13.Wizyta
Wypad do miasta nie był tym, czym miał być. Zrozumiałam to w chwili, gdy ciocia z widocznym napięciem minęła centrum handlowe oraz ciąg butików.
- Widziałaś się ostatnio z tym chłopakiem? - pyta, ale nie daję się wciągnąć w rozmowę. Ciocia na nowo koncentruje się na drodze, próbując nie wpakować nas w słup. Wie, że ja wiem, a co więcej wie, że wiedziałam, że ona się dowie po tym jak ją uderzyłam. Ciocia należy do osób, które działają, a nie gadają. Proste, że postanowiła COŚ zrobić i lęk przed tym zjadał mnie przez ostatnie dni.
Pogoda pozostawia wiele do życzenia. Rano zerwał się zimny wiatr, typowy dla większości sierpnia, a od północy nadciągają ciemne, deszczowe chmury. Wszystko przypomina mi, że powoli nadchodzi jesień.
Agresja jest złym rozwiązaniem, ale bezbronność na pewno nie lepszym. Choć jest tą częścią mnie, której chcę się pozbyć najbardziej na świecie, również boję się ją utracić. Kim będę, jeśli nie dotychczasową Norą? Kim będę, jeśli przestanę przypominać osobę, za którą mają mnie ludzie?
Takie myśli krążą mi po głowie, gdy razem z ciocią stoimy przed poradnią psychologiczną. Wpatruję się w potężny gmach budowli, ciężkiej i zimnej jak ludzie, którzy tu przychodzą.
- Nie wejdę tam - oświadczam, cofając się o krok. - Psychologowie z reguły są sztywnymi kujonami, którzy nie mieli życia w liceum.
- Pomoże ci.
- Jak? - prycham. - Każe mi mówić "o uczuciach"? Położę się na kozetce, żebym czuła się "bezpieczna"? Naprawdę przepraszam za to, co zrobiłam, ale nie... nie mam kasy na prywatną wizytę. Ojciec rządzi w domu, a on nie wydał ani grosza na moje zdrowie od lat, nie licząc witaminowych misiów-żelków kiedy byłam mała.
- O to, to ty się już nie martw - popycha mnie delikatnie. - Poszperałam tu i tam. Rozpoczniesz leczenie dobrowolnie lub przymusowo. Wymagasz opieki psychologa.
- I jak sobie to wyobrażasz? - odmawiam, czepiając się ostatniej deski ratunku. - Tobie nie mówiłam wszystkiego, a co dopiero obcemu człowiekowi! A jeśli okaże się być popaprańcem, który po pracy ze swoimi kumplami-psychiatrami śmieje się z beznadziejnych przypadków nad kubkiem kakao z piankami?
- Rozumiem, że potrzebujesz jeszcze chwili, bo oskarżasz psychologa o sadyzm? Poczekam na ciebie na górze. I pamiętaj - celuje palcem w moją stronę - żadnych sztuczek. To ja mam tu samochód.
Nie wiem, czy woli mnie dogonić starym Fiatem czy przejechać na pasach i strugać debila przed policją.
Siadam na murku po drugiej stronie chodnika, podkulam nogi pod siebie i mam szczerze w nosie, że ludzie się na mnie gapią. Wpatruję się w swoje dłonie, zbielałe knykcie, zaciśnięte mocno na kolanach. Przez całe życie byłam niewidzialna, a teraz całe światło pada na mnie i na to, jak zdecyduję.
- Wolne? - słyszę po prawej. Podnoszę głowę, napotykam spojrzenie Michała. Wygląda niemal tak beznadziejnie jak ja, a przynajmniej rano postarałam się zakryć podkładem wory pod oczami.
- Siadaj - mruczę. - No i czego ty chcesz?
- Telefonów nie odbierasz, gadka na podryw nie działa, zostało mi zdać się na szczęśliwe zrządzenie losu - marszczy nos.
- Raczej pech. Spotkanie ciebie należy do kategorii piątek trzynastego, czarne koty, przejście pod drabiną albo nastąpienie na pęknięcie w chodniku. Za chwilę pojawi się nade mną burzowa chmura i pieprznie mi gradem prosto w głowę.
