Rozdział 37

- Wstawaj Skye- powiedziała Suzy, potrząsając ją lekko za ramię.- Jesteśmy spóźnione.

Scarlett niechętnie otworzyła oczy, a potem obróciła się na drugi bok i z powrotem je zamknęła.

- Wstawaj- powtórzyła Suzy.- Zaraz zaczynają się lekcje, a ty nawet nie wstałaś z łóżka.

- Nic się nie stanie jak ominę pierwszą lekcję- mruknęła, szczelniej owijając się kołdrą.

Suzy spojrzała na Toni, oczekując pomocy.

- Jeśli nie chce iść na lekcje, to niech nie idzie. Mi tam wszystko jedno.

- Wielkie dzięki, Toni- odparła sarkastycznie zmiennokształtna.

- Polecam się na przyszłość, ale sorki, teraz muszę iść na lekcje- oznajmiła ciemnowłosa i wyszła z pokoju.

- Wiem, że wczoraj była impreza, ale to nie jest tylko kac. Zwłaszcza, że mamy stały dostęp do eliksiru na niego- zauważyła Suzy, mając na myśli pokaźną kolekcję eliksirów współlokatorki.- Widzę, że coś jest nie tak.

- Przesadzasz. Po prostu mam dość WIRu. Po co nam ten przedmiot? W sumie to nic ważnego na nim nie robimy. Dobranoc- skończyła rozmowy Skye i zamknęła oczy, usiłując zasnąć, chociaż wiedziała, że jej się to nie uda. Jej współlokatorka westchnęła i wyszła.

Scarlett nadal miała w głowie obraz biednego pobitego dziecka, nad którym znęcał się ojciec. Czuła wyrzuty sumienia i współczucie. Dodatkowo tyle wysiłku włożyła, żeby wyciągnąć z niego sekret, a tu coś takiego? Nie była aż tak okrutna, żeby coś takiego ujawnić. Nie chciała również blefować, żeby Matt powiedział prawdę. Musiała się pogodzić z tym, że plotki zostaną i nic nie mogła na nie poradzić. Po części też była ciekawa jak demon rozwiązał tę sprawę, a może w domu nadal czekał na niego okrutny ojciec? Teraz lepiej już rozumiała zachowanie demona. Kto podskakiwał bogatemu, wpływowemu i groźnemu demonowi? Można powiedzieć, że nawet jednemu z "królów" szkoły. Skye nadal pamiętała jego zimne spojrzenie, kiedy jej groził śmiercią, jeśli coś powie. Nie przestraszyła się go, dlatego że nadal pamiętała to przestraszone i mocno skrzywdzone dziecko i momentalnie uczucie strachu zastępował żal.

Rozmyślania Scarlett przerwało dobijanie się do drzwi. Brzmiało to tak jakby ktoś dosłownie walił w nie pięściami. Skye krzyknęła, że zaraz otworzy, ale osoba za drzwiami nie przestała pukać. Wstała z łóżka, obejrzała w lustrze swoją piżamę, narzuciła na siebie bluzę i podeszła do drzwi. Mimowolnie krzyknęła, widząc istotę, która stała po drugiej stronie. Nie był to żaden z gatunków, które chodziły do Oxcross. Istota była przeraźliwie niska i miała trupio bladą skórę. Miała wyłupiaste oczy pozbawione źrenic, co od razu skojarzyło się Skye z demonami. Z głowy wyrastały jej piętrzące się na dobre kilkanaście centymetrów rogi. Stworzenie skoczyło ku niej z pazurami w gotowości do ataku. Scarlett cofała się aż do chwili, kiedy jej plecy zetknęły się ze ścianą. Nagle przypomniała sobie runę unieruchamiającą. Szybko nakreśliła jej kształt w powietrzu. Znak rozjarzył się czerwonym blaskiem, a potem rozpłynął się w powietrzu. Stworzenie rzuciło się na jej nadgarstek, a kiedy zatopiło swoje niewielkie ząbki w jej skórze,ogarnęła ją ciemność.

