"Hanahaki" cz2
*Bakugou*
Wiedziałem żeby tego nie mówić... To tylko zrujnuje moje relacje z Kirishimą i Todorokim. Chciałbym się cofnąć i to wszytko naprawić. Po kilku minutach stojąc w bez ruchu przytulałem się do Mieszańca.... Po chwili się wyrwałem chaotycznie z jego uścisku i powiedziałem że muszę wracać do domu. Chłopak uśmiechną się do mnie i stwierdził że mnie odprowadzi. Po drodze atmosfera się rozluźniła zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym... Ja pierdolę... Przy nim jestem zupełnie inną osobą... Czy ja udaję przed nim kogoś kim nie jestem... Moje myśli wprowadziły mnie w stan ciszy.
- Ej... Wszytko okej? - zapytała się zapałka... Chwytając mnie za ramię.
- Ta. Nic mi nie jest- potrząsnąłem ramieniem aby się uwolnić od jego ręki i poszedłem dalej.
Chłopak nic się nie przejął i poszedł za mną. W przeciągu kilku sekund znaleźliśmy się pod moim domem. Szybko każdy z nas poszedł w swoją stronę. Otwierając drzwi zobaczyłem syf... Ogromny syf...
- Mamo! Coś się do cholery stało?!! Tornado przeszło?!!!
- Nje odrzywaj sieemm do mmmne...- Odpowiedziała mi moja upita matka.
Musiało coś się stać poważnego... Musiała popaść w rozpacz. Próbowałem pomóc jej ogarniając ten bałagan.
- c...co... Ty.. ku*wa... Robsisz- podniosła rękę i mnie spoliczkowała...
Stałem w bez ruchu. Moja własna matka mnie uderzyła... Byłem w takim szoku że przez kilka minut stałem i patrzyłem się w podłogę. Po chwili z wkurwem pobiegłem do swojego pokoju. Zacząłem słuchać muzyki... Po czym zasnąłem.
*Todoroki*
//Godzina 8:00//
Wchodząc do szkoły ujrzałem dobrze mi znaną sylwetkę... Była to...
Momo! Jednak coś trzymała w ręce... Czy to? O nie... To MINETA! Wszyscy momentalnie spojrzeli się na Minete i morderczynie.
- Momo! To ty żyjesz! - wykrzyknęła Uraraka
- Tak żyje... Jak widzisz oddycham! I przyszłam po zemstę!
O nie... Czy ona chcę się na mnie zemścić...
Zacząłem iść do klasy aby uniknąć spotkania z Momo. Nagle usłyszałam dzwonek szkolny.
Na szczęście zdążyłem na lekcje.
Wchodząc nie usłyszałem dobrze mi znanego głosu blondyna... Zacząłem się rozglądać. Na szczęście nie ujrzałem go... Wolałbym zapomnieć o wczorajszym dniu...
Usiadłem w ławce z Midoriyą. Chłopak się uśmiechną do mnie. Odwzajemniłem jego uśmiech...
Ło bosz...jak mnie w pizdu długo nie było...cholera...brak mi weny...to wina nauki...za dużo jej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top