06
"NIE PIERDOL GŁUPOT"
♤
Olivia siedziała w barze sama z Tomem – barmanem. Przyszła tu w południe i od tamtej pory sączyła gorzki alkohol, który ledwo przechodził jej przez gardło.
— Życie jest do bani — wymamrotała, a jej język lekko się plątał.
— Z grzeczności nie zaprzeczę — odpowiedział Tom, nalewając jej kolejnego drinka.
Szklanka stuknęła o blat, a Olivia utkwiła w niej ponury wzrok. Czuła, jak to miejsce ją pożera, powoli, kawałek po kawałku. Była tu niecałe trzy tygodnie, a już czuła, że coś w niej umiera. Myśl, że miała spędzić tu resztę życia, odbierała jej resztki energii.
— Ty też je widzisz? — zapytała nagle, ledwo słyszalnym głosem.
Tom uniósł brew, odkładając szmatkę, którą przecierał ladę.
— Te dzieci? — dodała Olivia, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Jej głos drżał, choć próbowała to ukryć.
Olivia przypomniała sobie te biedne, małe dziewczynki, które patrzyły na nią z pustym, niemal oskarżycielskim spojrzeniem. Czuła dreszcz na plecach, choć w barze panował zaduch.
— Nie — odpowiedział Tom po chwili ciszy, tonem, który nie pozostawiał miejsca na wątpliwości. Wiedział, że dziewczyna ma halucynacje.
Westchnął, przetarł ladę szmatką, a potem zerknął na nią z ukosa, jakby ważył każde słowo, zanim je wypowie.
— Może powinnaś przystopować? — zapytał ostrożnie, starając się nie brzmieć osądzająco.
Olivia prychnęła cicho, nie podnosząc wzroku.
— A może ty powinieneś mi dolać? — mruknęła, unosząc szklankę w jego stronę. Jej dłoń była lekko drżąca, choć starała się to ukryć.
Tom przez chwilę się jej przyglądał, jakby próbował ocenić, czy warto wdawać się w tę rozmowę. W końcu sięgnął po butelkę i z westchnieniem nalał jej do szklanki.
Olivia od razu chwyciła szkło i wzięła spory łyk, krzywiąc się lekko od gorzkiego smaku.
— One były tu wczoraj. Dwie dziewczynki, w białych sukienkach. — Jej głos drżał, a dłonie zacisnęły się nerwowo na krawędzi blatu. W oczach miała coś pomiędzy determinacją a czystym, irracjonalnym strachem.
Tom westchnął cicho, oparł się na ladzie i nachylił się w jej stronę, przyglądając się jej uważnie.
— Olivia, nikogo tu nie było — powiedział powoli, ważąc każde słowo, jakby próbował ostrożnie ją uspokoić.
Jej reakcja była natychmiastowa.
— Były! — podniosła głos ostrzej, niż zamierzała. Jej spojrzenie nerwowo przesunęło się po wnętrzu baru, jakby obawiała się, że zaraz zobaczy je znowu. — Stały na środku ulicy i patrzyły prosto na mnie.
Barman nie odpowiedział od razu. Jego wyraz twarzy pozostał spokojny, niemal obojętny, ale Olivia dostrzegła cień czegoś innego w jego oczach — jakby wiedział więcej, niż chciał przyznać.
Po chwili wziął głęboki oddech i podrapał się po karku, unikając jej spojrzenia.
— Posłuchaj, każdy, kto tu trafia, ma ciężko. Mózg płata figle. — Tom mówił spokojnie, ale w jego głosie pobrzmiewała surowość. — Ale musisz uważać. Jeśli zaczniesz widzieć rzeczy, których nie ma...
— Myślisz, że jestem stuknięta? — przerwała mu Olivia, śmiejąc się gorzko, choć jej oczy nie wyrażały rozbawienia.
— Myślę, że jesteś w rozsypce. — Tom zmrużył oczy, jego spojrzenie stało się przenikliwe. — I że jeśli nie przestaniesz pić, to naprawdę oszalejesz.
Olivia poczuła ukłucie gniewu, ale jeszcze mocniejsze było coś innego — żal, który zacisnął się w jej klatce piersiowej jak imadło. Spojrzała na niego z bólem, po czym przeniosła wzrok na swoją szklankę. Palcami powoli przesunęła po krawędzi, jakby szukała w tym geście jakiegoś ukojenia.
— Może już oszalałam — wyszeptała.
Olivia nie wiedziała co myśleć. Usłyszała za oknem jakieś głosy. Szybko podeszła do niego i odsłoniła firanę. Ujrzała mężczyznę w kapeluszu, który zdjął go i ukłonił się przed nią. Dziewczyna pokazała mu dwa środkowe palce i wyciągnęła język. Barman szybko do niej podszedł i odciągnął ją od niego.
