Rozdział 8


Cedryk spojrzał na Sneka i zaczął się śmiać.

- Nic mi nie zrobisz dziwaku, twoje węże również.

- Nie nazywaj go tak!- Krzykła dziewczyna, mając cichą nadzieję, że jej głos nie zadrży. Cedryk jednak spojrzą na nią z mieszaniną politowania i drwiny w oczach.

- Będę go nazywał jak mi się żywnie podoba kochanie, a tobie nic do tego, wszak jest tylko przedstawicielem plebsu. Choć nie, on jest niżej niż plebs!

- Jest bardziej wartościowy niż ty!

Zaczeła się szamotać mając cicha nadzieję, że uda się jej wyrwać. Cedryk znów zaczął się śmiać, dziewczyna jednak nie była pewna czy z powodu jej słów, czy marnych prób odzyskania wolności.

- Ale to ja mam pieniądze i wille nie on. Przesuń się dziwaku, jesteś w moim domu i masz mnie słuchać.

Palce Cedryka coraz mocniej zaciskały się na ramieniu Carmen.

- Nie, nie przesunę się. Nie zrobisz nic wbrew woli, a z tego co widzę ona nie chce iść z tobą. Puść ją i się od niej odsuń pókim cierpliwy!

Cedryk znowu się zaśmiał, jednak przerwał mu wściekły syk węża. Nikt nie wiedział, kiedy gad znalazł się na podłodze, ale teraz prezentował swoje imponujące zęby jadowe zebranemu w salonie tłumowi.

Kolejne wydarzenia potoczyły się błyskawicznie.

Cedryk odepchnął Carmen w bok i gdyby nie Joker, który ją złapał zapewne znów jej głowa spotkałaby marmurowy wazon, następnie hrabia doskoczył do Tajpana i nim ten zdążył go ukąsić, ściął mu głowę, jednym płynnym ruchem. Przypominało to trochę egzekucję Anny Boleyn. Uosobienie dumy zostaje pozbawione głowy.

Cieniutka stróżka krwi gada ubrudziła podłogę. Z gardła Carmen wyrwał się krzyk, w efekcie czego Joker mocniej ją chwycił, Snake zacisnął zęby w wyrazie żalu po stracie przyjaciela, zaś Cedryk uśmiechnął się z tryumfem. Zapewne taki wyraz twarzy, jak hrabia, miał Henryk VIII, gdy głowa jego drugiej żony spoczęła w wiklinowym koszu u stóp kata. To właśnie taki grymas przyozdabia twarze osób czerpiących chorą przyjemność z zadawania bólu innym personom.

Nie minęła zapewne minuta od egzekucji a Cedryk doskoczył do zaklinacza i nikt nie jest w stanie powiedzieć kto kogo uderzył pierwszy. Młoda hrabina zaczęła krzyczeć, żeby przestali, obraz rozmazywał się jej przez łzy. Zaczęła się szarpać, jednak Joker był silniejszy ode niej.

- Proszę, puść mnie! Muszę ich rozdzielić! Joker, proszę cię!

Wiedziała, że jej głos niemiłosiernie drży, ale nic nie mogła na to poradzić.

- Nie mogę tego zrobić. Hrabia wpadł w szał.

Ku jej zaskoczeniu głos Jokera lekko drżał, widać bał się o swojego przyjaciela.

- Dlatego mnie puść, przecież on go zabije! Muszę ich rozdzielić.

Przestała się szarpać i spojrzała na podłogę, gdzie jej łzy zaczęły się mieszać z krwią gada. Wyglądało to jakby diamenty wpadały w rubiny, które je pochłaniały. Przed oczami pojawiły się jej mroczki, ale je zignorowała.

- Nie mogę Cię puścić, Snake mnie zabije, jeśli coś Ci się stanie. Rozumiem twój strach, ale nic nie możemy teraz zrobić.

Czuła jak jej serce powoli pęka, gdy kolejne ciosy spadały na zaklinacza.

Każdy obecny na sali widział, że Snake się broni, nawet atakuje, lecz Cedryk walki wręcz uczył się w barach. Gdzieś na dnie duszy młodej hrabiny tliła się słaba iskra nadziei, że los się odwróci i zaklinacz wyjdzie z tego cało, jednak strach powoli odcinał iskierce dopływ powietrza, tak potrzebnego by zapłonęła pełnym blaskiem.

