09

"CO SIĘ STAŁO?"

"Got a secret... Can you keep it?"

Nicole otworzyła oczy. Słowa niosły się w powietrzu, jakby były grane na żywo tuż obok niej, i mimo że brzmiały tak znajomo, nie mogła pojąć skąd się wzięły. Dźwięki wypełniały przestrzeń, a ona czuła, jak w sercu pojawia się niepokój, jakby coś w tej melodii przypominało jej przeszłość.

"Swear this one you'll save..."

Zanim zdążyła pomyśleć, podniosła się z ziemi, czując, jak powietrze otula jej ciało, ale nie odczuwała żadnego zmęczenia. Spojrzała na siebie - czarna bluza z kapturem, obcisłe spodnie tego samego koloru. Wszystko pasowało do otaczającej ją ciemności, jakby była jednym z cieni w tym dziwnym miejscu.

"Better lock it in your pocket..."

- Co się stało? - próbowała przypomnieć sobie, co się wydarzyło, ale w jej głowie panowała pustka.

Szła przed siebie, kierując się w stronę, gdzie drzewa zaczynały się przerzedzać, a światło księżyca stawało się coraz wyraźniejsze, zalewając ziemię srebrzystym blaskiem. Każdy jej krok był cichy i pewny, jakby podążanie przez ten las miało trwać w nieskończoność. Choć nie odczuwała chłodu, nie czuła zmęczenia ani strachu, to dziwne poczucie uwolnienia wypełniało ją od środka. Była wolna, jakby nic nie mogło jej skrzywdzić. W tej chwili nie istniały żadne ograniczenia.

"Taking this one to the grave..."

Szatynka szła w tę samą stronę, w którą podążały one ‐ potwory. Przemieszczała się w ciszy, jakby nie dotykając ziemi, jakby była częścią tej mrocznej przestrzeni, przez którą szła. Jej kroki były pewne, niezwalniające. Zmierzając w stronę cmentarza, natknęła się na znajome miejsce - krzyż, pod którym leżało ciało jej przyjaciółki. Stanęła na moment, ale tylko przez chwilę. Przeszła obok niego obojętnie, jakby nic już nie miało znaczenia, jakby tamten świat, pełen straty, odszedł w zapomnienie. Czuła się oddzielona od wszystkiego, co było kiedyś ważne.

Nie czuła smutku, nie odczuwała żalu. Wszystko wydawało się nieważne.

W końcu dotarła na drogę, a w oddali dostrzegła swój samochód. Stał tam, tuż obok restauracji, jakby czekał, aż do niego podejdzie. Nicole ruszyła w jego stronę, a jej kroki były lekkie, jakby nie dotykała ziemi. Stała przy drzwiach i spojrzała w lusterko.

"If I show you then I know you..."

Zobaczyła siebie, ale była zupełnie inna. Jej twarz była blada, jakby pozbawiona życia, a usta pomalowane czerwoną szminką były lekko rozmazane w kącikach. Oczy miała ciemniejsze niż zwykle, pełne jakiegoś nieodgadnionego smutku, a może... pustki. Wyglądała jakby była duchem - wyraźnym, ale jednocześnie nieżywym, jakby nie miała prawa istnieć w tym świecie, a jednocześnie nie była martwa.

Zastanowiła się, patrząc na swoje odbicie: czy jest jakaś różnica między życiem a śmiercią? Jeśli dusza jest nieśmiertelna, jeśli nie da się jej zniszczyć, to może naprawdę nie ma znaczenia, czy jest wewnątrz żywego ciała, czy w martwej powłoce. Może to tylko forma, a nie sama istota. Może nie ma już powrotu, tylko wieczny stan zawieszenia między tymi dwoma światami.

"Won't tell what I said."

Nicole ruszyła powolnym krokiem, jakby ta noc była niekończącą się, dziwną podróżą. Szła środkiem drogi, a jej włosy, które wystawały spod kaptura, powiewały na wietrze, lekko tańcząc w rytm cichego szumu otaczającej jej ciemności. Każdy krok niósł ją dalej w kierunku domu kolonialnego, choć nie wiedziała, dlaczego tam zmierza. Czuła, że musi tam być. Że to tam znajdzie odpowiedzi, choć nie wiedziała, jakie to mają być odpowiedzi.

Miała nadzieję, że wpuszczą ją do środka. Mimo późnej pory, mimo tego, co mogło się wydarzyć, czuła, że wciąż była sobą. Gdy dotarła pod schody, serce biło jej spokojnie, a jednak w głębi duszy miała wrażenie, że coś w tej chwili było nie tak, jakby świat wokół niej nie był prawdziwy.

Gdy wchodziła po schodach, nagle dostrzegła potwory, które wcześniej widziała w lesie. Stały w ciemności, ich postacie były zamazane, ale wyraźnie wyczuwalne. Patrzyły na nią, nie poruszając się, jakby czekały na coś, co miało nastąpić. Czuła, że nie powinna się ich bać. Nic jej nie groziło.

Zbliżyła się do okna. Wciąż czuła, że coś jest nie tak, ale nie wiedziała, co. Zaczęła stukać w szybę, a dźwięk jej palców odbijał się od szkła jak echo w pustym pomieszczeniu.

"Cause two can keep a secret..."

Po chwili firana drgnęła, a zza okna ukazał się Kenny. Jego twarz była blada, a oczy pełne smutku. Próbował się nie rozpłakać, ale jego emocje były wyraźne. Nicole dostrzegła, jak otworzył usta, gotów coś powiedzieć, lecz z jego ust nie wydobyły się słowa, tylko dźwięki, które brzmiały, jakby były odbiciem czegoś, co miało się wydarzyć.

Nicole spojrzała na niego, czekając na wyjaśnienia, ale jedyne, co usłyszała, to słowa, które sprawiły, że poczuła dreszcz na plecach:

"If one of them is dead..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top