— Już całkiem zgłupiałaś? Chcesz zginąć?! — Tom podniósł głos bardziej, niż zamierzał. Z trudem powstrzymał drżenie rąk, zaciskając palce w pięści. Olivia była w rozsypce, to było oczywiste, ale teraz... Teraz zaczynała igrać z czymś, czego najwyraźniej nie rozumiała.
Olivia wyrwała się z jego uścisku i spojrzała na niego gniewnie.
— A co, mam się kłaniać? Może zaprosić go na drinka?! — rzuciła z jadowitą ironią, krzyżując ramiona na piersi.
Tom zmrużył oczy.
— Masz go ignorować. — Ściszył głos, jakby bał się, że ten ktoś może ich usłyszeć. Każde jego słowo było napięte, niemal wymuszone. — Jeśli choć przez sekundę pomyśli, że może się tobą bawić, nie da ci spokoju.
Olivia parsknęła.
— A co mi zrobi? — zapytała, próbując zabrzmieć lekceważąco, ale w jej głosie zabrzmiała ledwo wyczuwalna nuta niepewności.
Dreszcz przebiegł jej po plecach. Nie była pewna, czy to przez ton Toma, czy przez wspomnienie tamtego uśmiechu.
Barman westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią, jakby walczył ze sobą, czy powiedzieć jej więcej.
— Lepiej, żebyś się nie dowiedziała. — Jego głos był cichy, niemal zmęczony, ale Olivia poczuła, jak ciarki przebiegają jej po karku.
Olivia spojrzała ponownie w stronę okna, ale mężczyzny już tam nie było. Ulica była pusta, jakby nigdy nie stał tam żaden nieznajomy w kapeluszu. Zniknął równie szybko, jak się pojawił. Poczucie ulgi wymieszało się z niepokojem.
— Świetnie — mruknęła, wpatrując się w swoje odbicie w szklance. Wzięła kolejny łyk, próbując stłumić te uczucia, które nie chciały zniknąć.
— Chyba jednak potrzebuję jeszcze jednego drinka – pomyślała, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, Tom już zabrał jej szklankę.
— Tobie już wystarczy – odpowiedział stanowczo, patrząc na nią z wyraźnym zmęczeniem.
Olivia prychnęła i obróciła się w stronę drzwi.
— Siedzenia w tym obskurnym barze też mi wystarczy – powiedziała z sarkazmem, czując, jak napięcie rośnie w niej z każdą chwilą. Zrzuciła z siebie frustrację i ruszyła w kierunku wyjścia.
Barman szybko znalazł się przy niej, próbując opanować sytuację, chwycił ją za ramiona, starając się odciągnąć ją od drzwi.
— Puść mnie! Chcę stąd wyjść! — Olivia krzyczała, jej głos pełen desperacji, ale barman nie dawał jej za wygraną. Jego chwyt był silny, a on nie zamierzał jej pozwolić na żaden krok w stronę wyjścia.
— Nie wyjdziesz w takim stanie! — warknął Tom, mocniej przytrzymując jej ramię, jakby próbował zatrzymać ją przed czymś gorszym, co mogło się wydarzyć. Jego ton był ostrzejszy, pełen frustracji, ale i troski.
— Odwal się ode mnie! — Olivia szarpała się, ale jej ruchy były wolne i niezdarne, z powodu alkoholu, który krążył w jej żyłach. Czuła, jak jej siły opuszczają ją, a chaos w jej głowie narastał. Nie miała już tej samej kontroli nad sobą, jak wcześniej.
Barman wziął głęboki oddech, patrząc jej prosto w oczy, jego spojrzenie było teraz bardziej poważne. Chciał, by zrozumiała powagę sytuacji.
— Słuchaj mnie uważnie — syknął, jego głos był cichy, ale stanowczy. — Tam na zewnątrz nie jest bezpiecznie. Jeśli wyjdziesz, to na własne ryzyko. Wiesz, że nie mówię tego, by cię zatrzymać, ale żebyś wiedziała, co ci grozi.
Olivia na chwilę zastygła, jej wzrok zamglił się od gniewu, ale i od czegoś jeszcze — niepokoju, który zaczynał przenikać przez jej twardą skorupę. Czuła, jak serce jej bije szybciej, jak coś w środku narasta, jakby nadchodziła burza, którą nie była w stanie powstrzymać.
— Może właśnie tego chcę — wyszeptała, a jej głos zabrzmiał cicho, prawie bez życia, jakby cała nadzieja w niej już wygasła. Chciała, by wszystko się skończyło, chciała uciec od tego miejsca, tej beznadziei, której nie potrafiła już znieść.
Tom zacisnął szczękę, a jego oczy błysnęły gniewem, ale i zrozumieniem. Wiedział, co się dzieje, znał ten stan. Patrzył na nią przez chwilę, czując, jak jego frustracja rośnie, ale nie miał zamiaru poddać się jej samolubnym żalom.
— Nie pierdol głupot. — Jego słowa były ostre, a kiedy to powiedział, nagle puścił jej ramię, jakby poczuł, że musiał dać jej przestrzeń. Odstąpił kilka kroków, jego ciało było napięte, a twarz wykrzywiona z gniewu i troski jednocześnie. Musiał ochłonąć, żeby nie powiedzieć czegoś, czego potem by żałował.