Skye nie widziała już swojego pokoju ani nadzwyczaj bladego stworzenia tylko komnatę, która przypominała jakąś upiorną salę sądową. Tyle że całą widownię zajmowały istoty, których nigdy wcześniej nie widziała. Wyglądały jak zdeformowane kreatury rodem z najgorszych koszmarów. Niektóre przypominały stworzenie, które zaatakowało ją chwilę temu. Co dziwne, nikt nie zwracał uwagi na Scarlett, która stała w samym centrum tego całego upiornego sądu. Przy ławie na podwyższeniu siedziały demony, które jako jedyne w całym tym pomieszczeniu wyglądały normalnie, jak na demony. Z pleców sterczały im wielkie czarne skrzydła, a oczy miały jednolitą barwę koloru smoły. Jeszcze oskarżony wyglądał normalnie, jak na demona. Utkwił wzrok przepełniony nienawiścią w ławie sędziów.

- Zostajesz skazany na śmierć- oznajmił siedzący w środku sędzia. Po komnacie rozniósł się wiwat istot, obserwujących widowisko. Niektórzy gwizdali, a inni klaskali swoimi zdeformowanymi rękami lub skrzydłami.- Proszę o ciszę. Wykonaj wyrok.

Sędzia wlepił spojrzenie w Scarlett, która ze zdziwieniem się rozglądała wokół, szukając osoby, do której demon skierował te słowa.

- Panienko Blackwood proszę wykonać wyrok- powtórzył inny sędzia.

Skye zaczęła się cofać. Czuła na sobie spojrzenie wszystkich istot, a w szczególności tych siedzących na widowni. Wszyscy wlepiali w nią oczy o przeróżnych kształtach. Nagle do Scarlett podeszło jakieś stworzenie ze sztyletem w ręce. Odruchowo zaczęła rysować runę ochronną, ale istota zamiast ją zaatakować, wyciągnęła przed siebie dłonie i lekko się skłoniła. Skye wyciągnęła niepewnie rękę, a istota nawet nie drgnęła. Chwyciła sztylet za rękojeść i przełknęła gulę rosnącą jej w gardle. Sędzia spojrzał na nią zachęcająco i wskazał oskarżonego.

Ten oto demon zabił około pięćdziesięciu ludzi- rozległ się w jej głowie jakiś męski głos. Scarlett skądś go kojarzyła, ale nie potrafiła sobie przypomnieć skąd. Już go kiedyś słyszała. Zawsze miał skłonności do okrucieństwa. Od dziecka spotykał się w Keranne z handlarzami żywym towarem. Kupował od nich ludzi i zabijał bardzo okrutnie. Zabij go. Śmiało, Skye.

Scarlett stała w miejscu zastanawiając się, co zrobić. Przez chwilę rozważała ucieczkę, ale szybko przestała. Nie wiedziała nawet, gdzie była, a potworne stworzenia mogły ją w każdej chwili zabić.

- Kim jesteś? Co ja tu robię? Skąd mnie znasz?- zapytała tajemniczy głos, ale nikt jej nie odpowiedział.

- Proszę się pośpieszyć, panienko Blackwood. Nie mamy całego dnia- rzekł jeden z sędziów z pobrzmiewającym w głosie znudzeniem i zaczął bawić się wyczarowanym przez niego krwistym płomieniem.

Nie wyjdziesz stąd póki nie wykonasz wyroku- odezwał się po raz kolejny ten sam głos. Radziłbym ci się pośpieszyć. Właśnie próbują cię wybudzić, a to im się nie uda, póki nie wykonasz wyroku. Zabij go, Skye.

Scarlett nadal stała w tym samym miejscu. Ostrożnie podeszła do oskarżonego.

- Tylko zrób to szybko- poprosił demon.

Istoty z widowni zaczęły skandować jej nazwisko, wyzywając przy okazji oskarżonego. Kiedy Skye spojrzała w oczy demona, ujrzała go bawiącego się z dzieckiem. Dziewczynka była jego córką i razem z nią bawił się lalkami. Widok był tak rozczulający, że Scarlett na chwilę zapomniała o dziwnym położeniu. Potem wspomnienie się zmieniło. Pokazywało tego samego demona, ale w diametralnie różniącej się sytuacji. Na jego dłoniach tańczyły czarne płomienie. Mężczyzna z uśmiechem rzucał nimi w ludzi, którzy zwijali się z bólu. Skye nie mogła uwierzyć, że to była ta sama osoba, ta sama istota, która wcześniej bawiła się z dziewczynką w tak rozczulający sposób.

