Rozdział 10
Chloe właśnie zmywała świeżą krew z rąk, z ubrania przed momentem się jej pozbyła. Uśmiechnęła się na myśl, jak szybko zmienili, co do niej zdanie. Na samym początku była dla wszystkich nadzwyczaj miła, a przynajmniej póki ktoś jej nie zdenerwował, tak jak tamta dziewczyna. Kiedy Chloe podeszła do niej, przedstawiła się i poprosiła, by na nią głosowała, wyśmiała ją i dodała: Na ciebie? Żartujesz? Nie będę głosować na jakąś głupią, rudą idiotkę, która podlatuje do wszystkich i błaga, żeby na nią głosować. Chloe z wielką przyjemnością tego samego dnia w tajemnej komnacie koło stołówki pozbawiła ją głowy. Oczywiście wcześniej trochę sobie z nią porozmawiała i torturowała. Później, kiedy wyznała, że jest córką Lucyfera wszyscy patrzyli na nią z szacunkiem i lekkim strachem. A kiedy zabiła tamtą dziewczynę, panicznie się jej bali. Teraz już nikt nie będzie śmiał się jej sprzeciwić, a nawet jeśli ktoś spróbuje, demonica dowie się o tym zanim zdąży znaleźć jakiegoś nauczyciela. Miała swoich ludzi wszędzie. Ojciec zawsze jej mówił, że strach jest lepszy niż szacunek i miał całkowitą rację. Istoty dążące władcę szacunkiem mogły zdradzić, chociażby ze strachu o własne życie. Natomiast ci, którzy służyli z powodu strachu mieli mniejsze pole do manewru. Zginąć śmiercią bohaterską w obronie lub misji od władcy albo zginąć z powodu jej niewykonania w straszliwych męczarniach. Wybór wydawał się aż nazbyt oczywisty.
Chloe wyszła z łazienki i skierowała się w stronę odpowiedniej sali, gdzie miała mieć pierwszą lekcję - WIR, czyli wiedzę o innych rasach. W duchu musiała przyznać, że skrót był idiotyczny. Po drodze zaczepił ją demon. Chłopak przestępował z nogi na nogę niepewnie, z wyraźnym zdenerwowaniem. Już wiedziała, że przyniesione przez niego wieści nie przypadną jej do gustu.
-Chloe- zaczął demon.- Powinnaś o czymś wiedzieć.
- Co znowu zrobiłeś?- zapytała córka Lucyfera, krzyżując ręce na piersi i patrząc na niego chłodno. Pod wpływem jej spojrzenia chłopak jeszcze bardziej się skulił.
- Ja nic. Chodzi o Amy. Ale chyba najlepiej będzie, jeśli sama się pochwali- powiedział i skierował spojrzenie na jeszcze bardziej przestraszoną blondynkę po jego prawej, która wlepiła wzrok w podłogę.- Jeśli ty tego nie powiesz to ja to zrobię.
- Po prostu nie chciałam, żeby ktoś cię wydał, Chloe. Rzuciłam klątwę na wszystkich w tym budynku- wyznała Amy, a resztę dodała już szeptem.- Jeśli ktoś spróbuje powiedzieć coś o tej dziewczynie, umrze na atak serca. Oczywiście nie zdąży niczego powiedzieć.
- Co takiego?! Jak mogłaś to zrobić?!- zdenerwowała się Chloe.- To strach miał ich powstrzymywać przed powiedzeniem prawdy, a nie jakaś klątwa! Kto ją rzucił?!
Demonica doskonale wiedziała, że Amy nie byłaby zdolna do tak zaawansowanego zaklęcia rzuconego na tak wiele osób. To już wykraczało poza zwyczajną magię dla pospolitych istot piekielnych, do których zaliczała się blondynka.
- Pewien mag krwi...
Mag krwi?! Czy ona zwariowała?, pomyślała Chloe. Teraz osobiście będzie musiała go w jakiś sposób uciszyć, a w najbliższym czasie nie miała w planach w żadnych morderstw. Władza wymaga poświęceń.
- Imię i nazwisko- rozkazała córka Lucyfera.
- Aloys, ale nie znam nazwiska. Jest bardzo charakterystyczny. Ma białe, ale nie siwe włosy. Zielone oczy i wiele ran pozszywanych zieloną nicią. Na pewno go znajdziesz.
- Zjaw się o północy w tajnej komnacie koło stołówki- rozkazała Chloe tonem nie znoszącym sprzeciwu, ani nawet najmniejszych pretensji.- Popełniłaś błąd i musisz za niego zapłacić. Jeśli nie przyjdziesz, to cię zabiję.
