3. W pełni świadomie i kontrolowanie
NORA
Ten chłopak ma naprawdę wielki tupet. Mijają jakieś cztery dni od naszego pierwszego spotkania, a on zdążył powstrzymać mnie przed pobiciem Sandry, dał mi nadzieję na pomoc, zaproponował spotkanie, dał kosza i rozpił moją siostrę na nieodpowiedniej dla niej imprezie. Jestem tak wkurzona, że niemal nie pamiętam drogi do domu Michała. Wiem tylko, że biegłam. Bardzo szybko. Wszystko było zamazane i ledwo omijałam przechodniów, którzy wybrali się na wieczorny spacer. Do celu dotarłam zdyszana i spocona, na pewno nie wyglądałam specjalnie atrakcyjnie, a na stówę nikt nie powiedziałby, że właśnie lecę na imprezę. Nawet, jeśli po to, by odebrać siostrę, której urwał się film.
- Przecież ona skończyła dopiero drugą klasę gimnazjum! - ostatni wyraz mówię głośno i dosadnie, żeby moje słowa w końcu do niego dotarły.
- Przecież nic się nie stało - chlapie Adrian, który przyleciał od razu po moim przyjściu, a Michał rzuca mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Tak, nic się nie stało oprócz tego, że jest ZALANA W TRUPA! A ja będę musiała odeskortować ją w tym stanie do domu. Dopowiesz sobie resztę? - syczę, zaciskając pięści.
- Nora, to był jeden raz kiedy się tak przy nas upiła. Zwykle bawi się na trzeźwo - najwyraźniej Adrian robi za prywatnego adwokata Oliwii.
- TEN JEDEN RAZ TRWA DWA DNI! Dlaczego nie zadzwoniliście wcześniej?! - Nagle rozumiem. - Oh, czyli bywa tu regularnie, tak? Na każdej piątkowej imprezie?! Imprezie dla licealistów! Zwariowaliście do reszty? Rozumiem, że jest niewiele młodsza, ale jednak wy jesteście pełnoletni, a ona nie! Upijanie małolat jest przestępstwem - marszczę nos, dając znać, że brzydzi mnie ich zachowanie.
Michał próbuje powstrzymać chłopaka przed wypowiedzeniem kolejnych słów. Stara się zwrócić jego uwagę na jakąś brunetkę przechodzącą obok, która kokieteryjnie kołysze biodrami. Adrian jest niewzruszony. Stoi przede mną w niedbałej pozie i próbuje wmówić, że moja siostra wręcz powinna kosztować alkoholu z obcymi ludźmi w każdy piątkowy wieczór.
Coraz trudniej się tu rozmawia. Blokujemy przejście do stolika z jedzeniem, więc ludzie zaczynają się niecierpliwić. Zwłaszcza, że większość jest pijana i rozdrażniona samą obecnością nieproszonego gościa, który zakłóca im dobrą zabawę.
- Czepiasz się. Przede wszystkim gadasz jak moja matka. Jakbyś nigdy nie spróbowała piwa.
- Nigdy - powtarzam, krzyżując ręce na piersi.
- Wódka?
- Nie.
- Tequilla?
- Tym bardziej.
- Chociaż nalewka?
- Prawie, ale nic z tego.
Adrian szeroko otwiera oczy. Zastanawiam się czy nie wyrósł mi drugi nos, bo patrzy na mnie jak na szaleńca.
- Michał, gdzie znalazłeś taką cnotkę? Przecież ona w życiu nie piła! Dziewczyno, musisz mieć smutne wspomnienia. Trzeba korzystać z życia! Bawić się! Rodzice trzymają cię pod kluczem każdej nocy? - rechocze. - Trzeba to naprawić. Hej! Sandra! Przynieś nam trzy porcje tego cuda!
Jeszcze jej tu brakowało. Mogę przysiąc, że jeśli i ona przyleci żeby ponabijać się z mojego życia, dzbanek z różowym płynem wyląduje na jej głowie.
