Rozdział 34

Asshai w milczeniu obserwowała, a właściwie bardziej wyczuwała krzątające się wokół istoty w małym miasteczku, w którym chwilowo się zatrzymała. Kiedy pan ciemności ofiarował jej moc, czuła się dziwnie. Zawsze polegała na wzroku, a teraz zapanowała ciemność. Postanowiła na początku polegać na dotyku, ale było to strasznie niewygodne. Nawet dojść do okna nie potrafiła bez wpadania na różne przedmioty. Potem zaczęła coś wyczuwać. Z początku wydawało jej się to dziwne i nie ignorowała nowe odczucia, ale wtedy odezwał się Pan Ciemności:

- Zaufaj swoim odczuciom- powiedział i zniknął.

Córka Neresis go posłuchała i poczuła jakby dopiero co otworzyła oczy, jakby przez całe życie była ślepa. Chociaż, o ironio, właśnie utraciła wzrok. Zyskała za to coś znacznie więcej. Już nie widziała tylko pozorów, zdradliwych uśmiechów i fałszywych uprzejmości. Teraz widziała wnętrze, prawdziwą istotę swojego rozmówcy, a kłamstwa i prawdziwe intencje widziała tak jasno, jak kiedyś słońce.

Kraty w oknie ustąpiły pod wpływem jej dotyku i zaczęły się wyginać w groteskowy sposób ku górze. Asshai czuła powiew wiatru na twarzy, a jej włosy tańczyły przy jego podmuchach. Nie bała się. Wręcz przeciwnie, czuła się dziwnie spokojna. Już nie musiała patrzeć na ziemię oddaloną o kilkanaście pięter. Teraz czuła niewidzialne dla innych stopnie prowadzące na sam dół poza mury zamku. Kapłanka niespiesznie zeszła po nich, napawając się tym, co czuła. Wyczuwała kapłanów i kapłanki, chodzące po dziedzińcu. Nie widzieli jej. Już nie widziała peleryn i skrywanych pod kapturami twarzy, lecz czuła zwierzęta, które w nich tkwiły. Każdy takie posiadał. Wśród kapłanów i kapłanek dominowały ćmy, węże, skorpiony i inne zwierzęta, które z nieznanego jej powodu nie budziły zaufania. Mogłaby na palcach obu rąk policzyć zwierzęta, które wywoływały pozytywny wrażenia. Nie zdawała sobie sprawy, jak wiele zła tkwiło w tych murach. Nagle wyczuła coś, co zmroziło jej krew w żyłach i sprawiło, że była wściekła. Dannel wisiał na szubienicy, a pod nim ziała kałuża krwi. Schody nagle zmieniły kierunek i prowadziły tuż pod szubienicę. Asshai poszła w tamtym kierunku, chociaż nie wiedziała, czego się spodziewać. Zastanawiała się czy ludzie ją zobaczą, jeśli stanie koło nich. Mimo tego zaufała swoim nowym zdolnościom. Cieszyła się, że nie musi patrzeć na zwłoki jedynej osoby, która jej chciała pomóc i za to zapłaciła najwyższą cenę. Kapłanka stanęła koło Dannela, a ludzie nadal jej nie dostrzegali. Bardzo się zdziwiła, kiedy wyczuła jajo kruka przed sobą, tam, gdzie powinna znajdować się szubienica. Wysunęła dłoń przed siebie i napotkała ciało Dannela. Czyżby jej nowy dar się pomylił? Martwa osoba nie mogła mieć swojego zwierzęcia wewnętrznego.

Mylisz się- usłyszała w swojej głowie głos Pana Ciemności. Musisz tylko go przebudzić.

Asshai skupiła się na jajku, ale nic się nie wydarzyło. Potem wzięła go do ręki i lekko rozbiła skorupkę u góry. Ku niej wyłonił się mały, czarny łepek kruka. Chwilę później skorupki leżały na ziemi, a mały kruk poleciał do Dannela. Córka Neresis wstrzymała oddech. Nagle poczuła, że kapłan zaczął się ruszać. Rany zniknęły, a sznur sam się przerwał. Asshai przytuliła Dannela, który odwzajemnił gest z wyrazem konsternacji na twarzy. Kapłani wokół nadal nie dostrzegali, co się działo.

- Co się stało?- zapytał Dannel.- Czuję jakby uciął mi się film zaraz po tym jak rzuciłem się na Crossa.

Asshai uśmiechnęła się, ale całą historię opowiedziała mu dopiero, gdy siedzieli już sobie bezpiecznie w miasteczku o nazwie Mellour. Lecz nawet tam kruk kapłana był mały, co było niezwykle dziwne. Nawet dzieci nie posiadały małych zwierząt. Pan ciemności tego samego dnia jej dał odpowiedź.