Twarz Amy przybrała wręcz trupio blady kolor, a wzrok z powrotem utkwiła w podłodze. Chloe napawała się tym widokiem. Uwielbiała, kiedy inni się jej bali i byli bezgranicznie posłuszni. Do takiego stopnia, że gdyby rozkazała im przyjść na własną egzekucję, zrobiliby to i jeszcze się ładnie ubrali.
Córka Lucyfera wyminęła demona i Amy, a potem poszła do klasy. Zajęła miejsce z przodu. Po chwili do sali wszedł dość wysoki mężczyzna o przyjaznym spojrzeniu. Miał krótkie włosy ułożone w artystycznym nieładzie poprzetykane pasmami siwizny.
- Jestem profesor Stone. Będę was uczył WIRu. Nie wiem, kto wymyślił tak idiotyczny skrót, ale mniejsza z tym. Przejdźmy do tematu naszych dzisiejszych zajęć. Będzie nim powstanie do dzisiaj istniejących gatunków. Być może jest to dla was banalny temat, ale jest on niezbędny. Nie wyobrażam sobie uczyć tego przedmiotu z pominięciem podstaw. Czy ktoś wie, co się dzieje z ludźmi po śmierci?- zapytał, a w klasie zapanowała cisza. Chloe westchnęła głośno i ostentacyjnie, z nieskrywaną pogardą.
- Po śmierci ludzie zostają podzieleni na duszę i ciało. Ciało zostaje na ziemi, a dusze idą do arbitra, który osądza czy człowiek powinien iść do Piekła czy Nieba. Tym samym wybiera czy zostanie on aniołem, bądź demonem- odpowiedziała znudzona córka Lucyfera. Zastanawiała się jak oni mogli tego nie wiedzieć.- Tak samo jest z kapłankami cienia, wilkołakami, zmiennokształtnymi oraz magami krwi, bo każdy z nich żyje tak samo krótko jak ludzie.
- Właśnie tak powstają anioły oraz demony. Dodam jeszcze, że po śmierci traci się wszystkie wspomnienia, więc można powiedzieć, że jest to dla nich druga szansa. Dobra odpowiedź panno...
- Marquell albo jeśli pan profesor woli córko Lucyfera- oznajmiła z wystudiowanym uśmiechem na pozór miłym, ale kryjącym niewerbalną groźbę. Chciała, aby wiedział z kim ma do czynienia.
- Kim są arbitrowie?- spytał jakiś uczeń.
- Są to istoty pozbawione ludzkich zachowań, nieśmiertelne i żyjące w innym, ukrytym dla wszystkich oprócz nich samych wymiarze. Żyją tylko po to, by osądzać ludzi i istoty, które wcześniej panna Marquell wymieniła- odpowiedział profesor.- Widzę, że nie macie w tym temacie zbyt rozległej wiedzy. Oczywiście poza panną Marquell. W takim razie przejdźmy do magów krwi. Wszystko się zaczęło kiedy pierwsi Przeklęci zostali zesłani poniżej Piekła, byli wściekli. Pragnęli zemsty, dlatego zaczęli eksperymentować na ludziach. Początkowo było to krwawą masakrą, ale jak widać im się w końcu udało i stworzyli nowy gatunek, magów krwi. Podczas pierwszego buntu Przeklęci postanowili się wycofać, bo anioły niemalże przyparli ich do muru. Nie mieli najmniejszych szans na zwycięstwo, ale za to zrobili coś innego, co zaważyło na losach całego świata i czego efekty widać aż do dziś. Wypuścili tysiące magów krwi wśród ludzi. Do dzisiaj ludzie mogą odziedziczyć moc po swoich magicznych przodkach. Przejdźmy do wilkołaków. Są to ludzie, którzy urodzą się podczas pełni i zostaną poddani specjalnemu rytuałowi, podczas którego inne wilkołaki składają księżycowi ludzką ofiarę. Później ją zjadają, a dziecku do gardła wlewają kropkę jej krwi. To barbarzyński proceder, ale tak kiedyś robiono. Teraz gen przekazywany jest z pokolenia na pokolenie- opowiedział profesor, co wywołało różny odzew ze strony obecnych w klasie wilkołaków. Znaczna część po prostu się skrzywiła z niesmakiem. Najwidoczniej nie zdawali sobie sprawy jaką cenę ich przodkowie musieli zapłacić za zmianę w wilka. W świecie nadnaturalym wszystko ma swoją cenę.- Pewnie nie macie ochoty słychać mnie przez całą godzinę. Może ktoś z was powie jak się przemienić w wampira?
