Rozdział 39 cz.2

Scarlett gdziekolwiek by nie szła, czuła na sobie liczne spojrzenia. Zauważyła też szepty za jej plecami i rozmowy, które urywały się, kiedy tylko ją zauważono. Od czasu pamiętnej walki była w Piekle sensacją, a jednak wcześniej to tak nie wyglądało. Tylko co się wydarzyło? Dlaczego mieszkańcy dziewiątego kręgu nagle zmienili nastawienie?

- Black, gdzieś ty była?!- spytała fioletowowłosa demonica z wyrzutem.

- Na treningu, a gdzie miałam być? Szukałaś mnie?- odpowiedziała pytaniem na pytanie Skye. Rory teatralnie wywróciła oczami.

- No jasne. Jak mogłaś ukryć przede mną taką wiadomość? To okropne dowiadywać się czegoś takiego od osób trzecich. Myślałam, że się przyjaźnimy!

- Czekaj- przerwała jej Scarlett.- Nie rozumiem o czym ty mówisz.

- Zanosi się na dłuższą rozmowę. Co powiesz na wyjście na drinka do najbardziej ekskluzywnego klubu w całym kręgu?- zaproponowała Rory trochę łagodniejszym tonem.

Skye zgodziła się. Teleportowały się do już jej znanego czarno złotego klubu należącego do ojca Rory. Zauważyła zaledwie garstkę osób przy głównym barze na dole. Pewnie to z powodu wczesnej pory, ponieważ ledwie dochodziło południe. Wieczorami było wręcz przeciwnie. Tłumy oblegały bary i stoliki zajmowane z dużym wyprzedzeniem. Dopiero, kiedy zamówiły drinki, fioletowowłosa wznowiła rozmowę.

- Tylko mi nie wciskaj wymówek w stylu "czekałam na odpowiedni moment". Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć?

- Nie mam bladego pojęcia, o czym mówisz- wyznała szczerze Scarlett, pociągając łyk swojego kolorowego drinka. Był całkiem dobry.

Rory wpatrywała się w nią badawczo, marszcząc lekko brwi, jakby szukała oznak kłamstwa. W końcu upiła łyk swojego drinka i odezwała się.

- Czyli plotki o twoim rzekomym byciu następczynią Piekła to bzdury?

Skye aż zakrztusiła się z wrażenia. Ona następczynią Piekła?! To brzmiało jak kiepski żart, ale wyjaśniało, dlaczego wszyscy się na nią gapili.

- To zdecydowanie bzdury. Nigdy nie słyszałam czegoś bardziej nie mającego pokrycia z rzeczywistością. Skąd ta plotka się wzięła?

- Nie wiem- wzruszyła ramionami Rory. Wyglądała na trochę zawiedzioną.- Ale jeśli chcesz, mogę spróbować się czegoś dowiedzieć.

- Będę wdzięczna. Jak mogłaś chociaż przez chwilę w to uwierzyć?

- Gdyby spojrzeć na to z politycznego punktu widzenia, to ma sens.

Scarlett zaczęła się zastanawiać. No dobra może i miała niezwykłą moc, ale to nie czyniło ją od razu następczynią Lucyfera. Póki co ta niezwykła moc objawiła się tylko raz. Nie umiała panować nad nowymi zdolnościami i Pan Piekła razem z Alysanne doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Z pewnością w tych plotkach nie było ani odrobinę prawdy. Nie mogło być.

- Nie pochodzisz z Piekła, co może być plusem lub minusem. Zależy z której strony na to spojrzeć. Twój wybór nie wywoła zgorszenia szanowanych rodów i nie doprowadzi do wojny domowej. Twoja moc czyni cię doskonałą kandydatką. I co najważniejsze, Lucyfer musi znaleźć jakiegoś dziedzica. Jego córka, Chloe spłonęła w Oxcross. Od tego czasu minęło kilka miesięcy, a dalej nikt oficjalnie nie zajął jej miejsca. Niektórych zaczyna to niepokoić. Gdyby coś się stało Panu Piekła, mógłby być problem- kontynuowała Rory.

