00
"POCZĄTEK"
♤
- Myślisz, że na pewno wszystko wzięłyśmy? - zapytała Olivia, zerkając w lusterko, by poprawić makijaż. Jej palce sprawnie sunęły po opakowaniu pudru, starając się wyrównać jego warstwę na skórze.
- Według listy, którą dostałyśmy, tak - odpowiedziała Nicole, uśmiechając się lekko. Skręciła w lewo, czując satysfakcję, że połowa drogi była już za nimi. Droga była pusta, a jedynym dźwiękiem w aucie poza ich rozmową była cicha muzyka lecąca w radiu. - Ile jeszcze? - dodała po chwili, spoglądając na Olivię, która trzymała w dłoni telefon z nawigacją, a przynajmniej powinna.
- Już patrzę - powiedziała Olivia, odkładając lusterko i szminkę na siedzenie. Chwyciła telefon i spojrzała na ekran. - Jeszcze 92 kilometry.
Nicole westchnęła, ale nie skomentowała. Zamiast tego nieznacznie przyspieszyła, zerkając kątem oka na puste pobocze.
- Wow, zluzuj konie. Aż tak ci się śpieszy do Brandona? - rzuciła Olivia z figlarnym uśmiechem.
Nicole nie odpowiedziała od razu, ale jej delikatny rumieniec był wystarczającą odpowiedzią. Olivia roześmiała się głośniej, widząc reakcję przyjaciółki.
- Po prostu chcę być na miejscu przed zmrokiem. Dobrze wiesz, że nie lubię kierować po ciemku - powiedziała Nicole i mocniej wcisnęła gaz. Nie pędziła jak pirat drogowy, ale drzewa za oknami przesuwały się coraz szybciej. Czuła, jak adrenalina zaczyna krążyć w jej żyłach. Chciała już tam być.
Podgłośniła radio, a dźwięki piosenki Eminema dudniły w głośnikach. Skupiała się na drodze, ale myśli uciekały jej gdzie indziej - do tego, co miało się wydarzyć i co już się wydarzyło w ostatnich dniach. Zdała pierwszy stopień studiów, a brat Olivii organizował imprezę, na której miał być chłopak, z którym ostatnio zaczęła się spotykać. Między nimi jeszcze nic się nie wydarzyło, ale miała przeczucie, że ta noc może wszystko zmienić.
Nagle zahamowała gwałtownie. Pisk opon przeszył ciszę, rozbrzmiewając echem wśród drzew. Samochód zatrzymał się kilka metrów przed powalonym pniem, który leżał w poprzek drogi. Serce waliło jej w piersi, gdy uświadomiła sobie, jak niewiele brakowało do katastrofy.
Rozdrażniona wysiadła z auta, a Olivia pospieszyła za nią.
- Co teraz? - zapytała Olivia, spoglądając na Nicole z troską w oczach. Nie chciała tego przyznać, ale jej serce również waliło jak oszalałe.
- Zawrócimy i znajdziemy inną drogę - odpowiedziała Nicole, starając się zachować spokój, choć w środku czuła narastający niepokój. Wiatr lekko rozwiewał jej loki, które kilka godzin temu starannie ukręciła. Zacisnęła usta, czując narastającą frustrację, ale wiedziała, że nie mogą stać tu w nieskończoność. Musiały działać szybko.
Olivia sięgnęła po telefon, marszcząc brwi, gdy ekran na chwilę zamigotał.
- Dam znać, że się spóźnimy - oznajmiła, wsiadając z powrotem do auta.
- Poczekaj, idę po piwo - rzuciła Nicole, czując, jak napięcie dnia, a może nawet całego tygodnia, zaczyna w niej narastać. Potrzebowała chwili oddechu.
- Ale my nie mamy bezalkoholowego - przypomniała jej Olivia, unosząc brwi ze zdziwieniem.
Nicole przewróciła oczami, ale na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Nie zamierzała się tym przejmować. Bez słowa otworzyła tylne drzwi samochodu i zajrzała do wnętrza, gdzie pod kocem skrywał się karton pełen piw.
Zanim Olivia zdążyła cokolwiek powiedzieć, Nicole zręcznie wyciągnęła jedno, zatrzasnęła drzwi i wróciła na swoje miejsce.
- Jebane wrony - wymamrotała Nicole, wpatrując się w niebo.
Olivia parsknęła cichym śmiechem, ale gdzieś w jej głowie coś nie dawało jej spokoju. Ta sytuacja miała w sobie coś niepokojącego. Mimo to uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu odjechać jak najszybciej.
- Ta, spadajmy stąd - rzuciła, przekręcając kluczyk w stacyjce. Silnik zamruczał, zagłuszając odgłosy lasu. Nicole spojrzała w boczne lusterko, ale nie zauważyła niczego podejrzanego. Olivia powoli ruszyła, a w miarę jak nabierały prędkości, napięcie zaczęło powoli opadać.
- Daj mi worek - powiedziała Nicole, wciąż skupiona na drodze. - I otwórz piwo.
Olivia zawahała się, rzucając jej sceptyczne spojrzenie.
- Jak cię złapią...
- Nie złapią - przerwała jej Nicole, niemal z rozbawieniem. Przejęła od niej piwo zapakowane w tekturowy woreczek. - Dzięki - dodała, otwierając butelkę i biorąc pierwszy łyk.
- Mam wrażenie, że to jest inna droga - powiedziała po chwili Olivia, marszcząc brwi. Coś było nie tak.
Nicole również to poczuła, ale zamiast się nad tym zastanawiać, przechyliła butelkę i wzięła kolejny łyk.
