Summersvile 4
Summersvile
W drodze do Summersvill Blanca nabrała odwagi i udało jej się poruszyć dwa tematy, które bardzo ją interesowały.
- Wiesz, przeanalizowałam swoje dotychczasowe życie. - zaczęła, poprawiając się na wygodnym fotelu samochodu. - wprawdzie robię to od czterech dni, ale wydarzenia ostatnich 24 godzin spowodowały, że wszystko podsumowałam. - wzięła głębszy wdech i spojrzała na niego poważnie - Adamie, czy mogłabym jechać z tobą do Nowego Yorku ? - zapytała po długiej chwili wahania, nadal się w niego wpatrując.
- Po co chcesz tam jechać ? - zapytał z kpiną w głosie, jakby nie wierzył w to co słyszy.
- Aby zacząć od nowa. - szepnęła, ale on doskonale to słyszał.
- Jutro, 12.48 lotnisko w Pittsburghu. Odwiozę cię. - odpowiedział stanowczo lecz po chwili widząc jej czekoladowe, wielkie i zdziwione oczy, dodał - Zobaczę, co da się zrobić, ale muszę być pewien, że będziesz bezpieczna. Myślisz, że zabiorę cię do miasta, które jest bardziej niebezpieczne od twojego narzeczonego? Oprócz mojej pracy i twojego bezpieczeństwa nic więcej się dla mnie w tej chwili nie liczy.
- Oprócz twojej pracy ? Czym się więc zajmujesz ? - zapytała Blanka wykorzystując okazję, aby w końcu dowiedzieć się czegoś o nim. Sam przecież wspomniał o pracy, a jeszcze o tym nie mieli okazji rozmawiać. Z zainteresowaniem czekała, co powie Adam.
- Pracuję, w biurze w Nowym Yorku, w korporacji. - odparł powoli zastanawiając się nad każdym wyrazem.
- Co tam robisz.
- Wszystko. - odparł spokojnie, jakby to było takie oczywiste.
- Wszystko ? - zdziwiła się. - Czyli, podaj, przynieś, pozamiataj ?
Rozweseliła go tym powiedzonkiem.
- Tak, Blanko. Trafiłaś w sedno.
- I to wszystko ? - zdziwiła się. - Tylko tyle mi powiesz ?
- Widzisz przecież co robię. Pracuję w biurze, a czasami jeżdżę i rozmawiam z ludźmi. Nic ciekawego.
Właśnie tyle się dowiedziała. Nie była natrętna i ciekawska, chociaż skręcało ją w środku, więc na tym poprzestała. Na razie tyle musiało jej wystarczyć.
Była już zmęczona, a właściwie znudzona, gdy dojechali na miejsce. Po drodze, zjechali gdzieś na jakąś łąkę i Adam prawie dwie godziny chodził i oglądał działkę z zarządcą Beckerów. Rozkładał mapy i dopytywał się o różniste szczegóły. Chętnie by się z nimi przeszła, ale bolało ją prawie wszystko. Adam zaproponował, że przywita się tylko z Beckerami, potem zawiezie ją do hotelu, a sam wróci do nich na rozmowy.
Teraz więc z cierpliwością czekała na powrót Adama do samochodu i przyglądała się postaciom stojącym na schodach wielkiej willi. Miała uchylone po bokach obie przyciemniane szyby i w wiejskiej, przedwieczornej ciszy rozmowa Adama z rosłym, mężczyzną stojącym na schodach wielkiej rezydencji, docierała do niej bez przeszkód. Edgar Becker był postawnym mężczyzną przed pięćdziesiątką i za Chiny Ludowe nie chciał mu sprzedać ani kawałka ziemi, którą posiadał. Z tego co słyszała, z rozmów z zarządcą i z tego, co powiedział jej już Adam, wiedziała, że potrzebował zaledwie półtora hektara z ziemi Beckerów, aby przeprowadzić wszystko tak, jak zaplanował i aby projekt jego budowy nabrał rozmachu, a nie był ciasną, ograniczoną klitką.
- Jednak przyjechałeś. - usłyszała słowa mężczyzny. Wypowiedziane były raczej z niechęcią. - Miałem nadzieję, że zrezygnujesz, a ty jesteś uparty, jak ten osioł i jedziesz do mnie setki mil na darmo.
- Liczę po prostu na to, że nie będzie to droga na darmo. - odpowiedział Adam. Przystanął przy mężczyźnie i przywitali się, podając sobie ręce.
- Zawsze możesz pomarzyć, młokosie.
- Po co marzyć, skoro można się dogadać, Edgarze. - usłyszała odpowiedź Adama.
Edgar zaśmiał się tubalnym głosem, który wywabił z domu jego żonę.
- Czy Adam już przyjechał ! - usłyszała kobiecy głos z głębi domu i po chwili w drzwiach wejściowych stanęła szczupła, opalona blondynka w średnim wieku. Miała doskonałą cerę i piękne szare oczy, które uśmiechały się radośnie. Ucieszyła się na widok Adama i ruszyła w jego stronę z wyciągniętymi na przywitanie ramionami. Uścisnęła go serdecznie i stanęła przy mężu.
- Dawno cię nie było. Wyprzystojniałeś. - stwierdziła. - Pewnie nie umiesz się opędzić od kobiet.
Tym razem to Adam się roześmiał.
- Nie bądź śmieszna Heleno. - wtrącił się Ed, - on nie ma czasu na kobiety. Jeździ tylko i rozgląda się za gruntami i stawia te swoje domki i fabryczki.
- Czy to prawda, Adamie ? - zapytała z przejęciem Helena. - Jeździsz przez cały czas ?
- Czasami się zdarza. Rzadko. - dorzucił z wyczuwalną ulgą.
- To straszne, tak przez cały czas być poza domem. - stwierdziła ze współczuciem kobieta, ale Blanka pomyślała o niej, że ma w sobie dużo domowego ciepła. - Pewnie tęsknisz za porządną, wiejską kolacją.
- Nie zapraszaj go. - wtrąciła jej mąż. - Przecież uzgodniliśmy, że nie wpuścimy go dzisiaj do domu.
