warg?
- Będzie dobrze! - Powiedziłem, ale sam w to nie wierzyłem.
Ostatni całus w policzek i już jej nie ma. Zostaje sam. No może nie dokońca, bo towarzyszą mi Ron i Hermiona. Przyjaciele na całe życie.
-*-*-*
- Spakowałeś wszystko? - upewnia się Hermiona, jeszcze tego samego wieczoru.
- Tak. - Odpowiada rudy.
- To "idzemy ". - Zażyucam na nas pelerynkę (ledwo się w niej w trójkę mieścimy) i tymrazem my znikamy, by pojawić się wiele kilometów z tąd....
- Droga wolna! - Oznajmia Hermiona rzucając zaklęcie na dom Syriusz, by upewnić się czy na pewno jesteśmy sami.
Na szczęście tak.
Długo szukaliśmy zagubiobego horkruksa. I do teraz go nie znaleźliśmy.
Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem. Wydawało mi się że tylko na sekundę kładę głowę w poduszkę, a już w następnej się budzę. W rzeczywistości minęło dziesięć godzin. Woow! Dawno tak długo nie spałem. Ale to nawet dobrze, przynajmiej teraz mam siły na dalsze poszukiwania.
Wstałem z kanapy i zobaczyłem, że Hermiona i Ron śpią w tym samym pokoju. Nie zdziwił mnie nawet fakt, że ich ręce są niesamowicie blisko siebie. Przypominałem sobie o Ginny i westchnąłem (cicho). Mam nadzieję, że Draco dopilnuje, żeby była bezpieczna. Skoro on (podobno) ją "kochana" to nie powinno z tym być rzadnego problemu. Ale nie wiem czy taki ktoś jak on, zna takie słowo jak "kocham Cię".
Idę schodami na górę, jest jeszcze jeden nie przeszukany pokój. Specjalnie zosawiłem go sobie na koniec. Boję się, a jednocześnie ciekawi mnie to co w nim zobaczę.
Trzęsącymi rękami naciskam klamkę i wchodzę do dawnego pokoju Syriusza Blacka (Blaka?). Zdziwiło mnie to co w nim zastałem. Wszędzie do okoła waliły się potargane książki, magazyny i jeszcze inne papierzyska. Czyżby gdy Syriusz opuszczał ten dom, aż tak śpieszył?
Ostrożnie zacząłem przekraczać rozwalone przedmioty. Ale po chwili zainteresowała mnie pewna fotografia przed sawiająca mnie samego. Podniosłem ją i zobaczyłem dokładnie. Tak to byłem ja. Lecz z przed wypadku. Latałem na małej miotłe, a z tyłu widać nogi (najprawdopodobniej) moich rodziców. To byłem ja z nimi. I byliśmy razem tacy szczęśliwi...
Schowałem zdjęcie do kieszeni i jedna samotna łza wyłoniła się z pod moich powiek.
- Harry?! - Krzykneła Hermiona. - Musisz coś zobaczyć! - Najwidoczniej już wstała, co oznacza że Ron również.
Podeszłem do nich. Okazało się że w cale nie byli daleko zaledwie za rogiem.
- Patrz! - Wskazała na pokój Regulusa Blaka. Panował w nim taki sam bałagan jak w pokoju Syriusza. To znaczy, że ten dom był...
- Przeszukiwany. - Ostatnie słowo powiedziłem już na głos. - Ktoś przeszeszukał dom Syriusza, aby za pewne wziąć z niego wszystkie wartościowe przedmioty! - Zacisnełę rękę w pięśń.
- Chodziło mi o to, że skoro ktoś już tu szperał, to na pewno zabrał z sobą także medalion. - Wyjaśniła Hermiona.
- To mam sens. - Potwierdziłem. - Ale kto to może być?
- Mundugus. - Odparowała Hermiona.
- Mundugus Fleczer (Fleczer?). No jasne to. - Potwierdził energicznym skinięciem głowy Ron.
Jest tylko jedna osoba, która może to zaświadczyć i nam pomóc. W zasadzie nie wiem czy wogule można ją tak nazwać.
- Stworek! - Krzyknełem, a przed nami zdeportował się skrzat.
- Tak, panie. - Powiedział wypluwając jako oblęge.
- Czy ktoś tu był jak nikogo nie było? - Zapytałem z nadzieją.
- Tak, dużo osób z ministerstwa. Ale Stworek się im nie pokazał, choć bardzo chciał ich skrzywdzić bo brali rzeczy należące do mojej pani! Wy, szlamy...
- Stworek dość! Zakazuje ci mówić takich rzeczy!
- Ale oczywiście, Stworek wcale nie chciał obrażać przyjaciół Harrego Pottera. - Jego mina świadczy, że uważa inaczej.
- Pamiętasz to! - Wyciągnałem replikę medalionu Slytherinu.
Nie odpowiedziłał.
- Był tutaj w tym domu. Prawda?
- Tak. - Wyksztusił.
- Kto go wziął?
- Mundugus Fleczer! - Krzyknął.
- Czyli tak ja myśleliśmy. - Mruknąłem. - Idź znajdź go! - Rozkazałem.
I już go nie było.
Teraz trzeba, tylko czekać. A zawsze czekanie bywa naj gorszą zmorą...
-*-*-*
*W rzeczywistości Dambeldor wcale nie dał wskazówki, że jeden z horkruksów jest w ministerstwie. Zmieniłam to na rzecz tej książki. ;)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał? Jeżeli tak to proszę zostawić po sobie ślad w postaci 🌟 i 💬. Będę wdzięczna 😃.
💙💙💙❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top