1. Spotkanko
Dzień był przepiękny. Było ciepło ,a słońce grzało intensywnie.
Kilka dni temu padał deszcz ,a z racji ,że w chodniku lub i drodze były mniejsze lub większe dziury to w nich powstały kałuże. W jednej z takich kałuż idealnie odbijało się całe otoczenie wokół. Nagle właśnie w tą kałużę z impetem wbiegł chłopak o białych jak śnieg włosach wyglądem przypominające futerko baranka. Woda z kałuży rozbryzgnęła się na wszystkie możliwe strony poprzez ciężar chłopaka.
Osobą ,która wbiegła w niewinną wodę, był Rosja ,który właśnie biegł spóźniony na spotkanie z przyjacielem.
Pov. Rosja
Ugh! Dlaczego ZAWSZE muszę się spóźniać?! No nic ,mam nadzieję ,że mnie on tylko nie zabije za to "małe" spóźnienie.
Biegłem już chyba z 5 minut i już ledwo czuję własne nogi z wyczerpania. Zauważyłem rynek ,czyli tam gdzie mieliśmy się spotkać. Z prędkością światła wleciałem na sam środek rynku , rozejrzałem się po całym terenie wokół mnie. Zauważyłem mojego przyjaciela siedzącego na schodach od katedry. Znów zacząłem biec ,ale tym razem wiedząc gdzie dokładnie znajduje się mój kompan.
-Chłopie ,gdzieś ty był?! Miałeś tu być pół godziny temu! - A jednak będzie opierdziel.
-Sory ,ale wiesz jak jest... - Zacząłem- Albo ojciec coś chce ,albo rodzeństwo.
-Ty już się nie tłumacz wymówkami. Po prostu znów zapomniałeś. Jak zawsze z resztą- Wypowiadając ostatnie zdanie przekręcił oczami i mówił je ciszej niż całą wypowiedź.
-Dobra ,masz rację. Zapomniałem. Znowu. Przepraszam Ame. - Szczerze wyznałem.
Amerykanin to mój dobry przyjaciel. Może i w przeszłości on i mój ojciec mieli wojnę to nie są jakoś bardzo wrogo do siebie nastawieni.
Ameryka spojrzał na mnie z pod byka ,ale natychmiastowo jego mina z niezadowolonej zmieniła się w rodzaju jakby coś knuł.
- Co?
- Już wiem jaką dam Ci karę~ - Lekko się przestraszyłem po tonie głosu co on wykombinował. W końcu mój towarzysz obok jest nieobliczalny i wszystkiego można się po nim spodziewać.
- J-jaką? - Do cholery czemu ja się jąkam?!
Spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem lecz nie dostrzegłem dwuznacznego spojrzenia.
- Będziesz mnie nosił do końca naszego spotkania - Powiedział dumnie ,a ja odetchnąłem z ulgą ,że nie wymyślił niczego gorszego.
- No dobrze.. - Udawałem jakby zkazał mnie na największe tortury tego świata na co niższy chłopak się zaśmiał.
Już miałem przykucnąć ,by mógł na mnie wleźć ,ale on wpadł na o wiele lepszy pomysł i wskoczył sam mi na plecy omal nie spadając z nich.
Gdy już się wspiął i usadowił na moich barkacg złapałem to w taki sposób ,by nie spadł do tyłu.
- Ej Ruski?
- No?
- Gdzie się podziała twoja uszatka? - poważne teraz się skapnął? On ślepy czy jak?
- No ja jakoś nie widzę byś cały czas nosił te swoje okulary przeciwsłoneczne. - Odpowiedziałem lekko znudzony.
- Ej! Ty się moich okularów nie czepiaj - w jego głosie słyszałem lekkie zdenerwowanie i byłem w stu procentach pewien ,że ma teraz minę obrażonego dziecka.
- Ale nie obrażaj się. Ona jest po prostu w praniu.
- No dobra ,ale ej z kąd wiedziałeś ,że udawałem obrażonego? - spytał zdziwiony.
- Po pierwsze przyznałeś się ,a po drugie znam Cię za dobrze. - Ame na moich barkach zaśmiał się ,a po chwili do niego dołączyłem.
- Dobrze to gdzie pan sobie życzy iść - Znów zacząłem się śmiać.
- Tam - wskazał palcem przed moją twarzą na zoo.
(dop. Wiem zrobiłam z niego dzieciaka ,wiem XD)
- Poważne? Zoo? No dobra ,czego nie robi się dla przyjaciół - Pobiegłem w stronę więzienia dla zwierząt nadal mając Amerykanina na barkach. Prawie spadł gdy nadepnąłem na jedną z większych kałuż sam prawie wywaljąc się.
Byłem przed wejściem do zoo i już miałem zdjąć Ame z pleców ,ale ten nie współpracował.
-Ame ,złaś.
- Nie ,to kara pamietasz? Za to ,że się spóźniłeś to teraz masz mnie nosić na barana przez cały czas. - Powiedział poprawiając jedną ręką okulary w pędzlowatych włosach ,bo usłyszałem syk bólu chłopaka. Zapewne wplątały się we włosy.
- No tak... Pamiętam... - No plecy mnie już trochę boją ,ale co się dziwić? Skoro biegłem z osobą na mnie.
Podszedłem do kasy i kupiłem dla nas obu bilety wstępu. (dop. Yyyyyyy ,chyba to nie tak się robi ,ale walić. Moja książka xD)
Weszliśmy ,a raczej ja wszedłem z chłopakiem na barkach do środka zoo i chodziliśmy tymi uliczkami z kamieni i oglądaliśmy zwierzątka.
- O! Patrz! - Przed twarzą wystawił mi palec wskazujący w miejsce gdzie mam spojrzeć. Ameryka pokazywał mi śpiących obok siebie lwa i lwicę wtulających się w siebie. Słodko.
- Ale oni są uroczy!
- Muszę przyznać. - Zaśmiałem się znów poprawiając chłopaka ,by nie spadł.
- Mmmm~ ciekawe kiedy lwiątka - Znów się zaśmiałem słysząc ten tekst. On to umie rozśmieszyć. Oczywiście twórca wypowiedzi także się zaśmiał. Chwilkę jeszcze patrzyliśmy na te zwierzęta ,by po chwili iść dalej.
Tak minęły nam ok. 2,5h chodząc po zoo. Nawet fajnie było ,ale nogi mnie strasznie bolą tak samo plecy.
Poszłem nadal z Ameryką na barkach do parku i podszedłem do jednej z ławek tak by niższy mógł zejść.
- Dobra , teraz złaź na poważne ,czas iść do domu.
- No dobra - burknął niezadowolony schodząc ze mnie. Usłyszałem jak jego podeszwy butów spotkały się z drewnianą ławką, aż po chwili stał przede mną. - No to do następnego Ruski. - Powiedział już odchodząc.
- Do następnego! - Krzyknąłem by usłyszał i sam kierowałem się już do domku mając nadzieję ,że Białoruś nie zabił Kazachstanu ziemniakami jak to zastałem ostatnio.
____________________________________
No myślę, że wam się spodobało (chociaż ten rozdział był raczej nudny) i chcecie wiedzieć co dalej XD
Ale okej, do następnego rozdziału listki :3
(888 słów)
~Pirożek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top