Rozdział 31
Arren siedział nad księgą dotyczącą Dzieci Światła, chociaż jego myśli odpływały bardziej w kierunku Brandona Mully'ego. Jednak wiwerny uparły się, że muszą wszystko wiedzieć o swoich wrogach. Dlatego Arren teraz czytał gruby, prawie rozsypujący się w rękach tom oprawiony w skórę. Wiedział o Dzieciach Światła wystarczająco. Nie potrzebował wiedzieć więcej. Miał ciekawsze kwestie do wyjaśnienia.
- Jeśli chcesz udawać, że czytasz, to rób to bardziej przekonująco- odezwała się Jassmine.- Nie okłamiesz w ten sposób piekielnych trojaczek.
- Nie udaję. Naprawdę czytam- rzekł Arren, chociaż wiedział, że na dłuższą chwilę jego myśli odpłynęły w inną stronę.
- A ja jestem liderką- prychnęła w odpowiedzi zmiennokształtna.
- Widzę, że interesujesz się tym tak mocno jak ja. Mamy znaleźć kogoś kto obecnie rządzi Dziećmi Światła, a nie szukać informacji o poprzednim. W taki sposób do niczego nie dojdziemy. Musimy coś zrobić.
- Co masz na myśli?
- Wiwerny myślą, że mogą nami rządzić, bo są przerażające, czytają w myślach i pochodzą z ostatniego kręgu piekielnego. Ale nie przypominam sobie, żeby podczas obrad ktoś wspominał o tym, kto będzie rządził. Mam rację?
- Rzeczywiście- przytaknął anioł. Musiał przyznać, że zgadzał się ze zmiennokształtną. Piekielne trojaczki za bardzo się rządziły. Pamiętał jak rozmawiali o miejscu, w którym się zatrzymają. On zaproponował Tael Bren, a Rebeca go wyśmiała oraz na głos powiedziała o jego siostrze, spodziewającej się dziecka. Od tamtej pory blokował umysł, żeby wiwerny nic więcej nie zobaczyły. Miał nadzieję, że przez tamtą chwilę nie wyczytały zbyt wiele. Mogło się to dla niego źle skończyć, a szczególnie, jeśli informacje o wilczycy dojdą do Elieli.
- Przydałoby się coś w tej sytuacji zrobić.
- Świetnie. Czyli mogę liczyć na twoje wsparcie?
- Tak. Kiedy dojdzie do ostatecznej konfrontacji?- zapytał Arren.
- Zobaczysz- odparła, musnęła lekko ustami jego policzek i odeszła. Anioł bez zastanowienia zamknął księgę.
- Gdzie ty, kurwa, idziesz?- stanęła mu na drodze Erica, jedna z trojaczek.
- Mam coś ważnego do załatwienia.
- A ja ci przypominam, że wykonujesz arcy ważną misję. Zależeć od niej mogą tysiące istnień. Nic nie jest ważniejsze od naszej misji. A w szczególności twoja ciężarna siostrzyczka.
- Przypominam ci, że na obradach nie było mowy o tym, kto rządzi i nawet o mieszkaniu blisko siebie. Pomimo tego wyraziłem zgodę na waszą propozycję dotyczącą mieszkania w jednym hotelu. Zrobiłem dla dobra śledztwa, ale nie zamierzam tracić czasu na zakurzone księgi, szukając nieistniejących tam informacji.
Arren wyminął wściekłą demonicę i bez żadnego problemu opuścił hotel.
Teleportował się do Tael Bren niedaleko mieszkania swojej siostry. Kiedy wszedł do mieszkania, zobaczył swoją siostrę przygotowującą pokój dla dziecka. Zaklęciami przesuwała meble, żeby jakoś je ułożyć. Co chwilę zmieniała zdanie, co do położenia łóżeczka. Zastanawiała się nad tym, żeby leżało ono pod oknem albo pod jedną ze ścian, którą zdobiła tapeta w szaro różowo biały wzór. Reszta ścian miała barwę pudrowego różu. Anioł, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, zobaczył uśmiech na twarzy siostry. Patrzył się na to niecodzienne zjawisko jak urzeczony i nie potrafił oderwać wzroku. Od czasu zabrania do Kresu Lancella widział tylko jak płakała i była smutna. Przemknęło mu przez myśl, że być może zniknięcie Lancella wyjdzie jej na dobre. Elinor była bardzo krucha. Prawda złamałaby jej serce. Kochała osobę odpowiedzialną za śmierć ich rodziców, a Lancell nie mógł tego cofnąć.