- Przecież wprosił się sam, co miałam mu powiedzie. - Oburzyła się Helena spoglądając gniewnie na męża i doskonale udając, że to Adam wprosiła się do nich na kolację. Blance chciało się śmiać. Podobał jej się sposób w jaki się przekomarzali. - Przecież nie wygonię dziecka mojej przyjaciółki. - dodała urażona i wyciągnęła w kierunku Adama rękę. - Chodź kochanie, kolacja będzie za pół godziny, może krócej. Przepłuczesz za ten czas gardło z Edem i jak zwykle porozmawiamy sobie o naszych wszystkich bolączkach.
- Heleno, chętnie zjem z Wami kolację, ale mam w samochodzie przyjaciółkę. Zawiozę ją do hotelu i zaraz wrócę.
Ed i Helena, jak na komendę krzyknęli.
- Masz w samochodzie przyjaciółkę i nic nam nie mówisz.
Spojrzeli na samochód. Blanka była pewna, że mimo przyciemnianych szyb, dostrzegli ją siedzącą w środku. Zamarła. Tylko nie to. - pomyślała.
Kobieta ruszyła w jej stronę, a Adam zaraz za nią, coś jej szybko tłumacząc. Blanka nie miała wyjścia, więc gdy byli już blisko otwarła drzwi i powoli zsunęła się ze swojego siedzenia na ziemię.
- Dobry wieczór. - odezwała się pierwsza do kobiety.
- Ojej ! - przeraziła sie kobieta. - faktycznie jesteś poobijana. Adam mówił, że miałaś wypadek.
Spojrzała na Adama, który delikatnie skinął głowa.
- Tak, niestety. - odparła.
- Skarbie nie martw się. - Powiedziała kobieta, a potem się przedstawiła. - Jestem Helena, a ty masz na imię Blanka, tak słyszałam.
- Tak. - tyle zdołała tylko powiedzieć. Helena objęła ją ramieniem i po drodze odsuwając Adama na bok, ruszyły w stronę domu.
- Chodźmy. Przedstawię cię mojemu mężowi - powiedziała - i zapewnię ci odrobinę wygody. Adam nie może trzymać cię w odosobnieniu, nawet jeżeli jest to luksusowy samochód. Kochanie, - zwróciła się do męża. - Poznaj przyjaciółkę Adama.
- Blanka Trenton - Palmer. - przedstawiła się mężczyźnie dodając do tego promienny uśmiech i uścisk dłoni.
- Miło mi, młoda damo. Edgar Becker, ale mów mi Ed. - powiedział mężczyzna. Teraz z bliska Blanka zauważyła jego ciemne, spokojne oczy w otoczce delikatnych zmarszczek. Od razu przekonała się, że mężczyzna może faktycznie jest uparty i nie chce sprzedać Adamowi swojej ziemi, ale jest jednocześnie dobry i otwarty oraz w pewnym sensie zadowolony z zaistniałych okoliczności.
- Dobrze, niech będzie Ed. - ucieszyła się i puściła jego wielką dłoń.
- Jak to : Ed - oburzył się za ich plecami Adam, - Nawet mi tak nie pozwalasz do siebie mówić.
- Oczywiście, że nie. Ty masz na nazwisko Lennox i nie jesteś piękną kobietą, tylko upierdliwym skurwysynem, który łaknie mojej ziemi.
Adam uniósł brwi, a Blanka i Helena radośnie się roześmiały z tej słownej utarczki.
- Nie raz już słyszałam tą przemową z ust Edgara - wtrąciła konspiracyjnie Helena - i nic tego nie zmieni. Nie zdziwię się, gdy dziś wieczorem usłyszmy tego więcej.
Blanka spojrzała na Adama. Uśmiechnął się, pokręcił z niedowierzaniem głowa i ruszył za nimi do domu.
Weszli do środka. Dom był olbrzymi. Ściany z wielkich belek i czerwonej cegły wydawały sie potężne i wysokie, a duże przeszklone powierzchnie okien, otwierały ten dom na zewnątrz i doskonale go doświetlały w dziń. Sufit nad holem i jadalnią, kończył się gdzieś wysoko nad nimi. Było tu po prostu niesamowicie. Blanka zupełnie nie spodziewała się czegoś takiego. Wbrew temu, co mówiła chwilę wcześniej Helena, kolacja była już gotowa, a stół przygotowany. Jakby czekali już tylko na Adama.
- Usiądźcie proszę, a ja zawołam dzieci. - powiedziała uroczyście, a potem zwróciła się do Blanki. - Chyba, że chcesz się odświeżyć po podroży, to łazienka jest tam, w głębi korytarza. - spojrzała na niepewną twarz Blanki i dodała. - Jeżeli nie czujesz się na siłach to pójdę z tobą. - zaproponowała.
Te jej ciche słowa podchwycił błyskawicznie Adam.
- Nie rób sobie kłopotu Heleno. - powiedział stanowczo i ujął Blankę pod ramię. - Zajmij się dziećmi i kolacją, a ja pomogę Blance.
- Racja, to przecież twoja przyjaciółka. - zgodziła się Helena z dziwnym uśmieszkiem na ustach.
Ruszyli korytarzem do łazienki. Blanka denerwowała się. Nie wiedziała, co Adam sądził o jej obecności w tym domu, ale przecież nie miała na to wpływu, że Beckerowie i ją zaprosili na kolacje. Nie miała tylko pojęcia, jaki to będzie miało wpływ na sprawy Adama. Nie chciała mu zaszkodzić, bo widziała, jak bardzo denerwował sie przed tym spotkaniem. Ukrywał to, ale ona to wyczuwała. Nie był w zbyt dobrym humorze, a jej obecność jeszcze bardziej komplikowała wszystko. Poza tym chciała jechać z nim do NY, a jeżeli coś tu zawali, Adam pewnie zostawi ją za pierwszym lepszym zakrętem.
Otwarła drzwi łazienki i zaraz w progu odwróciła się do Adama.
- Dam sobie radę. - powiedziała półszeptem, aby ich rozmowa nie dotarła do uszów gospodarzy.
