01
"WPUŚĆ NAS"
♤
Nicole obudziła się tuż przed świtem. Powietrze w pokoju było chłodne, a cienka warstwa wilgoci osiadła na jej skórze. Przez moment leżała bez ruchu, wsłuchując się w jednostajny rytm własnego oddechu i odległe tykanie zegara. Czuła się zmęczona, ale sen nie chciał już nadejść. Adrenalina, której źródła nie potrafiła określić, pulsowała w jej żyłach, każąc jej działać, choć nie wiedziała jeszcze jak.
Podniosła się ostrożnie, uważając, by nie narobić hałasu. Drewniana podłoga skrzypnęła cicho pod jej stopami, gdy skierowała się w stronę salonu. Mrok wciąż wypełniał dom, a długie cienie rozciągały się po ścianach, tworząc złudne kształty. Czuła się nieswojo, jakby ktoś obserwował ją z ukrycia, choć wiedziała, że to tylko gra świateł.
Kiedy weszła do salonu, powitała ją głęboka cisza, zakłócana jedynie cichym tykaniem zegara wiszącego na ścianie. Spojrzała w stronę okna, a wtedy dostrzegła czyjąś sylwetkę. Ktoś stał na zewnątrz, niemal nieruchomo, jedynie co jakiś czas poruszając głową, jakby nasłuchując. Nicole wstrzymała oddech i zbliżyła się ostrożnie, lekko pochylając, by zerknąć przez szybę. Coś w sposobie, w jaki ta postać stała, sprawiło, że jej żołądek ścisnął się z niepokojem.
Za szybą stał mężczyzna. Uśmiechał się szeroko, a kiedy tylko napotkał jej wzrok, uniósł dłoń i pomachał do niej powolnym, niemal hipnotyzującym ruchem.
Nicole gwałtownie się cofnęła, serce podeszło jej do gardła.
To nie byli ludzie.
Ludzie nie uśmiechali się w ten sposób.
Ludzie byli zmęczeni, smutni, poważni.
A on... W nim było coś nienaturalnego, coś, co napawało ją czystym, pierwotnym lękiem.
- Czy to... to są te potwory? - zapytała Nicole wartowniczki, czując, jak lodowaty dreszcz przebiega jej po plecach. Nie wiedziała, co powinna czuć ani co powiedzieć.
- Tak - potwierdziła dziewczyna obok niej i bez wahania zasłoniła okno firanką. Materiał był cienki, ale skutecznie odgradzał pokój od mroku na zewnątrz. - Łatwiej ich ignorować.
Nicole dopiero teraz przyjrzała się swojej towarzyszce. Była młoda, ze zmęczeniem wymalowanym na twarzy. Miała ciemne włosy związane w luźny kok, z którego kilka kosmyków opadało jej na czoło. W oczach błyszczał cień napięcia, jakby zbyt wiele razy musiała mierzyć się z tym, co czaiło się w ciemności.
- Jestem Tracey - powiedziała w końcu, wyciągając do niej dłoń.
Nicole zawahała się na moment. Skóra dziewczyny była zimna, a uścisk mocny.
- Nicole - odpowiedziała cicho, czując, że surowość chwili przytłacza ją bardziej, niż się spodziewała.
Przez chwilę panowało milczenie, które zdawało się ciążyć w powietrzu niczym gęsta mgła. Słabe światło lampy rzucało na ściany miękkie cienie, sprawiając, że pokój wydawał się jeszcze mniejszy.
- Ile jeszcze do świtu? - zapytała w końcu, przełykając ślinę i walcząc z narastającym niepokojem. Jej głos był cichy, ale drżał lekko. - Kiedy to coś sobie pójdzie? - dodała Nicole, z trudem ignorując dreszcz, który przebiegł jej po plecach.
- Hej, Nicole. - Głos zza okna był spokojny, niemal przyjazny, ale w tej sytuacji brzmiał jak syk czającego się w mroku drapieżnika.
Nicole wzdrygnęła się i odruchowo cofnęła o dwa kroki, czując, jak serce podchodzi jej do gardła. Powietrze w pokoju zrobiło się ciężkie, jakby niewidzialna siła je zagęściła.
- Wpuść nas.
Słowa były łagodne, niemal błagalne, ale wywołały w niej panikę. Zimny pot wystąpił jej na kark, a ręce zaczęły lekko drżeć.
- Pierdol się - warknęła Nicole, czując, jak jej ciało zaczyna drżeć. Strach pulsował jej w żyłach, ale nie zamierzała okazać słabości.
Za oknem zapadła cisza, jakby coś czekało.
- Zawsze tak robią? - zwróciła się do Tracey, starając się, by jej głos brzmiał pewnie, choć gardło miała suche jak papier.
- Tak - odparła tamta krótko, po czym delikatnie odchyliła firankę dwoma palcami. W jej spojrzeniu nie było strachu, raczej chłodna, zmęczona rutyna. - Niedługo zacznie świtać.
Nicole odetchnęła z ulgą, czując, jak napięcie w jej ciele odrobinę puszcza.
