Wpis VIII Poczekamy

11.01.2013. sobota ( po konkursie drużynowym w Zakopanem)
Kamil

Miałem się za to zabrać dużo wcześniej. Albo w trakcie, albo tuż po 61 TCS, ale nie znalazłem motywacji. Niby wszystko ładnie poszło. W poszczególnych konkursach i nawet w końcówce klasyfikacji pozajmowaliśmy fajne miejsca, ale niedosyt pozostał. Wiele razy blisko było podium, ale zawsze czegoś brakowało.
Ale dzisiaj nie o tym. Otworzyłem ten zeszyt, wziąłem przypadkowy długopis, aby zanotować wielki sukces, czyli nasze drugie miejsce w dzisiejszym konkursie drużynowym, który był chyba najwspanialszym i najbardziej emocjonującym w jakim miałem okazję brać udział.
Chyba sukces nigdzie tak dobrze nie smakuje, jak w domu. Tutaj w Zakopanem, gdzie pełno było polskich kibiców, biało-czerwonych flag, wstydem byłoby nie zająć miejsca na podium, szczególnie jeżeli była to okazja do zmazania plamy po Pucharze Świata w Wiśle.
Nigdy nie patrzę na tabalę, bo moim skromnym zdaniem, najzwyczajniej w świecie mija się to z celem, jednak dzisiaj zrobiłem to. Stanąłem przed ekranem i spojrzałem na nieoficjalnie wyniki indywidualne. Wygrałbym. Nie to jest jednak najważniejsze. Maciek byłby drugi, a Piotrek jakoś też w TOP10. Tylko Krzysiek...
Nie wiem, jak to się dzieje, ale zawsze wtedy, kiedy pierwsze, drużynowe zwycięstwo w PŚ jest na wyciągnięcie ręki, to któryś z nas trafia na wyjątkowe złe warunki. Nie. Nie mam zamiaru zwalać na pogodę, ale... No dobra dzisiaj sobie odpuszczę i zrobię to, bo od triumfu dzieliło nas zaledwie kilka punktów.
Tytus trafił na okropny wiatr z boku i nie miał jakże tego odlecieć. Trafił w powietrzny wir no i... po zabawie. Chyba powinienem napisać to, co w wywiadzie powiedział Maciek, że i tak Krzysiek uratował nam tę drużynówkę.
      Łukasz był z nas bardzo dumny, zresztą trudno się dziwić, po Kussamo w naszym wykonaniu,chyba niczego tak pozytywnego nikt się nie spodziewał. Chyba jednak do czegoś się nadajemy. A nagrodą dla nas były te tysiące uśmiechów, łzy radości kibiców, którzy wytrwali i przyjechali tam specjalnie dla nas.
    Wreszcie zapanował tu spokój, możemy z uśmiechem spojrzeć w przyszłość, a na wygraną możemy jeszcze poczekać, może po paru latach smak zwycięstwa będzie jeszcze cudowniejszy.
   Na drzwiach naszego domku w wiosce skoczków powieszony jest plakat  z napisem: ,,Polish team ready to win." Ładnie to brzmi i wygląda, na pewno jest motywujące, ale należy się zastanowić czy to prawda. Nie chcę marudzić, bo dzień jest cudowny, odnieśliśmy ogromny sukces, na który ciężko pracowaliśmy, a wdrapanie się na to drugie miejsce wykupiliśmy łzami, potem, zmęczeniem i wieloma startami rozczarowań, ale patrząc na naszą drużynę, to jesteśmy nadal ,,świezi". Mamy czas, musimy dojrzeć. No tak na przykład na Mistrzostwa Świata... Nie no żartuję, po prostu będziemy musieli przeżyć jakoś ten debiut bez Adama... Wiem jakie są wobec mnie oczekiwania, mnie i całej naszej drużyny. Zdaję sobie sprawę, że dla kibiców i dziennikarzy nasz powrót bez chociażby jednego medalu będzie klęską i najlepszym dowodem na to, że Łukasz powinien odejść. Tak, to wiąże się z presją, ale jeżeli jestem liderem muszę podołać temu zadaniu. Nie chcę nikogo zawieść; rodziny, trenera, chłopaków, fanów, którzy mi czas, o który tak prosiłem. To dla mnie okazja, aby pokazać, jak silną drużyną jesteśmy...
   No właśnie przecież oprócz naszej ,,podiumowej" czwórki jest jeszcze Stefan, Dawid, Klimek i Olek, którzy również skaczą na dobrym poziomie, brakuje im tylko metrów. Już za jakiś czas staną obok nas...
   Może są to wyjątkowo optymistyczne dywagacje, ale nie oczekuję, że stanie się to za sezon, dwa a nawet trzy, po prostu mam takie przeczucie, że w niedalekiej przyszłości naprawdę stworzymy jeden z najlepszych zespołów. Potrzebny jest tylko czas, a my zawodnicy na to poczekamy, a już jutro będziemy mieć okazję, aby wykazać się w konkursie indywidualnym.

***
- Zostaw - Ewa wyjęła mu zeszyt i długopis z dłoni i usiadła mu na kolanach. Delikatnie pogłaskała jego twarz. - Musisz się ogolić.
- Dzięki - zaśmiał się mężczyzna i przytulił ją mocno, była jego wsparciem i opoką. Stanowiła jego fundament i siłę. Była nie tylko jego żoną, ale także najlepszą przyjaciółką.
- Nigdy nie przynosiłeś pracy do domu - wskazała na zeszyt.
- No wiesz, czasami zastanawiałem się czy nie łatwiej by mi było przynosić tutaj kombinezon, buty, narty, kask... - uśmiechnął się, kiedy wyobraził sobie taką sytuację.
- Ubierałbyś wszystko tutaj... - blondynka splotła ich dłonie.
- I tak leciałbym na skocznię - wykrzyknęli razem i zanieśli się śmiechem. Potem zapanowała cisza, ale nie niezręczna. Między nimi nie było niedomówień, oni rozumieli się bez słów. Ich ciągła rozłąka, była ciężka dla obu stron, ale może dzięki temu, każdy jego powrót był swego rodzaju świętem w ich domu. Przytulił się do siebie, nic więcej nie było im potrzebne do szczęścia.
- Ewuś... - zaczął mężczyzna i owinął sobie kosmyk jej włosów na palec. - Jesteś moim najcudowniejszym managerem i tak sobie pomyślałem, że... Mogłabyś pomóc także paru moim kolegom z drużyny.
- A znajda się chętni - blondynka uniosła brew, widać było, że spodobał się jej ten pomysł.
- Na przykład Dawid, ale nie tylko - odpowiedział.
- Pewnie - odpowiedziała i zerwała się z jego kolan.
- A ty dokąd? - szatyn zmarszczył brwi i spojrzał na ukochaną.
- Do laptopa - mrugnęła okiem.
- Nie musisz zaczynać teraz.
- Mam tyle pomysłów! - krzyknęła z korytarza, a on tylko potrząsnął głową.
- Nie po to brałem sobie starszą żonę... - mruknął do siebie.
-  Słyszałam! - zawołała.

    Zaśmiał się. Tego właśnie potrzebował. Wstał z fotela i podszedł do stołu, gdzie Ewa położyła zeszyt. Dotknął jego okładki.
- Wrócę do ciebie później - mruknął. - Poczekasz.

No i tak trochę późno, ale dopiero dzisiaj miałam pomysł na zakończenie tego rozdziału. Stwierdziłam, że warto poznać także prywatną sferę polskich skoczków, w końcu to także ważny element ich kariery. Buziaczki i do następnego 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top