Oczy Adama były jakby bez wyrazu. Niewiele dało się z nich wyczytać. Chwycił ją mocno w pasie, przycisnął do siebie i podniósł do góry. Wszedł z nią do środka. Poczuła, jak drugą rękę kładzie na jej udzie tuż pod pośladkiem. Aby nie stracić równowagi Blanka ze strachu, zarzuciła mu ręce na ramiona i mocno się w niego wczepiła. Posadził ją na marmurowym blacie obok umywalki. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust.
- Spokojnie, nic ci przecież nie zrobię. Musimy porozmawiać. - rzucił oschle, ale nie odsunął się od niej, nie puścił jej i stał między jej nogami, przyciskając ją do siebie, z głowa opuszczoną nisko, tuż przy jej uchu. Czuła jego oddech, ciepłą dłoń na plecach i zaciskające się, jego palce na swoim udzie.
Dobrze jej było przy nim, chociaż sytuacja była conajmniej krępująca. Milczała i liczyła na to, że zaraz wszystko się wyjaśni. Milczała, bo polubiła bliskość i ciepło Adama.
- Cholera, ale szambo. - powiedział i powoli się odsunął. Rozejrzał się po pomieszczeniu, opuścił klapę ubikacji i usiadła na niej, wsuwając palce w swoje jasne włosy. - Będą zadawali mnóstwo pytań, a my nawet nie wiemy nic o sobie. - wyprostował się odrobinę, ale nadal siedział z przedramionami opartymi na kolanach. - Przecież się nie przyznam, że poznaliśmy się niespełna półtora dnia temu i to w takich okolicznościach.
- Powiedzmy im prawdę. - zaproponowała.
Adam się zaśmiał.
- Powiedzmy, że jestem dziewczyną twojego znajomego, miałam wypadek nad jeziorem Smith Montain, a ty byłeś w pobliżu.
Podniósł na nią wzrok.
- To wcale nie jest głupie. - stwierdził i dodał. - Powiemy jednak, że jesteś znajomą mojej siostry. Umówiliśmy się, że cię do niej podrzucę, bo byłem w pobliżu. To będzie wyglądało lepiej.
- Masz siostrę ? - zdziwiła się Blanka.
- Tak, młodszą. - odparł, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Ma na imię Margo i straszny z niej diabeł. Studiowała historię sztuki. Teraz pracuje w galerii na Manhattanie. - recytował szybko chcąc przekazać jej, jak najwięcej informacji.
- Mieszkałyśmy przez rok w jednym akademiku. - kontynuowała zmyślanie Blanka. - Wyprowadziłam się do Richmond na drugim roki i od tej pory się nie widziałyśmy. To pozwoli nam wytłumaczyć dlaczego wcześniej cię nie znałam.
- Obyśmy to jakoś przeżyli.
Adam powoli wstał i podszedł do niej. Był spięty, ale jakieś iskierki zajaśniały w jego oczach.
- Jeżeli sytuacja zrobi się krępująca, powiemy, że źle się czujesz i uciekniemy. O napadzie nic im nie wspominamy. Powiemy, że potrącił cię samochód, gdy czekałaś na mnie na poboczu w umówionym miejscu. Margo nas umówiła, bo wiedziała, że chcesz się zabrać do NY. - szybko wymyślał Adam. - To dlatego nie wiemy o sobie wszystkiego, bo się dopiero poznaliśmy. Zapamiętaj, że mam też starszego brata, Roberta.
- Jakoś sobie poradzimy. Mamy dobry plan. - dodała na podsumowanie Blanka.
Taką miała nadzieję, ale chciała, aby Adamowi udało się zrealizować swoje zadanie. Wygoniła go z łazienki, zrobiła co trzeba, umyła ręce i pooglądała się w lustrze. Miała rozcięcia na kości policzkowej i ... wyglądała, jakby brała udział w bójce. Bo brała, ale nie z własnej woli i występowała tam w innym charakterze. - W charakterze ofiary. - dotarło do niej z przygnębiającą prostotą i wprost przestała oddychać. Ocknęła się. Miała przecież do wykonania zadanie.
Gdy weszła do salonu, Adam i Ed stali przy barku i zastanawiali się, co wlać do swoich szklaneczek, równo ustawionych na barze. Przyłączyła się do nich i poprosiła o to samo.
- Przyda mi się znieczulenie na dzisiejszą noc. - powiedziała. - Dzisiaj rano ledwo wstałam. Wszystko mnie bolało. Nadal boli.
- Nie mówiłaś, że miałaś takie problemy ze wstawaniem, - przejął się Adam i stanął bliżej wpatrując się w nią z uwagą.
- Musimy porozmawiać z Heleną - dodał stanowczo Ed wyrywając ich z dziwnego amoku. - ona na pewno coś wymyśli na te stłuczenia. Ma swoje sposoby i aptekę z całego świata. Na pewno ci pomoże. - oznajmił dumnie i zaczął opowiadać o ich rocznym pobycie w Ameryce Południowej i zainteresowaniach Heleny medycyną ludową. Słuchali z zainteresowaniem, rozmawiali i pytali. Czas uciekał, a niebezpieczne tematy krążyły z dala ich spraw.
Nagle na schodach rozległy się piski i tupot, jakby tysiąca nóg. Do salonu wbiegło stado młodych osób.
Helena w mig zrobiła z nimi porządek i poprowadziła ich do Blanki i Adama.
- Zobaczcie kto nas odwiedził. Adam przywiózł do nas swoja przyjaciółkę. Blanko, przedstawiam ci nasze dzieci. Julia i Andy to nasze bliźnięta. Kończą za parę dni 13 lat. Karolina moja najstarsza córka.
Karolina była piękną, młodą kopią Heleny. Może była rówieśnicą Blanki, a może była odrobinę młodsza i nie odrywała wzroku od Adama.
- oraz Sebastian nasz średni syn. - dodała na zakończenie
Sebastian ukłonił się i przywitała się z nią szarmancko, a potem podszedł przywitać się z Adamem.
- Ta jest zdecydowania ładniejsza. - rzucił krótko na powitanie i odwróciwszy się do Blanki, puścił jej oko.
