Rozdział 29 cz.2
- Oddychaj głęboko i spokojnie- nakazał demon. Scarlett póki co go słuchała. Chciała uchylić powieki, choć na moment i zobaczyć swojego nowego nauczyciela. Od początku zajęć musiała mieć zamknięte oczy. Demon kazał jej wizualizować sobie przeróżne rzeczy i jej zdaniem nie zmierzały one do niczego konkretnego.- Nie otwieraj oczu, bo się zdekoncentrujesz. A teraz skoro już jesteś po rozgrzewce, pokaż te słynne oczy i skrzydła.
Skye skupiła się, wytężając wszystkie siły, a potem otworzyła oczy. Nie poczuła żadnej różnicy. Na twarzy demona dostrzegła zawód.
- Za słabo się starałaś. Zepsułaś całą umysłową rozgrzewkę, jaką ci zaserwowałem- stwierdził z jawną dezaprobatą. Scarlett miała go serdecznie dość.
- Nie umiem tak na zawołanie pokazać skrzydeł i oczu. Nie mam pojęcia, jak ja to zrobiłam na arenie.
- No dobrze. Podejdźmy do tego z innej strony. Co wtedy czułaś?
Jego spokojny ton działał na nią niczym płachta na byka. To wszystko było bezcelowe. Już nie potrafiłaby powiedzieć ile razy próbowała. Zawsze z takim samym rezultatem, czyli nijakim. Zaczynała wątpić, że posiadała jakąkolwiek niezwykłą moc.
- A co się czuje w chwili, kiedy masz wrażenie, że to koniec, że umierasz?- spytała ironicznie.
- Z takim nastawieniem to ci nigdy nie wyjdzie- skonstatował demon.- Spróbuj odpowiedzieć na pytanie, nie używając pytania.
- Przede wszystkim ból. Harold nieustannie atakował, nawet jak leżałam w piachu- odpowiedziała niechętnie Skye. Nie lubiła wracać do tamtej chwili myślami, a jednak ciągle była do tego zmuszana.
- Co jeszcze?
- Tęsknotę za bliskimi, którzy pewnie nie żyją.
- To było coś więcej, jakby erupcja emocji. Tęsknota wbrew pozorom jest słaba. Do niczego nie motywuje, a zatrzymuje w świecie wspomnień i melancholii.
Scarlett próbowała odtworzyć w głowie ten moment. Widziała jedynie ledwie żywą siebie podnoszącą się do pozycji siedzącej i oślepiającą wiązkę piorunów. Czuła jedynie malutki fragment tamtych emocji.
- Niesprawiedliwość wobec świata. Dlaczego wszyscy, na których mi zależało nie żyją? Dlaczego ci, którzy zadają tyle cierpienia dalej żyją?
- To pytanie natury filozoficznej. Nie mam kwalifikacji, żeby na nie odpowiedzieć. Już jesteś blisko. Wysil się. Jeszcze odrobinę. Co czułaś?
- Nienawiść do demonów, które odebrały mi rodziców, niesłusznie zabiły Leona, dwukrotnie próbowały mnie zabić i...
- Dość- przerwał jej demon.- Zamknij oczy i o tym pomyśl. Nie mów głośno, tylko skup się na wspomnieniach i nienawiści. Gorącej, żywej, przepełniającej cię od środka.
Skye próbowała. Widziała pełne okrucieństwa oczy demona, który zabił Leona, następnie zimne, zaciskające się na jej szyi dłonie i podobne, równie okrutne oczy. Nie wiedziała z jakich przyczyn, ale odpłynęła myślami w kierunku Oxcross. Zobaczyła ten pierwszy dzień, który był jak z bajki w porównaniu z późniejszymi wydarzeniami. Otworzyła oczy i starła łzę z policzka.
- To na nic- powiedziała tylko odrobinę drżącym głosem.- Nie umiem.
- Nie masz racji. Mnie się wydaje, że byłaś blisko, ale zrezygnowałaś. Dlaczego?
