W cieniu bzu
Czekając na ciebie,
Schroniłem się w cieniu bzu.
Bez stał mi się tarczą.
A pani, zwana porywczością,
Uczyniła mnie oprawcą.
Drżą przede mną dzieci majowe,
Gdy dłońmi rozrywam ich ciałka
Drobne, kwiatowe.
Ciecz wonna, niby krew,
Plami moje blade nadgarstki.
Wtedy w końcu się pojawiasz
I nieświadomie, może i z łaski,
Przerywasz tę rzeź niemą.
I patrzysz w moje oczy,
I nazywasz mnie swoim kwiatuszkiem.
⚛
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top