- W przeciwieństwie do wilkołaka, wampira można stworzyć w dowolnym wieku. Wystarczy, że wampir pożywi się krwią śmiertelnika, a potem pozwoli mu się napić trochę swojej. W przeciwnym razie człowiek wykrwawia się na śmierć, a krwotoku nie da się w żaden sposób zatamować- odpowiedział uczeń o przenikliwe błękitnych oczach. Na jego ustach gościł figlarny uśmiech. Mówiąc o krwi tylko szerzej się uśmiechał. Najprawdopodobniej był wampirem.
- Bardzo dobrze, panie...
- Curtis.
- Natomiast Kapłani i Kapłanki Cienia są jedną wielką niewiadomą. Nikt nie wie jak powstały. Żyją tak samo krótko jak ludzie. Rodzą się jak ludzie. Ich moce są mieszanką najbardziej niebezpiecznych zaklęć demonów i aniołów. Niektórzy mówią, że stworzyli ich pierwsi Przeklęci, ale nigdy tego oficjalnie nie potwierdzono.
Zaraz po zakończeniu lekcji Chloe podeszła do profesora. Córka Lucyfera nie dowiedziała się na tej lekcji niczego nowego.
- Kiedy będą wybory na przewodniczącą szkoły?- zapytała demonica, specjalnie używając formy żeńskiej.
- Nie będzie przewodniczącego lub przewodniczącej, panno Marquell, tylko rada szkolna. Będzie się składała z sześciu osób, po jednym przedstawicielu z każdego gatunku.
Chloe z trudem powstrzymała się przed komentarzem. To był beznadziejny pomysł, ale kłócenie się z osobą, która na to nie miała wpływu nie miało najmniejszego sensu. Zaraz po lekcjach poszła złożyć wizytę dyrektorowi.
- Dzień dobry Reganie Hallowey. Nazywam się Chloe Marquell. Chciałam dowiedzieć się czy pogłoski, które słyszałam są prawdziwe- odezwała się uprzejmie córka Lucyfera, siadając na machoniowym krześle naprzeciwko biurka wykonanego z tego samego drewna. Z premedytacją zwróciła się do niego imieniem i nazwiskiem. Chciała zobaczyć na jak wiele może sobie pozwolić przy dyrektorze Oxcross.
- Mów mi per dyrektorze, Chloe. Ze względu na zmiany, jakie zaszły w tej placówce w tym roku uważam, że nie byłoby sprawiedliwie wybierać jednej osoby. Inne gatunki mogłyby poczuć się pomijane lub dyskryminowane.
- Ale to tradycja, panie dyrektorze, a tradycji nie powinno się zmieniać.
- Panno Marquell, jeśli przyszłaś tu po to, aby mnie przekonać do zmiany zdania, radzę odpuścić. Nie zamierzam zmieniać decyzji.
- Nie chciałam używać tego argumentu, ale nie dał mi pan wyboru. Jestem córką Lucyfera i mój ojciec się o wszystkim dowie. Chciałam zapytać o jeszcze jedną rzecz. Profesor Stone wspomniał, że w tej radzie będzie sześć osób. To prawda?
- Tak. Sześć gatunków, dlatego również sześciu przedstawicieli.
- Zapomina pan, że w Radzie nie zasiada żaden mag krwi, ponieważ pozbawiono ich praw. Obawiam się, że mój ojciec, Lucyfer może nie być z tego faktu zadowolony. Takie działanie może nakłaniać magów krwi do buntu przeciwko Radzie. Nie uważa pan? A namawianie do zdrady jest według prawa zbrodnią gorszą niż samo uczestnictwo.
- Grozisz mi, panno Marquell?
- Być może. Na pana miejsca jeszcze raz bym to przemyślała.
Chloe uśmiechnęła się i oznajmiła, że musi już iść. Wstała, wzięła torebkę i wyszła. Cieszyła się, że osiągnęła swój cel. Dyrektor z pewnością wycofa przedstawiciela magów krwi ze szkolnej rady. Resztę córka Lucyfera sobie podporządkuje i to ona będzie rządzić Oxcross. Pozostało jej tylko uciszyć Aloysa, ale najpierw musiała go znaleźć. Udała się do swojego pokoju i zamknęła szczelnie, oczywiście magią drzwi. Szepnęła kilka słów w pradawnym języku, trzymając w dłoni kawałek nefrytowej nici. Po chwili zapłonęła ona fioletowym ogniem, a świat zawirował jej przed oczami. Poczuła nieznaczny ucisk w podbrzuszu, a potem otworzyła oczy w nieznanym jej pokoju. Miał taki sam układ jak wszystkie inne w Oxcross. Tylko całe ściany pokrywały pokręcane symbole. Na podłodze było kilka nieznanych jej roślin, a ona sama stała w środku pentagramu. To nie miało tak być, pomyślała córka Lucyfera z lekkim niepokojem. To on miał się teleportować do niej, nie na odwrót.