- Jesteś idiotą!- rzuciła Scarlett, idąc w kierunku wyjścia. Przypomniała sobie jak kiedyś wyzywała tak innego demona. Wspomnienia z Mattem bolały.- Mam tego dość, wychodzę!
- Czego?- zapytał demon, teleportując się tuż przed nią. Nauczyciel stanął w progu, centralnie na środku.
- Tych bezsensownych zajęć- wycedziła Skye.
- Nie uważam, że są bezsensowne- zaprotestował.- Odkryliśmy źródło twojej mocy. Nienawiść. Pokaż te niezwykłe oczy i skrzydełka, a dam ci na dzisiaj spokój.
- Pierdol się! - syknęła ze złością.- Ja właśnie wychodzę.
Specjalnie położyła nacisk na ostatnie słowo, ale demon nie ruszył się nawet o krok. Dalej stał centralnie na środku, zagradzając jej wyjście.
- Jeśli uda ci się mnie minąć.
- To brzmi jak wyzwanie. Nie boisz się, że spopielę cię jak Harolda?- spytała pewnie Scarlett. Zauważyła w praktyce, że tego typu groźba działa zaskakująco dobrze. Zazwyczaj demony zostawiały ją po tym w spokoju. Niestety jej rozmówca tylko się zaśmiał.
- Nie umiesz nawet pokazać skrzydeł. Jak w takim razie masz użyć mocy?
- Wychowałam się jako mag krwi. Zapomniałeś?
Skye błyskawicznie zaczęła rysować w powietrzu runę kontroli. Ten znak nauczyła się jeszcze przed Oxcross. Był nadzwyczaj przydatny, podczas drobnych sprzeczek z Carterem, jej starszym bratem. Nie zdążyła narysować symbolu, bo demon rzucił zaklęcie. Poleciała do tyłu z impetem uderzając w przeciwległą ścianę. Na moment aż ją zamroczyło. Sprawdziła ręką, pulsującą tępym bólem głowę. Zdziwiła się, nie znajdując żadnej rany, a jedynie siniak. Wzięła pierwszą, lepszą rzeczy, jaką miała pod ręką i rzuciła. Posłała w kierunku wazonu runę. Porcelanowy przedmiot rozleciał się na mnóstwo fragmentów, eksplodujących we wszystkie strony. Scarlett próbowała przemknąć się do wyjścia. Zobaczyła, że demon z kilkoma zadrapaniami nadal zastawiał drogę. Przeklęła. Potrzebowała czegoś więcej niż eksplodującego wazonu.
- Tylko na tyle cię stać?- zapytał kpiąco, opierając się niedbale, wręcz ze znudzeniem o framugę.- Spodziewałem się czegoś więcej po pogromczyni Harolda.
Skye zacisnęła pięści. Była wściekła. Podbiegła do niego, rysując w powietrzu runę, ale w pewnym momencie zatrzymała się. Z szokiem wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze. Miała duże, demoniczne skrzydła o śnieżnobiałej barwie. Białka jej oczu stały się czarne, a tęczówka złota. Ułamek sekundy później wyglądała już całkowicie normalnie. Skrzydła zniknęły, jakby nigdy ich nie miała, a oczy znowu stały się przeraźliwie zwyczajne.
- Widziałeś?- spytała radośnie Scarlett. Demon skinął głową.
- Doprawdy niezwykły widok. A mówiłaś, że tego nie umiesz. Wystarczyło trochę wysiłku i prowokacja.
- Zrobiłeś to specjalnie- mruknęła oskarżycielsko. Nauczyciel uśmiechnął się z nieukrywaną satysfakcją.- Zejdź mi z drogi. Chcę wyjść.
- Dobrze. Mówiłem, że jeśli mi to pokażesz, zakończymy zajęcia i dotrzymam słowa- rzekł demon, odsuwając się i teatralnym gestem wskazał na drzwi.
Skye, nie oglądając się za siebie, wyszła. Nie zdążyła nawet dojść do końca korytarza, a wpadła na nią podekscytowana fioletowowłosa demonica.