- Stary, jeśli nie chcesz żeby doszło do rozlewu krwi, lepiej jej tu nie przysyłaj - mówi cicho Michał, wbijając we mnie wzrok. Nie dziwię mu się. Z całej siły zaciskam szczękę i próbuję opanować fale złości, które chcą się ze mnie wydostać. Chyba trochę się trzęsę.
Adrian posyła przyjacielowi zdezorientowane spojrzenie, a potem odsuwa się ode mnie o krok jakbym była czymś obrzydliwym. Dotknij patykiem i zobacz czy się rusza. Czuję się upokorzona.
- Sam przyniosę - wskazuje za siebie.
- Wszystko gra? - Michał podchodzi bliżej i kładzie mi rękę na ramieniu, gdy tylko Adrian znika w tłumie - nie chcę żebyś tu wybuchła. Wiesz, że plotka rozniesie się raz-dwa i oboje nie będziemy mieli życia w szkole. Szczególnie, że zaczynasz liceum. Czysta karta.
Dobrze wiem, że nie troszczy się w tej chwili o moją reputację.
Kręcę głową.
- Nie, to ty nie będziesz miał życia. Ja od dawna go nie mam. Odkąd przekroczyłam próg tej pieprzonej szkoły i wdałam się w pierwszą bójkę. Chociaż wątpię, żeby zaczęli o tobie plotkować. Za bardzo kochają twoje pieniądze.
Zaciska warki w prostą linię i ignoruje moje docinki.
- Widzisz? - przemawia jak do niegrzecznego dziecka. - I w jakim celu?
Przyglądam się mu, zastanawiając się, którą obelgę mam wybrać. Michał przeciąga się, jakby cała ta sytuacja nie miała żadnego znaczenia. Napina umięśnione ramiona i niemal słyszę jak wszystkie dziewczyny w sali wstrzymują oddech, podziwiając ten "cud". Śmieję się w duchu.
- Wiecie - Adrian wynurza się z tłumu spoconych ciał i wyciąga w moją stronę rękę z kubkiem. Nie biorę go. - Kiedy nalewałem wam trochę tego niebiańskiego napoju - podnosi plastikowe naczynko, by zademonstrować - przyszła mi do głowy jeszcze jedna wersja. Jesteś zazdrosna...
- Adrian, przestań - syczy Michał.
- ... o swoją siostrę. Podczas całego gimnazjum nie zostałaś zaproszona ani razu na żadną imprezę i prawdopodobnie spędzałaś piątkowe popołudnia samotnie z nosem w podręczniku, podczas gdy Oliwia korzystała z życia. Była na każdej imprezie - unosi brwi - i zajebiście się bawiła!
Popycham go w pierś, a przez chwilę zaskoczenia oba kubki wypadają mu z rąk, rozbryzgując napój dookoła nas.
- Słuchaj mnie, kretynie - warczę, przyciągając go za materiał koszulki tak, że niemal stykamy się nosami. Nie widzę w jego oczach lęku, jest co najwyżej zaskoczony i zdezorientowany nową sytuacją. Gdyby chciał mógłby z łatwością mnie odepchnąć, ale tego nie robi. - Nie będziesz osądzał mojego życia, bo nie wiesz co się w nim dzieje. Ostatni raz słyszałam od ciebie coś, co mnie w jakikolwiek sposób obraża - cedzę przez zaciśnięte zęby. Szwy jego poplamionej koszulki jęczą. - Nie jestem zazdrosna ani o nią, ani o kogokolwiek innego. Zajmij się swoim cuchnącym tyłkiem zamiast mnie obrabiać.
Jestem bardzo skupiona. Wychwytuję najmniejszy szmer ze znieruchomiałego tłumu, słyszę miarowe buczenie z komputera ustawionego na parapecie i głośników obok, czuję jak zawartość kubka spływa mi po dekolcie. Odpycham chłopaka od siebie i zataczam się lekko w tył. Michał zgrywa troskliwego kolegę. Dziewczyny, przyglądające się całej scenie rozpływają się nad nim i posyłają mi ostre jak sztylety, wredne spojrzenia kiedy chłopak łapie mnie w talii.
- Co ty robisz? - do tego stopnia zmienia swój stosunek do mnie, że na chwilę zapominam o złości. Wydawać się może, że Michał stał się na parę minut... opiekuńczy.
