KOSZMAR SENNY
Witałam poranek z uczuciem ulgi,
Znikały wtedy nocne zjawy i smutki.
Chowały się noże, skalpele i igły,
W odmętach pamięci tak szybko nikły.
Skąd trafiły do umysłu czterolatki?
Nie wiedzą tego do dziś żadne mamki.
Dziecko nie znało thrillerów, horrorów,
Ani żadnych innych podobnych potworów.
Wraz z nastaniem późnego wieczoru,
Wychodziły z najciemniejszych kątów pokoju.
Dziecko bało się zapaść w krainę snów,
By nie trafić znów na operacyjny stół.
Nie pomagały sesje psychologa,
Co noc, w małym serduszku budziła się trwoga.
Skąd w sen się wkradły narzędzia chirurgiczne?
Dlaczego to nie mogły być piękne bajki, tak liczne?
Trwało to długo, bo kilka lat.
Mała sama odmieniła snu świat.
W końcu zasnęła, a gdy koszmar powrócił,
Nakazała mu, by w świat fantazji powrócił.
Zdemaskowany strach, posłuchał-odpuścił,
Jednak po wielu latach, niestety, powrócił.
Zaatakował i rozum i serce,
Dziewczyna odtąd żyje w ciągłej udręce.
Dlaczego koszmar z dzieciństwa się spełnił?
Dlaczego smutkiem jej serce wypełnił?
Pseudo-wiersz, dedykowany wszystkim "lekarzom", "ginekologom" i "chirurgom". Oraz mojemu "ukochanemu" chłopakowi.
Następnym razem zastanówcie się, czy robiąc swoją "wyliczankę", nie zniszczycie niczyjej psychiki.
Dziękuję za uwagę, nie pozdrawiam Was. *
*lekarzy Nie pozdrawiam.
Za to Czytelników jak najbardziej!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top