- Wszystko widziałam- oznajmiła z uśmiechem Rory.- To było super, chociaż byłoby jeszcze lepiej, gdybyś dała popalić temu durniowi. Należało mu się, żeby ktoś go porządnie poturbował. Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Właściwie to nie. Właśnie skończyłam zajęcia.
- Świetnie. Już chciałam ci mówić, żebyś je odwołała. Zabieram cię do moich znajomych.
Scarlett poddała się. W tym momencie Rory wyjątkowo przypominała nakręconą Vanessę. Po raz kolejny zaatakowała ją fala wspomnień z Oxcross. Czemu nie mogła przestać o tym myśleć?
- Gdzie tak właściwie idziemy?- zapytała po chwili Skye.
- Posiedzimy sobie w pubie, pogadamy i wypijemy tyle, ile tylko będziemy miały ochotę. Pijesz alkohol, prawda?
- Tak. Plan brzmi świetnie.
- Widzisz jaka jestem genialna?- spytała Rory, a potem obie się zaśmiały.
Scarlett musiała przyznać, że właśnie tego potrzebowała. Chciała chociaż na trochę zapomnieć o problemach. Alkohol był do tego idealny.
Razem z Rory weszły do olbrzymiego budynku. Skye aż zaniemówiłam z wrażenia. Klub nocny był podzielony na kilka umownych sektorów. W centralnej części znajdował się parkiet do tańca zapełniony przez w większości pijanych klientów. Po prawej znajdował się bar, gdzie można było zamówić drinki. Po lewej zaś stały stoliki: mniejsze i większe. W odróżnieniu od barów i pubów, w których Scarlett była dotychczas, miejsce krzeseł zajmowały skórzane kanapy i fotele. Od głównej sali odchodziło kilka korytarzy, pewnie do łazienek i spiralne schody, prowadzące do ekskluzywnych lóż. Chociaż panował półmrok, Skye od razu zauważyła eleganckie kreacje klientów. Kiedy otaksowała wzrokiem swój strój, poczuła się zdecydowanie nie na miejscu. Mogła wcześniej pomyśleć o tym, żeby się przebrać, ale kompletnie jej to wyleciało z głowy. Fioletowowłosa, jakby czytając jej w myślach, pociągnęła ją w jakiś boczny korytarz. Scarlett nie oponowała, tylko mozolnie przeciskała się przez tłum. Dotarły do łazienki.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że to jest taki klub?- spytała Skye z niedowierzaniem przyglądając się pomieszczeniu. Nawet łazienki były tutaj ekskluzywne. Podłogę i ściany pokrywały czarne, matowe płytki. Ramy luster i kabiny były złote. Podejrzewała, że to tylko farba, ale biorąc pod uwagę wygląd całości, nie była tego taka pewna. Pod lustrami ciągnął się rząd marmurowych szafek.- Gdybym wiedziała, nie przyszłabym tutaj w dżinsach i podkoszulku!
- Nie dramatyzuj. Jestem odpowiednio przygotowana- zapewniła demonica, wyciągając z kieszeni kilka malutkich przedmiotów. Szepnęła coś i już miała w dłoniach dwie sukienki. Jedna z nich była krótka, czarna i błyszcząca, na ramiączkach z dużym wycięciem na plecach. Druga była równie krótka, ale złota, mniej obcisła i miała czarny pasek.- Jeszcze mam kilka par szpilek, kosmetyki i trochę biżuterii. Będziemy wyglądały zajebiście!
- Dla mnie jest...?
- Ta złota, oczywiście. Będzie ci pasowała do oczu, jak już je zmienisz. A teraz sio do kabiny i ubieraj kieckę- powiedziała Rory nagląco.