Gładzi mnie po plecach i mówi cicho, ale na tyle wyraźnie, by wszyscy zrozumieli:
- Już wszystko dobrze, nie musisz się bać...
- Chyba sobie jaja robisz. O czym ty mówisz? - odchylam się jak najmocniej. Nie chcę czuć jego oddechu na karku. Kiedy przyciska mnie mocniej do siebie, krzyczę: - Spieprzaj!
Wyrywam się i ruszam przed siebie w poszukiwaniu Oliwii. Powinnyśmy obie zniknąć z tego miejsca jak najszybciej.
- Powinnaś się kontrolować - krzyczy za mną.
Zatrzymuję się gwałtownie jakby trafił mnie grom z jasnego nieba. Podchodzę i policzkuję go z całej siły, a potem syczę:
- To było w pełni świadome i kontrolowane.
Potem przedzieram się przez tłum, ignorując szczypanie pod powiekami. Kiedy się denerwuję zwykle tak to ze mnie uchodzi. Nie ryczę w poduszkę, ale zdarza się, że "uronię parę łez" z nadmiaru emocji. I trzęsą mi się dłonie. Zawsze.
Kiedy zauważam siostrę, leży na kolanach dwóch chłopaków na kanapie w odległej części pomieszczenia. Oni rozmawiają między sobą, nie pozwalając jej spaść na podłogę. Kojarzę tych gości ze szkoły. Są ode mnie rok starsi i, jeśli się nie mylę, to bracia cioteczni. Mają naprawdę dużą rodzinę. Chłopak z czarną grzywą po prawej, podtrzymujący głowę Oliwii ma łagodne, delikatne rysy. Nie dziecięce, ale takie nad którymi można się rozpływać. Z krzywym uśmiechem odpowiada na pytanie swojego brata - bruneta o kwadratowej twarzy i małym nosie. Podchodzę do nich z rękami w kieszeniach.
- Cześć - witam się z nadzieją, że nie widzieli zajścia. - Chyba możecie już mi ją przekazać.
Przełykam gulę w gardlę i nakazuję sobie zostawić to wszystko. Nie myśleć o tym. Choć nie zawsze mi się to udaje, ciągle próbuję.
Brunet patrzy na mnie z powątpiewaniem. Dostrzegam bruzdy na jego czole, gdy marszczy brwi.
- Kim jesteś?
- Jej siostrą. Mamy takie same nosy po mamie. Zobacz - kucam przed nimi, jednocześnie nie wierzę, że to robię. Tak dużo się dziś zdarzyło i chyba potrzebuję trochę komizmu, żeby to wszystko przetrwać.
- Rzeczywiście - mówi brunet po chwili obserwacji. - Jesteście całkiem podobne.
Czarnowłosy chłopak pochyla się do mnie na tyle blisko, że mogę zobaczyć zmarszczki w kącikach jego oczu. Uśmiecham się.
- Ładne oczy. Nie widziałem nigdy sióstr, które mają aż tak różne spojrzenie - mówi i wraca na swoje miejsce. - Słyszałem o tobie. Chyba nie masz dobrej reputacji. Sądząc po tym co o tobie mówią.
- Myślałem, że nie jesteś tak... miła - przyznaje brunet.
Wzruszam ramionami, a głupawy uśmieszek nie chce zejść z mojej twarzy. Staram się go ukryć.
- Dzięki. Znaczy, za komplement. Ten dzień był tak zakręcony i kompletnie negatywny, że chyba muszę się trochę pouśmiechać. Ale mam robotę do wykonania - kręcę głową, wbijając wzrok w Oliwię. - Widzieliście? - wskazuję za siebie.
- Słyszeliśmy trzask. Komu przyłożyłaś? Gospodarzowi? - czarnowłosy obdarza mnie uśmiechem. - Należało mu się już dawno.
- Michałowi? Chwila - mrużę oczy - najwyraźniej za nim nie przepadacie, ale siedzicie na jego imprezie, jesteście trzeźwi i pilnujecie mojej uchlanej siostry chociaż nic nie jesteście nam winni. Podchodzę do was, wyglądam pewnie gorzej niż pijana Oliwia, a wy rozmawiacie ze mną, uśmiechacie się do mnie i nie macie wrażenia, że zaraz któremuś przyłożę. Skąd się urwaliście? - pytam całkowicie poważnie.