- Zdążyłem zapomnieć jaka jesteś słodziutka.
- Ale muszę wyglądać bardzo zachęcająco, skoro podszedłeś - silę się na sarkazm. - Powtórzę: czego chcesz?
- Często przyprowadzam tu babcię - mruczy Michał, ignorując moje pytanie. Wykonuje nieokreślony ruch ręką w stronę poradni. - Jak ma gorsze dni. Psycholog potrafi do niej dotrzeć.
- Cholera jasna, a kto dotrze do ciebie? Trzeci raz już nie zapytam.
- Słyszałem rozmowę. Dlaczego tu przychodzisz?
- Nie twój zakichany interes - cedzę. Za nic nie daje mi się skoncentrować. Próbuję skupić myśli wokół tego, co czeka mnie, jeśli wejdę do tego budynku, Michał jednak skutecznie sprowadza je na inny tor. Tor, w którym duszę go gołymi rękami.
Spogląda na mnie i mruży oczy.
- Chodzisz za mną, wtrącasz nos w nieswoje sprawy i podsłuchujesz. Bawisz się w małego Sherlocka? - dodaję. - Jak masz jakiś interes, to mów szybko, bo mi przeszkadzasz.
- Chodźmy któregoś razu na kawę.
Prostuję się i wybucham gorzkim śmiechem.
- A po co? Bo "możemy pomóc sobie nawzajem"? Słuchaj, do tej pory jakoś nie bardzo mi pomagasz, a jeśli już, to komplikujesz życie. Najbardziej to cię chyba martwi twoja reputacja, bo masz zmiany nastroju godne kobiety z PMS.
- Nie jest tak.
- Nie nabiorę się na magiczną przemianę z bad boy'a w słodkiego aniołka. Serio, dzięki za propozycję, ale nie skorzystam. Zaproś na kawę Sandrę, może Oliwię jak już chcesz zaszaleć.
Wchodzę do budynku tylko po to, by uniknąć reszty rozmowy z Michałem. Nienawidzę go za to jeszcze bardziej, bo skłonił mnie do zrobienia pierwszego kroku.
Opieram się o chłodną poręcz i odchylam głowę do tyłu. Jak byłam mała, ojciec zwykł powtarzać, że jak więcej krwi spłynie mi do mózgu to może będę mądrzejsza. Z perspektywy czasu nie sądzę, żebym miała więcej szarych komórek, ale wiem, że wzbogaca mnie doświadczenie. Dorastałam w czasie, gdy byłam złamana. I to dało mi wiele, ale nie pewność, że każdy krok naprzód jest dobry. Potrzebny, ale niełatwy.
Przez cały czas wszystkim co mogłam zrobić, było gapienie się w podłogę i wiara, że jestem w jakiś sposób lepsza. Ale nie jestem.
Spoglądam przez wąskie okno na przechodniów. Michał nadal tam siedzi, obok resztek mojej osoby. On widzi mnie, ja widzę jego, ale ściana między nami wyraża więcej niż tysiąc słów.
Chłopak wygląda jak ostatnie nieszczęście. Skóra, która z dnia na dzień przybierała coraz dziwniejsze odcienie teraz jest blada jak wosk, jak gdyby cała krew odpłynęła do zaczerwienionych dłoni. Patrzy na mnie, a w jego oczach nie ma nic, co widziałam do tej pory.
Mogłabym mu współczuć.
Mogłabym być dobra.
Mogłabym mu pomóc.
Ale teraz muszę skupić się na sobie, bo wiem jakim on jest człowiekiem. I za kogo uważa mnie oraz siebie.
Odwracam się od życia, które znałam do tej pory.
***
Poczekalnia jest nieduża, wypełniona plastikowymi krzesłami oraz toną kolorowych ulotek, które ze zdenerwowania i nudy porządkuję. Obrzucam ciocię słabym uśmiechem, siadając obok niej.
- Hej, rozchmurz się - trąca mnie w ramię z niepewną miną.