- Nie zauważyłam cię- odparła Elinor.- Myślisz, że tak może być czy może przełożyć łóżeczko? Zastanawiam się też nad przesunięciem komody w tamten róg. Co o tym myślisz?
- Ten pokój jest piękny. Czyli to będzie dziewczynka?
- Tak. Jeszcze nie wybrałam imienia, ale najprawdopodobniej to będzie Lydia. Lancellowi bardzo podobało się to imię- powiedziała anielica, która wyraźnie posmutniała na wspomnienie ojca dziecka.- Uratujesz go przed porodem, prawda? Nie wyobrażam sobie porodu bez niego.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy- skłamał anioł. Nie wiedział czy gdyby nawet chciał, byłoby to możliwe. Dodatkowo nie był pewny czy nie rzuciłby się na Lancella jeśliby go zobaczył. W końcu od tylu lat poszukiwał mordercy, a okazało się, że miał go przed nosem przez ostatnie trzy lata. Właściwie znał go nawet dłużej, ale od tego czasu widywał go dużo częściej ze względu na Elinor.- Sama wybrałaś te meble?
- Nie, rodzice Lancella je kupili, ale wcześniej pokazałam im ten pokój z pomalowanymi ścianami i opowiedziałam jak go sobie wyobrażam. Meble wpasowały się do tej wizji idealnie.
Arren cieszył się, że jego siostra ma wsparcie. Wiedział, że nie będzie miał teraz dla niej zbyt wiele czasu. Miał na głowie dwa śledztwa i trzy wiwerny, które zrobią wszystko, żeby skupił się na jednym z nich. Najchętniej zamkną go w pokoju hotelowym ze starymi, grubymi ksiągami.
Anioł posiedział z Elinor do czasu obiadu, a potem udał się do swojego starego znajomego. Jeśli ktoś miał coś wiedzieć o tajemniczym jegomościu, którego imię znalazł w księdze, to właśnie on. Miał wgląd w rejestr mieszkańców Tael Bren i niejednokrotnie był proszony o przysługi. Jak do tej pory nigdy nie odmówił.
- Arren? Czy ja mam halucynacje, a może już umieram i widzę przeszłość? Czy to naprawdę ty?- zapytał ze zdziwieniem Alestor.
- Witaj Alestorze. Jak się masz?
- Dawno się nie widzieliśmy. W sumie to u mnie niewiele się zmieniło. Ta sama praca, ta sama dziewczyna i ten sam instynkt. Kogo chcesz znaleźć?
- Zamierzałem jeszcze trochę z tobą porozmawiać, ale jeśli najpierw wolisz przejść do interesów, w porządku. Dasz radę dowiedzieć się czegoś o osobie nazywającej się Brandon Mully?
- Hmm... Pomyślmy. Dla starych przyjaciół zawsze.
- No wiesz co- obruszył się anioł.-Przyjaciel przychodzi do ciebie i prosi o pomoc, a ty twierdzisz, że jest stary.
Alestor zaśmiał się i wezwał ręką kelnera.
- Dwa duże piwa poproszę- rzekł, a kelner odszedł, zapisując zamówienie na karteczce.- Ty płacisz. A teraz opowiedz mi, co ta istota ci zrobiła, że próbujesz ją znaleźć.
Arren zaczął od opowiedzenia o zniknięciu Lancella i Elinor, spodziewającej się dziecka. Później wspomniał o tym jak próbował zdobyć jakieś informacje, bezskutecznie. A na koniec o tajemniczym spotkaniu z wilczycą. Tyle że powiedział, iż była to kobieta spotkana w barze. Pominął czerwony płaszcz z kapturem, błyszczące nienaturalną czerwienią oczy, to jak użyła mocy oraz że karteczkę znalazł w księdze.
- Czyli mówisz, że jakaś kobieta po prostu podrzuciła ci kartkę z jego nazwiskiem, kiedy byłeś w pubie?
- Dokładnie. Musiała usłyszeć jak rozmawiałem z barmanem.Dasz radę?
- Teraz to ty mnie obrażasz. Jeśli kiedykolwiek mieszkał w Tael Bren, bez najmniejszego problemu. Wbrew pozorom anioły prowadzą bardzo dokładny rejestr istot, które przychodzą do Tael Bren i je opuszczają. Spotkajmy się tu za tydzień. Wtedy powiem ci wszystko czego się dowiedziałem.
- Bardzo ci dziękuję.
- Czego się nie robi dla starych przyjaciół.