- To dobrze, mam dosyć tego miejsca.
Nie czekając na odpowiedź, odsunęła się od okna i ruszyła wzdłuż korytarza. Podłoga pod jej stopami skrzypiała złowieszczo, jakby ostrzegając przed każdym kolejnym krokiem. Gdy dotarła do kuchni, oparła się obiema dłońmi o zimny blat i przymknęła oczy. Serce nadal waliło jej jak oszalałe.
- Jebane miejsce. Jeszcze trochę i naryje mi w głowie - pomyślała z niepokojem, rozmasowując skronie.
Powietrze w kuchni było dziwnie gęste, jakby zatrzymało w sobie zbyt wiele niewypowiedzianych słów i tłumionych myśli. Nicole wzięła kilka głębokich oddechów, próbując uspokoić rozbiegane myśli. Nie było sensu panikować. Musiała się skupić.
Podeszła do lodówki i otworzyła ją z lekkim wahaniem. Z wnętrza uderzył ją chłodny podmuch i zapach świeżych warzyw. Sałata, marchewki, kilka pomidorów. Na bocznej półce leżały jabłka i pomarańcze.
Nicole zamknęła drzwi i podeszła do dzbanka z wodą stojącego na blacie. Jej palce, nieco drżące, sięgnęły do szafki po szklankę. Gdy szkło znalazło się w jej dłoni, nalała sobie wody i wypiła ją jednym haustem. Chłód rozlał się po jej wnętrzu, gasząc choć odrobinę narastający niepokój.
Szatynka z hukiem odstawiła naczynie na blat, a dźwięk odbił się echem w pustej kuchni.
Nie wiedziała, co zrobić dalej. Jak się czuć, jak myśleć. Była zgubiona - nie tylko w tym miejscu, ale i we własnym umyśle.
- Co tam? - Olivia pojawiła się nagle, jakby wyrosła z cienia.
Nicole wzdrygnęła się, odruchowo zaciskając palce na blacie. Przez chwilę miała wrażenie, że jej serce zatrzymało się na ułamek sekundy, zanim znowu zaczęło bić w nierównym rytmie. Spojrzała na Olivię zaskoczona, próbując ukryć to, jak bardzo ją przestraszyła.
- Wierzysz im? - zapytała cicho, patrząc jej prosto w oczy.
Słowa zawisły w powietrzu, ciężkie i lepkie.
Olivia nie odpowiedziała od razu. Zamiast tego spuściła wzrok, jakby ważyła każde słowo, jakby bała się, że jedno nieostrożne zdanie sprawi, że wszystko rozsypie się w pył.
- Ja wierzę - odezwała się w końcu Nicole, a w jej głosie nie było ani śladu zwątpienia.
W tym jednym zdaniu zawarła całą swoją determinację, całe przerażenie i desperację, by nadać sens temu, co się działo.
Olivia uniosła głowę i spojrzała na nią uważnie.
- Mamy jakieś inne wyjście? - zapytała, próbując zabrzmieć spokojnie, choć w głębi duszy czuła się równie zagubiona.
Nicole przyglądała się jej przez dłuższą chwilę.
- Tak szczerze? Nie uwierzę, dopóki się nie przekonam. - Olivia oparła się o blat, kręcąc głową. Jej ton był gorzki, jakby wciąż miała na plecach cień przeszłości, który nie chciał zniknąć. - Jesteśmy zamknięte w psychiatryku o niskim standardzie. Nie po to zmarnowałam dzieciństwo na oddziale, żeby nagle uwierzyć, że potwory jednak istnieją.
Nicole poczuła, jak lodowaty dreszcz przechodzi przez jej ciało, gdy te słowa trafiły do jej serca. Wciąż nie mogła pojąć, jak Olivia mogła być aż tak zamknięta na to, co się działo wokół nich, ale nie miała teraz siły, by się kłócić.
Podeszła do niej cicho i bez słowa objęła ją mocno, czując, jak jej własne serce bije szybciej.
Po chwili poczuła wilgoć na swojej bluzie, która przenikała przez materiał. To były łzy.
- Latami próbowali mnie przekonać, że nie istnieją... - wyszeptała Olivia, jej głos drżał, jakby każdy dźwięk był wysiłkiem. - Aż w końcu im się udało. Teraz mam nagle znowu w nie wierzyć?
Jej ciche słowa rozbrzmiały w pustej kuchni, wypełniając przestrzeń bólem, który Nicole mogła poczuć na skórze.
Nie miała odpowiedzi. Co mogła odpowiedzieć, skoro sama nie była pewna, co myśleć o tym wszystkim?
Wszystko, co mogła zrobić, to przytulić ją mocniej, czując, jak łzy przesiąkają jej ubranie.
- Masz jeszcze tego jointa? - zapytała Nicole, wpatrując się w Olivię. Wiedziała, że to mogłaby być jej ostatnia chwila normalności. Choćby krótkotrwała, ale jednak. - Możemy zapalić.
Olivia uniosła na nią załzawione oczy i kiwnęła głową.