Poczuła, jak Joker luzuje uścisk, a kątem oka zobaczyła jak Cedryk unosi szable by zadać ostateczny cios klęczącemu przed nim Snake'owi. Nie myśląc nad tym co robi wyrwała się z uścisku i zasłoniła zaklinacza własnym ciałem, dokładnie wtedy hrabia opuścił szable.

Karty do tarota wypadły zza ozdobnej wstążki owiniętej wokół jej talii. Zapomniała, że je tam schowała.

Sekundy wlokły się niemiłosiernie, cały świat wokół nich jakby zwolnił tempo. Dziewczyna mogła spokojnie zobaczyć jak ostrze szabli obniża się, a w oczach hrabiego pojawia się iskra strachu. Na talii poczuła dłonie zaklinacza, który zapewne chciał ją odsunąć z drogi ostrza. Całość scenerii dopełniały wirujące wokół karty, zatracone we własnym tańcu i powoli zmierzające ku spotkaniu z posadzką.

Ostrze delikatnie wbiło się w pierś Carmen, nie głęboko jednak wystarczająco by po jej porcelanowej skórze spłynęła krew. Ledwie kilka kropel, jednak znaczące swą drogę krwistym piętnem.

Karty upadały na krople krwi, tej Snake'a, Cedryka i tajpana pustynnego, którego truchło leżało nieopodal, tym samym również zanurzały się w łzach dziewczyny.

Cedryk szybko cofnął broń, a zaklinacz przesunął Carmen w bok i popatrzył na nią z przerażeniem w oczach. Odwróciła wzrok nie mogąc znieść jego spojrzenia. Wiedziała, że go zraniła swoim wyskokiem, miała również świadomość jak to się mogło skończyć, ale zdawała sobie sprawę, że gdyby trzeba było powtórzyłaby ten wybryk. Dłonią wytarła krew z dekoltu.

Krew znacząca podłogę powoli wsiąkały w materiał błękitnej sukni Carmen oraz w karty. W pomieszczeniu panowała nienaturalna cisza, którą przerwał cichy szept Snake'a.

- Nie powinnaś tego robić.

W tym momencie zewsząd doleciały krzyki osób pozostałych w rezydencji, mieszały się ze sobą tworząc kakofonię, z której nie dało się wyłapać słów. Przed oczami znów pojawiły się jej mroczki, poczuła jak ktoś nakrywa jej dłoń swoją jednak nie widziała kto to.

Z minuty na minutę dziewczyna robiła się coraz bledsza. Jej dłonie drżały a otaczająca ją kakofonia nie ustępowała, wręcz zdawała się przybierać na sile. Zaklinacz chwycił jej dłoń i cicho zapytał się czy wszystko w porządku, jednak ona mu nie odpowiedziała. Strach zaciskał swe kleszcze na jego sercu, coraz mocniej i mocniej, z każdym jego uderzeniem. Głowa Carmen była opuszczona, jakby dziewczyna intensywnie wpatrywała się w podłogę, jednak w tym momencie usilnie walczyła o utrzymanie przytomności umysłu. Ciemność jednak nie dawała za wygrana i stopniowo ja pochłaniała.

Snake delikatnie ujął jej ramiona i lekko nią potrząsnął na przemian wykrzykując i szepcząc jej imię.

W rezydencji znów zapadła cisza, wszyscy z zapartym tchem wpatrywali się w młodą hrabinę. Jej narzeczony jednak zbył jej stan prychnięciem i nakazał przyniesienie sobie wina.

Dziewczyna powoli podniosła się z podłogi. Jeszcze wolniej uniosła wzrok, jej błękitne oczy pokryły się lekką mgłą, niczym u ślepca. Palce ubrudzone własną krwią lekko przyłożyła do czoła zaklinacza, który podniósł się z podłogi i pełen obaw stanął obok niej. Następnie pokazały na hrabiego, który widząc oczy swej niedoszłej żony momentalnie zbladł.

Przez głowę przebiegła mu myśl, że dopiero teraz są one iście demoniczne, nie wcześniej, TERAZ.

Wpatrywała się w niego przez chwilę, by następnie przemówić. Jej głos brzmiał jakby przez jej struny głosowe przemawiały wszystkie diabły.

