5.Chofi o fego chopca s czoraj?
NORA
Budzi mnie krzyk wujka. Jest stanowczo zbyt wcześnie żeby wstawać. Nawet ptaki na zewnątrz są na tyle inteligentne, żeby spać i nie wkurzać mnie ćwierkaniem. Nakrywam głowę poduszką i jęczę.
- Wyprowadzamy się?!
No tak, musiał zobaczyć pudła w salonie.
Zmagam się z chęcią zignorowania go i ponownego zaśnięcia. Słyszę jednak, że nikt nie rusza się żeby wytłumaczyć zdezorientowanemu wujkowi obecność góry kartonów na jego ulubionym, rozkładanym stoliku. Wyobrażam sobie mężczyznę około czterdziestki, obserwującego z wytrzeszczonymi oczami skacowaną Oliwię w zasikanych spodniach. W rękach pewnie trzyma kubek z ciepłą herbatą i nie ma gdzie go postawić. Musi być kompletnie zszokowany.
Kiedy wychodzę z łóżka mój wzrok zabija. Dosłownie. Mam ochotę udusić każdego, kto stanie mi na drodze. Sprawdzam godzinę. Piąta. W wakacje staram się wstawać o ósmej, maks dziewiątej, żeby wyrobić się ze wszystkimi obowiązkami i mieć wolny dzień, ale piąta?
Szurając nogami po podłodze wyłożonej wykładziną, staję obok wujka.
- Niezły widok, co? - zaczynam. - Niecodzienny.
Wujek nieruchomieje i obrzuca spojrzeniem cały "krajobraz".
- Ale... jak? Dlaczego wy... - zacina się.
- Wujku, jest wcześnie, idź się położyć. Potrzebujesz trochę więcej snu, jesteś tylko człowiekiem - popycham go, żeby się ruszył, a ja mogła wrócić do łóżka. - Jak już się całkiem obudzisz to po prostu pogadaj z ciocią.
Upewniam się, że pozbyłam się go na dobre i zamykam za nim drzwi. Sama wracam, by skosztować jeszcze snu.
Dwie godziny później budzą mnie promienie słońca, rażące w oczy. Kiedy już wstaję żeby zasłonić żaluzje, czuję się dosyć rozbudzona. Jestem na tyle świadoma, by nie władować się na ścianę w drodze do łazienki.
Obserwowanie siebie samej w lustrze nie sprawia mi jakiejś specjalnej przyjemności albo frajdy, ale nie mogę odwrócić wzroku od swojego odbicia. Poważnie. Wywołuję tak... spektakularny efekt, że jedyne co w sobie poznaję to charakterystyczne tęczówki. Wyglądam jakbym w ciągu jednej nocy postarzała się o trzydzieści lat. Na tle żółtych, łazienkowych kafelków wychodzę na jeszcze bardziej chorobliwą niż w rzeczywistości. Właśnie pochylam się (tym razem ostrożnie) w stronę swojego odbicia i przejeżdżam palcami po sińcach pod oczami, kiedy ktoś puka do drzwi.
- Mogę umyć zęby?
Kiwam głową, ale orientuję się, że ciocia mnie przecież nie widzi, więc otwieram drzwi.
- Wow - odskakuje. - Wystraszyłaś mnie.
- Dzięki - burczę, dalej celebrując moją suchą cerę. - Ciociu?
- Hm? - nakłada pastę na szczoteczkę i zmacza wodą.
- Jak to jest z tą pomocą?
- Z pomocą? - mruga zaskoczona, odwracając się do mojego odbicia. - Nie rozumiem. Rozwiń temat.
- Czy człowiek może... nagle porzucić swoje przekonania, kiedy ktoś wyciągnie do niego pomocną dłoń? Przez całe życie sądziłam, że nie powinnam oczekiwać opiekuńczości, tym bardziej jakiejś troski o mnie. Jak to jest? - powtarzam.
Zaczyna już szorować zęby, więc zakładam, że odpowie mi za chwilę, ona jednak ciągnie temat niezrażona, że brzmi jak sześciolatka.
- Chofi o fego chopca s czoraj? Fego so cie pofiozł?
- Widziałaś go?