- Ta, ja też... Co do cholery? - rzuciła nagle, wbijając wzrok w starą szopę, która wyłoniła się zza zakrętu. Mimo że droga wydawała się znajoma, ta scena była jej obca - jakby znalazły się w miejscu, którego wcześniej tu nie było.
Serce Nicole zabiło mocniej, ale zamiast zwalniać, przyspieszyła, chcąc jak najszybciej zostawić to wszystko za sobą. Mimo to jej myśli nie dawały jej spokoju. Jakim cudem trafiły tutaj? Co je do tego doprowadziło?
- Nie mam zasięgu. Może zapytamy miejscowych? - zasugerowała Olivia, spoglądając na Nicole z wyraźnym niepokojem.
- Nie ma tu żadnych - rzuciła Nicole, nie odrywając wzroku od drogi. - Spierdalamy stąd.
Dodała gazu, a silnik zawył w odpowiedzi. Narastająca panika ścisnęła jej gardło, ale zamiast zwolnić, przyspieszyła jeszcze bardziej. Już po chwili licznik wskazywał prędkość, która zdecydowanie nie była dozwolona w obszarze zabudowanym.
Olivia czuła, jak serce wali jej w piersi. Nicole też to czuła. Z tą różnicą, że postanowiła to zignorować.
- Ostrożnie! - krzyknęła Olivia, jej głos pełen paniki.
- Kurwa! - Nicole gwałtownie wcisnęła hamulec, kierownica niemal wyrwała się jej z rąk. Auto zatrzymało się na milimetry od młodego mężczyzny, który pojawił się przed nimi jakby znikąd.
Mężczyzna nie cofnął się ani o krok. Stał w miejscu, wpatrując się w nie szeroko otwartymi oczami. Strach malował się na jego twarzy, ale Olivia dostrzegła coś jeszcze.
- Ma odznakę! - wykrztusiła, serce waliło jej w piersi. Nie mogła uwierzyć, że znowu miały do czynienia z funkcjonariuszem.
Nicole zacisnęła dłonie na kierownicy, jej oddech przyspieszył. Przez chwilę patrzyła na mężczyznę, czując, jak narastający stres zaciska się wokół niej jak imadło.
- Kurwa, masz, udawaj, że to twoje - powiedziała szybko Nicole, wciskając Olivii ukryte piwo i jednocześnie spuszczając szybę.
- Prawie mnie rozjechałaś! - chłopak krzyknął, opierając dłoń na krawędzi szyby. Jego palce lekko drżały, najpewniej z nerwów.
- Wbiegłeś mi pod koła! - odparła Nicole, próbując zachować spokój, choć czuła, jak jej serce wali jak szalone. Mimo wszystko miała nadzieję, że sprawa rozejdzie się po kościach. Nie mogła sobie pozwolić na mandat - już wystarczająco dużo pieniędzy poszło na paliwo i rzeczy na imprezę.
Olivia przycisnęła dłoń do czoła w geście załamania. Była niemal pewna, że to koniec. Że za chwilę zabiorą jej prawo jazdy.
- Nic tu nie jeździ! Nie spodziewałem się! - rzucił chłopak, w jego głosie pobrzmiewała frustracja, ale też coś jeszcze.
Niepewność.
Nicole była gotowa coś odpowiedzieć, ale w tle nagle usłyszała obcy głos.
- Kurwa - zabrzmiał głośny, męski krzyk z oddali, sprawiając, że serce Nicole na chwilę stanęło.
- Mamy przejebane - pomyślała, czując, jak napięcie narasta w jej ciele. Wszystko wymykało się spod kontroli.
Olivia, zauważając jej lęk, chwyciła ją za dłoń. Ten drobny gest miał dodać otuchy, ale Nicole wiedziała, że nic nie pomoże, dopóki nie uda im się stąd wyjść bez większych kłopotów. Serce biło jej coraz szybciej, a w głowie kłębiły się tysiące myśli o tym, co może się wydarzyć.
- Jestem Boyd, szeryf. - powiedział ciemnoskóry mężczyzna, jego ton spokojny, ale oczy pełne czujności.
- Zajebiście, zaraz pożegnam się z prawkiem - pomyślała, mając nadzieję, że szeryf zaraz sobie pójdzie. Starała się ukryć nerwy, ale wszystko w niej było napięte. Patrzyła na chłopaka, modląc się w duchu, żeby nie sprawił jej kłopotów.
- Nicole, a to jest Olivia. - powiedziała, starając się uśmiechnąć, choć uśmiech nie doszedł do oczu. Jej twarz była spięta, a w głosie dało się wyczuć nutę niepokoju.
Chciała, żeby to wszystko minęło jak najszybciej, ale Boyd wpatrywał się w nią, nie mówiąc nic. Jego wzrok przeszedł po jej twarzy, jakby próbował wyczytać coś więcej, a ona czuła, jak jej serce bije w piersi. Sytuacja nie była wcale pod kontrolą, chociaż starała się zachować pozory.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała Olivia, spojrzenie jej padło na zakłopotaną twarz Nicole. Głos rudowłosej drżał od niepokoju, ale starała się to ukryć, nie dopuszczając do paniki. Nie mogły pozwolić na legitymowanie. Im dłużej to trwało, tym większe było prawdopodobieństwo, że nic się nie wydarzy.
Obecnie wynosiło niecałe 11%.
Boyd spojrzał na nie obie. Ich niepewność była widoczna jak na dłoni.
- Wyjdźcie z auta. Musimy porozmawiać. - Jego twarz była poważna, a głos nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.
