04

"JEZIORO?"

Szatynka była wymęczona. Słońce prażyło coraz mocniej, a ziemia pod jej dłońmi stawała się coraz twardsza. Mimo to, musiała przyznać, że wyrywanie chwastów miało coś relaksującego w sobie. Nie musiała o niczym myśleć, nie musiała martwić się o przyszłość ani analizować przeszłości. To było proste, mechaniczne działanie, w którym mogła się zatracić.

Nicole usiadła na ziemi tuż obok grządek, w cieniu jednego z drzew, próbując złapać odrobinę wytchnienia. Jej skóra była spocona od pracy na słońcu, a krótkie spodenki i crop top nie dawały jej wcale ochłody. Potrzebowała wody, więc chwyciła po butelkę, jednak, gdy przekręciła korek, zorientowała się, że woda się skończyła.

Wypiła kilka ostatnich łyków, czując, jak gorąco jeszcze bardziej wkrada się w jej ciało, a sama sytuacja sprawiła, że jęknęła zrezygnowana.

— Jak ci poszło? — Fatima podeszła do swojej nowej koleżanki, patrząc na nią z uśmiechem, ale i z lekkim zmartwieniem w oczach.

Nicole odwróciła się w jej stronę, wzdychając ciężko.

— Weź, przede mną jeszcze sporo pracy — jęknęła, odkładając pustą butelkę obok siebie. Nie miała już sił, by wracać do grządek, ale wiedziała, że jeśli nie dokończy, jutro będzie musiała się zmagać z tymi samymi roślinami.

— Pomóc ci? — zapytała Fatima, zbliżając się do niej. W jej głosie brzmiało szczere zmartwienie.

— Nie trzeba, zrobię sobie chwilę przerwy i to dokończę — odpowiedziała Nicole, machając ręką, jakby chciała odpędzić Fatimę od dalszej pomocy. Wyciągnęła skręta, czując, jak powoli zbliża się do końca pracy.

— Jasne — Fatima usiadła obok niej na trawie, wyciągając nogi przed siebie. Słońce świeciło bezlitośnie, a ono nagle zaczęło dawać się we znaki. — Ale dzisiaj grzeje. Pójdziemy później nad jezioro?

Nicole spojrzała na nią z zaskoczeniem, marszcząc brwi.

— Jezioro? — zapytała, nie mając pojęcia, o czym mówiła Fatima.

— Pokażę ci, jak skończymy — odpowiedziała Fatima z tajemniczym uśmiechem, wskazując na skręta. Nicole nie wahała się i podała jej go, a ciemnowłosa wzięła go w dłonie. Zaciągnęła się raz, potem drugi, a potem oddała go z powrotem Nicole.

— Wiesz, że trafiłam tu z krzakiem marihuany? — zaśmiała się, patrząc na Nicole.

Nicole wybuchła śmiechem, próbując opanować nagły przypływ radości.

— Nie gadaj! — nie mogła powstrzymać śmiechu, który wzbierał w niej z każdą chwilą.

— No tak! — Fatima odpowiedziała śmiechem, szczerząc się szeroko. — Jakbyś potrzebowała, to wiesz, do kogo przyjść.

Nicole pokiwała głową, uśmiechając się szeroko.

— Coś czuję, że będę częstym bywalcem w twoim pokoju — powiedziała z uśmiechem, nie mogąc powstrzymać śmiechu.

Dziewczyny jeszcze przez chwilę chichotały, rozkoszując się chwilą, aż ich śmiech ucichł, gdy usłyszały kroki. Zbliżała się Donna, której cichy śmiech jeszcze niedawno towarzyszył im w rozmowie.

— A wy z czego się śmiejecie? — zapytała Donna, a widząc, jak dziewczyny momentalnie wstają, twarze im poważnieją, poczuła, że coś jest nie tak. — Czy to...

Donna wpatrywała się w końcówkę jointa, który Nicole trzymała w ręce.

Nicole szybko zrozumiała sytuację, więc bez słowa podała go kobiecie. Wiedziała, że to może być jej sposób na nawiązanie lepszej więzi.