- Popatrz też na moją wiedzę i doświadczenie, a raczej ich braki. Nie wiem zbyt wiele o samym Piekle. O inkantacjach jeszcze mniej. Mówiłem ci już tyle razy o mojej mocy. Nie umiem z niej korzystać. Jestem beznadziejną kandydatką- zaprotestowała Skye.- Już lepszy byłby nawet Kastiel.

Demonica zerknęła na nią z zaskoczeniem.

- Nie mów, że się z nim spotkałaś. Chcesz pomóc mu w przejęciu władzy? To czyste szaleństwo- mruknęła konspiracyjnie cicho Rory, rozglądając się wokół.

- Skąd ty aż tyle wiesz?- zdziwiła się Skye. Fioletowowłosa uśmiechnęła się z zakłopotaniem i zaczęła się bawić kosmykiem swoich kolorowych włosów.

- Kastiel pytał się mnie, gdzie może cię znaleźć. Powiedziałam mu, jaki masz numer pokoju. Reszty domyśliłam się sama. Ten demon nieustannie mówi tylko o jawnej niesprawiedliwości, jaka go spotyka. Uważa, że tytuł następcy Piekła mu się należy.

To dlatego Książę Piekła nazywał ją Black. Przecież nikt oprócz Rory tak do niej nie mówi. Mogła się wcześniej tego domyśleć.

- Zamierzasz się zgodzić? To czyste szaleństwo.

- Nie wiem.

Scarlett ciągle zastanawiała się nad tym, co Kastiel jej powiedział. Lucyfer i Alysanne cię okłamują. W jakiej sprawie i czy w ogóle mówił prawdę? Może chciał ją tylko przeciągnąć na swoją stronę.

- Pomóż mi go znaleźć. Proszę, Rory. Muszę z nim porozmawiać.

- Chciałabym ci pomóc, ale nie znam Kastiela. Rozmawiałam z nim tylko raz. Nie mam pojęcia, gdzie go szukać.

- Za to ja mógłbym ci w tym pomóc- wtrącił się aż za dobrze znany głos. Scarlett od razu go rozpoznała. Obróciła się na obrotowym, wysokim krześle w stronę Matta. Demon przyglądał się jej, popijając swojego drinka.

- To bardzo łaskawe, ale podziękuję. Wolę nie wiedzieć, czego zarządałbyś w zamian, tym razem.

Rory wodziła wzrokiem pomiędzy nimi z ciekawością. W końcu zeskoczyła z wysokiego krzesła barowego.

- Wybacz, Black, ale przypomniałam sobie o ważnym spotkaniu. Ojciec prosił, żebym mu towarzyszyła. Muszę iść. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia- mruknęła Skye, dyskretnie posyłając jej mordercze spojrzenie. To była bardzo kiepska wymówka. Jej ojciec nigdy nie prosił jej o pomoc. Rory nie raz chwaliła się w jakiej komfortowej sytuacji się znajdowała. W każdej chwili może mieć lożę na własność, a wszystkie rodzaje alkoholów pije za darmo. Do tego ojciec nie chce nic w zamian.

Fioletowowłosa posłała jej zaciekawione spojrzenie, nie przejmując się tym morderczym. Scarlett zastanawiała się, co jej powie. Obawiała się jej reakcji na prawdę.

- Tym razem cena nie będzie zbyt wygórowana. Chcę po prostu porozmawiać. Bez wymówek i spławiania- oznajmił Matt.

Skye zastanawiała się tylko przez chwilę. Musiała porozmawiać z Kastielem i dowiedzieć się, co miał na myśli mówiąc, że ją okłamują.

- Zgoda.

- Spodziewałem się tysięcy wymówek, a ty od razu się zgodziłaś- skomentował demon z zaskoczeniem. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie i to nie w drwiącym uśmiechu.

- O czym chcesz rozmawiać? Ostatnim razem wszystko sobie wyjaśniliśmy.

- Niezupełnie. Pamiętasz tę dziewczynę w klubie?- zapytał Matt. Scarlett kiwnęła głową. Nie wiedziała, do czego zmierza ta rozmowa.- Wyciągnęłaś złe wnioski.

- Ciekawe- oznajmiła głosem przesiąkniętym ironią.- Jakie wnioski twoim zdaniem można wyciągnąć z tamtej sytuacji? To twoja nowa dziewczyna albo po prostu chciałeś ją zaliczyć. Czy musimy o tym rozmawiać?