Nicole przewróciła oczami, nie mając ochoty na żadną rozmowę, ale wiedziała, że nie ma wyjścia. Obie dziewczyny opuściły samochód, starając się zachować naturalność, mimo że powietrze wokół nich było gęste od napięcia.
Olivia, która wypiła już trzy piwa, wydawała się nieco bardziej rozluźniona. Jej oczy zdradzały, że alkohol zaczynał działać. Mimo to, próbowała zachować spokój. Nicole, mająca za sobą tylko pół butelki, już czuła wyraźniejsze efekty. Zapach piwa unosił się wokół niej, ale starała się nie dać po sobie poznać, że czuje się roztrzęsiona.
Boyd patrzył na nie obie, jakby analizował sytuację.
- Z tego miejsca nie ma drogi powrotnej. Możecie jechać prosto, ale... - Boyd nie zdążył dokończyć, ponieważ Nicole już wsiadła do samochodu, a chwilę później Olivia zrobiła to samo. Więcej nie trzeba było jej powtarzać - szybko odpaliła silnik i znów ruszyły, łamiąc przepisy ruchu drogowego.
- Psychole... - wymamrotała Nicole, a Olivia od razu upiła łyk jej piwa. Po chwili rudowłosa podała jej butelkę.
- Zdecydowanie. Jedź szybciej.
Po jakimś czasie Nicole znów ujrzała tę samą szopę, więc gwałtownie zwolniła.
- Co do cholery? - zapytały jednocześnie.
- Jeszcze raz ich pytamy? - dodała Olivia, spoglądając na Nicole z niepewnością.
- Nie, wyjdziemy wtedy na idiotki - powiedziała Nicole, trochę przyspieszając, ale wciąż jadąc przepisowo.
- Jesteśmy nimi - przypomniała jej Olivia, z lekkim uśmiechem, choć w jej głosie słychać było nutę niepokoju.
- Weź daj spokój, to nie jest śmieszne - odpowiedziała Nicole poważnym tonem, starając się skupić na drodze. - Jak jeszcze raz miniemy tę szopę, to wtedy zapytamy, ale kogoś innego.
I tak minęło jedno okrążenie, potem drugie, trzecie, a nawet czwarte.
- Przepraszam! - krzyknęła Olivia, opuszczając szybę i wołając do jakiegoś wysokiego blondyna. - Czy wiesz...
Chłopak nawet nie spojrzał w ich stronę. Zupełnie jakby nie istniały.
- Chyba jednak trzeba będzie się ich zapytać - westchnęła Nicole, dostrzegając Boyda i Azjatę, którzy ponownie pojawili się na drodze. Jak na ironię losu, reszta mieszkańców zdawała się zniknąć, jakby rozpłynęli się w ciemnościach tego dziwnego miasteczka.
Nicole wysiadła z samochodu i podeszła do Boyda, czując na sobie ciężar tej decyzji. Olivia natomiast nie ruszyła się z miejsca, jedynie odpaliła papierosa, wypuszczając powoli dym i wpatrując się w nich z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie możemy trafić na autostradę... - powiedziała Nicole, starając się brzmieć spokojnie, choć czuła, jak napięcie zaciska jej gardło.
- Cóż, tak jak mówiłem, nie ma stąd drogi powrotnej. Nie jeden próbował i na nic się zdał ten wysiłek. - Boyd odpowiedział z chłodnym spokojem, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego.
Nicole spojrzała na niego z niedowierzaniem, czując, jak jej serce zaczyna bić szybciej.
- To musi być żart - powiedziała, kręcąc głową, jakby próbowała odrzucić od siebie tę absurdalną rzeczywistość.
Boyd nie wyglądał jednak na kogoś, kto żartuje. W jego spojrzeniu czaiło się coś, co sprawiło, że przez plecy dziewczyny przebiegł dreszcz.
- Co noc przychodzą tu złe istoty, które zabijają. Trzymajcie się nas, przestrzegajcie zasad, a wszystko się ułoży.
Te słowa uderzyły w Nicole niczym lodowata fala. Stała w milczeniu, wpatrując się w Boyda, próbując zrozumieć sens jego słów. "Złe istoty"? "Zabijają"? Brzmiało to jak wstęp do jakiejś przerażającej historii, a nie rzeczywistość, w której właśnie się znalazły.
Obok niej Olivia zamarła. Papieros zadrżał w jej palcach, a szara smuga dymu leniwie unosiła się ku niebu.
- Co tu się, do cholery, dzieje? - wyszeptała Nicole, czując, jak chłód przenika przez jej skórę.
- Wariaci - pomyślała, niepewna, co o tym myśleć. Tyle rzeczy nie miało sensu. Starała się ukryć niepokój, ale coś w jej wnętrzu podpowiadało, że ta sytuacja wymaga poważniejszego podejścia.
- Co, kurwa? Nie ma opcji! - krzyknęła Olivia, patrząc na Boyda z niedowierzaniem. Rudowłosa zrobiła się cała czerwona na twarzy. - Musimy jechać na imprezę! Jesteśmy już spóźnione, a pewnie wszyscy na nas czekają! Nie zostaniemy tutaj!
Nicole poczuła, jak napięcie rośnie w powietrzu. Serce jej biło szybciej, a gniew zaczynał przejmować kontrolę nad jej umysłem. Wiedziała, że sprawy wymykają się spod kontroli, ale jej frustracja nie dawała jej spokoju.
- Niestety się nie doczekają - powiedział spokojnie, a jego słowa były jak kolejny zimny cios, który zamiast przynieść ulgę, jeszcze bardziej ją przytłoczył.