— Nie jesteś taka zła, jak się wydawałaś — powiedziała Donna, uśmiechając się lekko, a potem zaciągnęła się powoli, zamykając oczy na chwilę, jakby próbując poczuć ten moment.

— Dzięki — Nicole uśmiechnęła się delikatnie. — Ty również.

— Duży komplement — odpowiedziała Donna, z lekkim uśmiechem, a Fatima roześmiała się, bo wiedziała dokładnie, o co chodziło kobiecie.

— Jak wam poszło? — zapytała Donna, spoglądając na obie dziewczyny.

— Cóż, ja za chwilę kończę — powiedziała z uśmiechem Fatima, przyglądając się swoim grządkom, które już prawie były gotowe.

— Bliżej niż dalej — dodała Nicole, rozglądając się dookoła. Jeszcze trzy grządki do ogarnięcia i będzie po wszystkim. Na szczęście nie były one zbyt duże, ale wymagały dużo pracy: wyrwanie chwastów, podlewanie, usunięcie suchych liści... 

— To dobrze — powiedziała Donna, po czym westchnęła, zerkając na dziewczyny z lekkim uśmiechem. Na chwilę zapadła pauza, a jej wzrok przesunął się na resztę ogrodu, jakby zastanawiając się nad tym, co jeszcze trzeba zrobić. — Dobrze wam poszło, dziewczyny, tak trzymać — dodała po chwili, ponownie spoglądając na Nicole i Fatimę. — A teraz idę dalej ponaglić resztę. Zobaczymy, jak im idzie.

Nicole i Fatima skinęły głowami, patrząc, jak Donna odchodzi w stronę innych grządek.

Nicole padła zmęczona na łóżko i wpatrywała się w sufit. Mimo panującego ciepła, naciągnęła koc aż po samą szyję, jakby w ten sposób mogła odgrodzić się od wszystkiego, co działo się wokół niej. Na szczęście koc był jej – znajomy zapach materiału dawał jej choć odrobinę komfortu w tym pełnym niepokoju świecie.

Nie miała pojęcia, jak długo tak leżała. Minuty zlewały się w godziny, a jej myśli dryfowały gdzieś między jawą a snem.

W pewnym momencie drzwi cicho skrzypnęły, a do pokoju weszła Olivia. Nicole od razu zauważyła, że coś było nie tak. Dziewczyna poruszała się niemal bezszelestnie, jak cień. Nie odezwała się ani słowem – po prostu usiadła na swoim łóżku i trwała w bezruchu, wpatrując się w podłogę.

— Wszystko w porządku? — zapytała Nicole, podnosząc się powoli na łokciach.

Olivia nie odwróciła wzroku, nie poruszyła się nawet o milimetr. 

— Jestem opętana — jej głos był cichy, ale w tej ciszy brzmiał niemal złowieszczo.

Słowa te zawisły w powietrzu, ciężkie i niepokojące, sprawiając, że przez kręgosłup Nicole przebiegł lodowaty dreszcz.

— Co ty w ogóle mówisz? — Jej głos zabrzmiał bardziej surowo, niż zamierzała, ale szok sprawił, że nie potrafiła tego kontrolować. Nie spodziewała się takich słów. Nie miała pojęcia, o co jej chodziło.

Olivia uniosła wzrok. W jej oczach nie było śladu rozbawienia, tylko zmęczenie i coś jeszcze... coś, czego Nicole nie potrafiła nazwać.

— Widzę rzeczy, których nie ma. Słyszę głosy...

— Olivia — Nicole westchnęła, starając się przemówić jej do rozsądku. — Ćpasz. To normalne, że masz halucynacje.

— Nie, to co innego. Zupełnie innego. Czuję to — wyszeptała Olivia, zaciskając palce na materiale kołdry.

Nicole pokręciła głową, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie była psychologiem ani egzorcystką.

— Cóż, skoro tak ci mówi intuicja, to nie będę się z nią kłócić — powiedziała w końcu z rezygnacją, opadając z powrotem na poduszkę.