- Wymieniłaś chyba wszystko. Nie wszyscy licealiści żyją wódką, laskami i imprezami - śmieje się brunet. - Na serio. Nie przepadam za tym towarzystwem, ale jak mus to mus. Musiałem przywieźć siostrę i nie opłacało mi się wracać do domu, skoro i tak musiałbym po nią przyjeżdżać. Więc celebruję chwilę - rozkłada ręce, wywołując u mnie wybuch śmiechu.
- No tak. Jest strasznie uparta. Wydaje mi się, że jej matką tak naprawdę jest Meduza, a ojcem Hades, że została przez nich porzucona i przygarnęli ją rodzice Błażeja - kuzyn bruneta znowu się szczerzy. Ciekawe czy kiedykolwiek jest smutny.
- Naprawdę miło mi się z wami rozmawia, ale muszę zabrać ją do domu - wskazuję na Oliwię. - Dzięki wielkie, że jej przypilnowaliście. Nie musieliście tego robić.
- Nie ma sprawy. Kiedy moja siostra nie została dopilnowana i zrobiła okropne głupstwo...
- Błażej - upomina go kuzyn - Nora musi już iść.
I choć normalnie zabrzmiałoby to niegrzecznie, nie ma w tym ani krzty chęci obrażenia mnie. Chłopak doskonale zinterpretował moją zmęczoną minę. A może po prostu wzbudziłam w nim litość? Jakby nie patrzeć, jestem spocona, brudna i upokorzona.
Chłopak delikatnie sadza Oliwię. Jest kompletnie bezwładna. Głowa buja jej się we wszystkie strony, na jej twarzy błądzi senny uśmiech.
- Może ci pomogę? - oferuje się. - Nie wiem czy dasz radę ją przetransportować.
W normalnych warunkach odrzuciłabym propozycję, ale czuję się wypompowana.
- Mógłbyś? - Nie mogę uwierzyć, że ktoś naprawdę chce mi pomóc. Przez całe swoje życie raczej przywykłam do tego, by radzić sobie sama i nie oczekiwać empatii od innych. Zostałam wychowana tak, żeby być samowystarczalną. - Nie chcę nadużywać...
- Chętnie pomogę - wcina mi się w zdanie.
- No... okej.
- Zajmę ci miejsce! Nikt tu nie usiądzie, Artur, obiecuję! - krzyczy za kuzynem Błażej, gdy odchodzimy dźwigając Oliwię.
Schodzimy ze schodów w ciszy. Nie jestem pewna ile tego dnia będę jeszcze w stanie znieść. Czuję się kompletnie wycieńczona - zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Mam ochotę tylko wejść pod miękką kołdrę, nałożyć słuchawki na uszy i posłuchać Stones'ów, popijając ciepłą kawę zbożową.
Artur pomaga mi posadzić Oliwię na ławce w przedpokoju. Kiedy udaje mi się znaleźć sweter siostry wśród stosu innych okryć, chłopak cofa się w kierunku schodów. Myślę, że to już koniec dobroci i chcę mu grzecznie podziękować, kiedy mówi:
- Odwiozę was. Tylko skoczę po kluczyki - i już go nie ma. Wbiega szybko na górę, znika za zakrętem.
- Skąd urwał się ten gość? - mruczę do siebie, potrząsając opartą o ścianę Oliwią. - Nie zna mnie, a zrobił już dla mnie tyle co nikt inny przez całe moje życie. I co, nic nie powiesz? - klepię ją po policzku. Mogłaby się już obudzić i nie sprawiać zmartwień. Mam z lekka dosyć, że wszystko zwykle uchodzi jej na sucho. Tym razem pewnie będzie tak samo.
Korytarzem przebiega rozweselona para i znika za drzwiami na przeciwko. Wzdycham. Jestem ciekawa co o tym wszystkim sądzą dziadkowie Michała.