- Mam - wyłkała, po czym otarła łzy. - Nie chciałam ci mówić, ale mam więcej niż jeden. Nie chciałam, żebyś się stresowała podczas jazdy.
W tej chwili, mimo ciężkiej atmosfery, Nicole poczuła, jak coś w niej puszcza. Śmiech, choć krótkotrwały, był jak oddech w martwej ciszy. Zgubiła się na chwilę w tej absurdalnej sytuacji, próbując odnaleźć jakąś ulgę w tej niezwykle dziwnej chwili.
Olivia, choć nieśmiała, także uniosła kącik ust w drobnym uśmiechu. I choć nie miała siły się śmiać, poczuła, że może chwilowo zapomnieć o wszystkim. O tym, co się wydarzyło, o tym, co się dzieje, o tym, co może się zdarzyć.
- Serio? - pokręciła głową, nie mogąc ukryć rozbawienia.
Nie przypuszczała, że jej przyjaciółka będzie aż tak nieprzewidywalna.
A może nie znała jej tak dobrze, jak myślała?
- Poszły sobie! - krzyknął jeden z wartowników.
Donna zbiegła po schodach, jej kroki odbijały się w ciszy. Stanęła przy oknie i ostrożnie odchyliła firanę, zmrużyła oczy w porannym świetle. Rozejrzała się uważnie, ale nie dostrzegła żadnych potworów. Uśmiechnęła się, czując ulgę.
- Można otworzyć drzwi! - ogłosiła głośno, choć jej głos wciąż drżał.
Wkrótce pierwsi ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz, łapczywie wciągając świeże powietrze. Na ich twarzach malowało się zmęczenie, ale też ulga.
Olivia nie czekała ani chwili dłużej. Wyszła na werandę, usiadła na jednym z foteli i głęboko odetchnęła, zamykając oczy, by pozwolić porannemu chłodowi ostudzić jej rozpalone emocje. Czuła się trochę lżej, ale wciąż nie do końca pewnie.
Nicole dołączyła do niej chwilę później. Jej wzrok błądził po otoczeniu, jakby wciąż spodziewała się, że z każdego kąta wyskoczy niebezpieczeństwo. W końcu, gdy poczuła znajomy, słodkawy zapach, oderwała wzrok od okolicy i spojrzała na Olivię.
Rudowłosa zaciągała się jointem, na jej twarzy gościł leniwy, prawie beztroski uśmiech.
- Żartowałam z tym - zaśmiała się cicho, patrząc na Nicole. - Tak przed śniadaniem? Nicole spojrzała na nią z lekkim uśmiechem.
- To survival, tu nie ma regularnych posiłków. Trzeba sobie jakoś radzić, mając przed sobą niepewną przyszłość. - powiedziała, zaciągając się jeszcze raz.
- Wow, to było głębokie, nawet jak na ciebie - zaśmiała się Nicole, czując, jak napięcie w jej ciele nieco znika.
- Chcesz? - Olivia wyciągnęła jointa w jej stronę, jakby to było coś najzupełniej naturalnego.
Nicole wzruszyła ramionami, a po chwili przejęła skręta i zaciągnęła się głęboko, oddając go zaraz z powrotem przyjaciółce.
- Dzięki - westchnęła, opierając się o barierkę. Spojrzała w dal, wpatrując się w krajobraz przed sobą. Wokół panowała cisza, przerywana tylko śpiewem ptaków. Na chwilę wszystko wydawało się takie spokojne, jakby nic złego nigdy się tutaj nie wydarzyło, jakby świat zatrzymał się w tym jednym, cichym momencie.
- Przynajmniej wzięłyśmy dużo rzeczy - powiedziała Nicole cicho, czując, jak napięcie w jej ciele powoli się rozluźnia.
- Tak, mamy ubrania - odpowiedziała Olivia, jakby dopiero teraz do niej to dotarło. - Mamy wszystko, co byłoby nam potrzebne w domku letniskowym - dodała, wzdychając. - Tam było mniej rzeczy niż tutaj.
Nicole spojrzała na nią uważnie, widząc w jej oczach coś pomiędzy rezygnacją a nadzieją.
- Poradzimy sobie, a przynajmniej przetrwamy miesiąc - stwierdziła Olivia, tym razem z nieco radośniejszym tonem, jakby próbowała sama siebie przekonać, że to wszystko jeszcze da się ogarnąć, że mimo trudności znajdą sposób na to, by przetrwać.
Nicole skinęła głową, choć w głębi duszy nie była pewna, czy tak łatwo będzie. Ale miały siebie nawzajem, a to dawało jej poczucie bezpieczeństwa, przynajmniej na chwilę.
•
Nicole siedziała na masce swojego samochodu, wpatrując się w las, z którego wychodziły potwory. Coś jej w tym miejscu nie pasowało, i to wcale nie przez te istoty. Tu było coś mrocznego. Potwory zachowywały się jak zombie, działały mechanicznie, bez jakiejkolwiek świadomości. Nicole miała wrażenie, że były tylko pionkami w jakiejś większej grze. Czuła, że ktoś manipuluje nie tylko nimi, ale i ludźmi.
