Rozdział dwudziesty piąty - USA kontra ZSRR


NRD bawił się na podłodze, gdy ZSRR przenosił dziwne rzeczy na zewnątrz willi. Wielką drewnianą balię. Węża. Kostki lodu. Pływające zabawki. 

- Co ty wyrabiasz? - Ameryka patrzył się na to zdziwiony. Stanął niedaleko i oparł rękę na biodrze. - Lubisz się bawić? Rosja...nie mamy psa. - mruknął. - Przestaniesz tak ganiać? ADHD dostaję! 

- Ty już masz, a nie ,, dostajesz" - burknął ZSRR. - I nie chodzi o żadnego psa. Chodzi o NRD.

- NRD to nie pies. 

- No przecież wiem!

- Sobakaaaa! - Chłopięc upadł na plecy.

- ...

- no co? Uczę go rosyjskiego...

- Ale od tego słowa?!

- A co, zabronisz? Poza tym skąd znasz co to znaczy? - ZSRR wziął się pod boki. - Na co ci mój język? Chcesz szpiegować?! Własnego sojusznika?!

- Nie chcę! Kto ci naopowiadał tych bzdur?! - warknął Ameryka. - Chcę tylko, żebyś pamiętał, że nie jesteś jedynym zwycięskim państwem! A jesteśmy na moim terenie, więc przestań się szarogęsić! Rozmawiamy w języku zrozumiałym dla wszystkich, a nie po swoim!

- Jedyną osobą, która się szarogęsi w tym domu, to jesteś ty! - syknął ZSRR, mrużąc oczy.

- BO TO MÓJ DOM! - wrzasnął Ameryka. - Tak trudno to zrozumieć?!

- Rozumiem. W takim razie spadam stąd. - mruknął Rosjanin, biorąc pod pachę od razu NRD, który wymachiwał nóżkami, zaciekawiony tą zmianą pozycji.

- Ale...jak...co? - Ameryka zdębiał.

- No wychodzimy. - wzruszył ramionami komunista. - Coś źle usłyszałeś? Nie chcecie mnie tu, a ja nie chcę przebywać z wami. Przecież to najlepsze rozwiązanie. 

- Ale myśmy nawet nie uzgodnili co robimy z tymi dziećmi! 

- Ja biorę jednego. To już ustaliliśmy. 

- No tak, ale...jeszcze nie spisaliśmy umowy, ani nic. 

- Co ci tak zależy?! To tylko głupia papierkowa robota. 

- Ale reszta aliantów mnie zabije...

- Niby czemu?

- Bo jesteś...oprócz mnie rzecz jasna, najsilniejszym aliantem. - przyznał niechętnie wujek Ben. - Okej?! Nie każ mi tego powtarzać. 

- Heh. - uśmiechnął się złośliwie ZSRR. - No proszę. Wielki Ameryka prosi mnie bym został. Chyba cuda noworoczne się dzieją.

- Nie mamy nowego roku. - burknął USA. 

- No i? - wzruszył ramionami komunista. - dobra... zostanę z wami, póki nie podpiszemy umowy. Ale liczę, że to będzie tydzień. - zbliżył twarz do Ameryki i zawarczał. - Rozumiemy się?! 

- Każdy ma swoje sprawy...- mruknął niepewnie USA. - Nie wiem kiedy się zbierzemy...

- WYKONAĆ! 

Gruby kraj uciekł, a raczej potoczył się jak hamburger w kierunku reszty. 

Rosjanin został sam z połówką Rzeszy. Ten wymachiwał kończynami w powietrzu i łapał latający w powietrzu kurz. 

- Idziemy cię hartować. - odparł wysoki kraj, uśmiechając się dość mrocznie. - I liczę że twój organizm okaże się pojętny.

- ? - NRD przekrzywił głowę. 

- Nieważne. Sam zaraz zobaczysz. - odparł swobodnie ZSRR i niosąc chłopca, wyszedł z nim na zewnątrz. 

Dzieciak się śmiał, dla niego to była zabawa. Do czasu

ZSRR 

Nie

Opuścił

Go

Do

Balii

Pływajacym 

Lodem.

I to w ubraniu! 

- Łaaaaaaa! - chłopiec zaczął wrzeszczeć jak dziki.

Z domu przybiegła cała grupa. 


//Hejka! Przepraszam, że tak długo wyszło czekanie na ten rozdział.

~MadokaAi 

15.01.2025 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top