Skye chciała stamtąd odejść i zakończyć tę rozmowę, ale potrzebowała też dostać się do Kastiela. Wolała, żeby o ich spotkaniu dowiedziało się jak najmniej osób. Co jeśli ktoś inny wyciągnąłby podobne wnioski, co Rory? Musiała zachować to w tajemnicy.

- Jak najbardziej- odparł demon, a jego ton głosu zdradzał złość.- Bo ona nie była moją dziewczyną. My tylko udawaliśmy przed jej znajomymi. Wiąże się z tym dłuższa historia, o której pewnie nie chcesz słyszeć. To była tylko scena na pokaz. Nie wiedziałem, że akurat wtedy spotkamy się po raz pierwszy od czasu pożaru.

Scarlett zrobiło się głupio. Podejrzewała go o najgorsze, a on po prostu udawał. Pech chciał, że akurat znalazła się w tym miejscu w tamtym czasie. Chciała spróbować, zobaczyć co się stanie, jeśli przez chwilę przestanie się kontrolować. Niestety nie mogła zrobić tego, na co miała ochotę. Musiała w pełni skupić się na nauce. Lucyfer i Alysanne wiązali z nią duże plany. Jeszcze ta przepowiednia. Po śmierci Carol obiecała sobie, że już nikt przez nią nie zginie. Jeśli mogła ocalić jakieś istnienia, zrobi to. Żeby móc tego dokonać, musiała się uczyć tych nieszczęsnych formułek.

- To nic nie zmienia. Mam obecnie... Inne priorytety- powiedziała Skye, chociaż ledwie przeszło jej to przez gardło. Poczuła się okropnie, ale musiała w to brnąć dalej. Matt wpatrywał się w przestrzeń z nieodgadnionym spojrzeniem. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a oczy zdawały się bardziej przygaszone.

- Rozumiem. Następczyni Piekła ma dużo zajęć- zauważył Matt chłodniejszym tonem niż jeszcze przed chwilą. Teraz zdecydowanie bardziej przypominał swoją dawną wersję z Oxcross. Scarlett przemilczała jego uwagę. Nawet nie wiedziała czy mogła mu powiedzieć o przepowiedni. Jak do tej pory się nad tym nie zastanawiała. Polubiła Rory, ale dalej było jej daleko do miana przyjaciółki. Po wydarzeniach z Oxcross Skye wolała trzymać dystans. Już wystarczająco dużo bliskich jej osób straciła.- Chciałem ci jeszcze o czymś powiedzieć. Ostrzegam, że to nie jest zbyt przyjemny temat, ale pewnie chcesz wiedzieć.

- To dotyczy...?

- Cartera- odpowiedział Matt. Skye poczuła nadzieję. Czy to możliwe, że jej brat przeżył? Oddałaby wszystko, żeby tak było.- On stał się demonem i jest w Piekle w dziewiątym kręgu. Wiem, gdzie go znaleźć.

- Chodźmy do niego- poprosiła Scarlett. Musiała go zobaczyć, żeby w to uwierzyć. Niestety fakt, że był demonem oznaczał jedną rzecz. Carter umarł i nie będzie jej pamiętał.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Wiesz, że on niczego nie pamięta sprzed przybycia do Piekła?- zapytał demon. Skye kiwnęła głową.

Matt złapał ją za rękę i się przeteleportowali. Scarlett szybko wyrwała dłoń z jego uścisku, kiedy byli na miejscu. Jego dotyk był przyjemny i elektryzujący, ale musiała trzymać się swojego postanowienia. Rozejrzała się wokół. Widziała budynki i ulice. Krajobraz niczym szczególnym się nie wyróżniał. Po chwili go zobaczyła. Carter stał koło motocyklu z kaskiem w dłoni, rozmawiając z innym demonem. Scarlett nie mogła powstrzymać łez, cisnących się jej do oczu. Zanim Matt zdążył ją powstrzymać przebiegła przez ulicę. Jej brat ją minął. Obrzucił pobieżnym spojrzeniem i wszedł razem ze swoim rozmówcą do najbliższego domu.