- O czym myślisz? - zapytał Kenny, przerywając jej rozmyślania.
Nicole odwróciła się w jego stronę, starając się uśmiechnąć. Musiała nauczyć się ufać tym ludziom, musiała się z nimi zaprzyjaźnić, żeby jakoś przetrwać.
- O tym miejscu. - odpowiedziała, zeskakując z maski samochodu. Podeszła do chłopaka i spojrzała mu uważnie w oczy. - Wszystko... dobrze?
- Tak - powiedział szybko, ale coś w jego tonie sprawiło, że Nicole poczuła się niepewnie. Zaczęła się zastanawiać, co dokładnie ukrywał. - Co masz w aucie?
- Szybka zmiana tematu, ciekawe - pomyślała Nicole, choć na zewnątrz zachowała spokój, odpowiadając z delikatnym uśmiechem.
- Dużo rzeczy - odpowiedziała, robiąc głęboki oddech. - Ubrania, trochę jedzenia, jakieś leki i inne...
- Powiedziałaś leki? - zapytał, nagle ożywiając się. Jego ton stał się bardziej intensywny, jakby cała jego uwaga skoncentrowała się na tym jednym słowie. Nicole zmarszczyła brwi, czując, jak jej serce przyspiesza. Skinęła głową, czując, jak niepokój wzbiera w niej coraz bardziej. - Kristi ich bardzo potrzebuje. Jedźmy.
- Chwila, co? Jaka Kristi? Gdzie jedziemy? - zapytała Nicole, czując, jak jej puls przyspiesza, a w głowie zaczyna kłębić się mnóstwo pytań. Mimo że starała się zachować spokój, ton jej głosu zdradzał niepewność.
Kenny spojrzał na nią przez chwilę, jakby szukał odpowiednich słów. W końcu westchnął i otworzył drzwi pasażera.
- Wyjaśnię ci po drodze, wskakuj - odpowiedział, otwierając drzwi od pasażera.
Nicole poczuła, jak jej serce bije szybciej. Coś było nie tak, ale nie miała teraz czasu na zastanawianie się. Zdecydowała się zaufać mu, choć jej intuicja krzyczała, by być ostrożną. W skomplikowanej sytuacji nie miała wielu opcji. Zanim zdążyła o tym pomyśleć, ruszyła w stronę auta i usiadła za kierownicą.
Nicole włożyła kluczyk do stacyjki, a z głośników rozbrzmiał utwór „I'm Not Afraid". Dźwięki wypełniły wnętrze samochodu, choć były nieco przytłumione, jakby odbijające się echem od ścian tego zapomnianego, pustkowia.
- Wow, działa ci radio? - zapytał, zdziwiony.
- Nie, to z płyty - odpowiedziała, ruszając przed siebie. - Mów jak będziesz chciał, żebym gdzieś skręciła. - Spojrzała na drogę, widząc tylko prostą, niekończącą się trasę.
- Cały czas prosto - uśmiechnął się w jej stronę.
- Dobra - odpowiedziała krótko, przyspieszając. Czuła się dziwnie, mając go obok. Był z jednej strony zastępcą szeryfa, a z drugiej - nieznajomym, który miał własne tajemnice. To sprawiało, że nie była pewna, czego się po nim spodziewać. Ale wiedziała, że to, co się działo wokół nich, wymagało od niej ostrożności. - Dzisiaj mnie nie zganisz za szybką jazdę? - parsknęła śmiechem, próbując rozładować napięcie.
Kenny zaśmiał się cicho.
- Zbieram się do tego. - powiedział patrząc na drogę, ale jego ton brzmiał spokojnie, jakby wiedział, że wszystko jest pod kontrolą.
Nicole spojrzała na niego przez chwilę, czując, jak jej napięcie zaczyna opadać. Może Kenny naprawdę nie był aż tak zły? Choć wciąż czuła pewną niepewność, coś w jego postawie sprawiało, że zaczynała mu ufać. W tym całym chaosie wydawał się być jedyną osobą, która mogła jej pomóc, ale z drugiej strony coś nie dawało jej pełnego spokoju.
- Zbliżamy się. Możesz powoli zmniejszyć prędkość. - powiedział delikatnie, aby nie przestraszyć jej, kiedy zaczęła redukować prędkość.
Nicole poczuła, jak serce zaczyna bić mocniej. W oddali dostrzegła już zarys budynku. To miejsce budziło w niej mieszane uczucia, bo choć chciała wierzyć, że to może być bezpieczne, nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś tu jest nie tak.
- Co to? - zapytała, czując niepokój narastający w jej klatce piersiowej.
- Klinika, hamuj. - odpowiedział spokojnie Kenny, ale w jego głosie było coś, co nie pozwalało jej zignorować tej uwagi. Dźwięk jego słów sprawił, że od razu wcisnęła pedał hamulca.
Nicole poczuła, jak auto gwałtownie zatrzymuje się, a jej ciało przesunęło się do przodu z siłą nagłego hamowania. Auto stanęło tuż przy schodach budynku, a w jej klatce piersiowej wciąż biło serce, jakby nie mogło się uspokoić.