O tak, - stwierdziła Blanka, - był elektryzujący i już teraz pewny siebie mimo, że był niewiele starszy od siostry. Wysoki, z rozczochranymi, ciemnymi włosami i tym radosnym czymś w oczach.
Helena jakby tego nie usłyszała i skierowała wszystkich do stołu bez przerwy mówiąc.
- Nie poznasz dzisiaj Blanko naszego najstarszego syna, ale to kropka, w kropkę nasz Sebastian. - mówiła uśmiechając się do Blanki i prowadząc ją do stołu. - Wyglądają tak samo, psocą tak samo i tylko zainteresowania mają inne. Travis jest architektem, uwielbia miasto i dlatego wyjechał do NY. Nie wiem, co ludzie widza w tym mieście. Mówiłam Travisowi, że są ładniejsze miejsca na ziemi, ale on się uparł na to nieczułe miejsce.
Blanka była szczęśliwa. Okazało się, że nie tylko Ed jest takim gadułą, ale Helena też ma to we krwi. Dzięki temu oni nie musieli nic o sobie mówić.
Wszyscy siadali do stołu. Blanka miała po prawej Helenę, a po lewej, jako wsparcie Adama, a za nim Karolinę. Na przeciwko niej usiadły bliźnięta, potem Sebastian, a obok niego na honorowym miejscu Ed.
Na stole leżał piękny biały obrus wyszywany białym haftem, a zastawa błyszczała, jakby była przygotowana celowo na ich przyjazd. Kieliszki pobrzękiwały, a półmiski przechodziły z rąk do rąk i wszyscy z zapałem, jeden przed drugim, nakładali jedzenie na talerze.
- Nie wiem, co lubisz Blanko, ale polecam sałatkę. - wtrąciła się dobrodusznie Karolina, wychylając się zza Adama i podając jej półmisek. Na jej twarzy gościł szczery uśmiech zadowolenia. Wprawdzie była podobna do matki, odziedziczyła jej owal twarzy, blond włosy i oczy, ale uśmiech miała po ojcu. Karolina cieszyła się, że może być pomocna i dodała, - Sama ją zrobiłam, a wszystkie składniki pochodzą z mojego ekologicznego ogródka.
- Dobrze wiedzieć. - odparła Blanka i sięgnęła po miskę sałatki, którą Karolina z takim zapałem jej polecała.
- Od początku byłem przeciwny tej ekologii na moim trawniku - oznajmił Ed, nakładając sobie na talerz porządny kawał pieczonego mięsa, - ale jak zobaczyłem błagalny wzrok Karoliny, nie potrafiłem jej odmówić i teraz, co z tego mam ? Sałatę ! - wprost przeliterował dając tym samym do zrozumienia, że nie jest z tego zadowolony. - Chcą ze mnie zrobić królika i zabraniają mi soczystych steków w imię zdrowego trybu życia i .... sałaty. Ci ludzie nawet nie wiedzą, co tracą wyrzekając się soczystych, dobrze doprawionych steków. Sałata ?! Przecież na sam widok robi mi się nie dobrze.
- To nie nasz wymysł tato, - wtrąciła szybko i pewnie Karolina, podkreślając swoją wypowiedź widelcem trzymanym w ręku, - tylko stanowcze zalecenia lekarza. Musisz przestawić się na zdrowe jedzenie...
- I na sałatę ! - żachnął się Ed, przerywając w ten sposób córce.
Blanka przysłuchiwała się rozmowie jaką ojciec i córka toczyli między sobą na temat jego zdrowia i zdrowego odżywiania. Nałożyła sobie sałatkę i już chciała ją podać Adamowi, gdy Helena zapytała :
- Czy to pierścionek zaręczynowy ? Ten, na twej prawej ręce ?
- Tak. - odparła odruchowo Blanka, odwracając nieznacznie rękę, aby spojrzeć na pierścionek. W momencie zrozumiała swój błąd. To był pierścionek zaręczynowy od Warrena !
- Ojej ! - krzyknęła Helena wstając ze swojego krzesła i z zapałem ściskając serdecznie Blankę. - Gratuluję, Blanko ! To takie fantastyczne ! Tak się cieszę. Cieszę się za was oboje. - dodała i z czułością pogładziła po policzku Adama, który nawet nie wiedział, co się dzieje, bo właśnie wsłuchiwała się w przekomarzanki Karoliny i Eda na temat ekologi i sałaty.
Blanka z trwogą spojrzała na Adama, a potem wbiła intensywny wzrok w Helenę. Musiała ich z tego wyplątać. Musiała powiedzieć prawdę, że to nie jest pierścionek od Adama.
- Heleno, to nie tak jak myślisz...
- Wiem, wiem, - przerwała jej uradowana gospodyni. - To zapewne tajemnica. - oznajmiła z zadowoleniem i stanęła obok przyglądając się im z czułością. Położyła im dłonie na ramionach, aby skoncentrowali całą uwagę na niej. - Nie martwcie się, nikomu nie powiem, że się zaręczyliście.
Gdy do Adama dotarło, o co chodzi, Blanka myślała, że z wrażenia padnie trupem. Uniósł brwi, a jego oczy utkwiły w Helenie. Patrzał na nią z niedowierzaniem. Potem przesunął powoli wzrok na Blankę, jakby pytał ją, czy dobrze usłyszał. Rozumiała go, miał już przecież narzeczoną.
- Zaręczeni ? - wypowiedział z trudem.
- Kocham cię Adamie, - wtrąciła ze wzruszeniem Helena, - zawsze życzyłam ci szczęścia. A teraz, mam wrażenie, że te marzenia się spełniają. - mówiła nie zauważając znaku zapytania w wypowiedzi Adama i jego wielkiego zdziwienia.
Dopiero teraz do reszty towarzystwa dotarło to, o czym mówi Helena i wszyscy po kolei zaczęli wstawać i się cieszyć. Blanka jednak ze wszystkich sił starała się wyjaśnić sytuację.
- To pierścionek zaręczynowy od..... - zaczęła.
Zdekoncentrował ją gromki i radosny śmiech Eda. Nie potrafiła pozbierać myśli i przebić się swoim głosem poprzez harmider, który powstał w jednym momencie.