- Carter!- zawołała rozpaczliwie. Wiedziała jak będzie, ale jakaś jej część dalej naiwnie wierzyła, że ją rozpozna. Że ucieszy się i zamknie ją w szczelnym uścisku, a później zacznie ją strofować, żeby nigdy więcej nie znikała na tak długi czas. Demon obrócił się, ale patrzył na nią jak na wariatkę. Śmiał się ze swoim towarzyszem, a potem zniknął w głębi domu.

Skye była załamana. Już nie hamowała potoku łez. Właśnie uświadomiła sobie, że straciła brata. Carter zginął w płomieniach, a ten demon tylko przypominał go z wyglądu. Brat nigdy by się z niej nie śmiał. Nie w taki sposób, szyderczo i okrutnie.

- Zwariowałaś?! Mogli cię przejechać!- krzyknął Matt. Jego spojrzenie złagodniało, gdy zobaczył w jakim była stanie. Bez słowa ją przytulił. Scarlett nie odsunęła się. Potrzebowała, żeby ktoś jej powiedział, że wszystko będzie dobrze. Po chwili starła łzy i odsunęła się od demona.

- Pomożesz mi znaleźć Kastiela?

- Oczywiście. Ty swojej części umowy dotrzymałaś. Ja ze swojej też się wywiążę.

Była mu wdzięczna za to, że nic nie powiedział na temat Cartera i jej naiwności. Zachowała się głupio. Niepotrzebnie chciała zobaczyć na własne oczy, że jej brat żyje. Przecież jej nie pamięta i nigdy sobie nie przypomni. Nie istniał też żaden sposób, aby odzyskał tamte wspomnienia. Ta myśl przepełniła ją smutkiem. Pomimo tego, postanowiła wziąć się w garść. Najpierw rozmowa z Księciem Piekła, później będzie się martwić resztą.

Matt przeteleportował ich w kolejne, nieznane jej miejsce. To był klub. W dużym pomieszczeniu panował półmrok. Scarlett widziała sylwetki tańczących lub pijących istot i oświetlony bar. Przy kontuarze zobaczyła Kastiela rozmawiającego z barmanką.

- Cześć. Musimy porozmawiać- rzekła Skye, podchodząc do demona. Matt stał trochę z boku, ale ciągle czuła na sobie jego spojrzenie.

Książę Piekła uśmiechnął się na jej widok.

- O, Black. Nie spodziewałem się ciebie tak szybko. Już podjęłaś decyzję?

- Jeszcze nie. Możesz mi powiedzieć, co miałeś na myśli, mówiąc że mnie okłamują? Wiesz kto- powiedziała Scarlett.

Wolała nie wymieniać Lucyfera i Alysanne. W końcu znajdowali się w barze otoczeni mnóstwem osób.

Zamiast odpowiedzieć Kastiel szepnął coś do barmanki. Dziewczyna skinęła głową. Książę Piekła poprowadził ją na zaplecze.

- Idę z wami i to nie podlega dyskusji- uprzedził Matt, spoglądając nieufnie na drugiego demona. Skye postanowiła nie oponować. Skoro Rory potrafiła się wszystkiego domyśleć, to Matt też mógł. Miał podobne informacje, a sprawa była nadzwyczaj oczywista.

- Masz ochroniarza, Black?- spytał z rozbawieniem Kastiel.

- Znajomego, który nie pozwoli zrobić jej krzywdy- odpowiedział Matt, pozornie niedbale opierając się o framugę.

- Po prostu powiedz, o co chodzi. Co to za kłamstwo? Muszę to wiedzieć, jeśli mam przejść na twoją stronę.

Scarlett powiedziała tak tylko po to, żeby demon był bardziej chętny do rozmowy. Osiągnęła upragniony efekt, bo na twarz Księcia wpłynął uśmiech.

- Lepiej będzie jak porozmawiasz o tym z Meletos. Ja znam tylko ogólniki. Mogę ci tylko powiedzieć, że śmierć twoich biologicznych rodziców nie była przypadkiem. Kryje się za tym coś więcej. Wezwałem Meletos. Zaraz powinna przyjść do podziemnych tuneli pod klubem.