- Ludzie pożądają i ludzie podziwiają, niektórzy zawsze próbują panować z pomocą ognia. Bawiąc się ogniem można się jednak sparzyć. Tobie zaś hrabio von Hohenzeim fortuna posyła pewną wiadomość. - Z podłogi uniosła się jedna karta, „arkana większa" Mag. - Karta ta ma wiele znaczeń, lecz w twoim wypadku oznacza nadmierną pewność siebie, oszustwo, kłamstwo. Lecz to jeszcze nie wszystko co dla ciebie przyszykowano. - Z posadzki podniosła się następna karta, „arkana większa" koło fortuny. - Wiele znaczeń ma ta karta, lecz dla ciebie tylko jedno, KLĘSKĘ! Ze swym losem się pogódź, póki czas na to masz i głosu siły, której mędrzec ni szkiełkiem, ni okiem nie ogarnie słuchaj uważnie, bo powtarzać nie będzie. W przyszłość patrzę, wrota uchylam by zza nich wydrzeć choć strzep przyszłości. - Karty zaczęły podnosić się z posadzki i wirować wokół niej, by po chwili ułożyć się w „wielką figurę przeznaczenia". - Los twój klarowny się zdaje, wysoko w swej dumie zaszedłeś, lecz z wysoka upadek bolesny, nie przebiegnie pół roku a na dnie się znajdziesz. Przyjaciele się odwrócą i sam zostaniesz, twe niecne uczynki swe piętno na twym losie odbiły i nie minie cię kara. Nie uciekniesz od swego przeznaczenia, więc radzę rachunek sumienia poczynić. - Gdy tylko ostatnia litera słowa rozbrzmiała wszystkie karty, poza jedną znajdującą się w pozycji odwróconej, znalazły się z powrotem na posadzce. Z jej brzegu skapywała krew. „Arkana większa", karta numer trzynaście, Śmierć. - Mych słów ostatnich posłuchaj, bo rok nie minie a na twym pogrzebie się spotkamy. Strzeż się hrabio, bo anioły po twą dusze nie przybędą. Tobie sądzony ogień i ciemność. Mrok po ciebie swe dłonie wyciąga, nie uciekniesz. Z tragedii Edypa wniosek jeden jest i tobie go przekażę: nie masz ucieczki od przeznaczenia.

Wraz z ostatnim słowem karta spadła na podłogę, z cichym pluskiem wylądowała w wężowej krwi, malunkiem ku górze. Kostucha zdawała się jeszcze bardziej szczerzyć, jakby wyśmiewając hrabiego za jego głupotę. Gdy tylko plusk rozbrzmiał w sali Carmen zamknęła oczy i osunęła się w ramiona zaklinacza, który doskoczył do niej, gdy tylko ostatnia karta spadła na podłogę.

Snake delikatnie odgarnął włosy z jej czoła i podniósł jej bezwładne ciało na ręce.

Hrabia von Hohenzeim bez sił ciężko siadł na fotelu, było mu już wszystko jedno, właśnie usłyszał słowa, których słyszeć nie chciał. Delikatnie poluzował krawat i nakazał ruchem dłoni o dolanie alkoholu.

Zaklinacz spojrzał głęboko w oczy hrabiego i powiedział słowa, których nikt się nie spodziewał.

-Straciłeś ją w momencie, gdy pierwszy raz podniosłeś na nią rękę.

Hrabia spojrzał w oczy Snake, naznaczone zaciętością i uporem oraz troską o ukochana osobę.

Twarz młodego mężczyzny pokrywały liczne zadrapania, a resztę ciała zapewne siniaki. Nie można powiedzieć, że ten widok ruszył sumieniem hrabiego, jednak pozwolił mu zrozumieć, iż nigdy już nie odzyska Carmen, a to wystarczyło by go do reszty załamać. Nie odzyska wszak swojej zabawki, jedynej kobiety, której nie mógł zdobyć pieniądzem, lecz webeł małżeński zobowiązałby ja do dzielenia z nim łoża.

Snake ruszył ku drzwiom, zaraz za nim poszedł Joker, kłaniając się jeszcze w drzwiach zebranym w willi ludziom i posyłając Kubie uśmiech, za którym się kryła prosta i zrozumiała wiadomość: "Dziewczyna jest w dobrych rękach". W odpowiedzi dostał lekkie skinienie głowy. Bez słowa skoczył na kozła powozu, zajmując miejsce tuż obok Bestii, która bez słowa ruszyła ku obozowi cyrkowemu.

W powozie zaś zaklinacz modlił się by Carmen otworzyła oczy i by okazało się, że wszystko w porządku.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top