Blanka znów poszukała wzrokiem Adama, aby pomógł jej w wyjaśnieniu tego nieporozumienia. W jego oczach zobaczyła taki sam strach, jaki sama czuła, ale Ed już był przy nim i gromkim, radosnym głosem mówił :
- Wiedziałem, że coś tu śmierdzi ! - powiedział obejmując po ojcowsku Adama, który wstał od stołu, i poklepywał go po plecach.
W tym momencie Blanka zrozumiała, że nie może tak otwarcie powiedzieć tym ludziom, że się pomylili. Przygotowywała się na pytania z cyklu, gdzie się poznaliście i na odpowiedzi jakie ustalili w łazience, a tu przytrafił jej się taki koszmar. Liczyła na Adama, że jeszcze on przejmie inicjatywę i zaraz wszystko wyjaśni, ale on utonął w słowotoku Edgara i w szoku, który go ogarnął.
- Widziałem, jak na siebie patrzcie i opiekujecie są sobą. Znam cię smarkaczu. Masz mimo wszystko swoje zasady i nie jeździłbyś po kraju z przygodnie poznana laską. Masz swój honor i nie bałamucisz kobiet. Pod tym względem cię szanuję. Masz u mnie wielkiego plusa.|
Reszty Blanka nie słyszała, bo podeszły do niej Julia i Karolina i zaczęły piszczeć z radości i podskakiwać. Blanka również wstała.
Słuchała szczebiotu kobiet, jednak słowa Eda wyraźne brzmiały w jej uszach i wiedziała, że ani ona, ani Adam nie zdobędą się na sprostowanie. Nie mieli wyjścia i musieli brnąć w to dalej, jeżeli Adam miał mieć jakąkolwiek szansę, aby dobić targu z Edem.
- Gratulujemy ! Gratulujemy ! To takie podniecające. - mówiły jedna przed drugą, Julia i Karolina.
- Pokaż ten pierścionek Blanko ! Pochwal się... - mówiła Julia i już ściskała Blankę za rękę, a jej serce waliło jak opętane. - Taki mały. - oburzyła się Julia. - Myślałam, że dziewczyna Adama będzie miała najbardziej wypasiony pierścionek świata...
- Julio ! - skarciła ją Helena. - tak nie można...
- Może Blanka właśnie taki pierścionek chciała. - dodała Karolina wpatrując się wyczekująco w Blankę swymi niebiesko-szarymi oczami. Uśmiechnęła się z satysfakcją i dodała - Powinnaś wykusić od niego coś znacznie większego.
- To tymczasowe... - chciała wyjaśnić.
- Tymczasowe ? - zdziwiła się Karolina.
- Tymczasowe ? - powtórzyła za nią Helena, ale chyba oprzytomniała i szybko sama sobie wyjaśniła tą sytuację. - Ojej ! Blanko, przepraszam, wspomniałaś właśnie, że to była tajemnica, a myśmy zrobili z tego wydarzenie wieczoru. Tak naprawdę, to życzę Adamowi jak najlepiej i od dawna czekałam na ten dzień. Gdy widzę przy nim taką piękną i wrażliwą dziewczynę jak ty, serce we mnie rośnie...
Tak, pomyślała Blanka, w jednej chwili rozdmuchali tę sprawę, a na dodatek Helena stwierdziła, że to przez Blankę. Beckerowie odkryli tajemnicę, która nie istniała, a teraz zapewne będą chcieli poznać wszystkie szczegóły związane z zaręczynami.
- Tak, zgadza się, to tymczasowe. - Blanka usłyszała ciepły i w miarę spokojny głos Adama, a jego ręka spoczęła na jej talii. Wszystko w brzuchu jej się przewróciło od ciepła dłoni, którą ją objął, a głęboka wibracja jego głosu pobudziła prawie całe jej ciało, jakby poraziła każdy jego zakamarek.
Spojrzała na niego. Uśmiechnął się delikatnie. Miała wrażenie, że spoglądając tak czule w jej oczy, dodawał jej otuchy i jednocześnie uspakajał. Boże jaki był teraz doskonały z tym swoim hipnotyzującym wzrokiem, ściągniętymi brwiami o wypielęgnowanym zarostem. Blanka z wrażenia rozchyliła usta. Spojrzał na nie i uśmiechnął się delikatnie i zawadiacko. Ona jednak najbardziej bała się tego, co Adam będzie miał do powiedzenia, gdy stąd wyjdą, mężczyźni zawsze tak robili, Warren tak robił i tak będzie i tym razem. Bała się tej chwili. Przecież to ona była winna całemu zamieszaniu. Gdyby się w porę zorientowała ! Wystarczyło przecież powiedzieć, że to nie jest pierścionek zaręczynowy !
- Blanka dopiero dwa dni temu zgodziła się przyjąć moje oświadczyny - powiedział Adam tak, aby wszyscy dokładnie go słyszeli. - Nikt jeszcze o tym nie wie. Teraz wy znacie naszą tajemnicę, - tu do podkreślenia swoich słów spojrzał dookoła, na każdego z osobna, jednocześnie przyciągając Blankę bliżej siebie, - ale niestety, nasi rodzice jeszcze niczego nawet nie podejrzewają.
- Tak naprawdę nie znam jeszcze rodziców Adama. - wtrąciła się Blanka i odwróciła się do zgromadzonych obok nich Beckerów. Na ich twarzach rysowały się różne reakcje. Helena przystanęła przy Edzie i z rozmarzeniem i zadowoleniem wpatrywali się w parę narzeczonych, Karolina jakby naśmiewała się z sytuacji, bliźnięta popychały się i nad czymś dyskutowały, a Sebastian stał z boku i przyglądał sie całej grupie. - Jedziemy do Nowego Yorku, aby się z nimi spotkać, - kontynuowała Blanka, sami wiecie, że gdyby dowiedzieli się tego ... nie od nas... byłoby trochę niezręcznie.
- Oczywiście , oczywiście ! - wtrąciła przyjaźnie Helena i przecisnąwszy się znowu bliżej nich, uścisnęła ich oboje. - O nic się nie martwcie.