— Nie wierzysz mi. Nikt mi nie wierzy. — Olivia rzuciła gniewnie, po czym nagle wyszła, trzaskając drzwiami.

Nicole wzdrygnęła się i już miała pobiec za nią, ale zanim zdążyła podjąć decyzję, do pokoju weszła Fatima.

— Ciężki dzień? — zapytała cicho, siadając obok niej na łóżku.

Nicole westchnęła głęboko, przymykając na chwilę oczy, a potem powoli przetarła twarz dłońmi, jakby próbowała zetrzeć z niej zmęczenie i napięcie.

— Najwidoczniej nie tylko my miałyśmy. — Jej głos był lekko drżący, pełen zmęczenia, ale i rezygnacji.

Fatima uśmiechnęła się delikatnie, choć w jej spojrzeniu kryła się troska. Poklepała Nicole po ramieniu, chcąc dodać jej otuchy, a ciepło jej dłoni wydawało się niemal pocieszeniem.

— Przejdzie jej, zobaczysz. — Jej ton był łagodny, ale pewny. — Musi przywyknąć do nowej rzeczywistości.

Nicole spojrzała na nią z cieniem nadziei w oczach, jakby próbowała uchwycić się tych słów, choć wciąż nie była pewna, czy w nie uwierzyć.

— Tak sądzisz? — zapytała cicho, jakby szukała potwierdzenia, że wszystko w końcu wróci do normy.

— Zdecydowanie.

Nicole odetchnęła ciężko, przeczesując palcami włosy. Czuła narastające zmęczenie – nie tylko fizyczne, ale i psychiczne.

— Ostatnio dużo czasu spędza w barze i pije — powiedziała, bawiąc się brzegiem koca, jakby skupienie się na czymś materialnym mogło pomóc jej uporządkować myśli.

Fatima westchnęła, opierając się wygodniej o wezgłowie łóżka.

— Przynajmniej dotrzymuje Tomowi towarzystwa — powiedziała z lekkim uśmiechem, próbując znaleźć w tej sytuacji jakiś pozytyw.

Nicole uniosła wzrok i spojrzała na nią z lekkim rozbawieniem, ale szybko jej uśmiech zniknął.

— Ta... zawsze coś — mruknęła cicho, co nie było do niej podobne. Jej głos był spokojny, lecz wyraźnie zmęczony, jakby niosła na barkach ciężar, którego nie potrafiła zrzucić.

Fatima przez chwilę tylko się jej przyglądała, a potem przechyliła lekko głowę.

— Nicole?

Szatynka drgnęła i spojrzała na nią od razu, jakby wyrwana z zamyślenia.

— Tak? — odpowiedziała szybko, może nawet odrobinę zbyt gwałtownie, czując, jak serce zaczyna bić szybciej.

— Z kim masz największy kontakt? Oprócz Olivii, oczywiście. — Fatima zapytała, wpatrując się w nią z ciekawością.

— Z Kennym i z tobą... Z Kristi też rozmawiamy, ale ona rzadko przychodzi do miasta. — Nicole odpowiedziała, starając się brzmieć naturalnie, choć nie mogła pozbyć się wrażenia, że odpowiedź wydała jej się trochę zbyt szczera.

— Z Kennym, powiadasz? — Fatima uniosła brwi, a jej uśmiech stał się szerszy. — Oho, to interesujące...

— No tak. To jest dziwne? — zapytała Nicole, zbita z tropu. Jej serce przyspieszyło, a w jej głowie pojawiło się mnóstwo myśli. Może Fatima widziała coś, czego ona sama nie dostrzegała?

— Nie, no co ty. Po prostu słodko wyglądacie, jak razem rozmawiacie — powiedziała Fatima, a Nicole od razu przyłożyła jej w ramię, lekko się śmiejąc.

— Przesadzasz, po prostu brakuje ci romansideł — machnęła ręką Nicole, czując, jak ciepło rozlewa się w jej sercu przy tej rozmowie.