Nicole zgrzytnęła zębami, zaciskając pięści. W głowie miała mętlik. To nie tylko brak drogi powrotnej, nie tylko dziwnie puste miasteczko, ale teraz jeszcze te idiotyczne opowieści o złych istotach. Miała dość.
- A ty, kurwa, kim jesteś, żeby nam mówić, co mamy robić?! - warknęła, robiąc krok w stronę Boyda. Czuła, jak wściekłość przejmuje nad nią kontrolę.
Cisza, jaka zapadła, była gęsta i ciężka. Olivia patrzyła na nich w osłupieniu, zacisnęła dłonie na materiale kurtki Nicole.
- Ile zrobiłyście okrążeń? Pięć? - zapytał Boyd, całkowicie ignorując jej wybuch. Jego głos był spokojny, niemal obojętny, jakby znał już odpowiedź.
- Sześć - westchnęła Nicole, czując, jak niepokój powoli zamienia się w irytację. Tak bardzo chciała wierzyć, że to wszystko to tylko nieporozumienie, zwykły zbieg okoliczności.
- I nie było żadnego zjazdu, prawda? - Boyd uniósł lekko brwi, wbijając w nią badawcze spojrzenie.
Nicole zerknęła na Olivię, jakby szukała u niej potwierdzenia.
- Nie widziałyśmy - przyznała w końcu, a w jej głosie zabrzmiała nuta niepewności.
- Słuchajcie, to miejsce jest naprawdę niebezpieczne. Musicie nam zaufać. - Azjata spojrzał na nie z takim poważnym wyrazem twarzy, jakby te słowa miały rozwiązać wszystkie ich problemy.
Nicole poczuła, jak w jej ciele rośnie napięcie. Z jednej strony wiedziała, że to, co mówił Boyd, miało sens - to miejsce naprawdę było dziwne i pełne niepokojących oznak. Z drugiej strony nie mogła pozbyć się uczucia, że wszystko, co się dzieje, ma jakiś mroczny, ukryty cel. Co tu naprawdę się stało? Co takiego kryło się za tymi „złymi istotami"?
- Jak mam wam zaufać, skoro nic nie rozumiem? - wybuchła Nicole, nie mogąc dłużej milczeć. - Gdzie my jesteśmy, do cholery?!
Boyd spojrzał na nią spokojnie, nie tracąc zimnej krwi. Jego oczy były pełne jakiejś nieodgadnionej wiedzy, której Nicole nie potrafiła zrozumieć.
- Spokojnie, wszystko wam wyjaśnimy. My też na początku byliśmy w szoku.
Boyd wypowiedział te słowa z takim spokojem, że przez chwilę Nicole poczuła, jakby to rzeczywiście miało sens, jakby wszystko miało jakieś wyjaśnienie. Ale im dłużej patrzyła na niego, tym bardziej czuła, że cała ta sytuacja jest zbyt dziwna, by to przyjąć za pewnik.
Olivia wzięła głęboki oddech, starając się zebrać myśli, ale w jej oczach nadal było widać niepewność. Wiedziała, że Nicole była zdeterminowana, by się wydostać, ale obie czuły, że coś jest tu bardzo nie tak.
- Więc co mamy robić? - zapytała cicho Olivia, jej głos drżał.
Boyd spojrzał na nie przez chwilę, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Na razie musimy pozostać w jednym miejscu, przetrwać do rana. Jeśli uda się wam zrozumieć zasady tego miejsca, to poradzicie sobie. Ale musicie być ostrożne.
Nicole poczuła, jak znowu ogarnia ją złość. Czuła się jak w pułapce, z każdą chwilą coraz bardziej wciągnięta w to mroczne miejsce, z którym nie potrafiła sobie poradzić. Chciała coś powiedzieć, nawet otworzyła usta, ale ostatecznie się powstrzymała.
Boyd stał spokojnie, nie poddając się emocjom, ale jego wyraz twarzy wskazywał, że nie zamierzał pozwolić im odejść.
Nicole czuła, jak w jej ciele narasta napięcie. Chciała wyjść, zrobić cokolwiek, by uciec z tej dziwnej sytuacji, ale wiedziała, że w tej chwili każda decyzja może tylko pogorszyć sprawę. Mimo tego, że chciała być silna, to napięcie w jej mięśniach i niepokój, który krążył w jej wnętrzu, mówiły jej jedno: nie miały wyboru.
Olivia, wciąż nieco oszołomiona, spojrzała na Nicole, jakby czekała na jakąś reakcję, może nawet na jej plan działania. Jednak Nicole miała zbyt wiele pytań, na które nie znała odpowiedzi. Nie miała pojęcia, o czym mówi Boyd, ale w tej chwili nie miała zamiaru ryzykować. Czuła, że nie mogą stąd po prostu wyjechać.
- A co z tymi "złymi istotami"? - zapytała, starając się ukryć w głosie wątpliwości, ale nie udało jej się całkowicie. - Co się dzieje w nocy? Dlaczego nie możemy wyjechać? I dlaczego to miejsce nie ma drogi powrotnej?
Boyd patrzył na nią przez chwilę, a jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Jego oczy były jakby skupione na czymś, czego nie potrafił wyjaśnić.
- Słuchajcie - zaczął powoli. - Nie próbujcie uciekać. Każdy, kto próbował, kończył w tym samym miejscu, bez względu na to, co robił. Noc to najgorsza część. Istoty, o których mówię, rozszarpują ludzi na śmierć.
Nicole poczuła, jak dreszcze przechodzą jej po plecach. Próbowała zrozumieć, co mówi Boyd, ale w głowie miała zbyt wiele pytań.
