Wpis XII. Cieszmy się z małych rzeczy...
09.03.2013. Lahti (po konkursie drużynowym)
Kamil
Nie wierzę, że znowu otwieram ten zeszyt. Patrzę na ilość zapisanych kartek i mam dziwne wrażenie, że biorąc różnorodność konkursów, powinno ich tutaj być przynajmniej dwa razy tyle. Ale przecież nie liczy się ilość, ale jakość, z którą też bywało różnie. Biorąc pod uwagę ostatnie nasze notatki, to powinienem dostać miano dostarczyciela dobrych wiadomości. A tak jakoś łatwiej się o tym pisze. Zdecydowanie trudniej przyznać się do błędu i wyciągać z tego jakieś mądre wnioski. Mimo że z nas dwóch, to ja jestem ten humanista.
No dobrze, przejdźmy jednak do rzeczy i rozkoszujmy się konkursem drużynowym, który kilka godzin temu dobiegł końca. Zwieńczony został oczekiwanym happyendem. Tak, moi drodzy, brązowi chłopcy znów trzeci! Dziewczyny lubią brąz! Ewuniu, skarbie jeżeli czytasz to nawet przez zwykły przypadek, to wiedz, że mam tutaj na myśli, tylko i wyłącznie ciebie, a resztę pozostawiam moim kolegom...
Co się zmieniło od Val di Fieme? Podskoczyła forma Maćka, loty obniżył trochę Piotruś Żyła, zaś miejsce Dawida przejął Krzysiek, który całkiem przyzwoicie wywiązał się że swojego zadania.
Czterdzieści punktów do triumfujących Niemców, to może trochę dużo, no dobra, przepaść, ale... Za to samych Mistrzów Świata udało nam się wyprzedzić. Może i skakali bez naszego bohatera Thomasa, ale... No nie psujmy sobie moi kochani humoru!
Jednak wracając na ziemię, a przy okazji do szarej rzeczywistości, to pora na drobną analizę. Sam popełniłem parę drobnych, wręcz mikroskopijnych błędów na progu (no tak jakby trochę bardzo spóźniłem), ale Bogu dzięki dało się z tego odlecieć. U Maćka, jak zwykle wszystko było zbyt agresywne, nie do końca płynne i nerwowe, ale dzięki dynamice i determinacji też dał radę. Krzysiek jak Krzysiek, furory nie ma, ale sumiennie spełnił swoje założenia. Najwięcej kłopotów miał Piotrek. Podczas pierwszego skoku chyba wszyscy wstrzymaliśmy oddech. Mocno nim zakołysało, przechylił się i ledwo z tego wyszedł, kończąc swoja próbę na 115 metrze. Jednak w drugim skoku dość dużo nadrobił, poprawiając swoją odległość o prawie dziesięć metrów.
Jutro konkurs indywidualny, a potem już tylko Turniej Nordycki, Planica, do widzenia i przygotowania do Sochi. Jako jeden z nielicznych nie skakałem tam podczas próby przedolimpijskiej, ale skocznie to się chyba na mnie nie obrażą. Liczę na miłość od pierwszego wejrzenia...
Może to trochę wredne, co teraz napiszę, ale mogę Adamowi podziękować za jedno. Nikt nie będzie naciskał na tytuł Mistrza Olimpijskiego, tym bardziej, że wielu już zauważyło u Simona tendencje zwyżkową...
Co ja będę wymagał od siebie? Walki, bo to jedyne nad czym skoczek sam ma kontrolę. Marzy mi się także medal z drużyną. Może wtedy, wszyscy zapamiętają mnie jako nie jako indywidualnego mocarza, ale jako lidera najlepszego zespołu w historii.
Wracając jednak na ziemię, a mianowicie do wyjątkowego zimnego, fińskiego hotelu, gdzie zaraz dostanę białej gorączki, bo znowu jakiś idiota (nie będę wymieniał po imieniu) zostawił otwarte okno w pokoju. Co prawda w nie moim, ale...
***
Kamil być może napisałby coś jeszcze, gdyby nie to, że dostał poduszką prosto w głowę.