- Już ja dopilnuję mojej trzódki. - oznajmił Ed. - Nikomu nie rozgadamy, abyście mieli czas na rozmowę z rodzicami.
- Dziękuję. - odparł Adam, spoglądając z wdzięcznością na Eda, a sam przylgnął do pleców Blanki i znów ją objął.
- Oczywiście, że nie roztrąbimy o tym, że Adam Lenox w końcu się zaręczył. - wtrącił Sebastian, podchodząc do nich. - Przypilnuję rodzeństwa. - dodał i uścisnął rękę Adama. Potem zwrócił się do Blanki. - Niestety, zawsze miał więcej szczęścia do kobiet niż ja. Gdyby wam coś nie wypaliło, daj znać, sprawię mu lanie. - oznajmił dumnie i ucałował ją czule w zdrowy policzek.
Ed zagonił wszystkich do stołu, aby dokończyli kolację. W zmieszaniu, które teraz nastąpiło Adam nachylił się i szepnął jej do uch :
- Blanko, co się tu na litość boską dzieje ?
Spojrzała na niego i uczepiwszy się dłońmi jego koszulki, wspięła się na palce i wyszeptała w jego skórę tuż przy uchu.
- Helena zobaczyła mój pierścionek i zapytała, czy to zaręczynowy. - odpowiedziała, a jego zarost połaskotał jej usta. Przymknęła oczy, gdy jej mózg zawiesił się pod wpływem tego muśnięcia i tego, jak jej było dobrze przy Adamie.
- To od niego, prawda ? - zapytał po krótkiej chwili.
- Tak. - wyszeptała i odsunęła się od niego. Nie puścił jej. Trzymał mocno i zmusił ją, aby na niego spojrzała.
- Nie martw się, - powiedział spokojnie, - teraz jesteś moja.
- Chwilowo - odparła przestraszona jego stwierdzeniem, chociaż musiała przyznać, że było to przyjemne doznanie. Chwilowo, należała do niego.
- Hej, dzieciaki ! - zawołał do nich Ed, - Siadajcie i zajadajcie. Na przytulanki przyjdzie czas w nocy.
- Tak, racja. - stwierdził Adam odrywając się od Blanki i pomógł jej usiąść, a sam zajął swe miejsce obok niej.
- Jak to się stało, że nie poznałaś jeszcze rodziców Adama? - zapytała Helena.
Blanka spojrzała na nią i stwierdziła, że teraz zacznie się przepytywanie.
- Na codzień mieszkam w Richmond i tak naprawdę nigdy bym nie pomyślała, że sprawy tak się potoczą. - powiedziała Blanka. Stwierdziła, że najlepiej zrobi, gdy będzie trzymała się, jak najbliżej prawdy i gdy będzie podawała fakty ze swego życia.
- W Richmond ? - zdziwiła się Karolina, ale była chyba wyrazicielką myśli wszystkich zgromadzonych przy stole. - To jakim cudem się poznaliśmy. - dopytała.
- Byłem tam na delegacji parę tygodni temu. Zobaczyłem ją na spotkaniu służbowym i zaprosiłem na kolację.
- Parę tygodni temu ? - zapytała znowu zaciekawiona Karolina - Zatem, jak długo się znacie.
Adam uśmiechnął się i spojrzał na Blankę. Widział, jak próbowała spokojnie oddychać. Jej oczy, brązowe, jak ciemna czekolada wpatrywały się w niego.
- Sześć tygodni. - odparł głębokim, spokojnym głosem. Na jego ustach igrał delikatny uśmiech, gdy o tym mówił i jednocześnie spoglądał na Blankę. Wydawał się zadowolony z siebie, jakby planował jakiegoś psikusa. Kłamali, i w tej chwili oszukiwali swoich gospodarzy, a Blanka miała wrażenie, jakby Adam po prostu zaczynał odczuwać zadowolenie z zaistniałej sytuacji.
Informacja o ich sześciotygodniowym związku wywołała różne reakcje u biesiadników. Wszyscy wydali z siebie dziwne dźwięki. Jedni byli zaskoczeni, inni przerażeni.
- Sześć tygodni ? Zapewne jeszcze z przerwami skoro ona mieszka w Richmond. - wtrącił Sebastian, bujając się na swoim krześle i z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Z niewielkimi przerwami - odparł Adam. - Nie byłem w stanie bez niej funkcjonować i oto ją mam. - powiedział i ujął jej dłoń w swoją ciepłą rękę, uniósł i ucałował wierzch jej dłoni.
Blanka ledwo siedziała. Myślała, że padnie z wrażenia, kiedy jego ciepłe usta dotknęły powierzchni jej skóry, przenikliwy żar spłynął na jej poleczki i w dół brzucha. Podniósł wzrok i wprost zaparło jej dech. Spoglądał na jej usta. Nachylił się i pocałował tuż na linii jej górnej wargi. Przestałą oddychać.
- Planujecie do tego jakiś szybki ślub ? - ironizował dalej Sebastian.
- Nie. - odpowiedzieli szybko i zgodnie uśmiechając się i ogarniając wzrokiem siedzących z nimi przy stole.
Blanka potrzebowała tej chwili rozprężenia, gdyż napięcie i stres dawało jej się we znaki. Nie bardzo potrafiła jeść i czuła skurcz żołądka. Ostatnio tak bardzo denerwowała się na studiach. Nawet rozmowa o pracę nie wzbudziła z niej takiego stresu, jak dzisiejsze spotkanie.
- To dobrze, bo całkowicie straciłbym wiarę w stałość stanu kawalerskiego, w którym doskonale się czuję. - ciągnął dalej Sebastian. - Ty też się dobrze czułeś jako kawaler i nic nie wskazywało na to, że dzisiaj przyjedziesz do nas z narzeczoną. Nie pojmuję, jak można się tak szybko zakochać.
Gromki śmiech Eda, królował w pomieszczeniu, zagłuszając śmiech pozostałych.
- Ja i twoja matka uciekliśmy razem z domu po miesiącu znajomości.|
- To co innego. Wtedy, w dobie bez internetu, tak się działo. Nie mieliście co robić, więc myśleliście tylko o małżeństwie. Nie ma nic śmieszniejszego niż zakochany facet.
