9. It's been a hard day's night
NORA
Wczesnym rankiem zwlekam się z łóżka i ledwo przezwyciężam chęć ponownego przytulenia się do poduszki. Nadal czując się bardziej zombie niż człowiekiem, paroma wprawionymi ruchami związuję włosy na czubku głowy, a po przepłukaniu twarzy wodą, wklepuję krem oliwkowy w przesuszoną skórę. Parę razy mijam się z ojcem w czasie poszukiwań jakiejś szmaty do podłogi. Nic nie mówi, uparcie mnie ignoruje, poprawiając mankiety koszuli.
Zaraz po trzaśnięciu drzwi, które oznajmia jego wyjście, biorę się do roboty. Na czas sprzątania wolę nie myśleć o niewiadomych, przed którymi postawiła mnie babcia, bo tylko by mnie rozpraszały. Zakładam słuchawki na uszy i włączam piosenkę jedynego zespołu, który nie wywołuje u mnie bólu głowy. The Beatles.
It's been a hard day's night
And I've been workin' like a dog
It's been a hard day's night
I should be sleepin' like a log*
Macham mopem na lewo i prawo, coraz mniej dotkliwie czując pulsowanie w okolicy prawego ramienia. Wszystko się niemal pogoiło. Był na to czas, szczególnie kiedy nie chciałam wychodzić z domu. Po każdym załamaniu, dojście do siebie przypomina wspinaczkę na najtrudniejszym szlaku górskim. Co chwila jakiś kamień usuwa mi się spod stopy i jestem narażona na upadek. Potrafię wstać i wykonać obowiązki bez mrugnięcia okiem, ale większość dnia spędzam przykuta do łóżka. Wtedy dotkliwiej niż kiedykolwiek męczy mnie przeświadczenie, że dla ojca jestem rozczarowaniem. Pomimo moich starań, on potrafi zobaczyć tylko moje wady i nie umie odpuścić. Mam być chodzącym ideałem córki, cyborgiem. Nie wiem czego jeszcze ojciec ode mnie oczekuje. Postrzega mnie jak coś, co koniecznie trzeba naprawić, zlikwidować usterki kosztem czego? Relacji? Uczuć? Normalnego życia?
Szkoda, że perfekcyjne wersje nie istnieją. Przekonałam się o tym jakiś czas temu, widząc jak bardzo zależy Michałowi na ulotnej popularności i aprobacie. To rysa na lustrzanej masce, która nie przepuszcza niczego. Michał chce coś sobie udowodnić, ale nie wiem jeszcze co. Do tej pory miałam wrażenie, że popularni ludzie w dzieciństwie ulegli jakiejś mutacji, która pozwala odnaleźć im się w szkolnej dżungli. Znaleźć tę tajemniczą siłę co sprawia, że wystąpienia przed tłumem stają się błahostką, a wygląd każdego dnia jest idealny. Jednak każdy, kto lśni w świetle reflektorów ma więcej do ukrycia niż nędza, szara mysz stojąca w cieniu. Tak samo jak postać młodego chłopaka ze zdjęcia, która nie daje mi spokoju.
Schylam się, by przesunąć buty spod szafki, ale nie pozwala mi na to posiniaczone kolano. Jestem pewna, że ojciec uderzał na chybił trafił. Byle dać upust rozczarowaniu do co mojej osoby.
Przestanie boleć. W końcu kiedyś musi. Tak jak świt nie trwa cały ranek, ulewa nie trwa cały dzień**, tak i to przeminie.
Staram się nie winić ojca, choć nikt inny mi tego nie zrobił. Mimo szlachetnych chęci i idiotycznych pobudek, nie potrafię darzyć szacunkiem człowieka jego pokroju. Po prostu nie umiem. Jest dla mnie jak konieczność. Na razie nie mogę zrobić nic, by się wydostać.
Nikt więcej nie wchodzi mi w drogę. Mama już dawno jest w szpitalu i opiekuje się pacjentami, a Oliwia wyrabia swoje jedenaście godzin snu. Po raz enty tego poranka, mój telefon rozświetla się na blado-niebiesko, obwieszczając nadejście wiadomości. Po raz enty go ignoruję. Nie mam ochoty na obcowanie z ludźmi. Wystarcza mi talerz z ciastem malinowym, które cudem uchowałam w odmętach lodówki.Słyszę ciężkie człapanie w korytarzu, więc jestem gotowa, by chronić kawałek słodkiego cudu własnym ciałem.
- Pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy zaraz po przebudzeniu było wydłubanie ci oczu widelcem, bo i tak nie zwracasz uwagi na swój cholerny telefon. - warczy Oliwia, przecierając twarz rękawem. Ciemne loki z wczoraj praktycznie zniknęły, pozostały po nich jedynie fale, które po nocy wyglądają raczej na wzburzony ocean podczas sztormu. Chyba nawet dostrzegam tonący statek. - Może po prostu rąbnij nim o ścianę, a wszyscy twoi wielbiciele będą dzwonić do mnie? Oh, zapomniałam. Już to robią - z trzaskiem kładzie przede mną swoją komórkę. Ledwie zdążam dostrzec pięć nieodebranych połączeń, a telefon znów zaczyna wibrować.
Oby nie Michał, oby nie Michał. Znowu marnowałby tylko swój czas. Zerkam ukradkiem na ekran.
Ciocia.
Wcale nie wylosowałam lepiej.
- Strasznie jesteś marudna tego ranka. Lepszym pomysłem - zaczynam, powoli podnosząc się z taboretu - byłoby wyrzucenie OBU komórek przez okno i rozkoszowanie się błogą ciszą.
- Powaliło cię?! - Oliwia wyprzedza mnie o nanosekundy i chwyta urządzenie przede mną.
- Odpuść, żartowałam. Chociaż akurat mój Samsung by to przeżył.
- Musisz być bardzo dumna z posiadania cegłofonu - powątpiewa. - Zrób coś z tym - wskazuje na telefon i wraca do siebie. W jej oczach czai się niema groźba.
Ponieważ wczoraj nie miałam możliwości skorzystania z łazienki, wymykam się po cichu z zamiarem zajęcia prysznica na caluśką godzinę. Nawet głos takiego wyjca jak ja, brzmi dobrze kiedy znajduję się w kabinie. Chociaż nie umiem śpiewać, przynosi mi to ulgę i uwalnia od stresu.
Zamiast tego, w głowie przewracają mi się różne wątki, jak na przykład stosik albumów, który niebezpiecznie zaczął przechylać się w stronę krawędzi parapetu, wspomnienie lekceważenia, jakim obdarzył mnie Adrian czy przepis na to przecudne ciasto. Pomieszanie z poplątaniem, ale jednak wszystko z sensem i logiką.
Wydaje mi się, że przed końcem wakacji nie będę miała wielu osób, z którymi mogłabym szczerze porozmawiać. Nigdy nie chwaliłam się popularnością, ale do tej pory miałam przynajmniej ciocię i nadzieję na nić porozumienia z Michałem, która została przerwana przez nas oboje. A Oliwia? Wieczorem, kilka dni temu, gdy potrzebowałam wsparcia, dała mi może tabletki, ale nie dostałam zrozumienia.
Wszystkich powoli krzywdzę i nie wiem kto ile jeszcze wytrzyma. I czy ktoś ze mną zostanie. Kiedy wychodzę spod prysznica, moich uszu dobiega amatorskie pobrzdąkiwanie na gitarze. Gra może żółtodziób znający cztery akordy, ale śpiewa osoba pełna emocji.
Useful things comes with terrible fear,
must watching this spectacle all my life
I'm too near, I'm too near.
Wondering how it would be,
if there would be another men,
if there would be another chance.
W myślach dodaję własne słowa.
Mistake which she has made,
it ruined my life and mind,
forced to do things I don't want to,
kill my soul with a loud boom.
___________________
*The Beatles - A Hard Day's Night
** tłumaczenie z piosenki All Things Must Pass, The Beatles - " Sunrise doesn't last all morning
A cloudburst doesn't last all day".
Powiem wam, że mimo iż w tym rozdziale w sumie nic szokującego się nie zdarzyło, okropnie podoba mi się co natworzyłam i jestem z siebie nieziemsko dumna ^^. Uprzedzam, że nie jestem specem od pisania piosenek, szczególnie po angielsku, więc jeśli ktoś wypatrzył błąd albo literówkę, dajcie znać, na pewno poprawię. Byłoby super, gdybyście odezwali się od czasu do czasu w komentarzu, to niezwykle motywuje ^^
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top