Kiedy Arren opuścił knajpkę, było trochę po dziesiątej wieczorem. Wypił trochę alkoholu z Alestorem, chociaż wiedział jaka afera czekała na niego w hotelu. Miał to gdzieś. Wszedł do swojego pokoju i od razu skierował się do łazienki, żeby wsiąść prysznic. Kiedy już się umył uświadomił sobie, że nie wziął żadnych ubrań na zmianę. Przewiązał sobie ręcznik w pasie i wyszedł z łazienki. Zobaczył Jassmine siedzącą na jego łóżku.
- Coś się stało? Jeśli chciałaś porozmawiać o konfrontacji to...
- Pomyliłeś pokoje, ale nie chciałam ci przeszkadzać- mruknęła zmiennokształtna, podchodząc bliżej.- Ale skoro już tu jesteś, to nie wyjdziesz stąd prędko.
Jassmine stanęła na palcach i go pocałowała. Arren bez zastanowienia objął ją w talii, odwzajemniając i pogłębiając pocałunek. Ręcznik spadł na podłogę. Ciemnowłosa wplotła palce w jego włosy i pociągnęła go lekko w stronę łóżka. Anioł nie zaoponował, tylko zaczął pozbywać się jej ubrań.
*****
Arren obudził się rano we wspaniałym nastroju. Jassmine koło niego nie było. Najwidoczniej musiała gdzieś pójść. Być może to i lepiej, pomyślał. To co się wydarzyło wczoraj było tylko skutkiem alkoholu. Anioł wrócił do swojego pokoju i się przebrał, a następnie skierował się do pokoju wiwern. Z powodu, iż był on największy, to właśnie tam najczęściej się spotykali. Jak się okazało, przyszedł ostatni. W środku czekała cała reszta specjalnej jednostki.
- Nareszcie- skwitowała Rebeca.- Jeśli już zapomniałeś, to prowadzimy śledztwo. Nie jesteśmy na wakacjach.
Arren przewrócił oczami, ale nie skomentował tego głośno. Wiedział o tym, ale miał też własne życie, z którego nie zamierzał rezygnować.
- Znalazłam coś w księgach- oznajmiła Valerie.- Dzieci Światła prawdopodobnie czerpią moc z jakiegoś starego artefaktu. Musimy go tylko znaleźć i zniszczyć.
- Łatwo powiedzieć- odezwał się Cleos.
- Nie znamy ich kryjówki. To tam pewnie chowają źródło swojej mocy- zgodził się z nim Rodric.
- Znam kogoś kto posiada rozległą wiedzę o artefaktach- powiedziała Jassmine.- Mogę go tutaj zaprosić. On również jest kolekcjonerem i ma pokaźną kolekcję.
- To dobry pomysł- przytaknęła Erica.- Oprócz znalezienia ich władcy mamy też inne zajęcie.
- Zabójstwo Dzieci Światła- uśmiechnął się Doner, trzymając swój okropny oręż- kosę zrobioną z kości.
- Owszem. Namierzyłyśmy jedno z nich.
- Jesteście pewne?- spytał Rodric.
- Nie, ale cel uświęca środki. Mężczyzna z pokoju dokładnie pod nami, interesuje się ogniem. Tak słyszałam w recepcji. I w dodatku poprosił o odłączenie prądu w jego pokoju. Podobno używa tylko świec- odpowiedziała jasnowłosa wiwerna.
- To wygląda tylko na jedno- zgodził się Cleos.- Czy będzie wam przeszkadzało, jeśli napiję się jego krwi? Dawno nie czułem na kłach świeżego osocza.
- Tylko jeśli to mi pozwolicie się nim zająć- odparł Doner.- Postaram się mu upuścić jak najmniej krwi.
- Nie mamy stuprocentowej pewności, że jest Dzieckiem Światła. Nie możemy go zabić- zaoponował Arren. Nie mógł pozwolić, żeby zginęła niewinna osoba.
- I mieć jej nie będziemy. Oni się ukrywają, Arrenie. Nie udawaj takiego idealnego obrońcę niewinnych i uciśnionych- prychnęła Valerie.- Nikt nie jest święty, a w szczególności ty. Mam powiedzieć co ty wczoraj robiłeś, kiedy my szukaliśmy informacji?
- Pewnie spędzał czas ze swoją ciężarną siostrą- rzucił Rodric.
- To też, ale robił znacznie więcej. Był u niej tylko chwilę, a potem poszedł pić z przyjacielem do baru, a na koniec...
- Daj spokój, Val- przerwała jej Jassmine.- Nie mamy nic o Dzieciach Światła. Nasze śledztwo trwa już kilka dni, a nadal stoi w martwym punkcie. Powinniśmy się nim zająć, a nie naskakiwać na siebie nawzajem, nie uważasz?
- Aj czyżbyś nie chciała, żeby poznali prawdę?- zaśmiała się Erica.