Scarlett posłuchała jej i już chwilę później przyglądała się sobie w lustrze. Złota sukienka leżała na niej doskonale, zupełnie jakby była szyta na miarę. Tak jak druga sukienka miała cienkie ramiączka, ale w odróżnieniu od niej była rozkloszowana u dołu i miała mniejsze wycięcie na plecach. Rory wyszła z kabiny i również wyglądała pięknie w czarnej sukience i wysokich, fioletowych szpilkach. Skye ubrała trochę niższe, czarne szpilki i zrobiła lekki makijaż.
- Wiesz, że pasujesz kolorystycznie do tej łazienki?- rzuciła fioletowowłosa, kończąc swój makijaż fioletową szminką.
- Nie wiem czy powinnam uznać to za komplement.
- Oczywiście, że tak. Przecież to jeden z najlepszych i najdroższych klubów w całym dziewiątym kręgu- odparła Rory takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
- Tylko jest jeden problem... Nie mam pieniędzy.
- W moim towarzystwie nie masz się o co martwić. Zresztą w tej kiecce pewnie nie jeden demon postawi ci drinka. Mój ojciec jest właścicielem, więc pijemy na jego koszt.
Scarlett nie zdążyła nawet jakoś zareagować na tę wiadomość, bo została pociągnięta przez Rory najpierw na główną salę, a potem na spiralne schody. Zastanawiała się jak pijani klienci po nich schodzą albo wchodzą. Przecież nawet ona, całkowicie trzeźwa, miała z tym problem w szpilkach. W końcu weszły do pustej loży z własnym, przeszklonym barkiem i barmanem.
- Mamy całą lożę dla siebie. Niedługo przyjdą moi znajomi razem ze swoimi znajomymi, więc powinnyśmy skorzystać z luzu. Pójdę coś dla nas zamówić, a ty popilnuj nam stolika.
Skye skinęła głową. Po chwili rzeczywiście zeszło się sporo osób i loża już nie świeciła pustkami. Jakiś demon usiadł po drugiej stronie stolika na skórzanej kanapie. W jego oczach tańczyły iskierki radości. Nietrudno było zauważyć, że wypił całkiem sporo.
- Co tutaj robi sama taka ładna dziewczyna?- zapytał, pochylając się nieco nad stołem. Scarlett skrzywiła się, kiedy doszedł do niej jego cuchnący wódką oddech. Jeśli wcześniej mogła mieć wątpliwości, jak dużo wypił, teraz one momentalnie zniknęły. Zastanawiała się jak go spławić.
- Nie przyszłam sama tylko ze znajomymi. Poszli do drinki i zaraz wrócą, więc...
Nie zdążyła nawet dokończyć zdania, bo za nią zadźwięczał głos fioletowowłosej.
- Już jestem, kochanie. Wzięłam nam martini. Lubisz je, prawda?
Demon siedzący naprzeciwko niej zdębiał. Najpierw spojrzał na Scarlett, później przeniósł spojrzenie na Rory.
- Kochanie?- spytał zaskoczony, a potem szybko zaczął się wykręcać.- Emm... Muszę iść... Miałem się z kimś spotkać.
Demon uciekł w popłochu, a Skye i Rory wybuchnęły śmiechem.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. Już dla samego widoku jego miny, zrobiłabym to ponownie.
Fioletowowłosa wzniosła toast, za który chętnie wypiły. Zdążyły opróżnić zaledwie połowę swoich drinków, a zjawiła się trójka demonów. Dwóch trochę starszych chłopaków i dziewczyna. Brunet był ubrany w spodnie garniturowe i białą koszulę. Blondyn miał na sobie cały komplet garniturowy w granatowej barwie. Natomiast demonica miała srebrną suknię z czarną, koronkową górą i głębokim wycięciem na prawym udzie. Do tego miała szpilki i perfekcyjny makijaż. Wyraźnie wyróżniała się w tłumie.
- Nareszcie jesteście. Już myślałam, że mnie wystawiliście. Nie dość, że każecie czekać swojej znajomej to jeszcze wschodzącej gwieździe Piekła- powiedziała Rory.
- Nie mów- mruknął brunet z niedowierzaniem.- To ona? Miło mi cię poznać...?
