25. W11
Gdy jako dziecko spędzałam u babci weekendy, miałyśmy wspólny zwyczaj, którego nikt nigdy nie rozumiał. Wieczorami gnieździłyśmy się obie przed telewizorem, każda ze swoim kocem oraz szklanką herbaty (babcia często przygotowywała mi też kanapkę z szynką, chociaż nigdy o to nie prosiłam) i oglądałyśmy W11. To mój ulubiony serial od czasów... Właściwie od zawsze. Nawet, jeśli aktualnie fabuła już nie była zajmująca tak, jak w moim dzieciństwie, oglądałam kolejne odcinki przede wszystkim dlatego, że przypominały mi o babci.
W domu nie zaznałam czystej miłości, bezpieczeństwa i słodkiego dzieciństwa. Spędzając czas z babcią, potrafiła mi to w jakiś sposób wynagrodzić, odciąć na chwilę od światka pełnego przemocy oraz zła, podzielić się ze mną iskierką radości.
Gdy siedziałyśmy razem, oglądając serial, zawsze zgadywałyśmy kto był winny. Kto zabił, kto porwał, kto ukradł, kto okłamał. Babcia była prawdziwą mistrzynią, jeśli chodzi o wątki poboczne całej sprawy, potrafiła z łatwością dostrzec podejrzaną twarz na drugim planie.
Bardzo by mi się teraz przydała.
Oliwia od paru dni przychodziła po szkole. Nawet, jeśli nie było mnie w domu, zajmowała miejsce przy stole w kuchni i stukała w klawiaturę, zajmując się sprawą syna Zygmunta. Artur zazwyczaj się do niej przyłączał, wtrącając coś od czasu do czasu głośnym szeptem, ale bywały chwile, że oboje leżeliśmy na kanapie, po prostu starając się nie martwić. Uświadomiłam sobie, że jego ciepło wywoływało u mnie pozytywne reakcje. Nie czułam się poirytowana oraz zniechęcona, jak zawsze gdy ktoś próbował się do mnie zbliżyć, ale wtulona w jego koszulkę uspokajałam się, co było u mnie niespotykanym fenomenem. Możliwe, że psycholog miał rację. Co, jeśli do wyzdrowienia potrzebuję jedynie trochę ciepła?
Odkąd powiedziałam Arturowi prawdę, całą prawdę, chłopak miewał chwile złości skierowane ku mojemu ojcu, które i mnie skłaniały ku agresji, ale nigdy nie złościł się na mnie. Bywało, że kłóciliśmy się jak stare małżeństwo, ale dobrze wiedziałam, że w razie czego Artur potrafi sobie ze mną poradzić. Choć próbuję się nie martwić, głęboko w bebechach wciąż kiełkuje podświadomy lęk, że mogę go skrzywdzić.
Dzisiaj jest jeden ze spokojniejszych dni. Chłodny sobotni poranek spędziłam na siłowni, a sport pozbawił mnie wszystkich sił. Leżę na kanapie w salonie, ubolewając nad zakwasami i przysłuchując się rozmowie Artura oraz Oliwii w kuchni. Wujostwo pojechało wcześniej do Tesco na małe zakupy, ale ciocia wspominała też coś o Ikei, więc domyślam się, że utknęli właśnie tam.
Nagle słyszę kroki, a po chwili Artur ze zmarszczonymi brwiami pochyla się nade mną i całuje w policzek. Mimo tego czułego gestu, widzę, że nie jest zachwycony.
- Oliwka ma plan - szepcze. - Powinnaś tam iść.
Podpieram się na łokciach i poprawiam koc, który zjechał mi z nóg.
- Nie chce mi się - wzdycham przeciągle. Tak rozluźniona nie czułam się dawno. Nie mam ochoty przeklinać wszystkich wokół, rzucać szklankami i poduszkami. Jest dobrze po raz pierwszy od wielu dni.
Artur otwiera usta, najwyraźniej, by przekonać mnie do wstania, ale oboje nieruchomiejemy, gdy dobiega do nas wesoły szczebiot Oliwii.
- Mamo, znasz jakiegoś Zygmunta Bolsze...
W jednej chwili zrywam się z kanapy, ignorując ból mięśni i pędzę do kuchni. Moja siostra już z uśmiechem tłumaczy naszej matce o co tak właściwie chodzi, kiedy wyrywam jej telefon i rzucam za siebie. Słyszę tylko głuchy trzask, ale w tym momencie nie obchodzi mnie to, czy zniszczyłam jakaś durną komórkę.
- Do reszty zwariowałaś?! - wrzeszczę na zaskoczoną Oliwię. - Może potem chciałaś jeszcze do ojca przedzwonić i mu się wyspowiadać!
- O co się wściekasz? - podnosi głos i wstaje. - Nie zrobiłam nic...
- Chyba wiadomo, że to wszystko ma być w tajemnicy przed rodzicami!
- Hej - słyszę głos Artura jak przez mgłę. On już dobrze wie co się dzieje. W jednej chwili czuję jego ręce na ramionach, jak próbuje odciągnąć mnie od siostry.
- Dajcie wy wszyscy spokój - warczę.
Uspokój się Nora, uspokój...
Biegnę do swojego pokoju, by dopiero teraz rzucić kilkoma poduszkami. Pierze się jednak się tłucze ani nie łamie, więc z rozmachem ściągam plastikowy zegar ze ściany i miotam nim przez całą długość pomieszczenia, aż uderza o szafę i przywraca mnie do rzeczywistości.
Nora.
Coś ty znowu zrobiła?
***
Spodziewałam się, że po tym, co zrobiła Oliwia nalot rodziców będzie nieunikniony.
Ale nie sądziłam, że właśnie tak się skończy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top