Olivia zaciągnęła się papierosem, ale w jej oczach było widać niepokój, mimo że starała się nie okazywać strachu.
- Więc co mamy robić? - zapytała, patrząc na Boyda z mieszanką determinacji i strachu.
Boyd zrobił krok w ich stronę, a jego wyraz twarzy stał się bardziej poważny.
- Musicie przenocować w bezpiecznym miejscu. Jutro poszukamy drogi powrotnej, obiecuję - powiedział Boyd, a Nicole jedynie westchnęła. Musiała pożegnać się z dzisiejszą imprezą.
Nicole czuła, jak jej frustracja rośnie. Cały dzień miał być inny, pełen zabawy i adrenaliny, a teraz znalazły się w tej dziwnej, niepokojącej rzeczywistości, której nie rozumiały. Tyle pytań bez odpowiedzi, a każda kolejna chwila tylko pogłębiała niepewność.
Olivia natomiast, mimo że była rozluźniona wcześniej, teraz zaczynała dostrzegać powagę sytuacji. Zaciągnęła się jeszcze raz papierosem, po czym odwróciła wzrok, jakby próbując na chwilę wyrzucić z głowy wszystkie niepokojące myśli.
- Niech będzie. - westchnęła Olivia. - Gdzie motel?
- Co? - Boyd był wyraźnie zdziwiony, a jego brwi uniosły się w zdumieniu.
- No motel. Jest baner, więc gdzie on jest? - zapytała rudowłosa, wskazując palcem na ogromny baner, który dostrzegła na chwilę w oddali.
- Nie ma, prześpicie się w domu kolonialnym. - Boyd spojrzał na nie z poważnym wyrazem twarzy, jakby wiedział, że to, co zaraz powie, może nie spodobać się dziewczynom.
- Co to za miejsce? - zapytała Nicole, czując, jak niepewność zaczyna ją ogarniać. Przemieszczając się z miejsca na miejsce, nic nie przypominało miasteczka, w którym oczekiwała na powrót normalności.
- To nie jest motel, tylko dom kolonialny. Może nie brzmi to tak komfortowo, jak motel, ale zapewniam was, że będziecie bezpieczne. - Boyd spojrzał na nie z determinacją w oczach, jakby chciał przekonać je, że nie mają wyjścia.
- Taki hostel, czy... - Nicole zawahała się, zastanawiając się, czy to miejsce jest równie przytulne, jak sugerował Boyd, czy bardziej przypomina jakieś zapomniane schronienie. - To znaczy, musimy spędzić noc w jakimś opuszczonym domu?
- Nie, to nie jest opuszczone, ale... - Boyd zastanowił się chwilę, zanim odpowiedział, starając się nie wzbudzić niepotrzebnego niepokoju. - To stare miejsce. Jednak od kiedy przyjechałem, nie widziałem tam nikogo, kto by się źle zachowywał. Na razie to jedyna opcja.
Obie dziewczyny spojrzały na siebie wymownie. Sytuacja stawała się coraz dziwniejsza, a każda chwila spędzona w tym mieście budziła coraz więcej niepokoju. Jednak mimo wszystko zgodziły się pójść, nie mając zbyt wielu opcji.
- No dobra - westchnęła Olivia, w końcu godząc się na tę dziwną sytuację.
- To i tak lepsze niż wciśnięcie się w jakiś kąt na dworze - dodała Nicole, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo zaczyna się niepokoić.
Nagle podszedł do nich Azjata, który do tej pory stał z boku.
- Jadę z wami - oznajmił rzeczowym tonem.
Nicole i Olivia wymieniły spojrzenia, marszcząc brwi.
- Ale my cię nie znamy! - krzyknęła Olivia, odruchowo cofając się o krok. W jej głowie natychmiast pojawiła się myśl, że chłopak może okazać się jakimś psychopatą.
- Kenny - odezwał się spokojnie nieznajomy.
- Co? - zapytała Nicole, zdezorientowana.
- Jestem Kenny - powtórzył, patrząc im prosto w oczy. - Wiem, jak to wszystko brzmi, ale musicie mi... nam zaufać.
Mówiąc to, rozejrzał się nerwowo dookoła. Nicole podążyła za jego wzrokiem i dostrzegła mieszkańców, którzy obserwowali ich z dystansu. Stali w cieniu budynków, nie podchodząc zbyt blisko, jakby nie chcieli zwracać na siebie uwagi. Atmosfera gęstniała, a każdy ruch wydawał się mieć znaczenie.
- Wkrótce się ściemni i zrobi się naprawdę niebezpiecznie - powiedział Boyd, a w jego głosie było coś, co sprawiło, że na moment serce Nicole zabiło szybciej. Czuła, że coś jest nie tak, ale nie mogła jeszcze określić, co dokładnie.
Olivia, choć wciąż niepewna, spojrzała na Nicole, która zdawała się wahać. Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć, ale zaczynała rozumieć, że może być już za późno na odwrót.
Rudowłosa ruszyła w stronę samochodu, jednak Nicole zatrzymała się na chwilę, widząc, jak Kenny przytrzymuje klamkę od drzwi kierowcy.
- Piłaś. Nie pozwolę, żebyś znowu kogoś rozjechała - powiedział stanowczo, patrząc na nią uważnie. W jego oczach błysnęła determinacja, jakby naprawdę nie zamierzał odpuścić.
Nicole przewróciła oczami, czując, jak irytacja narasta z każdą sekundą. Miała dość tej sytuacji, tych obcych ludzi i ich niezrozumiałych zasad.
- Boyd, przekaż mojej mamie, że dzisiaj tam śpię - dodał Kenny, zwracając się do szeryfa, który dotąd milczał.