- Skye- przedstawiła się, uścisnąwszy lekko dłoń bruneta, później blondyna, który wydawał się niemniej zaskoczony i na koniec demonicy o długich do połowy pleców, kruczoczarnych włosach.
- Ja ją nazywam Black, taki skrót od nazwiska- dodała fioletowowłosa, potem dokonała szybkiej prezentacji.
Chłopaki poszli po drinki, a demonice od razu zaczęły plotkować.
- Zamierzasz go dzisiaj poderwać?- spytała Rory czarnowłosej. Ta przewróciła oczami.
- Może. Sama jeszcze nie wiem. Chyba dalej przeżywa ten ostatni zawód miłosny, a ja nie zamierzam być dla nikogo opcją zastępczą.
- Tym bardziej powinnaś spróbować go poderwać. To nie będzie trudne, a do Tiffany nie wróci. Znalazła sobie nowego chłopaka. Chase już jej nie interesuje.
- A co jeśli jej się znudzi i uzna, że wróci do Chase'a, żeby mnie zdenerwować?
Scarlett była znużona tą niezbyt pasjonującą rozmową. Miała poważniejsze problemy niż dramaty miłosne na poziomie szkolnym. Czuła jakby perypetie z Liamem zdarzyły się tysiąc lat temu.
- Ładna sukienka- zwróciła się do niej czarnowłosa.
- Twoja także. Makijaż też masz ładny.
Demonica podziękowała i w tym samym czasie wrócili Chase i Dylan z drinkami. Postawili je na stole, a potem usiedli, sprowadzając dyskusję na ciekawsze tory. Niestety rozmowa w końcu zeszła na temat jej osoby.
- Wszyscy o tobie mówią. To prawda, że jednym piorunem zabiłaś Harolda?
- To była raczej wiązka piorunów, ale zasadniczo tak- przyznała Skye. Nie chciała odpowiadać na kolejne, podobne pytania. Wpadła na pomysł jak się z tego wykręcić, a przynajmniej odwlec je w czasie.- Zaraz wrócę. Muszę iść do łazienki.
Scarlett wstała od stolika i zaczęła przeciskać się do wyjścia. Szukała toalet na piętrze, ale znalazła tylko jedną damską i była ona okupowana przez grupę wytapetowanych blondynek w podobnych sukienkach. Uznała, że lepiej się tam nie pchać i zeszła na dół po spiralnych schodach. Raz omal z nich nie spadła, kiedy jakiś pijany gość ją potrącił. Później oczywiście przeprosił i nawet zaproponował drinka w ramach zadośćuczynienia. Skye odmówiła, bo nie dość, że chwiał się stojąc w miejscu to jeszcze był dwa razy starszy i miał nadwagę. Na dole w końcu znalazła wolną, nie okupowaną przez nikogo łazienkę. Już trzymała dłoń na klamce, chcąc wejść do środka, gdy coś zauważyła, a raczej kogoś. Serce mimowolnie jej przyśpieszyło na jego widok. Ciemnowłosy demon trzymał ręce po obydwóch stronach głowy jakiejś brunetki i pochylał się nad nią jakby miał ją pocałować. Dziewczyna uśmiechała się do niego czarująco, powiedziała coś, czego Scarlett przez odległość nie mogła usłyszeć i pocałowała Matta. Demon bardzo chętnie na niego odpowiedział.
Skye wprost nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Akurat, kiedy zobaczyła go po raz pierwszy od czasu pożaru, całował się z inną. Poczuła coś dziwnego, czego nawet nie chciała interpretować. Przecież jeszcze jakiś czas temu myślała, że on nie żyje. Dodatkowo był nadzwyczaj irytujący i zachowywał się jak dupek.
Już chciała się odwrócić i odejść, ale nagle Matt odsunął się od brunetki. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Scarlett szybko przerwała kontakt wzrokowy i zaczęła z powrotem przeciskać się przez tłum, żeby jak najszybciej zniknąć.
Udało jej się, bo więcej nie wpadła na Matta tego wieczoru.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top