Musi zrobić to, co ty. W przeciwnym razie umrze.

Kapłanka zbierała się do tej rozmowy od kilku dni. Nadal pamiętała jak zareagował, kiedy opowiedziała mu o tym, co zrobiła, żeby zyskać tą moc. Skrzywił się, jakby na myśl o zadaniu sobie takiego bólu. Asshai wtedy o tym nie myślała. Zaślepiła ją zemsta na Crossie, której nie zaniechała. Dzięki nowej mocy będzie bardziej bolesna.

- Dannelu, musimy porozmawiać- odparła w końcu Asshai. Nie mogła dłużej odwlekać tej rozmowy, bo inaczej kapłan umrze po raz kolejny. Nieodwracalnie.- Jak wiesz, zdobyłam tę moc, dlatego że przysięgłam służyć Panu Ciemności i wcześniej niemal umarłam oraz wydłubałam sobie oczy.

- Opowiadałaś mi o tym. O czym chcesz rozmawiać?

- Otóż twoje życie ma cenę i jeśli jej nie zapłacisz, umrzesz. Znowu, tylko tym razem nie będziesz mógł wrócić- powiedziała córka Neresis.- Musisz oddać się panu ciemności tak jak ja. Musisz mu służyć inaczej umrzesz.

- Muszę się nad tym zastanowić. Nie wiem czy jestem w stanie tyle zapłacić. Może lepiej będzie, jeśli umrę. Nie powinno się przerywać naturalnego kręgu życia.

- Naturalnego?- oburzyła się Asshai.- Cross ze swoimi podwładnymi zadźgali cię nożami, a potem powiesili twoje zwłoki na szubienicy!

- Zadźgali to zbyt wielkie słowo. Bardziej mnie podziurawili, ale to ja ich zaatakowałem.

- Nie bierz winy za to, co ci zrobili na siebie! Ty też to widziałeś! Ten uśmiech pełen satysfakcji na twarzy Crossa, kiedy zostaliśmy skazani! On w ten sam sposób uśmiechał się, gdy zadał ci ostatni cios!

- Cross nie pałał do nas zbytnią sympatią oraz pragnął władzy. Staliśmy mu na drodze, więc nas usunął. Nie bronie go, po prostu wtedy, kiedy się na niego rzuciłem, chciałem śmierci.

- Co takiego?- zdziwiła się Asshai, która wyczuwała, iż mówił szczerze.

- Nie chciałem widzieć twojej śmierci, bo byłoby to równoznaczne z niedotrzymaniem przysięgi, którą złożyłem Neresis.

- Uznaj to za cokolwiek chcesz, część przysięgi, którą złożyłeś mojej matce lub po prostu chęć przeżycia, ale zrób to. Złóż jeszcze jedną przysięgę i przeżyj. Będę cię jeszcze potrzebować, Dannelu. Nie chcę wiedzieć jak po raz kolejny umierasz. Proszę.

- W porządku. Czyli mam doprowadzić się na skraj życia, a potem wydłubać sobie oczy i złożyć przysięgę?

- Ja jeszcze narysowałam pentagram z krwi, żeby mnie usłyszał- mruknęła kapłanka. To nie jest potrzebne. - Ale nie musisz tego robić. Pan ciemności cię usłyszy i bez tego.

- Dużo czasu mi zostało?

Dzisiaj wieczorem umrze.

- Nie, musisz to zrobić przed dzisiejszym wieczorem.

- Ale dzisiaj miałaś iść do zamku swojego stryja- zauważył.- Nie puszczę cię tam samej.

- Nie musisz się o mnie martwić. Jestem znacznie bezpieczniejsza z nową mocą. Potrafię poruszać się tak samo jak wcześniej. Z łatwością wyczuwam prawdziwe intencje i kłamstwa oraz potrafię się bronić lub zniknąć. Nie potrzebuję niczego więcej.

Trochę po południu Asshai przybrała wygląd wieszczki, chodzącej od miasta do miasta. Wiedziała, że jej wuj lubił wieszczki i zawsze z przyjemnością wpuszcza je na uczty, które urządzał dość często. Dzisiaj miała się takowa odbyć, a córka Neresis chciała niepostrzeżenie dostać się do stryja i z nim porozmawiać. Miała nadzieję, że nie odmówi jej pomocy.

Kapłanka bez najmniejszego problemu przeszła przez bramę. Nikt jej nie zaczepił, ani nie sprawdzał czy była na liście. Dopiero przy wejściu stali dwaj mężczyźni. Jeden z nich był kapłanem cienia, a drugi wampirem.

