Wpis VI Nie tak miało być
1.12.2012 Kussamo ( po konkursie indywidualnym) jeszcze na skoczni
Kamil
Gdybym mógł, cofnąłbym czas. Zrobił to wszystko inaczej. Myślałem, że najtrudniejszy będzie pierwszy sezon. Dopiero się będziemy uczyć, poznawać siebie nawzajem, a potem wszystko ruszy i może nie będę odnosił tak spektakularnych zwycięstw jak Adam, ale za to jako drużyna znajdziemy daleko. Może i wszystko zaczęło się jeszcze w Lillehammer, ale to właśnie tutaj w Kussamo, mogliśmy pożegnać się z większością kibiców.
Sobotni konkurs drużynowy był jedną, wielką kompromitacją. Po Lille chyba nikt nie liczył na podium, ale kiedy skacze tylko jedenaście drużyn, w tym słabsza (przynajmniej teoretycznie) drużyna francuska, to trudno byłoby się nie dostać. Mogę poinformować, że naszej drużynie udała się ta sztuka.
Naprawdę rzadko nie lubię któreś ze skoczni, ale z całą pewnością Rukatuturii znajduje się na mojej czarnej liście. Tam się po prostu nie da skakać... Rozpędziłem się, w końcu ktoś tutaj wygrywał i wygrywa, my jej jeszcze nie rozpracowaliśmy. Zresztą tak samo jak sprzętu... Maciek i dziennikarze na prośbę sztabu mówią, że to pięć metrów i w sumie dwadzieścia dodatkowych w sobotniej drużynówce trochę by pomogło, ale to nie zmienia faktu, że i tak zawaliłem. Jako lider powinienem ciągnąć za sobą drużynę, jak narazie, najczęściej spadamy na sam dół skocznej hierarchii, modląc się o przynajmniej przypadkowe punkty, lepiej takie niż żadne.
Na razie mamy ich uciułanych dwadzieścia jeden... Tak po trzech konkursach indywidualnych i jednej drużynówce, proszę państwa idziemy na rekord... Chyba trochę przesadzam. Dawid pierwszy raz w karierze zapunktował tutaj w Ruce, dostał się do drugiej serii i jako jedyny nie zawalił startu w sobotę...
Jeżeli chodzi o Piotrka to czekamy. Wszyscy. W zeszłym sezonie był numerem dwa, a w tym solidarnie ze mną, Maćkiem i resztą utrzymuje niski poziom. Przynajmniej skoki są powtarzalne.
Wracając do Maćka. Jego ambicja, podłechtana podczas lata i determinacja nie pozwalają na zatrzymanie się. Nie stabilizuje formy... Nie powtarza tego co jest na przyzwoitym poziomie tylko prze na przód. Jakby musiał coś sobie udowadnić. Chciałem z nim o tym porozmawiać, ale czy ja nie byłem taki sam w jego wieku, czy nie potrafiłem w milczeniu przeżywać każdej porażki i czy w końcu nie pojawiały się w mojej głowie myśli o zakończeniu kariery? Były, ale to już za mną. On też nie długo będzie już miał to za sobą... Chyba o to w tym chodzi...
Jak przeczytałem jeszcze raz, to co napisałem, to dochodzę do wniosku, że co jak co, ale pięknie wychodzi mi owijanie w bawełnę. Niby napisałem o sobocie, niby to z siebie wyrzuciłem, może i o dzisiejszym konkursie coś tam nabazgrolołem, ale omijam sedno. Podchodzę do tego, jak polscy piłkarze podczas Euro, kiedy ich gra była na zasadzie ,,piłka parzy", teraz mnie parzy ten problem.
Trudno ująć to wszystko słowami. Napisać o porażce, nie tylko swojej, ale i całego zespołu. Winą za naszą ,,czarną sobotę" obarcza się trenera. No jasne. Dziennikarze i ,,prawdziwi" kibice przecież od zawsze wiedzieli, że trener to zły wybór. Skoro sam nie osiągał wyników, to jaką on może mieć wiedzę? ,,Specjaliści" oraz ,,znawcy" mogą sobie pogratulować, tak chłopcy Kruczka zawalili na całej linii. Pełna kompromitacja i porażka. A ten niby ,,następca" Adama Małysza, Kamil Stoch? On się nadaje na co najwyżej następcę Mateji...
(Tak, takie wpisy, również umieszczali dziennikarze i internauci.)