- Kofanie, gdy tylko syszę amochót na podjecie spfafcam kfo to. Ostatno byny waamania - wypluwa pastę do wanny i przepłukuje usta. Sprawdzam etykietkę kremu nawilżającego na półce. - "Ci, którzy o pomoc poproszą, zawsze ją otrzymają".*
- Nie musisz cytować Harrego Pottera, żeby mi coś wyjaśnić. Poza tym, źle wybrałaś fragment. Ja nie prosiłam o pomoc. Gdybym jej nie otrzymała, stawiam, że przetransportowałabym tutaj Oliwię nawet, jeśli miałoby to trwać pół nocy.
- Ale jej potrzebowałaś - ciocia wraca w kucki, przetrząsa szarą szafkę w poszukiwaniu kosmetyków. - Nie przestaję mieć żalu do twojego ojca. Wychował cię tak, że pomoc wydaje ci się być czymś nienormalnym. Okazanie serca drugiej osobie jest na porządku dziennym. Teraz minie wiele czasu zanim zaczniesz w to wierzyć całą sobą. Mogę ci prawić kazania, ale dopiero kiedy sama wyciągniesz własne wnioski, to przekonanie zakorzeni się w tobie na dobre.
- Powtarza, że chce zrobić ze mnie człowieka, który poradzi sobie w życiu sam.
- I poradzisz. Na sto procent - klepie mnie w łydkę. - Ale człowiek, który nie żywi ciepłych uczuć do drugiej osoby i nie oczekuje tego samego, usycha. A ja nie chcę, żeby cię to spotkało. Kochanie, widzę jak łakniesz uczuć. W domu ciężko ci je dostać, ale widzę jak ich pragniesz. Rozmawiając ze mną, z tamtym chłopakiem, nawet gdy patrzę jak dbasz o siostrę. Wypełniasz swój dom uczuciami nawet, jeśli nie widać tego gołym okiem.
- Daję sobie radę. To... No nie wiem, po prostu trzeba zacisnąć zęby i iść dalej. Nic w tym strasznego - odkręcam tubkę i smaruję twarz kremem. Schładza zaczerwienioną skórę.
Nie przywykłam rozmawiać o sobie. Tym bardziej odkrywać przed kimś tak wiele uczuć.
- "Pomocną rękę należy podać tym, którzy mądrze walczą, a nie mogą dać sobie rady"** - wstaje i rozkłada kosmetyki na wiklinowym koszu z brudnymi ubraniami. - To jest z "Pięć lat kacetu"**
Mruga do mojego odbicia, gdy nakłada podkład. Nie odpowiadam jej, staram się przede wszystkim przetrawić te wszystkie informacje.
- Mam kilka ciekawostek odnośnie Zygmunta Bolszewica.
Natychmiast przykuwa tym moją uwagę i porzucam rozmyślania na rzecz rozwiązania rodzinnej zagadki.
- Kiedy wieczorem byłam pod prysznicem, przypomniało mi się, że był dobrym przyjacielem babci. Odwiedzał nas kiedy jeszcze twoja mama była mała i przyprowadzał swojego syna. Przychodzili nadal po dwunastu latach, gdy się urodziłam. Byłam jednak zbyt mała, żeby coś pamiętać. Babcia i pan Zygmunt byli przyjaciółmi - wzrusza ramionami. - Miał wypadek, zginął kilka lat temu. Szkoda człowieka. Słyszałam o nim wiele dobrych rzeczy.
- Wiem, że nie żyje, bo widziałam jego grób, ale co mu się stało? Na czym polegał ten wypadek?
- Nie wiem tego.
"Śmierć tragiczna" - huczy mi w głowie.
I wtedy to się dzieje.
_______________
** "Pięć lat kacetu", Stanisław Grzesiuk
* "Harry Potter i Komnata Tajemnic", J.K.Rowling
Dzisiaj rozdział krótszy, ale za to jaki mądry :D
Z nowości: jak pewnie zauważyliście, na okładce powieści zagościł "Szklany Klosz", czyli plakietka akcji utworzonej przez AnaLeFay. Chodzi tu o to, by uwrażliwić społeczeństwo na choroby o podłożu psychicznym, o których niewiele się mówi. Nie zamykajcie się na osoby, które mają kłopot, nie oceniajcie ich. Chcemy przekazać ludziom z problemami tego typu, że nie są sami.
Nie bójcie się prosić o pomoc, nie strońcie od ofiarowania pomocy.
Główna bohaterka - Nora - ma napady agresji, oraz cierpi na coś jeszcze (nie zdradzę, zobaczycie w następnym rozdziale). Właśnie opowiadania z bohaterami zmagającymi się z chorobą powinny trafić do akcji. To idea, która może pomóc tym, którzy tego potrzebują.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top