- Który... - zaczął, ale nie musiał czekać na odpowiedź. Oprócz niego w pomieszczeniu było tylko dwóch innych panów. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że w ten mało dojrzały sposób zaczepia go młodszy brunet, dlatego swój wściekły wzrok przeniósł na starszego, który w głupkowatym uśmieszku pokazywał wzorowe uzębienie.
- W liceum nad książkami, po nad zeszytami i to jeszcze w moim królestwie - Piotrek przewrócił oczami i rzucił się na łóżku obok kolegi.
- Przynajmniej teraz umiem pisać - burknął niższy i spróbował zepchnąć drugiego skoczka, ale on był szybszy. Wyrwał mu z rąk zeszyt, który po chwili wylądował na podłodze. Maciek kucnął i podniósł go. Spojrzał na starszych kolegów, którzy powinni być dla niego autorytetami i wzorami do naśladowania nie tylko na skoczni. Jednakże teraz, brunet, gorączkowo zastanawiał się, czy to na pewno to ich miał na myśli Łukasz. Mówił coś o dojrzałym liderze i spokojnym, opiekuńczym, starszym koledzy.
Niestety. W pokoju. Na węższym łóżku kotłowało się jakiś dwóch chłopców z poduszkami w rękach i z wyzwiskami oraz obelgami pamiętające jeszcze czasy licealne na ustach.
- Kamil, Piotrek - zaczął cicho, ale zamiast tego usłyszał niezbyt kulturalne słowo, którego synonimem jest pani lekkich obyczajów.
- Trener chciał z wami porozmawiać - powiedział zgodnie z prawdą, ale Kruczek nie podał bliżej określonej pory.
Nic.
- Za drzwiami kłębi się banda rozwydrzonych dziennikarzy z pewnego popularnego portalu, który ma rasę psa w nazwie! - ryknął.
Podziałało. Dwóch dwudziesto sześciolatków stanęło prawie, że na baczność, mając przed oczami tytułu artykułów...
- To zawsze działa - zaśmiał się i elegancko wpakował pomiędzy kolegów.
- Patrz jaki młody i jaki sprytny - mruknął Piotrek i popchnął najmłodszego.
- Panowie! - trzy pary niewinnych oczu spojrzały na swojego trenera, starając się ukryć zdziwienie i naprawdę tylko małe rozczarowanie. Pogodzili się z myślą, że hucznemu świętowaniu musieli powiedzieć ,,pa -pa", ale liczyli na trochę odpoczynku i odrobinę luzu że strony sztabu. Następnego dnia miał być konkurs indywidualny. Kwalifikacje i zmagania drużynowe pobudzały apetyt przed niedzielą, ale bez przesady. Kiedyś panowie musieli odpocząć.
- Gdyby nie to, że obroniliście się dzisiaj wynikami, to zrobiłbym poważny wykład o dojrzałości wśród zawodników - Łukasz usiadł na przeciwko swoich podopiecznych.
- Mogę pana zapewnić, że tego niebezpiecznego zjawiska nie ma wśród nas - odpowiedział szeptem Wiewiór.
- Nie wątpię - mruknął trener. - Chciałem porozmawiać na temat waszego planu zajęć po sezonie.
- A to nie z wszystkimi? - zdziwił się Kamil.
- Dawid zaraz przyjdzie - trener zwalił znajdujące się na jednym z krzeseł ubrania i rozsiadł się wygodnie.
- A co zresztą? - zapytał Maciek.
- To co powiem dotyczy tylko waszej czwórki. Brązowych medalistów. Chluby związku.
- Ale sam trener mówił, że medal zdobywa cała drużyna, nie tylko ci co skaczą - mruknął brunet.
- Bo tak jest. Tylko związek uważa inaczej.
Wiem, że ten rozdział pozostawia wiele do życzenia, ale to taki bardzo, bardzo przejściowy, lecz nie pisany na siłę. Zwracam uwagę na ostatnią wymianę zdań. Te słowa nigdy nie zostały powiedziane wprost, ale chyba nie trudno się domyślić, że związek zawsze nagradzał tylko medalistów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top