— To też prawda. Dotychczas kibicowałam mu z Kristi, ale wyszło jak wyszło — wzruszyła ramionami Fatima, a Nicole nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu.

— Z tą Kristi? Tą z kliniki? — dopytywała, wyraźnie zszokowana. — Ani jeden, ani drugi mi nic nie powiedział.

— Bo do niczego między nimi nie doszło. Wszystko skończyło się w momencie, w którym Kristi pomachała mu pierścionkiem przed twarzą — powiedziała z uśmiechem Fatima, patrząc na Nicole z lekkim błyskiem w oku.

— Kristi ma narzeczonego? — zapytała w szoku Nicole, a jej twarz wykrzywiła się w zaskoczeniu.

— Narzeczoną — poprawiła ją Fatima, unosząc brew. — Tak więc, przestałam im kibicować, aż do momentu, w którym pojawiłaś się ty.

Nicole zaśmiała się cicho, czując ciepło, które zaczęło się zbierać w jej sercu. Przez chwilę poczuła, jakby w tej rozmowie wreszcie udało jej się na chwilę zapomnieć o wszystkich ciężarach, które ostatnio niosła. Fatima miała rację — czasami trzeba po prostu na chwilę odetchnąć.

— Czemu ja? — zapytała, wciąż nie rozumiejąc nic Nicole. Jej głos był cichy, pełen wątpliwości.

— Kenny wciąż jest wolny, a ty... hm... słyszałam od Olivii o Brandonie.

— To już przeszłość — powiedziała Nicole, machając ręką. Jej słowa były pełne rezygnacji, jakby nie chciała wracać do tamtych chwil. W głębi duszy wiedziała, ile straciła przez przybycie do tego miasta, ale nie była gotowa, by się tym obarczać.

— Przykro mi — powiedziała Fatima, patrząc na nią z delikatnością. Bez słów położyła dłoń na jej ramieniu, jakby próbując przekazać choć odrobinę wsparcia.

Nicole poczuła, jak w jej piersi zaciska się coś, co trudno było nazwać. Może to była nostalgia za czymś, czego nie miała, może po prostu tęsknota za czasami, kiedy życie było łatwiejsze. Nie wiedziała tego na pewno, ale wiedziała, że nie jest sama w tym momencie.

— Słyszałam o tobie i Ellisie. To prawda, że jest synem Boyda? — zapytała Nicole, starając się połączyć wszystkie fakty.

Fatima uniosła brwi, zaskoczona pytaniem.

— Tak.

Nicole, wciąż próbując ogarnąć wszystko w swojej głowie, spojrzała na nią z niedowierzaniem.

— Wow, prawie wcale ze sobą nie rozmawiają. No i z zachowania są zupełnie inni. — Nicole próbowała pojąć, jak to możliwe, że dwie osoby, które były z pozoru tak różne, mogły pochodzić z tej samej rodziny. — W każdym razie, jak długo jesteście razem? — zapytała, przekręcając się na brzuch i wymachując nogami w powietrzu, próbując rozluźnić atmosferę.

Fatima uśmiechnęła się szeroko, jej oczy nabrały miękkości, a w głosie pojawiła się nuta sentymentu.

— Długo. Od razu mi się spodobał. — odpowiedziała, uśmiechając się lekko, jakby wracając myślami do tamtego momentu, kiedy wszystko się zaczęło.

— Ty jemu pewnie też. Zresztą, to wcale nie jest dziwne. Jesteś ładna, zabawna i co nieco potrafisz. — wyznała Nicole, patrząc na nią z uśmiechem, czując, że w końcu udało jej się powiedzieć coś, co rozjaśniło atmosferę.

Fatima spojrzała na nią, a jej twarz rozjaśniła się ciepłym uśmiechem.

— Dzięki Nicole, to było miłe. — odpowiedziała z szczerą wdzięcznością w głosie. Poczuła, jakby coś w tej rozmowie naprawdę się rozluźniło, jakby mogły rozmawiać o wszystkim, bez obaw i niezręczności.

Kolejna przyjaźń zawiązana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top