Mężczyzna skinął głową z powagą, po czym bez słowa ruszył w stronę, którą tylko on znał.
Nicole wzięła głęboki oddech i uniosła dłonie w geście poddania.
- Chyba sobie żartujesz! - rzuciła, patrząc na Kenny'ego z powagą.
On jednak nawet nie drgnął. Jego spojrzenie było twarde, nieustępliwe.
Nicole zacisnęła usta, czując, jak ogarnia ją frustracja.
- Niech ci będzie... - wymamrotała w końcu i, przewracając oczami, otworzyła drzwi od fotela pasażera.
Nicole usiadła w samochodzie i czekała, aż Kenny ruszy. Nie miała zamiaru zapinać pasów - skoro wcześniej nie wlepił jej mandatu ani nawet nie zwrócił uwagi na jej jazdę, wiedziała, że i tym razem odpuści.
- Tylko delikatnie - rzuciła mu wymowne spojrzenie.
Chłopak uniósł brew, ale nic nie powiedział. Przekręcił kluczyki, a silnik zawarczał w ciszy miasteczka.
Nicole westchnęła i sięgnęła po butelkę ukrytą w tekturowym woreczku. Bez wahania przechyliła ją i wzięła duży łyk piwa, jakby chciała zagłuszyć niepokój narastający gdzieś w głębi jej umysłu.
- Daleko do tego... - Olivia zawahała się, nie wiedząc, jak nazwać miejsce, do którego zmierzali. Przesunęła się nieco na siedzeniu, czując, jak coś uwiera ją w plecy. Cały samochód był pełen jakichś dziwnych rzeczy, które sprawiały, że podróż była jeszcze mniej komfortowa.
- Zaraz będziemy - odpowiedział Kenny, prowadząc spokojnie, jakby sytuacja w ogóle go nie ruszała. Po chwili zerknął na dziewczyny i postanowił zagaić rozmowę, licząc na rozluźnienie atmosfery. - Na jaką imprezę się wybierałyście?
- Mój brat wraz z kolegami organizują domówkę w letniskowym domku nad jeziorem. Miało być fajnie... - westchnęła Olivia, patrząc przez okno na ciemniejący krajobraz.
- Brzmi nieźle - powiedział Kenny, unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu.
- Mieli być Arthur i Brandon - dodała Olivia.
Na te słowa Nicole od razu poczuła, jak jej policzki oblewają się rumieńcem.
- Ha! Wiedziałam, że jej się podoba! - krzyknęła uradowana Olivia, klaszcząc w dłonie i wybuchając śmiechem.
Kenny spojrzał na przyjaciółki z uśmiechem, dostrzegając, jak ciemnowłosa dziewczyna stara się ukryć rumieńce.
- Jeszcze za szybko, żeby to stwierdzić - wymamrotała Nicole, rzucając szybkie, nieco zakłopotane spojrzenie, jednocześnie próbując ukryć swoje rumiane policzki za opadającymi włosami.
- Jeszcze zobaczysz! - Olivia nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, widząc, jak Nicole stara się bronić przed jej docinkami.
- Taa, zobaczymy... - Nicole, choć jej ton pozostawał pochmurny, nie mogła się nie zaśmiać. Wyglądało na to, że atmosfera w samochodzie zaczynała się trochę rozluźniać. - Daleko jeszcze? - zapytała, przypominając sobie, kto właściwie teraz prowadził.
- Zaraz będziemy - odpowiedział Kenny, nie zmieniając tempa jazdy. Nicole wciąż przyglądała się mu, zastanawiając się nad jego osobą.
- Jesteś zastępcą szeryfa? - zapytała wprost, patrząc na niego badawczo.
- Tak - odpowiedział, spotykając jej spojrzenie. Po chwili milczenia dodał: - Skąd...
- Domyśliłam się - powiedziała Nicole z dumą, ale to uczucie szybko zniknęło, kiedy zorientowała się, że właśnie dotarli na miejsce.
Kenny wysiadł z samochodu, a Nicole, nie tracąc czasu, również opuściła pojazd. Olivia, nieco wolniej, wygramoliła się z auta jako ostatnia. Nicole kluczyła samochód, po czym ruszyła w stronę starego, zaniedbanego domu. Ciarki przeszły ją na plecach, gdy zauważyła, że wszystkie osoby na dworze patrzą się na nie, jakby nie miały do końca zaufania do przybyszy.
- Donna?! - krzyknął Kenny, a po chwili, jakby na zawołanie, pojawiła się przy nim kobieta.
Spojrzała na niego z wyraźnym zdziwieniem, a kiedy zauważyła dwie nowe twarze, od razu zrozumiała, co się dzieje.
- Kurwa - wymamrotała, podchodząc do nich. - Wejdźcie i chodźcie za mną na górę - dodała stanowczo, nie czekając na żadne protesty.
- Nie zamierzam tego zrobić! - powiedziała Nicole stanowczo, wciąż wpatrując się w kobietę. Gdy tylko ujrzała zniszczone schody i nadgryzioną zębem czasu ścianę, poczuła, jak niepokój zaczyna ją paraliżować. Stwierdziła, że jeśli raz przez nie przejdzie, już nigdy nie zejdzie.
- Jak chcesz - odpowiedziała Donna obojętnie. - Liny! - krzyknęła, a po chwili jeden z mieszkańców podał jej gruby sznur. Nim Nicole zdążyła zareagować, Kenny, bez słowa, związał jej nadgarstki, mocno ściskając węzeł.