Kastiel poszedł przodem. Z zaplecza przeszli do magazynu. Na końcu składziku starych mebli zastali tajemnicze, zamknięte na klucz drzwi. Demon wydobył z kieszeni metalowy przedmiot i otworzył je, ukazując schody prowadzące w dół. Ich koniec skrywała ciemność. Książę wyczarował kulę światła i zaczął schodzić. Skye i Matt poszli za nim. Dotarli do sieci tuneli. Kastiel wskazał im najbliższe drzwi. Były to jedne z wielu oddalonych od siebie drzwi w oświetlonym, betonowym korytarzu. Scarlett była ciekawa jak daleko sięgały te tunele. Najwidoczniej Kastiel poważnie przygotowywał się do rewolucji.

- Tylko żadnego rozlewu krwi- odparł Książę i udał się w drogę powrotną. Skye i Matt weszli do pomieszczenia. Było w dość surowym stanie. Ściany chyba nawet nie były otynkowane, a jedynymi meblami były plastikowe krzesła i niewielki stolik.

Meletos już na nich czekała. Jej śnieżnobiałe włosy kontrastowały z majestatycznymi czarnymi skrzydłami. Czarna szata powiewała za nią niczym obłok dymu. Demonica patrzyła na nich swoimi smolistymi gałkami.

- Czego ty ode mnie chcesz, mieszańcu? Czyżbyś się stęskniła? Długo na ciebie nie polowałam.

- Dlaczego zabiłaś moich rodziców? Kto ci za to zapłacił?- spytała Scarlett. Starała się zachować spokój. Przypomniała sobie tę scenę, kiedy ich zabiła, a następnie podpaliła zwłoki. To był przerażający widok. Skye miała ochotę ją zaatakować i zabić, tym razem skutecznie. Jednak Kastiel nie chciał rozlewu krwi, dlatego postanowiła się podporządkować.

- Zapłacił? Chcesz mnie obrazić, mieszańcu? Zabijam tylko na rozkaz jednego demona, Pana Piekła.

Scarlett zacisnęła zęby. To Lucyfer rozkazał jej zabić dwójkę ludzi, którzy niczym mu nie zawinili?!

- Nawet pamiętam tych śmiertelników. Byli naiwni i słabi, jak wszystkie istoty ludzkie. Od wczesnego dzieciństwa towarzyszyły ci incydenty magiczne. Oni tego nie rozumieli, dlatego poprosili o pomoc miejscową wiedźmę- Meletos wykrzywiła usta w okrutnym uśmiechu.- Na ich nieszczęście tą "wiedźmą" byłam ja. Wcześniej dostałam rozkaz, aby ich nastraszyć i ostatecznie przekonać, żeby zabili swoje dziecko. Tak się złożyło, że mnie zdenerwowali, nawet próbowali atakować. Zawsze miałam słabość do niemowlęcej krwi. Najpierw zabiłam dziecko, czyli ciebie, Scarlett. Potem twoi rodzice mnie zaatakowali. Zginęli w okrutny sposób.

Skye z trudem zachowała spokój. Demonica mówiła o potrójnym zabójstwie, a zachowywała się tak jakby to było całkowicie normalne i pospolite zjawisko. Czegoś w tej historii nie rozumiała.

- Po co Lucyfer miałby napuszczać cię na śmiertelników, żeby...- ledwie jej to przeszło przez gardło.- Nakłonić ich do zabicia dziecka?

Meletos zaśmiała się.

- Tak dużo jeszcze nie wiesz o otaczającym cię świecie. Od rodzaju śmierci i życia, jakie się wcześniej wiosło zależy twoja moc jako anioł lub demon. Raz na kilka setek lat rodzą się dzieci o większej mocy. Pan Piekła znajduje je i nasyła na nie demony. Zabijają je w różny sposób, żeby zobaczyć, co się wydarzy. Tak właśnie szuka dziedzica. Większość osób nigdy nie dowiaduje się prawdy.

Scarlett nie mogła w to uwierzyć. Lucyfer eksperymentował na dzieciach, pozbawiając je życia i rodziny, żeby znaleźć odpowiednio silnego dziedzica oraz sprowadzić go do Piekła. Nie mieściło jej się to w głowie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top