- Jezu Chryste! Kto ci dał prawo jazdy?! - wybuchł, patrząc na nią zdezorientowanym wzrokiem.
Nicole nie odpowiedziała. Po prostu otworzyła drzwi i wyszła z auta, a z jej postawy biła obraza. Nie mogła uwierzyć, że zachował się w ten sposób - ten gniew, ten osąd.
- Sam chciał.
Kenny nie rozumiał, dlaczego nie odpowiadała. Zdziwiony, pobiegł za nią.
- Nicole! - zawołał, ale jego głos był pełen napięcia i niepokoju.
- Tak? - odpowiedziała chłodno, unosząc kąciki ust w ledwie zauważalnym uśmiechu. Z pełnym spokojem otworzyła bagażnik, szarpnęła za klapę i zaczęła wyciągać walizki, nie przejmując się tym, co się działo wokół.
Najpierw jedną walizkę, potem drugą. Następnie zaczęła grzebać w porozrzucanych rzeczach w bagażniku.
Kenny stał jak wryty. Nie mógł uwierzyć w to, co widział. W bagażniku było tyle różnych rzeczy, których dawno nie widział. Jakaś stara mapa, zapachowy spray, ukryte butelki z wodą, a obok nich torba z jakimś podejrzanym zawiniątkiem. Czuł, że to, co dostrzega, mówi o niej coś zupełnie innego, niż to, co widział do tej pory. Ta sytuacja nie była już tylko sprawą przetrwania w tym post-apokaliptycznym świecie - to było coś więcej. Przedmioty, które miały świadczyć o jakiejś tajemnicy, o czymś, czego nie zdradziła nikomu.
- Potrzebna apteczka? - zapytała, podając chłopakowi czerwoną skrzynkę z białym krzyżem.
- Tak, dzięki Nicole. - odpowiedział z uśmiechem, chwytając ją z wdzięcznością.
- Powinna być też... kosmetyczka - dodała, przekładając rzeczy z miejsca na miejsce. - O, jest! - zawołała uradowana, podając chłopakowi kosmetyczkę pełną leków.
Jej ruchy były szybkie, zorganizowane, jakby miała już do czynienia z takimi sytuacjami setki razy. Każdy przedmiot wydawał się mieć swoje miejsce, a Nicole poruszała się w bagażniku jak ktoś, kto wie, co robi. Widać było, że mimo całego chaosu potrafi zachować zimną krew i dbać o najdrobniejsze szczegóły.
Zadowolona z siebie, wsadziła walizki z powrotem do bagażnika, zamykając go z głośnym trzaskiem, który wyrwał ją z chwilowego zamyślenia. Obróciła się, otrzepując dłonie, jakby pozbywała się kurzu po wykonanej pracy.
- No to wszystko - otrzepała dłonie, zadowolona, że udało się uporządkować wszystko tak sprawnie. - Prowadź.
Kenny nie czekając, szybko ruszył po schodach i otworzył drzwi do kliniki. Z uśmiechem przepuścił ją w drzwiach, co sprawiło, że Nicole poczuła się nieco bardziej komfortowo w tej dziwnej sytuacji.
Weszła do środka, czując dziwne napięcie. Mimo obaw w sercu, starała się zachować spokój.
- Dzięki. Czy ty... - przerwał jej nagły krzyk Kenny'ego.
- Kristi!
Wzrok szatynki zatrzymał się na nadchodzącej dziewczynie. Kristi, z zamyśloną miną, zbliżała się powoli. Kiedy zobaczyła Nicole, momentalnie się zatrzymała, a po chwili ruszyła w ich stronę.
- Hej, jestem Kristi - powiedziała serdecznie, wyciągając rękę w stronę nowej.
- Nicole - odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie, choć poczuła lekkie spięcie w ciele. Nie była pewna, czego się spodziewać, ale starła swoje obawy, wiedząc, że teraz była częścią tej nowej rzeczywistości.
- Kiedy przyjechałaś? - zapytała Kristi, patrząc na nią z zainteresowaniem.
- Wczoraj - odpowiedział Kenny z uśmiechem. - Nie dało się przeoczyć - dodał, zaśmiewając się, co rozluźniło atmosferę.
Nicole poczuła się trochę bardziej swobodnie w tym nowym miejscu, ale wciąż miała wiele wątpliwości co do tego, co się tu naprawdę działo. Każdy gest i słowo wydawały się być częścią jakiegoś większego planu, którego ona jeszcze nie rozumiała.
- Ha ha, bardzo śmieszne - powiedziała z lekkim uśmiechem Nicole, a jej wzrok powędrował w stronę leków w rękach Kristi. - Przywiozłam zaopatrzenie.
- Apteczkę? - zapytała Kristi, zbliżając się do Kenny'ego.
- Jeszcze leki - odpowiedział, podając jej kosmetyczkę. Kristi otworzyła ją, przyglądając się zawartości.
- Aspiryna i paracetamol, całkiem nieźle - powiedziała, patrząc z uznaniem na Nicole. - Dobrze, że się przygotowałaś.