- Tak dobrze ci w kawalerskim stanie ? - pytał śmiejąc się Ed, - a jeszcze rok temu szalałeś za córką sąsiadów.
- Dobrze się bawiliśmy, - stwierdził z oburzeniem Sebastian. - Nic poza tym..
- Nic poza tym ? - żachnęła się Karolina. - Wodziła cię za nos, jak chciała, a ty robiłeś do niej maślane oczy i śliniłeś się na jej widok.
- Do dzisiaj to robi. - dodała Julia.
- Nieprawda, on ją nienawidzi. - wtrącił się małomówny dzisiaj Andy. Całe towarzystwo, oprócz Sebastiana i Andiego ryknęło śmiechem. Nawet Blanka nie była w stanie się powstrzymać.
Od tej chwili jakby wszystko się uspokoiło. Beckerowie nie byli tak nachalni w zadawaniu im pytań, o ich narzeczeństwo i plany na przyszłość. Blanka odłożyła widelec, którym grzebała w talerzu. Ed swą werwą i wesołością maskował nietakt Heleny i Sebastiana. Polecał wspaniałe trunki i zabawę. Spojrzała na Adama. Był poważny, ale nieznacznie uśmiechał się, chociaż jego oczy przygasły. Z czułością ścisnęła mocniej jego dłoń. Nieznacznie skinął głową i oddał jej porozumiewawczy uścisk.
We względnym spokoju, rozmawiając o rzeczach błahych, ważnych lub nieważnych, kończyli kolację. Blanka miała nadzieję, że za chwilę, Adam mimo wszystko zapragnie stąd wyjechać.
Kolacja szybko dobiegła końca. Blanka z przyjemnością znosiła wraz z innymi naczynia do kuchni. Tuptała sobie powoli, bo po całym dniu intensywnie odczuwała już ból w swoim potrzaskanym ciele. Jakby się rozrastał i dopiero miał zamiar zaatakować. Spoglądała jak Ed, Adam i Sebastian przeszli do części wypoczynkowej i stanęli przy barze, gdzie Ed wyciągnął butelkę whisky i z wielką werwą opowiadał o zaletach tego wspaniałego trunku.
- Ojej, Blanko, - rozczuliła się na jej widok Helena, - zapomniałam w tym całym zamieszaniu, że miałaś wypadek.
- Nic się przecież nie stało, Heleno. - odparła. - Przecież nie samym wypadkiem żyje człowiek.
- Ed mi wspomniał, że mogłabym ci pomóc. Mam niezwykły specyfik, który sama wyrabiam. Nauczyłam się tego wszystkiego nad środkową Orinoko i wież mi, działa cuda. - Helena ominęła ją, weszła w korytarz do pierwszych drzwi po prawej i po chwili wróciła.
- Jest zimna, nie wystrasz się.
- Dla mnie i tak najbardziej stresujące będzie spotkanie z rodzicami Adama. - wtrąciła nieśmiało Blanka.
- Eva jest w porządku, - odezwała się Helena, - a ojciec Adama, jak zwykle będzie marudził.- dorzuciła, gdy zauważyła podchodzącego do nich Adama. - Znam tego starego lisa. Uważaj na Blankę i chroń ją przed nim, aby nie odważył się wyskoczyć z jakimiś przykrymi uwagami. - skierowała te słowa do niego i pogroziła mu palcem.
- Jestem już dorosły i nie muszę liczyć się z jego opinią. - odparł szybko Adam i zmarszczył brwi. Jego uśmiech zgasł, ale i tak zwrócił się do Blanki, - Wszystko w porządku kochanie, czy chcesz się położyć ?
- Nie martw się, dam radę.
- Myślę, - prawie, że krzyknął Ed z salonu, - że powinniśmy w końcu napić się czegoś mocniejszego. Dawno w tym domu nie było tylu radosnych okazji do świętowania. Adamie, dzisiaj upijemy się do nieprzytomności ! Chodźcie z nami moje panie, nie marnujmy takiej okazji.
- Zaraz dołączymy do was, - oznajmiła Helena, - ale najpierw muszę pomóc Blance. Położymy maść i zaraz do was dołączymy.
Helena zaciągnęła ją do jasno oświetlonej kuchni, gdzie Karolina kończyła pakowanie wielkiej zmywarki. Posadziła ją na wysokim, wygodnym taborecie i zapytała.
- Co najbardziej cię boli ?
Blanka pokazała na swe nogi, łokieć, ramie.
- Twarz, - dodała Helena. - Szkoda takiej ładnej buzi. Posmarujemy najpierw ją, ale nie za dużo, abyś mogła wznieść toast. To trochę halucynogenne zioła wiec uważaj z alkoholem. - mówiła przyglądając się jej uważne. - Wcale nie dziwię się Adamowi, że zwrócił na ciebie uwagę. Nie wiem jak cię opisać, ale po prostu z tymi czarującymi, dobrymi oczami i uśmiechem, jesteś piękna.
Blanka uśmiechnęła się.
- Wcale nie zaliczam się do pięknych kobiet. Są ładniejsze.
- Myślą, że Adam by się z tobą nie zgodził. - stwierdziła Helena. - Musiałaś nieźle zawrócić mu w głowie, skoro tak szybko się oświadczył.
- Ałł... - syknęła Blanka i szybko zacisnęła zęby, gdy Helena położyła na jej kości policzkowej maść.
- Zaczniemy od najważniejszej dla kobiety części. - stwierdziła zadowolona z siebie. - Wierz mi, ta maść ma niezwykłe właściwości. Rano sama będziesz się dziwiła, jak wszystko może się zmienić ! Zobaczysz i rano mi powiesz. Co ja mówię, obie naocznie się przekonamy. - dodała z werwą i przez moment obie z Karoliną przyglądały się, czy dobrze położyła jej na twarzy lekarstwo. - Już nie umiem się doczekać. - cieszyła się, jak dziecko.