- Jak mogłeś?! - Nicole spojrzała na niego z wyrzutem, a jej głos drżał od frustracji. - A ja ci pozwoliłam kierować moim autem! - dodała, czując, jak wzbiera w niej gniew. Czuła się zdradzona i bezsilna.
Chłopak nic jej nie odpowiedział, jedynie pociągnął ją, zmuszając do wspinania się po schodach. Nicole czuła się jak w pułapce, ale nie miała zamiaru łatwo poddać się temu rozkazowi. Kiedy poczuła, jak wciąż ją ciągnie w górę, postanowiła zadziałać.
Gwałtownie skręciła w przód, schylając się nisko, niemal kucając, by jak najszybciej znaleźć się bliżej ziemi. Kenny próbował ją podnieść, ale Nicole była szybsza. Przekręciła się gwałtownie i wymierzyła szybki cios - kopnęła go w wewnętrzną stronę kolana. Chłopak zgiął się w bólu, wypuszczając ją z rąk. Jednak jej ulga była krótkotrwała, bo już po chwili jakiś mężczyzna, siwy, w średnim wieku, przechwycił ją mocno, nie pozwalając jej na ucieczkę.
- Właź na górę! - Ryknął, a jego ręce zacisnęły się na jej ramieniu, ciągnąc ją z siłą, która nie pozostawiała jej żadnej szansy na opór. Zanim zdążyła się wyrwać, była już zmuszona wspinać się po schodach.
Nicole miała poczucie, że wszystkie jej próby walczenia o wolność spełzają na niczym, ale wiedziała, że nie może się poddać. Spojrzała na Olivię, która już była w połowie schodów. Niestety po chwili obie znalazły się na korytarzu, a następnie w pokoju. Atmosfera była gęsta od napięcia.
Mężczyzna, który siłą wciągnął Nicole na górę, posadził ją brutalnie na krześle i natychmiast obwiązał jej nadgarstki liną, by nie mogła się uwolnić. Nicole, czując narastającą bezsilność, zaczęła szarpać się w sznurach, jednak nie miała siły przeciwstawić się mężczyźnie, który był stanowczy i silny.
- Nie macie prawa! - krzyczała, wściekła, ale zaraz po tym jej głos zadrżał, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach, nie mogąc powstrzymać uczucia bezradności, które ją ogarnęło. Jej emocje mieszały się z rozpaczą. Chciała walczyć, ale była zaszczuta w tym nieznanym miejscu, otoczona przez nieznane twarze.
W tym czasie Olivia siedziała spokojnie na fotelu obok. Choć jej ręce były również związane liną, zachowywała chłodną głowę. Jej oczy były zamknięte na chwilę, jakby starała się zrozumieć, co się dzieje, ale jej reakcja była zupełnie inna niż Nicole. Nie rzucała się w panice, nie walczyła z mężczyzną. Czuła lęk, ale nie dawała po sobie poznać.
- Spokojnie, Nicole... - szepnęła cicho, patrząc na swoją przyjaciółkę z troską. Choć sytuacja była przerażająca, Olivia wciąż trzymała się nadziei, że znajdą sposób, by wyjść z tego cało.
Nicole spojrzała na nią z wyrazem rozpaczy w oczach, nie mogąc uwierzyć, że wszystko, co wydawało się normalne, rozpadło się w mgnieniu oka.
Donna w końcu uciszyła Nicole, krzycząc na nią głośno. Przez chwilę wszystko ucichło, a Nicole, choć pełna furii, zamilkła, wciąż patrząc na nią z nienawiścią. Jej oddech był gwałtowny, a serce waliło w piersi. Nie mogła uwierzyć, że znalazła się w takim miejscu, wśród tych ludzi, których nie rozumiała. Wszyscy zdawali się tu obcy, pełni jakiejś ukrytej grozy, a ona nie wiedziała, co z nimi zrobić.
Gdy drzwi pokoju się otworzyły, Nicole podniosła wzrok. Do środka wszedł Kenny, kuśtykając nieco, a obok niego szła młoda dziewczyna, która go asekurowała. Była drobna, ubrana w krótki crop top i jeansy. Jej ciemne, kręcone włosy kontrastowały z białą bluzką. Patrzyła na Nicole i Olivię z zimnym wzrokiem, jakby nie była ani odrobinę poruszona tym, co się działo.
Nicole poczuła coś, jakby drzazgę w sercu, gdy zobaczyła Kenny'ego. Natychmiast zaczęła się szarpać, próbując wyrwać z rąk linę. Dłonie jej drżały, a w oczach błyszczał gniew. Poczuła, jak adrenalina znowu napływa jej do żył, jak narasta w niej bezsilna złość.
- Fatima! Co tu robicie? - krzyknęła Donna, jej głos pełen niepokoju. Widać było, że była zdenerwowana, bo nowoprzybyła dziewczyna nie przestawała się wiercić, a jej krzyki odbijały się echem w ciasnym pokoju.
- Chcę uczestniczyć - odpowiedział spokojnie Kenny, choć ból w nodze nadal mu doskwierał. Musiał przyznać, że Nicole miała siłę, o jakiej nie myślał.
Donna skinęła głową, w jej oczach dało się dostrzec lekkie zaniepokojenie, ale wciąż była w pełni kontrolująca sytuację.
- Jak chcesz. A ty nie próbuj żadnych sztuczek - ostrzegła ją zimnym głosem, a jej spojrzenie przeszywało Nicole na wskroś. To spojrzenie, pełne surowości, sprawiło, że dziewczyna poczuła, jak serce bije jej szybciej, a niepokój zaczynał przybierać na sile. Mimo że wiedziała, że to nie ma sensu, nie potrafiła powstrzymać się od rzucenia kobiecie morderczego spojrzenia.