- Jak znajdę coś jeszcze, to przyniosę - odpowiedziała Nicole. - Muszę się rozpakować. - dodała, decydując się na małą przerwę. Z lekkim westchnieniem ruszyła w stronę drzwi, chcąc w końcu poczuć się trochę bardziej w tym miejscu jak w domu.
- Poczekaj, ja też wracam. - Kenny ruszył w kierunku drzwi, ale Kristi zatrzymała go jednym pytaniem.
- Czy ty kulawisz? - zapytała, zszokowana, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. Jej ton pełen był niedowierzania, jakby nie mogła uwierzyć, że coś takiego mogło umknąć jej uwadze.
Kenny na moment się zawahał, starając się zachować spokój.
- Co? A, tylko trochę... - powiedział szybko, a jego wzrok zbiegł na ziemię, jakby chciał ukryć swoją przypadłość. - Musimy iść. - dodał, przechodząc przez drzwi.
Nicole stała nieruchomo, wpatrując się w niego. Jej ciało jakby zesztywniało. Dopiero teraz zaczęła rozumieć, dlaczego chłopak kuśtykał. Jej serce na moment stanęło. Zrozumiała, że to, co przez chwilę wydawało się tylko drobnym szczegółem, teraz nabrało zupełnie nowego sensu.
Kenny zatrzymał się na moment, zerkając na Nicole i Kristi, które były tuż za nim. Jego mina zdradzała, że nie miał zamiaru poddawać się tak łatwo, ale w końcu, widząc upór dziewczyn, westchnął cicho.
- Kenny, daj mi to obejrzeć. - Kristi ruszyła szybkim krokiem w jego stronę, ponownie patrząc na niego z pełnym skupieniem.
Nicole nie zamierzała zostać w tyle, więc również wyszła z kliniki, ścigając ich wzrokiem.
- Kenny! - tym razem jej głos zabrzmiał zdecydowanie głośniej, prawie jak rozkaz.
- Co? - Chłopak odwrócił się na chwilę, patrząc na nią z lekkim zniecierpliwieniem. - Nic mi nie jest, jutro już nie będzie po tym śladu - odpowiedział, próbując zabrzmieć przekonująco. Uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach widać było, że nie był całkowicie pewny swoich słów.
Nicole stała przez chwilę, wpatrując się w niego z wyczuwalnym niepokojem, zanim odpowiedziała cicho:
- Kenny, chodź do środka. Chcę to obejrzeć.
Nicole po chwili milczenia spojrzała na Kristi, a potem znów na chłopaka.
- Idź. - powiedziała, tonem, który nie zostawiał miejsca na dyskusję. - Przyda ci się po wczorajszym dniu.
- Co się wczoraj wydarzyło? - zapytała Kristi, wpatrując się w Nicole z rosnącym niepokojem i marszcząc brwi.
Nicole poczuła, jak nieprzyjemny ciężar tej rozmowy spada na nią. Wzięła głęboki oddech.
- Potrąciłam go... - przyznała się w końcu, spuściwszy głowę. Nie mogła uciec przed tym, co się stało.
- Co?! - wykrzyknęła Kristi, wyraźnie zszokowana, jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu.
Kenny, który stał nieopodal, westchnął głośno i przewrócił oczami. Widać było, że nie chciał ponownie wracać do tej sytuacji. Jego ręce opadły wzdłuż ciała, a jego postawa wskazywała na zmęczenie, jakby całe to zamieszanie wciąż w nim było.
- Prawie. - odpowiedział szybko, próbując złagodzić sytuację. - Ale to nie od tego.
- A od czego? - zapytała Kristi, wciąż nie mogąc pojąć, co się właściwie wydarzyło. Patrzyła na Nicole, próbując połączyć wszystkie fakty.
Ile mogło ją ominąć w ciągu jednego dnia?
Nicole czuła, jak jej serce bije szybciej. Cała sytuacja, cała ta rozmowa zaczęła robić się coraz bardziej kłopotliwa. Ścisnęła wargi w wąską kreskę, czując, że nie da się tego już ukryć.
- Kopnęłam go... dosyć mocno. - wyznała, a jej głos stał się cichszy. Czuła się trochę winna, ale jednocześnie wiedziała, że nie mogła wtedy zrobić nic innego. Czuła, jak wszystkie wydarzenia z wczoraj wracają do niej ze zdwojoną siłą. Zdała sobie sprawę, ile rzeczy zrobiła wczoraj biednemu chłopakowi.
- Dlaczego to zrobiłaś?! - zapytała Kristi, jej ton teraz pełen złości i niezrozumienia. W jej oczach było widać, że walczyła ze swoimi emocjami.
Nicole nie wytrzymała tego spojrzenia. Zamiast wyjaśniać, poczuła, że wybuchnie, więc odpowiedziała z determinacją, jakby tłumacząc sobie tę reakcję.
- Broniłam się! - odkrzyknęła jej, czując, jak jej złość i frustracja narastają. Czuła, że nie miała innego wyjścia.