Zabij go. On na to zasłużył. Nie widzisz?

Scarlett złapała mocniej sztylet, żeby jej nie wypadł z ręki, bo nagle ręce zaczęły się jej trząść. Przejechała nim po gardle mężczyzny. Miała nadzieję, że to nie działo się naprawdę. Trysnęła krew, brudząc jej dłonie i ubranie. Głowa mężczyzny bezwładnie opadła w przód,trzymając się korpusu dzięki strzępom mięśni.

Brawo, Skye. Dobrze zrobiłaś.

Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą Dylana.

- Jak się czujesz?- spytał z wyraźną troską niebieskowłosy.

- Gdzie ta istota?- zapytała Scarlett.
- Uciekła? Co się stało?

- Nie było żadnej istoty. Szedłem korytarzem, kiedy usłyszałem twój krzyk. Od razu przepraszam, ale wszedłem do waszego pokoju bez pytania i zobaczyłem, że leżysz na podłodze nieprzytomna. Dobrze, że się obudziłaś. Naprawdę się martwiłem.

Scarlett zaczęła się zastanawiać czy zaczęła wariować. Czy naprawdę zabiła tego demona? Kto do niej mówił? I co się stało z tym trupio bladym karłowatym stworzeniem?

Nie zwariowałaś. To była teleportacja astralna.

- Dziękuję za pomoc, ale muszę iść- powiedziała Skye.- Do zobaczenia później.

Zanim Dylan zdążył cokolwiek odpowiedzieć Skye była już w drodze do biblioteki. Musiała się dowiedzieć, co to teleportacja astralna. Na miejscu spotkała się z morderczym spojrzeniem bibliotekarki, ale je zignorowała i zaczęła szukać na regałach książek, w których to mogło być. Chociaż szczerze nie miała pojęcia, pod jakim tytułem szukać teleportacji astralnej, więc szukała na regale ze skomplikowanymi zaklęciami. Scarlett zatrzymała się, widząc coś niezwykle dziwnego. Nie wiedziała, że coś takiego było w ogóle możliwe. Zobaczyła Matta nad książką.

- Długo jeszcze będziesz tak stać i się gapić?- zapytał chłodno demon.

- Nie wiedziałam, że potrafisz czytać, więc daj mi się chwilę nadziwić.

Matt w odpowiedzi obrzucił ją spojrzeniem pełnym pogardy.

- A tak na serio- dodała Skye, siadając naprzeciwko niego.- Przepraszam. Nie spodziewałam się czegoś takiego.

- Mówisz o tym jak prawie dałaś się przelecieć?

- Jasne, że nie. Chciałam być poważna, ale z tobą się nie da- mruknęła Scarlett, wstając, a zaraz po niej zrobił to samo Matt.

- Nie potrzebuję twoich przeprosin, Blackwood. I tak byś się nie odważyła powiedzieć tego publicznie, ale nie musisz stąd iść. Właśnie skończyłem.

Skye usiadła i poczuła na uchu ciepły oddech demona. Znajomy zapach owionął ją, a jej serce przyśpieszyło.

- Ale coś w tym twoim planie ci nie wyszło. Podobało ci się- szepnął Matt i odszedł.

- Dupek- skomentowała pod nosem Scarlett, chociaż w myślach wyzywała go znacznie gorzej.

Otworzyła księgę, którą wyciągnęła z jednego z regałów. Zajrzała do spisu treści w poszukiwaniu teleportacji astralnej. Nie było jej, więc odłożyła księgę i wzięła następną. Zanim wreszcie coś znalazła, powtórzyła te czynności przynajmniej pięć razy. Otworzyła księgę na odpowiedniej stronie i zaczęła czytać. Po chwili z przerażeniem zdała sobie sprawę, że ona naprawdę zabiła tamtego demona. W dodatku mężczyzna, który ją tam przeniósł musiał posiadać bardzo silną moc. Z tego, co widziała to zaklęcie było niezwykle skomplikowane.

