W cieniu bzu


Czekając na ciebie,

Schroniłem się w cieniu bzu.

Bez stał mi się tarczą.

A pani, zwana porywczością,

Uczyniła mnie oprawcą.

Drżą przede mną dzieci majowe,

Gdy dłońmi rozrywam ich ciałka

Drobne, kwiatowe.

Ciecz wonna, niby krew, 

Plami moje blade nadgarstki.

Wtedy w końcu się pojawiasz

I nieświadomie, może i z łaski,

Przerywasz tę rzeź niemą.

I patrzysz w moje oczy,

I nazywasz mnie swoim kwiatuszkiem.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top