- To akurat prawda. Możemy już ruszać? - zapytał Kenny, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. Nie chciał, żeby dziewczyny się o niego martwiły.
Kristi spojrzała na niego, ale nie dała się zbić z tropu. Zaczęła grzebać w kosmetyczce, którą wcześniej dostała od chłopaka.
- Poczekaj - powiedziała, wyciągając maść z opakowania. - Weź to i posmaruj w miejscu bólu.
Nicole skinęła głową, biorąc maść, po czym ruszyła w stronę fotela kierowcy. Chciała jak najszybciej zakończyć tę rozmowę i znów poczuć się chociaż trochę normalnie.
- Postaraj się go nie zabić! - krzyknęła Kristi z uśmiechem na twarzy, starając się rozładować napiętą atmosferę.
Nicole uśmiechnęła się lekko, choć poczuła, jak serce bije jej szybciej. Mimo że była zmęczona i zestresowana, nie chciała sprawić, by sytuacja stawała się jeszcze bardziej napięta.
- Postaram się! - odkrzyknęła, odpaliła silnik i po chwili wyruszyli w drogę.
Za nimi, znikając w lusterku, pozostawała klinika i wszystko, co związane z tym dziwnym, trudnym dniem.
•
Nicole rozpakowywała się w jednym z pokoi w domu kolonialnym. Przestrzeń dzieliła z Olivią oraz dwiema dziewczynami, które do tej pory kojarzyła jedynie z widzenia. Miała nadzieję, że uda im się dogadać - nie znosiła konfliktów, a jeszcze bardziej irytujących współlokatorów.
- Jak ci idzie? - zapytała Olivia, siadając na swoim łóżku i przyglądając się Nicole.
- Tak, jak widzisz - odpowiedziała, układając bluzki na półce.
- Zostajemy tutaj na stałe, prawda? - dopytała Olivia, unosząc brwi.
Nicole spojrzała na nią z rozbawieniem.
- Gdyby było inaczej, nie rozpakowywałabym się, prawda? - zaśmiała się, zamykając szafkę. - Co dzisiaj robiłaś?
- Poznałam Nate'a. Jest całkiem słodki - powiedziała rudowłosa z szerokim uśmiechem. - Karmiliśmy razem zwierzęta w stodole.
- W tej stodole? - Nicole uniosła brwi, zaskoczona.
- Tak - Olivia kiwnęła głową, wciąż promieniejąc radością.
- No proszę, nie próżnowałaś - Nicole zaśmiała się, kręcąc głową. - Pewnie zdążyłaś już poznać połowę jego życia.
- Prawie połowę, ale jutro nadrobię resztę - stwierdziła Olivia z rozbawieniem, a chwilę później ich śmiechy wypełniły pokój.
- Umówiłaś się z nim? - Nicole spojrzała na Olivię z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc ukryć zaskoczenia.
- Nie, no co ty. - Olivia machnęła ręką, jakby to było coś zupełnie nieważnego. - Po prostu będziemy razem karmić zwierzęta.
Nicole uniosła brew, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Olivia szybko zmieniła temat:
- A ty co dzisiaj robiłaś?
- Ja... nic ciekawego. - Nicole wzruszyła ramionami, unikając jej spojrzenia. Poczuła lekkie skrępowanie, jakby sama nie do końca chciała wracać myślami do minionego dnia.
- Kręciłaś się z tym Azjatą? - zapytała Olivia z dwuznacznym uśmiechem, poruszając brwiami.
- Byliśmy razem w klinice. Oddałam nasze leki. - Nicole westchnęła, przypominając sobie wcześniejsze wydarzenia. - Wiesz, co ja zrobiłam? - dodała nagle, podchodząc bliżej do Olivii z tajemniczym wyrazem twarzy.
- Nie, co? - Olivia uniosła brwi, wyraźnie zaciekawiona.
- Wczoraj kopnęłam go tak, że dzisiaj jeszcze kuleje. - Nicole przyznała, a choć w jej głosie pobrzmiewały lekkie wyrzuty sumienia, nie potrafiła powstrzymać rozbawienia.
- A gdy mówiłam innym, że jesteś niebezpieczna, to nikt mi nigdy nie wierzył! - Olivia wybuchnęła śmiechem, kręcąc głową. - Wystarczy, że go przeprosisz. Weźmiesz coś do jedzenia, jakąś czekoladę i będzie dobrze.
- Hm, może masz rację. Coś wymyślę. - Przygryzła lekko wargę, po czym uśmiechnęła się pod nosem. - Jedziemy do miasta?
- Możemy. - Olivia wzruszyła ramionami, jakby było to najoczywistsze pytanie na świecie.
Bez zbędnych ceregieli ruszyła w stronę drzwi, zostawiając Nicole samą w pokoju. Ta przez chwilę jeszcze stała w miejscu, po czym westchnęła i chwyciła kurtkę. Może faktycznie przyda jej się odrobina normalności.