Olivia nie ruszyła się z miejsca. Stała tam, patrząc na niego przez chwilę, jakby próbując odnaleźć w nim coś, czego teraz najbardziej potrzebowała. Potem ciężko westchnęła, jakby nagle cały ciężar świata spadł jej na ramiona. Zgięła lekko plecy i oparła się o bar, jakby szukając czegoś, co pozwoli jej utrzymać równowagę. Czuła się jak w pułapce, z której nie było ucieczki.
— Masz jeszcze ten cholerny alkohol? — zapytała, jej głos brzmiał zmęczony, a słowa wypowiadały się z trudem, jakby były ciężarem, który już dawno miała dość nieść. Po jej twarzy przebiegł cień rozczarowania, zmieszany z jakimś bezsilnym gniewem, jakby stąd, z tego miejsca, nie było ucieczki.
Tom przez chwilę milczał, patrząc na nią z jakimś dziwnym smutkiem, ale nic nie powiedział. Po chwili jednak bez słowa postawił przed nią butelkę wody. Była zimna, zroszona kondensacją, ale nie miała nic wspólnego z tym, czego ona teraz potrzebowała.
— To ci powinno wystarczyć — powiedział krótko, patrząc na nią z wyczekującym spojrzeniem.
Olivia bez zastanowienia wzięła butelkę, niemal od razu przechylając ją do ust. Jednym, szybkim łykiem napiła się, ale zaraz poczuła, jak gorzkie rozczarowanie ogarnia jej wnętrze. Woda. Zwykła, zimna woda. Z odrazą odłożyła butelkę z powrotem na bar i spojrzała na niego.
— Co? — zapytał Tom, lekko zachichotał, jakby dostrzegł jej irytację, ale bez złych intencji.
— Serio? — Olivia przewróciła oczami, nie mogąc uwierzyć, że zamiast napoju, który miałby dać jej choćby chwilową ulgę, dostaje coś, co tylko przypomniało jej, że nie jest w stanie uciec przed tym, co ją gnębi.
— Myślę, że woda ci pomoże bardziej niż alkohol — odpowiedział spokojnie Tom, krzyżując ręce na piersi. Jego głos był pewny, a spojrzenie przepełnione jakąś dziwną troską. Może nie rozumiał wszystkiego, co przeżywała, ale dobrze wiedział, że w tym momencie nie chodziło jej o zapomnienie, lecz o zrozumienie.
Olivia westchnęła ciężko, jakby każda myśl, każde uczucie sprawiały jej ból. Po prostu opadła na bar, opierając czoło na jego powierzchni. Jej ciało zdawało się być tak samo ciężkie jak jej myśli.
— Nienawidzę tego miejsca — powiedziała, ton jej głosu był pełen rozczarowania i bezradności. Czuła się jak w pułapce, nie potrafiła znaleźć drogi ucieczki, a to miejsce – ten bar, ten mężczyzna – tylko przypominały jej, że nie mogła uciec przed sobą samą.
— Wszyscy nienawidzimy — przyznał barman, patrząc na nią z odrobiną zrozumienia, które rzadko można było dostrzec w jego oczach. — Ale to nie znaczy, że musisz się w nim zajechać.
Olivia uniosła głowę, jej zmęczony wzrok utkwił w barmanie. Było w nim coś, co zdradzało, że każde słowo, które wypowiada, jest ciężarem, który stara się unieść.
— A co mam zrobić? Uśmiechać się i udawać, że wszystko jest okej? — zapytała, z ironią i nutą desperacji w głosie. Nie oczekiwała odpowiedzi, bo przecież nie było odpowiedzi na pytanie, które zadawała codziennie sama sobie. — Nie jestem Nicole.
Tom wzruszył ramionami, jakby nie miał już siły na więcej słów. Czuł się bezradny, ale wiedział, że nie może jej teraz przytulić ani zabrać stąd. Żadne gesty nie pomogą, jeżeli ona sama nie zdecyduje, co dalej.
— Nie. Ale może przynajmniej spróbuj nie dorzucać sobie problemów — powiedział cicho, niemal z ulgą, że w końcu mówi to, co musiał.
Olivia przez chwilę milczała, analizując to, co usłyszała. Jej ręka powędrowała w stronę butelki wody, a gdy wzięła kilka łyku, poczuła, jak chłodny płyn tylko na moment przerywa jej monotonię.
— To było obrzydliwe — mruknęła, odstawiając butelkę z powrotem na blat. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie, ale Tom tylko się uśmiechnął. Był to niewielki uśmiech, taki, który nie wskazywał na radość, raczej na jakąś niewielką próbę rozładowania napięcia. Wiedział, że to nie zmieni jej stanu, ale czuł, że czasem jedyne, co może zrobić, to nie przeszkadzać.
♤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top