Potem miejsce po miejsce zajęła się jej kolejnymi skaleczeniami i kładły na niej kolejne warstwy maści. Helena była podekscytowana, bo jeszcze nigdy nikomu nie pomogła na taką skale. Opowiadała, jak pobrudzone i obite wracały do domy jej dzieci, jak leczyła Travisa, swego najstarszego syna, gdy wracał z rodeo i jak cieszy się, że znowu może komuś pomóc.
Wszystkie trzy weszły do salonu po dłuższym czasie. Helena usiadła obok Eda, Karolina rozsiadła się na kanapie z Sebastianem i położyła nogi na kolanach brata. Wcale mu to nie przeszkadzało. Blanka natomiast usadowiła się przy Adamie, mimo, że wokół było mnóstwo wolnego miejsca. Skoro byli narzeczeństwem, nie powinno być inaczej.
- Ojej, - stęknęła przy siadaniu na tak miękkiej kanapie, a Adam natychmiast się tym zainteresował i powoli pomógł jej się dobrze usadowić przy sobie.
- Niestety, to nie jest środek przeciwbólowy. - oznajmiła ze smutkiem w głosie Helena, ale jakbyś chciała to chętnie ci przyniosę.
- Dziękuję, - odparła Blanka, tak naprawdę potrzebuje tylko chwili odpoczynku.
- Do wesela się zagoi. - wtrącił Sebastian koncentrując na sobie spojrzenia całego otoczenia.
- Myślę, że dużo wcześniej się zagoi. Jutro będzie wesoło. - tu Helena zwróciła się znów tylko do Blanki. - Jeżeli masz ochotę to połóż się tu na kanapie. Chyba, że chcesz to zaprowadzę cię do waszego pokoju.
- Naszego pokoju ? - zdziwiła się Adam. - Śpimy w hotelu.
- Po co macie jechać do hotelu, skoro u nas jest tyle miejsca. - stwierdziła Helena, - a Blance przyda się domowe łóżko, a nie takie niewygodne materace, jakie Moses oferuje gościom w swoich pokojach hotelowych.
- Heleno, - odezwał się Adam, - nie wiem, co mam powiedzieć, jak ci dziękować.
- Nie robię tego dla ciebie tylko dla Blanki. - stwierdziła hardo, a Karolina i Sebastian parsknęli śmiechem.
- Proszę, proszę, Blanko, mnie nigdy nie zaproponowali noclegu. - zdziwił się Adam i spojrzał w jej brązowe oczy. - Coś ty im zrobiła.
- Ha ! - zaśmiała się Ed, - Co ona zrobiła nam ? Zapytajmy lepiej, co zrobiła tobie, skoro tak się w nią wlepiasz.
Adam przez chwilę spoglądał jeszcze na Blankę, potem uśmiechnął się i wyraźnie i powoli powiedział.
- Myślałem, że mącisz tylko w mojej głowie, a tu proszę, oczarowałaś nawet Beckerów. -
Przez ułamek sekundy Blanka myślała, że Adam mówi prawdę, że wyznał jej sekret, ale od razu zrozumiała, że to tylko gra. Musieli udawać. Udawali. Adam delikatnie przytulił ją do siebie. Położyła głowę na jego ramieniu, a on ucałował ją demonstracyjne w czubek głowy.
- Nie martw się, będę cię pilnował. - powiedział. - Porozmawiam chwilę z Edem i pójdziemy spać.
- Dobrze mi tutaj. - powiedziała, mocniej przywierając do jego boku. - Nie musisz się śpieszyć. Chętnie posłucham, o czym mówicie.
Faktycznie, Blanka z przyjemnością wsłuchiwała się w rozmowę Adama i Eda. Nawet, gdy Sebastian i Karolina poszli już do swoich pokoi, ona nie umiała zasnąć, ale położywszy się na kolanach Adama dalej wsłuchiwała się w ich rozmowę. Monotonny dialog o sprzedaży ziemi nie miał końca. Przetykany wspomnieniami z innych spotkań, żartami i docinkami, bardzo podobał się Blance. Ciepła dłoń Adama spoczywała na jej talii, a palce drugiej jego dłoni bawił się jej włosami. Było jej dobrze, błogo. Nagle z objęć Morfeusza, w które się zapadała wyrwał ją gromki głos Eda.
- Nigdy nie sprzedam ci mojej ziemi !
Blanka drgnęła tak intensywnie, że Ed i Adam, automatycznie się zreflektowali, że zasnęła, a oni ją obudzili. Przestraszona i w dziwnym amoku sennym powiedziała błądząc po nich nieprzytomnym wzrokiem :
- Nie chcesz sprzedać Adamowi działki, aby nie uszczuplić obszarów swego rancza. Dlaczego nie poszukacie innych rozwiązań. Mógłbyś wydzierżawić mu działkę z prawem do zabudowy, albo jeszcze lepiej, wejść z nim w spółkę, wnosząc ziemię aportem, jako swój udział. Jest tyle opcji, a wy, jak te stare osły omawiacie bez przerwy sprzedaż. Nowy, ciekawy układ może dostarczyć ci większej rozrywki niż myślisz. Poza tym będziesz widywał go dużo częściej. Mnie być może też. - Spojrzała na Eda, na wyprostowaną, jak struna Helenę i na zdziwionego Adama.
Ed potarł policzki pokryte już ciemnym wieczornym zarostem i powiedział :
- Wrócimy do tego tematy rano, Adamie. Teraz pora się przespać z problemami. Połóż narzeczoną do łóżka. Należy jej się wypoczynek. Napracowała się najbardziej z nas wszystkich.
Była jednak tak nieprzytomna, po wybiciu ze snu, że Adam wziął ją na ręce i idąc za Heleną, zaniósł Blankę do ich pokoju. Blanka nie wiedziała, czy jej to się śni, czy Adam rzeczywiście ją niesie. Było jej dobrze. Wtuliła się w niego i marzyła tylko o błogim śnie.
--------------------------------
Ach, ta Blanka?
Czy noc będzie spokojna?
___________________
Codziennie postaram się publikować 2-3 części.
Książka jest przed korekta, ale udostępniać ją będę ponownie. Szczegóły zamieszczę pod jutrzejszymi rozdziałami. IIF
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top