- Kim jesteś?- odezwał się wampir.- Nie widziałem cię tutaj do tej pory.

- Nic dziwnego, że mnie tu nie widziałeś. Nazywam się Melara i jestem podróżną wieszczką. Nigdy wcześniej tu nie byłam.

- Nasz pan lubi wieszczki- zauważył kapłan.- Jak rozumiem wróżby są w cenie za wejście?

- Dla waszego pana i jego ludzi owszem, ale inni muszę zapłacić. W końcu nawet wieszczki muszą z czegoś żyć.

Wampir przytaknął i zaprosił ją do środka gestem ręki.

- W takim razie zapraszamy. Później zjawimy się po wróżby.

Asshai uśmiechnęła się do nich lekko i weszła. Chwilę udawała zawahanie, co do kierunku, w który miała się udać. Później kapłan mijany przy wejściu powiedział jej, gdzie ma pójść. Podziękowała mu i skierowała się do ogromnej jadalni, która w ogóle się nie zmieniła od czasu, gdy była tu po raz ostatni. Długi na około sto osób stół ciągnął się przez całą długość komnaty oświetlonej wielkimi, złotymi, ozdobnymi żyrandolami. Na stole leżała złota zastawa, a w pomieszczeniu unosił się zapach najróżniejszych potraw. Kapłanka aż zrobiła się głodna, czując te apetyczne zapachy. Kucharze jej wuja zawsze dobrze gotowali, ponieważ tylko takich zatrudniał. Córka Neresis wyczuła swojego wuja po przeciwległej stronie komnaty. Jego zwierzęciem był szakal. To był dobry znak. Zgrabnie omijając innych gości, podeszła do niego.

- Witaj szlachetny Darrylu Wenderberg. Nazywam się Melara i jestem podróżną wieszczką. Czy mogę liczyć na zaszczyt uczestniczenia w tej uczcie? Rzecz jasna za standardową usługę mojego fachu- powiedziała Asshai uprzejmie. Zamierzała zdradzić swoją prawdziwą tożsamość dopiero, gdy będą sami, a w tej komnacie znajdowało się zdecydowanie zbyt wiele osób i przede wszystkim uszu.

- To ja mam zaszczyt, przyjmując cię na swoją ucztę. Zawsze radują mnie wizje wieszczek. Usiądź koło mnie Melaro.

- Jesteś bardzo łaskawy, panie.

- Żadny tam panie. Jak wiesz, nazywam się Darryl i tak się do mnie zwracaj, Melaro.

Kapłanka posłusznie zajęła miejsce między swoim wujem i jakimś młodym mężczyzną. Naprzeciwko niej miejsce zajmowała Celline, kapłanka, która ją skazała. Jej zwierzęciem była stara, ślepa już sowa. Jak mogli jej powierzyć funkcję sędziego? Nie nadawała się już do tego, a jej życie było tylko kwestią czasu. Asshai czuła, że jest już bliska śmierci. Ledwo co usiadła, a już przed nią postawiono talerz ze złociście upieczonym kurczakiem. Na stole również leżały inne potrawy; steki, plastry wołowiny, sałatki, świeże owoce i różne trunki. Wśród nich była również krew dla wampirzych gości. Kiedy wszyscy wypełnili swoje kieliszki, wzniesiono toast. Córka Neresis najpierw napiła się szampana, a później też trochę wina.

- A więc powiedz, Melaro, w wielu już miejscach byłaś?- zagadnęła ją kobieta, siedząca po drugiej stronie jej stryja. Była szczupła i miała długie czarne włosy, sięgające łopatek. Asshai podejrzewała, że spotykała się ona z jej stryjem, a przynajmniej z nim sypiała.

- Wcześniej wędrowałam po ludzkich krainach. Przemierzyłem niespełna połowę tych rozległych ziem, a Wieczne Miasto jest znacznie większe. Byłam w zaledwie ośmiu miastach jak do tej pory.

- Zawsze ciekawiło mnie ludzkie podejście do magii- odparła kobieta, zakładając kosmyk swoich długich, ciemnych włosów za ucho.- Jak reagowali na wieszczkę?

- Różnie. Niektórzy mnie wyśmiali i wyganiali ze swoich domów, mówiąc że nie dadzą mi ani grosza za kłamstwa. Natomiast inni proponowali, że mogę zostać u nich, ile tylko chcę w zamian za kilka wróżb dla nich oraz ich znajomych i członków rodziny.