- To ty jesteś Aloys, prawda?- Chloe przywdziała na twarz maskę chłodu. W żaden widoczny sposób nie dała po sobie znać, że kiełkował w niej niepokój i może coś na kształt odrobiny strachu. Nie była w stanie się ruszyć, zupełnie jakby jej stopy wrosły w pentagram. Białowłosy tylko się zaśmiał. Chloe wiedziała, że to on. Po prostu chciała jakoś zacząć rozmowę. Kogoś tak charakterystycznego nie dało się z nikim pomylić nawet, jeśli opis nie był zbyt precyzyjny. Szwy, białe włosy i zielona nić, oto Aloys.
- Och- mruknął białowłosy, który ugryzł ją lekko w palec i napił się jej krwi.- Córka Lucyfera. Masz taką słodką krew.
- Chloe Marquell- przytaknęła.- Nie czuje się zbyt komfortowo, rozmawiając, kiedy jestem unieruchomiona.
Aloys przesunął jedną ze świec w obrębie pentagramu, a Chloe z ulgą stwierdziła, że nareszcie może się ruszać. Białowłosy uśmiechnął się do niej przez co puściły mu szwy i po brodzie spłynęły mu strużki krwi.
- Ciągle to samo- westchnął i wyrwał szwy z kącików ust. Chloe zapamiętała sobie, że fizyczne rany nie robią na nim wrażenia.- Po co próbowałaś mnie teleportować?
- Chciałam z tobą porozmawiać. Amy Collins poprosiła cię byś rzucił pewną klątwę. Czy mógłbyś ją zdjąć?
Początkowo córka Lucyfera zamierzała go zabić, ale on nie był zwykłym magiem. Szczerze to nawet nie była pewna czy zdołałaby go zabić. W białowłosym było coś niepokojącego imię chodziło tylko o wygląd.
- Tak- odpowiedział natychmiast i się zaśmiał.- Jednak cena ci nie spodoba, córko Lucyfera. Musiałbym złożyć ofiarę z twojego życia.
Chloe nawet w najmniejszym stopniu się nie podobało, że Amy pozwoliła, aby Aloys miał w rękach jej życie. Jednocześnie poczuła swego rodzaju respekt wobec białowłosego. Musiał mieć naprawdę potężną moc, żeby coś takiego zrobić.
- Rozumiem- powiedziała demonica.- Czyli nic tu po mnie. Mam nadzieję, że nie wykorzystasz tego przeciwko mnie? Skoro do rzucenia klątwy nie byłam ci potrzebna, mniemam że do zdjęcia jej również.
Chloe już była przy drzwiach, kiedy usłyszała słowa Aloysa.
- Jesteś tylko nieświadomym pionkiem w grze Pana Ciemności córko Lucyfera- zaśmiał się białowłosy.- Pan Ciemności nie potrzebuje mojej pomocy, aby cię zabić.
- Nie jestem pionkiem, ale królową. To nie jest gra Pana Ciemności, a gra o władzę i życie.
Chloe nurtowało jedno pytanie; kim był Pan Ciemności? Postanowiła, że zapyta się o to ojca przy najbliższej okazji, a teraz musiała iść ukarać Amy. Zbliżała się już północ. Zamierzała dzisiaj użyć niezwykle bolesnej metody tortur. Kiedy weszła do tajnego przejścia, Amy już na nią czekała. Była blada jakby z jej twarzy odpłynęły wszelkie kolory i nie potrafiła spojrzeć jej w oczy. Była sama.
- Nigdy więcej nie rób nic bez mojej wiedzy- powiedziała córka Lucyfera, a w jej dłoni pojawił się fioletowy płomień. Chloe z radością patrzyła jak Amy z czystym przerażeniem wpatrywała się w płomień.
- Nie, proszę. Będę posłuszna- błagała Amy, ale nic jej to nie dało. Chloe nie uznawała czegoś takiego, jak litość. Cisnęła w nią fioletowym płomieniem. Dziewczyna krzyczała z bólu. Ogień w sekundę ogarnął całe jej ciało. Jej skóra robiła się coraz bardziej czarna i zwęglona. Gałki oczne rozpłynęły się i skapywały na posadzkę. W powietrzu zaczął się unosić zapach spalenizny. Chloe wyszeptała odpowiednią inkantację, a płomienie zgasły, ukazując ledwo żywą, w całości poparzoną Amy z okropnymi dziurami w miejscu oczu. Wyglądała okropnie. Córka Lucyfera wyszeptała jeszcze kilka słów i wszystkie oparzenia Amy zniknęły.
- Dz-dziekuję- mruknęła Amy ze łzami w oczach.- Nigdy cię już nie zawiodę. Obiecuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top