•
- Ej! Tu wciąż jest twoje piwo z wczoraj! - powiedziała Olivia, wyciągając butelkę piwa ukrytą w tekturowym woreczku. Siedziała na miejscu pasażera, a gdy zamykała drzwi, usłyszała charakterystyczny stukot szkła, który wypełnił przestrzeń w samochodzie. Było to dziwne, jakby ten mały dźwięk przypominał jej o przeszłości, o rzeczach, które jeszcze chwilę temu były normalne. Teraz to wszystko wydawało się trochę obce, zbyt spokojne w porównaniu do chaosu, który ogarniał świat.
- Daj, przyda się - Nicole wyciągnęła rękę w kierunku butelki, nie zwracając uwagi na brak bąbelków. Potrzebowała czegoś, co choć trochę pozwoliłoby jej zapomnieć, choćby na chwilę. Piwo, mimo że wygazowane, stanowiło jedną z nielicznych rzeczy, które miały jakąkolwiek normalność w tym dziwnym dniu.
- Już wygazowane - odpowiedziała Olivia, patrząc na przyjaciółkę, jak ta przechyla butelkę.
Nicole nie skomentowała nic. Po prostu opróżniła butelkę jednym łykiem, czując lekki chłód piwa na podniebieniu.
- Co będziemy robić? - zapytała, delikatnie się uśmiechając.
- Udawać, że żyjemy w normalnym świecie - odpowiedziała sarkastycznie Olivia.
Nicole westchnęła, czując, że jej słowa trafiły w punkt.
- Coś czuję, że to może być w najbliższych dniach moim ulubionym zajęciem. - wyznała szatynka. Jej wzrok był skupiony na drodze przed nią.
- Ta, moje też... - dodała Olivia z żartobliwym tonem, ale w jej głosie można było wyczuć lekką nutę smutku.
Między nastolatkami zawisła chwila ciszy. Każda z nich miała swoje myśli, które starały się zamknąć w sobie, nie chcąc rozmawiać o tym, co tak naprawdę czuły. Świat wokół nich zmieniał się w szaleństwo, a one starały się nie zatracić w tym wszystkim. Niezauważalnie dla siebie zmieniały się na lepsze, ale też na gorsze. Były teraz innymi ludźmi niż te, które znały wczoraj.
- Nie wiem, ile tu wytrzymam - powiedziała Olivia smutno, patrząc na horyzont.
- Aż się nie wydostaniemy stąd - odpowiedziała Nicole spokojnie, choć jej głos zdradzał odrobinę niepokoju. Oczywiście, nie były w stanie przewidzieć, jak długo to wszystko potrwa, ale jej słowa niosły ze sobą pewną pewność. Znała ten sposób myślenia, wiedziała, że trzeba tylko wytrzymać. Było to proste, a zarazem bardzo trudne.
Olivia nagle zaczęła panikować.
- Zatrzymaj się! Stój! - krzyknęła, szarpiąc kierownicę w swoją stronę. Jej dłonie drżały.
Nicole natychmiast zareagowała. Gwałtownie wcisnęła hamulec, starając się nie stracić kontroli nad pojazdem. Serce jej biło szybko, a samochód z trudem zatrzymał się na poboczu. Była gotowa do reakcji, ale nie miała pojęcia, co właśnie wywołało ten wybuch paniki u Olivii.
- No już! Już! - krzyczała spanikowana Nicole, jej głos pełen był przerażenia i niecierpliwości. - Co do cholery?! Co to miało być?! - Dziewczyna żądała wyjaśnień, nerwowo patrząc wokół.
- Nie widzisz jej?! Prawie dziecko potrąciłaś! - Olivia była cała w drżeniu, jej głos pełen strachu. Ręce trzęsły się nie do opanowania.
Nicole spojrzała na nią z kompletnym szokiem na twarzy. Cały czas czuła, jak adrenalina buzowała jej w żyłach. Była wściekła, ale też zagubiona.
- Tu nic nie ma! - krzyczała Nicole, w pełnym szoku wysiadając z samochodu. - Widzisz? Tu nic nie ma! - Stawała w miejscu, wpatrując się w pustą drogę.
Olivia zamknęła oczy, jakby próbując się uspokoić, ale obraz dziewczynki w białej, poszarpanej sukience wciąż był przed jej oczami. Gdy otworzyła oczy, nic już nie było. Zniknęło, jakby nigdy nie istniało.
Rudowłosa odetchnęła, ale jej serce nadal biło mocno. Coś dziwnego miało miejsce, a ona nie wiedziała, jak to wyjaśnić.
Po chwili Olivia wyszła z auta i podbiegła do Nicole. Bez słowa rzuciła się jej w ramiona. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Czuła, że nie wytrzyma tego napięcia dłużej.
Nicole, mimo swojego zdezorientowania, objęła ją mocno. Starała się zachować spokój, chociaż w głowie wciąż miała mętlik.
- Już dobrze... - szepnęła cicho, głaszcząc ją po plecach, starając się uspokoić. - To musiała być tylko jakaś... halucynacja. Nic się nie stało. Jesteś bezpieczna.
Ale sama miała wrażenie, że to wszystko było zbyt dziwne, by uznać to za przypadek.
♤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top