Czarna śmierć...
Zdejmuję swą ptasią maskę,
W mym sercu czuję dziwną troskę...
Czarna plaga znów powróciła...
I zbiera swe żniwo,
Kolejna osoba się powiesiła,
Patrzę na wisielca drzewo...
Zaraza dwudziestego pierwszego wieku...
Toczy naszą ziemię, zabija niewinnych,
Wielu nie chce już dożyć następnego roku,
Bierze ludzi bólem pochłoniętych...
Doktorzy próbują stworzyć lekarstwo...
Lecz to śmierć nie jest fizyczna,
Więc na nic nie zda się farmaceustwo,
Gdy ta choroba jest psychiczna...
Najdziwniejsze jest że nie powodują jej...
Sczury, pchły czy pasożyty,
Lecz prowadzą do niej,
Nienawiść ludzka, myśli i gesty...
Niektórzy ludzie w ptasich maskach...
Próbują chorym pomagać,
Choć też muszą przyjąć ból w zmaganiach,
By ich dusze choć na chwile uśmierzać...
Nakładam znów swą maskę i czuję krew,
Jej kolor jest czarny,
No tak... Także jestem zarażony...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top