- Mówiłaś cokolwiek rodzicom? - przekładam jedną z kart na stosik obok, który wyrównuję.
Ciocia wzdycha, ramiona jej opadają. Zdejmuje żakiet.
- Tak, rozmawiałam z twoją mamą i powiem ci, że nie była to najbardziej rozrywkowa konwersacja ever.
- Domyślam się. Szczególnie, że mama jest tak bardzo rozrywkową osobą.
- Nora, ja... - poprawia się na krześle i obraca tak, by patrzeć mi w oczy. - Ja już wcześniej konsultowałam się z psychologiem w twojej sprawie i...
- Co?
***
- Tak po prostu zabierasz nam córkę? - Aneta pod wpływem emocji zrywa się z kanapy.
- Siostra, to co dzieje się w tym domu nie jest normalne. Nora przychodziła do mnie za każdym razem, kiedy twój mąż ją uderzył. Wiesz, że kocham was obie, ale dopóki nie zamierzasz nic z tym zrobić, nie ma innego wyjścia.
- Ale w takim razie, dlaczego dopiero teraz? Nie chciałaś się wtrącić kiedy miała pięć lat? - pyta z sarkazmem. - Zawsze byłaś zazdrosna, że założyłam rodzinę i teraz to wyłazi na wierzch.
- Niedawno dowiedziałam się, że Nora potrzebuje opieki psychologa. Wiedziałaś o napadach? - pyta, ignorując zaczepkę. Nie może teraz dać się sprowokować.
Odpowiedź zagłusza trzask drzwi.
- Więc dlaczego, do cholery, nie zareagowałaś?! To poważne! Prędzej czy później, Nora skrzywdziłaby albo kogoś ze swojego otoczenia, albo siebie.
- O co chodzi? - głos mężczyzny przerywa zaciętą dyskusję.
- Nie będziesz mi mówić, jak mam postępować z własnym dzieckiem - kobieta zakłada ręce na piersi, ale cała drży.
- Więc jesteś dumna z takiej rodziny?
Zniecierpliwiony mężczyzna uderza dłonią w stół. Na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia i gniewu.
- Gab, przyszłaś tu obrażać moją rodzinę?
- Przyszłam powiedzieć, że córka mojej siostry powinna zamieszkać u mnie.
- Nie wygłupiaj się - grdyka mężczyzny drży, kiedy powstrzymuje się od krzyku. - Nie możesz tak po prostu zabrać Nory bez naszej zgody. To podchodzi pod porwanie, a sprawę może rozstrzygać organ sprawiedliwości.
- Okej. A ja powiem sędzi o przemocy domowej oraz o fakcie, że dziecko nie ma zapewnionej potrzebnej opieki lekarskiej. Słuchajcie - drobna kobieta rozkłada dłonie, próbując uspokoić sytuację - zależy mi jedynie na bezpieczeństwie Nory. Kiedy skończy osiemnaście lat, będzie zdrowa, podejmie decyzję. Oczywiście teraz też damy jej wybór, ale wszystko to jest dla jej dobra.
Małżeństwo ma związane ręce. Doskonale się w tym orientują, zarówno Aneta jak i Aleksander, ale oboje wciąż nie mogą wyzbyć się uczucia, że Gabriela jednak ich rozgryzła. I powie o wszystkim Norze.
_________________
Z jednej strony rozdział pozytywny, bo Nora postanawia zrobić krok naprzód. Z drugiej, nie wie, że czekają ją jeszcze poważniejsze decyzje. No i w końcu trochę rozsądku ze strony dorosłych, hurra! A przynajmniej jednego dorosłego. Co sądzicie o postawie matki Nory? Mamy też Michałka i wzmiankę o babci. Może to kolejna sztuczka, by przekonać do siebie Norę? Jak zwykle, dajcie znać co sądzicie o rozdziale. Wiem, że akcja trochę się rozpędziła, ale kilka następnych rozdziałów będzie spokojniejszych, poza tym niedługo zaczyna się rok szkolny! Zarówno dla Nory jak i wielu (nie)szczęśliwców w realnym świecie :D. Miłego dzionka!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top