- Pieprzył się z Jassmine- mruknęła Valerie.
Arren był wściekły. Wyszedł z apartamentu piekielnych trojaczek, trzaskając drzwiami. Poszedł do mężczyzny, mieszkającego pod wiwernami. Drzwi były lekko uchylone, więc ostrożnie wszedł do środka. Zobaczył mężczyznę, klęczącego przed dużym ogniskiem na środku pokoju. Jednak się mylił. On na pewno był Dzieckiem Światła.
- Pozwól się oczyścić. Kiedy płomienie ogarną twoje ciało, spotkasz się z moim panem i władcą. Jeśli uzna cię za godnego...
Anioł przerwał wypowiedź mężczyzny wbitym prosto w serce sztyletem. Spróbował ugasić ogień, ale jego magia nie działała.
Arrenie, przybądź do Tael Bren. Chciałam dzisiaj oficjalnie ostrzec anioły przed czyhającym zagrożeniem.
Anioł bez problemu, rozpoznał kto przesłał mu tę myśl. To Eliela. Natychmiast teleportował się do Tael Bren do zamku Taelis z pięknego, błyszczącego kruszcu. Zobaczył naczelną anielicę otoczoną przez innych strażników. Eliela jak zawsze wyglądała pięknie w białej, zwiewnej sukni i pofalowanych platynowych włosach. Uśmiechnęła się do niego przywołując go gestem ręki.
- Cieszę się, że tak szybko się zjawiłeś. Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz, Arrenie.
- To mój obowiązek. Gdzie zamierzasz to zrobić, jeśli mogę wiedzieć Elielo?
- To żaden sekret. Ogłoszę to na placu Dracarnas. Żadne inne miejsce nie zdoła pomieścić tylu aniołów.
- Wybacz, że o to pytam, ale zdajesz sobie sprawę z zagrożenia?
- Oczywiście, ale jestem również władczynią i tego się ode mnie wymaga. A poza tym chciałabym, abyś był u mojego boku- powiedziała Eliela.
Arren ucieszył się z tego powodu. Dzięki temu będzie mógł ochronić władczynię w razie konieczności, chociaż miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Już czas, Elielo- oznajmił nieznany mu anioł. Naczelna anielica z gracją ruszyła w kierunku bramy wejściowej do zamku Taelis. Szepnęła tylko krótką frazę i ukazał się przed nią portal. Najpierw przeszło kilku strażników, żeby sprawdzić czy jest bezpiecznie. Dopiero gdy to zrobili, Eliela przeszła na drugą stronę, a Arren zaraz za nią. Zobaczył przed sobą plac wyłożony tym samym rzadkim i niezwykle pięknym kruszcem, co zamek Taelis. Niektóre anioły stały, inne wzleciały na niewielką wysokość, żeby lepiej widzieć. Naczelna anielica weszła na podwyższenie.
- Witajcie anioły i anielice. Cieszę się, że tak wielu z was tutaj przybyło. Niestety nie zaprosiłam was tu ze względu na przyjemne okoliczności. Niestety wróg całego świata nadnaturalnego powrócił. Mianowicie Dzieci Światła.
Wśród aniołów rozległy się szepty w przeważającej części przepełnione strachem. Byli też tacy, którzy nigdy o nich nie słyszeli i wypytywali się sąsiadów. Nagle Arren dostrzegł z tyłu dziwne poruszenie. Spojrzał w stronę Elieli, zastanawiając się czy zdąży do niej dobiec, jeśli ktoś spróbuje ją zaatakować. Przy jednym z wejść na plac Dracarnas rozległ się krzyk kobiety. Zaraz potem biegała szaleńczo wśród tłumu, który w panice się rozstępował. Kobieta była niczym żywa pochodnia. Płonęła, a jej ciało coraz bardziej się zniekształcało, powoli przeobrażając się w osmoloną, krwistą masę. Anioły w panice zaczęły uciekać. Tworzyły portale i znikały za ich krystaliczną powierzchnią. Część zdecydowała się na tradycyjną metodę - udali się do wyjścia, ale nie zdołali do niego dojść. Plac okalały wznoszące się ku górze intensywnie czerwone płomienie. Arren pobiegł w stronę Elieli i razem z nią się przeteleportował do zamku Taelis. Oprócz niego zdążyła uciec zaledwie garstka strażników. Eliela spojrzała na niego ze strachem i bólem w oczach.
- Ja... Ja ich zabiłam, Arrenie- powiedziała przez łzy anielica.-Skazałam mój lud na śmierć. Miałam ich chronić. Gdyby nie ja, nie byłoby ich tam. Gdyby nie ja... Oni by żyli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top