- Ludzie są bardzo ograniczeni- przyznał Darryl.- Nie potrafią dostrzec magii, chociaż mają ją przed nosem.

- Prawda- odezwała się Celline.- Ale to jest na takiej samej zasadzie, jak nadnaturalni, którzy myślą, że mogą zrobić wszystko, bo posiadają moc. Może byś mi powróżyła, wieszczko?

- Z przyjemnością- odpowiedziała Asshai. Celline wystawiła w jej kierunku dłoń, którą wieszczka ujęła, przymknęła powieki i przyłożyła drugą do skroni.- Och... To straszne.

- Widzisz coś?- zainteresowała się czarnowłosa.

- Tak... Ale strasznie niewyraźnie. To okropne- odparła kapłanka i puściła jej dłoń.- Przykro mi to mówić, ale... wisi nad tobą śmierć. Niedługo pożegnasz się z tym światem na rzecz spotkania z arbitrem.

Niech cię osądzi bardzo surowo, poprosiła w myślach córka Neresis.

- Tak mi przykro, Celline- stwierdziła czarnowłosa ze smutkiem.

- Na każdego kiedyś przyjdzie czas- odpowiedziała posępnie członkini starszyzny.- Spodziewałam się tego.

- A mi też mogłabyś coś wywróżyć?

- Oczywiście.

Asshai ujęła dłoń czarnowłosej, przymknęła powieki i ponownie przyłożyła drugą dłoń do skroni.

- I co?- spytała niecierpliwie długowłosa.

- Czeka cię długie i szczęśliwe życie u boku Darryla. Widzę wiele sukcesów na twojej drodze.

- Widzisz Darrylu? Nawet nowo poznana wieszczka widzi przed nami długie i szczęśliwe życie. Niedawno się zaręczyliśmy- dodała z uśmiechem czarnowłosa, pokazując pierścionek z jednym większym rubinem i kilkoma małymi takimi samymi karminowymi kamieniami.

- Gratuluję.

- Dziękuję, Melaro. Może teraz wywróżyłabyś coś Darrylowi? Chcesz wróżbę, prawda?- zwróciła się do narzeczonego czarnowłosa.

- Tak, ale wolałbym ją dostać na osobności. Zechcesz Melaro udać się ze mną do innego pomieszczenia?- zapytał jej stryj, a Asshai skinęła głową. Właśnie na taką okazję czekała. Uprzejmie przeprosiła i zapewniła, że zaraz wróci rozczarowaną czarnowłosą kobietę.
Razem ze stryjem skierowała się do jednego z pokoi na piętrze. Znajdował się tam kominek, niewielki stół na trzy osoby i fotele.

- Skąd wiedziałeś, że to ja, stryju?- spytała kapłanka ze szczerym, uśmiechem.

- Twoje przyjście wywróżyła mi poprzednia wieszczka. Zaprosiłem tutaj Celline, żeby wykonała twój wyrok, ale nie potrafiłem jej powiedzieć, kim naprawdę jesteś.

- Wiedziałam, że mnie nie zdradzisz, stryjaszku. A kim jest ta czarnowłosa piękność, z którą jesteś zaręczony?

- Ma na imię Corinne i jest wampirzycą. Poznałem ją kilka tygodni temu. I naprawdę ją kocham.

- Pospieszyłeś się- stwierdziła, siadając na fotelu najbliżej ognia.

- A więc dlaczego do mnie przyszłaś?

- Liczyłam, że usłyszę, co u ciebie się ostatnio wydarzyło, ale skoro chcesz przejść do konkretów, potrzebuję twojej pomocy. Muszę wyjechać z Wiecznego Miasta niezauważona.

- Najpierw może opowiedz mi jak zdołałaś uciec. Krążą różne plotki na ten temat i jestem tym szczerze zaciekawiony.

Córka Neresis przybrała swój normalny wygląd.

- Co ci się stało, Asshai?- spytał zdziwiony stryj, widząc jej pozbawione gałek ocznych oczodoły. Kapłanka przymknęła powieki, a kiedy je otwoarzyła, znowu miała swoje onyksowe tęczówki. Chociaż była to tylko iluzja. Asshai krótko opowiedziała mu o wszystkim.- To wszystko brzmi nieprawdopodobnie, ale widziałem brak oczu, więc ci wierzę. Wpakowałaś się w niezłe kłopoty.

- Czyli pomożesz mi z wyjazdem z Wiecznego Miasta?

- Nie mogę odmówić mojej siostrzenicy, która tyle przeszła. Ale powinniśmy już wrócić na dół. Corinne pewnie zastanawia się, czemu tak długo nas nie ma. Później omówimy szczegóły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top