- Mogłabyś raz dostać ochrzan - szepczę do siostry. Powinnam zacząć się leczyć. Rozmawiam z nieprzytomną, w dodatku źle jej życzę. To do mnie niepodobne. Niedługo wezmę ślub z niewidzialnym mężczyzną, albo zostanę starą panną z dwunastką niewidzialnych kotów. Pięć z nich byłyby rasy Ragdoll. Zawsze o takich marzyłam.
Skoro Oliwia uparcie mnie ignoruje, wyciągam z kieszeni telefon i wybieram numer mamy. Zawsze lepiej dzwonić do tego łagodniejszego rodzica.
- Nora, nie ma nas w domu, jeśli jeszcze nie wróciłaś, zatrzymaj się u cioci, bo razem z tatą szukamy Oliwii. Mówiła ci, gdzie poszła?
- Znalazłam ją - mówię, układając w myślach nową wersję wydarzeń.
- O mój Boże, Alek! Nora ją znalazła - ulatuje z niej napięcie, po trzech sekundach słyszę jak płacze z ulgi. Tę umiejętność mama przekazała Oliwii. Obie umiały rozpłakać się wodospadem łez w ciągu nanosekundy. - Co z nią? Gdzie była? Jest bezpieczna? Gdzie jesteście, przyjdę po was!
- Nie martw się, nic jej nie jest - widzę nowego kolegę schodzącego ze schodów z kluczykami w dłoni i pośpiesznie dodaję: - Po zakupach zabawiła u tej... - jak nazywała się ta jej przyjaciółka? - u Martyny. Źle się potem poczuła, więc została na noc, nie chciała was martwić.
Artur siada obok mnie i kręci głową z zawadiackim uśmiechem.
- Nie wolno kłamać - odczytuję z ruchu jego ust. Pokazuję mu język.
- Ale się martwiliśmy! Już do was idę, powiedz jej.
- Aneta, daj jej spokój - słyszę głos ojca w tle. - Oliwia jest prawie dorosła i może zadbać o siebie.
O tak, wspaniale o siebie zadbała. A do dorosłości brakuje jej trzech lat, plus cztery dla pewności.
Chwilę rozmawiają między sobą, a ja oddycham z ulgą. Mama kupiła wymówkę.
- No dobrze - w końcu ulega. - Ale daj mi ją do telefonu, chcę z nią porozmawiać o tym zniknięciu.
Wytrzeszczam oczy i szukam pomocy u chłopaka. Przykłada złożone dłonie do boku głowy i przechyla ją na jedną stronę.
- Śpi! - wykrzykuję trochę zbyt entuzjastycznie. Natychmiast się poprawiam. - Chrapie jak słoń.
- No dobrze - powtarza, zupełnie pokonana. Słyszę, że nadal się martwi, ale nie mam serca powiedzieć jej w jaki stan wpędziła się jedna z jej córek. Dostałaby chyba zawału. - Kiedy wrócicie?
Wstyd przywieźć do domu kompletnie zalaną siostrę. Nawet nie potrafię wyobrazić sobie reakcji rodziców. Chwilę zastanawiam się co z tym zrobić, wodząc wzrokiem po suficie. Nagle przychodzi mi do głowy wręcz idealny pomysł.
- Będziemy jutro rano, mamo. Nie martw się, jest w dobrych rękach. Polepsza jej się.
- Świetnie - mówi bez krzty wesołości w głosie. Domyślam się, że tym razem Oliwia jednak przesadziła i jeśli nie ojciec, to mama rozmówi się z nią następnego dnia.
Uśmiecham się.
- Do jutra - rzucam i rozłączam się szybko. Czasami dobrze jest mieć w ojcu sojusznika. Nawet jeśli tylko na chwilę.
- O mój Boże - wzdycham, opieram głowę o ścianę. - Ostatni raz ją kryję. To ponad moje siły, szczególnie dzisiaj.
- Chyba musisz kontynuować przedstawienie do jutrzejszego ranka - wstaje. - Zakładam, że nie chcesz jechać do domu, co?
Kręcę głową.
- Dom to ostatnie miejsce do jakiego powinnam się dostać. Wiesz jak dojechać na obrzeża?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top