- Co czytasz siostrzyczko?- wyrwał ją z zamyślenia Carter. Aż podskoczyła z zaskoczenia.

- Nic ważnego. To do zadania domowego.

- Nie sądzę, bo nawet ja nie mam tak skomplikowanych zaklęć. To wyższa magia?

- Czemu ty zawsze musisz mnie przejrzeć?- westchnęła Skye.

- Bo jestem twoim starszym bratem. A teraz mów, co się stało. Może będę w stanie ci pomóc, chociaż na wyższej magii się nie znam.

Scarlett zaczęła opowiadać od spotkania z dziwnym stworzeniem, a skończyła na zabiciu demona.

- To mogła być teleportacja astralna- skończyła, a Carter wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.

- Przyznam, że ostatnio mało rozmawialiśmy, ale coś takiego? W coś ty się znowu wpakowała, Skye? Nigdy nie spotkałem się z czymś takim.Nawet nie wiem, co powiedzieć.

Scarlett w odpowiedzi wzruszyła ramionami.

- Poczekaj- oznajmił Carter ze swoją typową miną "mam pomysł" i podszedł do jednego z regałów. Przez chwilę czegoś szukał, a potem postawił przed nią opasły bestiariusz. Zaczął po kolei pokazywać jej każdą istotę i pytał czy to było to stworzenie. W końcu, kiedy Skye zaczęła tracić nadzieję, ujrzała na pożółkłej stronie niskie potwornie blade stworzenie z wyłupiastymi oczami.

- To na sto procent było to- oznajmiła bez cienia wątpliwości. Carter skinął głową i utkwił wzrok w tekście.

- Czyli ktoś je wysłał, bo był zbyt daleko, żeby użyć teleportacji astralnej? Po co ktoś miałby zadawać sobie tyle trudu, żebym zrobiła... No wiesz co- westchnęła Scarlett po przeczytaniu kawałka tekstu. 

- Nie mam pojęcia. A jak wyglądało to miejsce?

- Przypominało jakąś upiorną wersję sądu, a widownię tworzyły stworzenia podobne do niego- wskazała na stworzenie, które spotkała.- Najdziwniejsze jest to, że znały moje nazwisko. Oni wręcz je skandowali.

- Podejrzewam, że to było Piekło- skomentował ponuro Carter.

Kiedy skończył mówić, zadzwonił dzwonek na drugą lekcję. Skye szybko zerwała się z miejsca.

- Przepraszam, ale muszę iść na lekcje. Wielkie dzięki za pomoc. Chociaż nadal tego wszystkiego nie rozumiem.

- Ja też. Tylko proszę bądź ostrożna i pamiętaj, że wszystko, co się dzieje w teleportacji astralnej dzieje się naprawdę.

- Postaram się- zapewniła Scarlett, ale Carter spojrzał na nią wymownie.- Okej, będę ostrożna.

- Tak lepiej- skomentował jej brat z uśmiechem.- Jeśli cokolwiek będzie nie tak lub zauważysz coś podejrzanego, to przyjdź z tym do mnie, siostrzyczko.

Skye udała, że się nad tym zastanawia i zaśmiała się, widząc minę brata.

- Żartowałam. Jasne, że do ciebie przyjdę, jeśli będę miała problem.

Scarlett robiła dobrą minę do złej gry. Chociaż uśmiechała się jakby kompletnie jej to nie obeszło, prawda wyglądała nieco inaczej. Co chwilę w jej głowie pojawiały się wspomnienia, które widziała. Nadal nie mogła uwierzyć, że ten człowiek bawiący się z dzieckiem i morderca to ta sama osoba. Zastanawiała się czy słusznie postąpiła. Może nie powinna go była zabijać? Może w końcu temu tajemniczemu właścicielowi głosu by się znudziło? I co najważniejsze, czego od niej chciał?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top