- Wypuście mnie! - wrzasnęła, czując, jak panika zaczyna ją powoli zżerać. Z każdym kolejnym oddechem rosło jej przerażenie. Zastanawiała się, co było nie tak z tymi ludźmi. Jak mogli traktować ją w ten sposób? Co się działo z nimi wszystkimi? Czuła się jak w jakimś koszmarze, z którego nie da się obudzić.
Zatrzymała na nich spojrzenie, oczekując jakiejkolwiek reakcji, ale żaden z nich nie wydawał się poruszony. Wzrok Nicole stawał się coraz bardziej mętny od złości i strachu. Wszystko, co mogła zrobić, to czuć się coraz bardziej bezradną. Te zimne spojrzenia tylko pogłębiały jej poczucie zagubienia.
Fatima, po chwili ciszy, w końcu wyszła z pomieszczenia, zamykając drzwi z głośnym trzaskiem, który odbił się echem po pustym, ponurym pokoju.
- Posłuchajcie mnie, bo nie będę powtarzać się dwa razy - powiedziała Donna, patrząc na obie dziewczyny z takim zimnym spojrzeniem, że Nicole poczuła, jak cała atmosfera w pomieszczeniu staje się ciężka, niemal nie do zniesienia.
Tym razem Nicole była cicho, nie odważając się protestować. Po tych wszystkich wydarzeniach jej własny głos zabrzmiałby jak przestroga dla niej samej. Zamiast tego milczała, czekając na to, co miało się wydarzyć.
Olivia natomiast pochyliła głowę do przodu, jej oczy były przymknięte, jakby próbowała zignorować otaczającą ją rzeczywistość. Mimo że była twardą dziewczyną, tym razem nie potrafiła utrzymać swojej postawy. Była wyczerpana całą sytuacją. Nie tylko czuła się bezsilna, ale i fizycznie zmęczona po dniu pełnym pracy.
Kenny spojrzał na rudowłosą, dostrzegając, jak jej twarz staje się jeszcze bardziej blada. Mimo że wcześniej wyglądała na wyczerpaną, teraz jej twarz zdradzała coś więcej - strach.
- Ja też byłam na waszym miejscu - powiedziała spokojnie, z nostalgią w głosie, jakby wspomnienie tego, co przeżyła, było wciąż świeże. - Wiem, jak dziwne to wszystko musi się wydawać, ale musicie być ostrożne. Wierzycie w potwory?
- Te siedzące pod łóżkiem? - zapytała Olivia, podnosząc wzrok z lekka zmarszczonymi brwiami. - Już nie.
Donna westchnęła, ale w jej oczach widać było coś więcej niż zrozumienie. Spojrzała na Nicole wyczekująco, jej wzrok był twardy, jakby chciała sprawdzić coś głębiej w oczach dziewczyny. Nie zadała pytania, ale jej spojrzenie mówiło wszystko.
- Nie - odpowiedziała Nicole, jej głos nieco twardszy, wyzywający. Spojrzała na Donnę z determinacją, jakby próbowała pokazać, że nie da się złamać.
Donna przez moment milczała, jakby czekała na coś więcej.
- Ja też nie wierzyłam... dopóki nie trafiłam tutaj. Po zmroku przychodzą tu istoty. Wyglądają jak zwykli ludzie, przyjaźni, proszą, żebyś wpuścił ich do domu. A kiedy to zrobisz... rozrywają cię na strzępy - dodała spokojnie, a jej słowa sprawiły, że Nicole poczuła dreszcze przebiegające po jej plecach.
- Okej. - powiedziała Nicole spokojnym głosem, jakby w tej chwili zupełnie pogodziła się z sytuacją. Jej twarz była teraz całkowicie neutralna, bez śladu gniewu czy smutku.
- Okej? - zapytał Kenny, nie spodziewając się takiej reakcji. Jego ton brzmiał zaskoczony, a może nawet trochę zdezorientowany.
- Wypuścicie nas teraz? - zapytała Nicole, unosząc lekko brew i spoglądając na Donnę, jakby chciała wyjść z tej sytuacji, jak najszybciej. Jednak w jej oczach wciąż kryła się desperacja. To, co się działo, nie miało sensu.
Donna, nie odpowiadając od razu, wstała z fotela i powoli podeszła do jednego z wielu zdjęć na komodzie. Zatrzymała się przed nim, jakby szukała jakiejś pociechy w tym obrazie. To zdjęcie przedstawiało ją i jej siostrę w młodszych latach, obie uśmiechnięte i beztroskie. Teraz, po tylu latach, wszystko się zmieniło. Na jej twarzy pojawił się cień smutku, który nie pasował do jej zwykłej twardości.
- Tu giną ludzie... a te potwory... - zaczęła mówić, ale w jej głosie zabrakło siły. To, co mówiła, brzmiało jak coś, z czym sama zmagała się od lat. To nie były tylko opowieści o istotach z mroku. To była jej rzeczywistość.
- Rozrywają nas. - przerwała jej Nicole, a Olivia, nie wytrzymując, rozpłakała się.
- No tak. - Donna, wyraźnie zaskoczona, milczała przez chwilę, po czym dodała z powagą: - Nie można ich wpuścić do domu, bo jeśli to zrobisz... będą tylko martwe ciała.
Nicole poczuła, jak zimny dreszcz przechodzi jej po plecach. Dopiero teraz w pełni zrozumiała, jak poważna jest sytuacja. Wszystko, co do tej pory wydawało się jak zły sen, nagle stało się przerażającą rzeczywistością.
- Trafiłam do psychiatryka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top