Może jednak wrócę do Łukasza. Widziałem, jak to przeżył. Nie miał do nas pretensji, przytulił każdego z nas i obiecał, że będzie dobrze. Czułem, jak drżał, kiedy mnie obejmował. Wiedział co nas czeka, zdawał sobie sprawę, że przez nasze klepanie buli posypie się krytyka, a dziennikarze jeszcze tego samego dnia nie pozostawią na nas słuchej nitki. My też o tym wiedzieliśmy. Dlatego to Maciek rozpoczął od analizy swoich błędów i kiepskiego sprzętu, potem Dawid opowiedział o swoich przeżyciach związanych z tym konkursem i przemyśleniami nad swoimi próbami, które obiektywnie były nawet dobre. Piotrek przyznał, że nic nas nie usprawiedliwia, a ja, prawie ze łzami prosiłem kibiców o cierpliwość. Teraz zdaję sobie sprawę, jakie to było naiwne. Ci co stracili w nas wiarę to i tak odejdą. A ci co zostaną, to... No chyba, że nikt nie zostanie...
Zawiało pesymizmem, a przecież były też i te dające nadzieję momenty, kiedy to wczoraj wieczorem Zbyszek Kalinowski posadził nas na tyłkach i kazał nam rozmawiać, udzielać się w dyskusji... Nie lubię tego typu rzeczy, ale wczoraj było to nam naprawdę potrzebne. Zobaczyłam to, kiedy zauważyłem, jak bardzo udzielają się moi koledze na czele z Maćkiem. Marker latał po kartce, zapełniając ją tezami, dlaczego nam nie wychodzi... Ten pęd, potoki słów, burze myśli, dyskusje, pytania, pomysły, to wszystko zaczęło przybierać jakiś kształtów. Z trudem nadążałem nad tym zabójczym tępem. Słowa ciągnęły się w nieskończoność... Nam naprawdę było to potrzebne... Nie tylko nam skoczkom, ale i całemu sztabowi.
Dlaczego? Chyba umyślnie czekałem z tym, aż do tego momentu, dziennikarze i kibice żądali dymisji Łukasza Kruczka... Nie pierwszy raz, ale tym razem krzyczeli, jak jeden mąż, napierali, aż prawie dopięli swego. Łukasz, powiedział, że jeżeli to pomoże zawodnikom, to poda się do demisji. Zatkało mnie wtedy. Nie chciałem tego i nie mogłem w to uwierzyć.
Refleksem wykazał się Maciek. Stanął w obronie trenera. Stanowczo przedstawił nasze stanowisko. Powiedział, że go potrzebujemy, że dymisja to jak przyznanie się do błędy, a przecież jeszcze forma do nas przyjdzie... To dopiero początek sezonu. Wystąpienie genialne w swojej prostocie. Przemawiał w nim do kibiców, dziennikarzy, działaczy PZN i w końcu do samego trenera. Rozpoczął bitwę o trenera. Dołączali do niego kolejni, a teraz moja kolej, aby to wszystko zakończyć...
***
Kamil Stoch wstał. Bez słowa przekazał zeszyt Maćkowi i z głową podniesioną do góry, ruszył do stanowiska dziennikarzy TVP. Było okropnie zimno, wiatr przeszywał go na wskroś. Nie miał ochoty na rozmowę z tymi idiotami, ale wiedział, że musi. Był liderem i przywódcą. Musiał zakończyć coś, co zaczęli inni. Był gotowy.
Ustawił się. Wziął do ręki mikrofon. Hardym wzrokiem spojrzał w czarne oko kamery. Wziął głęboki wdech. Twarz mu skamieniała, zresztą tak samo, jak całe ciało. Przestał odczuwać zimno, zaczynało być gorąco. Jeszcze tylko parę sekund... Dziennikarz zadał pytanie. Kamil otworzył usta i z pewnością oraz twardością i niezłomnością zaczął.
- Jeżeli trener odejdzie, to ja też... - powiedział i czekał na reakcję. Wiedział, że już za chwilę wszyscy będą roztrząsać każde jego słowo. Niektórzy uznają, że to wystąpienie było efektem napływu emocji, ale Kamil powiedział to szczerze, chyba jeszcze niczego nie był aż tak bardzo pewien...
***
Adam Małysz uniósł brew i zamieszał w kubku z herbatą. Nie spodziewał się tego... Był pod wrażeniem wystąpienia młodszego kolegi... Swojego następcy. Tak mówią prawdziwi liderzy. Zaświtało światełko w tunelu, dla polskiej ekipy...
I jak rozdział? Chyba jeden z najważniejszych. To wystąpienie Kamila pamiętam trochę, jak przez mgłę. I bardziej niż sam wywiad, pamiętam emocje, które mi wtedy towarzyszyły... Wtedy poczułam, że ta drużyna ma szansę i nie tylko ja. Mój tata powiedział, że o to mamy prawdziwy, zgrany team... I tak powinno być. To wtedy Polacy pokazali, że są jednością, siłą... Byłam, jestem i zawsze będę dumna z tamtego ich zachowania i podejścia do całej sytuacji... A Wy, co o tym myślicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top