Wpis VII Magia świąt
16. 12. 2012 niedziela, Eldenberg
Maciek
Nie lubię Skoczni Aniołów. Nie pasuję mi tutejszy profil skoczni, ułożenie obiektu, ale muszę przyznać, że działa tutaj ta cała magia świąt. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że dwa tygodnie po najgorszym weekendzie naszej drużyny Kamil stanął na podium a ja... Ja wszedłem do pierwszej dziesiątki... Nie stało się to w jednym konkursie, ale to i tak skok, albo wręcz lot na przód. Zeszła presja. Kamil i Piotrek odzyskali siły po odpuszczeniu sobie Soch, co do którego ja, nie mam żadnych odczuć, skocznia, jak skocznia. Raz punktowałem, raz nie, mógłbym powiedzieć, że norma, ale po dzisiejszym konkursie...
Tak pięknie nie było już dawno. Co prawda z tyłu głowy nadal jest jedna myśl, że przydałoby się zacząć wygrywać, ale muszę jeszcze poczekać, przecież jeszcze dwa tygodnie temu, razem z całą drużyną byłem na samym dnie. Tego weekendowe wydarzenia, to i tak cud... No prawdziwa magia świąt...
Ale może wrócę do soboty. To był naprawdę piękny i pogodny dzień. No dobra przesadzam, było całkiem zwyczajnie, no może oprócz tego, że w sercu czułem radość i szczęście, bo Kamil się obudził, wrócił i mimo że nie wygrał , to zajął drugie miejsce, przegrywając z Kofim tylko jednądziesiątą punktu. Może to nie ja tam byłem, ale stał tam mój lider, facet, za którym mamy podążać...
Mówi się i tak zresztą jest, że skoki to sport
indywidualny. Przez długie lata w Polsce, za czasów Adama Małysza było to wyjątkowo wyraźnie widać. Był Adam, długo nikt, Kamil, znowu przepaść i reszta. Teraz jest inaczej. Mamy naszą upragnioną drużynę, przed którą jeszcze masa pracy.
A niedziela, niedziela także była udana. Dwóch Polaków w pierwszej dziesiątce. Kamil ósmy, ja jedno oczko wyżej. Długo przypatrywaliśmy się tabeli, za nim, każdy z nas ruszył w stronę dziennikarzy. Po raz kolejny dziękowałem Bogu, że to Kamil jest liderem i on idzie do zadufanych w sobie panów z TVP. Mnie czekała rozmowa ze starymi znajomymi z ramienia skijumping.pl. Mogłem się rozluźnić...
I w sumie nie mam już chyba nic do dodania. Wiem, że w porównaniu z wypracowaniami Kamila, to są krótkie, skromne notatki, ale jako umysł ścisły nie zamierzam się rozpisywać.
***
Tym razem w pomieszczeniu był sam. Siedział w długim korytarzu, czekając na wizytę u trenera. Popatrzył na zapisaną kartkę i przygryzł skuwkę. Czuł, że nie jest sam ze sobą do końca szczery, że wcale nie jest zadowolony z wyników weekendu. Ile by dał, za to, aby się znaleźć na miejscu Kamila, jak bardzo pragnął tylko tego, aby to o nim pisali, mówili, że wraca, jego określili mianem niespodzianki, wielkim talentem, obiecującującym zawodnikiem i miliardem innych epitetów, które wszystkie zamieniłby na jedno, jedyne miejsce na podium.
Zaciągnął rękawy swojej bluzy i zacisnął na nich palce. Denerwował się. Bardzo. Niby zrobił postępy, ale czuł, że stać go na coś więcej.
- Maciek - cichy głos trenera wyciągnął go z letargu. Spojrzał na zmęczoną twarz Łukasza. Uśmiechnął się nieśmiało i wstał. Poprawił ubranie. Kruczek położył mu rękę na ramieniu. - Nie denerwuj się.
Młody skoczek kiwnął głową i wszedł do pokoju trenera. Tam była już cała reszta, siedzieli, stali, tak ściśnięci, jak było to w ogóle możliwe. Kot w życiu by nie podejrzewał, że na tych kilkunastu metrach kwadratowych może znaleźć się tyle osób. Zaczął się rozglądać za miejscem, ale ktoś pociągnął go za bluzę. No jasne, to Piotrek. Nagle Maciek poczuł coś twardego pod plecami.
- Auuu! - zawył Kamil.
- Przepraszam - wymamrotał brunet. Chciał wstać, ale powstrzymał go Dawid, przesunął się jeszcze trochę. I tak było strasznie ciasno.
- Panowie, ja rozumiem, że cała drużyna opiera się na liderze, ale bez przesady - jęknął Kamil i zaczął się wiercić, przez co trzech pozostałych o mało nie spadło.
- Spokój - mruknął Kruczek, ale bez zaangażowania. Patrzył na swoją grupę podopiecznych, sztab szkoleniowy i serwismenów. Chciał zacząć przemawiać, ale nie wiedział od czego ma zacząć. Czwórka chłopaków na fotelu wzbudzała większe zainteresowanie niż on sam.
- Niech pan na nie patrzy na tamtych czterech idiotów, trenerze! - zawołał z jakiegoś krańca pokoju Stefan.
- Ej, mówisz do przyszłych mistrzów świata - zawołał Piotrek.
- Przedsmak mieliśmy w Kussamo - mruknął Krzysiek Miętus.
- Ty to nawet się do tej drużyny nie załapujesz - odkrzyknął Dawid. Maciek poczuł silną potrzebę stanąć po stronie blondyna, mimo że się długo nie znali.
- Panowie! - tym razem prawie stanęli, gdy usłyszeli krzyk trenera. - Żadnych kłótni, była umowa.
Zapanowała cisza. Maciek podniósł trochę głowę i spojrzał na Łukasza.
- Nie zebraliśmy się tu bez powodu - zaczął Kruczek.
- Mam nadzieję, bo bycie podporą drużyny jest ciężkie - jęknął Kamil i poprawił się. Maciek o mało nie spadł, ale przytrzymały go silne ręce kolegów.
- Chciałbym wam wszystkim podziękować - trener spojrzał w kierunku czwórki zawodników. - Zawodnikom za obronę przed mediami, panu Zbyszkowi Klimowskiemu za wzięcia na sobie ciężaru rozmowy z zawodnikami. Oraz reszcie za...
- Za wszystko - jęknął lider polskiej kadry.
- Przepraszam, ale za co dziękujemy panu psychologowi? - podniósł rękę Piotrek, wkładając łokieć, brunetowi do oka.
- No właśnie - poparł go Kamil. - Jakoś szczególnie to z nami nie rozmawiał.
- Zostaliśmy sami w sobotę, w niedzielę zajął się nami Zbyszek - dodał Maciek.
- Chłopcy - jęknął Łukasz.
- O co ci chodzi, chłopcy mają rację - trener Maciusiak zmarszczył brwi. - Zresztą Maciek mówił o tym i na wcześniejszym spotkaniu.
- Wiem - zaczął Kruczek. - ale... Cieszmy się tym co mamy. Chociaż dzisiaj.
- Łukasz...- Maciusiak wyglądał na zaskoczonego, brunet zrozumiał, że coś tu nie grało. Jego przypuszczenia potwierdziły słowa Piotrka.
- Czeka nas długi wieczór panowie. Cieszę się, że przynajmniej umrzeć z nudów przyjdzie mi w doborowym towarzystwie...
Tym razem krótko i zwięźle może mniej ciekawie, ale zapewniam, że potrzebnie 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top