Wpis IV Małe jest piękne
03.03.2012r. Lahti - HS97 Sobota
Kamil
Podobno nadzieja umiera ostatnia, teraz już wiem, że nie umrze. W tym zimnym, pięknym, norweskim mieście pokazaliśmy swoją siłę. Kiedy stawaliśmy na podium, gdy widziałem, jak polska flaga wjeżdża na maszt miałem łzy w oczach. To trzecie miejsce miało cudowny smak... Dla nas było jak zwycięstwo, było nim nad naszymi słabościami.
Można powiedzieć, że pierwszy raz w tym sezonie mieliśmy szczęście do złych warunków . Nie, nie, nie podnieśli nam belki, nie zaczął wiać wiatr pod narty, gdy któryś z nas leciał, nie no, aż tak dobrze nie było, ale przenieśli zawody na mniejszą skocznię. Ze swoim wzrostem powinienem wiedzieć, że małe jest piękne, ale... coś mnie ciągnie do tych dużych skoczni, uwielbiam latać, czym dłuższy skok tym lepiej. I początkowo nie byłem tym zachwycony, dopóki nie zobaczyłem radości ze swoich skoków moich kumpli. Kurde... Klimek i Olek mają prawie osiemnaście lat, Maciek niecałe dwadzieścia jeden... skoro my już teraz odnosimy takie sukcesy, to za parę lat...
Trzeba być realistą, nie popadać w samozachwyt, ale wreszcie nam się udało. Stanęliśmy na najniższym stopniu podium. Przez jeden dzień, a raczej wieczór, będziemy żyć jak w bajce. Dziennikarze nam odpuszczą, kibice na nowo zaczną nam ufać. Przekonają się do nas, nigdy nie będę taki jak Adam. I chyba wreszcie przestanie to wszystkim przeszkadzać. Będę liderem, może bez własnych, wielkich sukcesów, może natomiast stanę na czele wspaniałej drużyny, a taki konkurs, jak ten stanie się czymś nienadzwyczajnym, chlebem powszednim.
Jedynym minusem tego dnia był fakt, że nie było jak tego świętować. Po Zakopanym była impreza, gdzie świętowaliśmy moje zwycięstwo, po Val di Fiemme mogliśmy wypić po jednym piwie, tutaj nawet taka uproszczona wersja nie wchodziła w grę, bo i Olek, i Klimek byli niepełnoletni, a Maciek był oczkiem w głowie całego sztabu, więc raczej nic z tego. Z długich nocnych pogadanek raczej też nic nie wyjdzie, bo jutro kolejny konkurs, do którego musimy się wyspać ... Tak to jest, kiedy się zdobywa coś z małolatami...
Szkoda tylko jednego, że rozkręcamy się pod koniec sezonu. Wiele konkursów już nie zostało, teraz już za późno, aby nadrabiać zaległości, ale przecież nie skaczemy dla wyników, tylko dla siebie i kibiców. Już nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia.
W sumie już dawno nie byłem aż tak zmęczony. Tyle wywiadów, rozmów z innymi zawodnikami, ale to wszystko sprawiało mi przyjemność. Z mojej twarzy nie znikał uśmiech. Wreszcie byłem spokojny i zrozumiałem coś jeszcze. W drużynie sprawia to jeszcze więcej radości. Ich uśmiechy były dla mnie kolejną nagrodą.
To trzecie miejsce przypomniało mi coś jeszcze. Parę lat temu na MŚJ razem z Mattim, Stefanem i Dawidem* zdobyliśmy srebro. Wtedy każdy z nas czuł się zagubiony i nie za bardzo wiedział, jak ma opowiadać dziennikarzom. Niby to naturalne, nikt nie miał do nas pretensji, że nie mówimy szczegółowo, o tym jakie popełniliśmy błędy, byliśmy nastolatkami, którym świat sprawił najcudowniejszy prezent. Unoszeni na fali sukcesu nie myśleliśmy, jak nam się to udało, interesował nas efekt. Dzisiaj jednak zrozumiałem, że było to dziecinne i nie profesjonalne. Olek i Klimek nie dali się aż tak unieść emocjom. Udzielali dokładnie takich odpowiedzi, jakich oczekuje się od skoczka - seniora, a przecież oni są mniej-więcej w takim wieku, w jakim my byliśmy wtedy. Świat pędzi do przodu...
W sumie zastanawia mnie jeszcze jedno. Co by było, gdyby jeszcze skakał Adam, czy mielibyśmy szansę na zwycięstwo? Może bylibyśmy wyżej, chłopcy czuliby się pewniej i lepiej by skakali? Jest też druga opcja, może by się poczuli zbyt ,,bezpiecznie" - ,,Wielki mistrz skacze, wywalczy za nas wszystko, a my tylko popatrzymy i pobijemy brawo"? Niby nie warto teraz gdybać, ale jestem ciekawy, jak oni postrzegają to, że jesteśmy jedną z najmłodszych drużyn na świecie? To, że Maciek wyczuwa, że jeszcze nie do końca (przynajmniej do dzisiejszego konkursu) odnalazłem się, jako numer jeden, to wiem, ale jak myśli reszta?
Widzę miny chłopaków. Od dłuższego czasu coś notuję, a oni siedzą i na mnie czekają, chyba to też nie jest najlepszy sposób na świętowanie. Idę po szklanki napijemy się wody gazowanej. Przynajmniej bąbelki będą...
- To co robimy? - lider polskiej drużyny szczerze się uśmiechnął się i poczochrał włosy Olkowi. - Może jakieś planszówki?
- Bardzo śmieszne - odpowiedział chłopak i odsunął się trochę. Jednak w jego oczach widać było wsołe ogniki.
- Pić nie możemy, siedzieć do późna też nie - zaczął wymieniać Maciek.
- Wieczorek zapoznawczy - krzyknął Kamil i sięgnął po stos białych kartek oraz długopis.
- No chyba żartujesz - Kot wytrzeszczył oczy, ale również usiadł na podłodze.
- Nie, dlaczego? - szatyn zaczął coś bazgrać. Koledzy pochylili się.
- O Boże! - krzyknął nagle Klimek i poderwał się z ziemi.
- Co jest? - Kamil nawet nie podniósł wzroku.
- No bo... mój niemiecki - zająknął się.
- Na wieczorku zapoznawczym będziemy sprechać po szwabsku, zawsze to jakieś urozmaicenie - prychnął Maciek. - Pokaż, razem coś wymyślimy.
- Też się uczyłem niemca - Kamil przysunął się. - To co masz?
- Szyk przestawny- wyszczerzył zęby Klemens i podał podręcznik i zeszyt kolegom.
- To jakaś enigma - mruknął Maciej, wskazując na pismo chłopaka.
***
Kilka pokojów dalej, przy laptopie siedział mężczyzna w średnim wieku. Był młody, jak na trenera. Pod swoje, jeszcze wątłe skrzydła dostał mieszankę wybuchową, prawdziwy koktajl Mołotowa czyli polską reprezentację. Gdy zaczynał swoją pracę pod okiem Kuttina wszystko było proste. Był prawdziwy wybuch młodych talentów. Sukcesy podczas juniorskich imprez nie były rzadkością. Ba, jeden gonił drugi. Co prawda przygoda starszego z braci Rutkowskich skończyła się w niejasnych dla wszystkich okolicznościach, ale przynajmniej on sam nie miał nic na sumieniu.
Wracając jednak do stadka Łukasza Kruczka, każdy stanowił oddzielny pierwiastek a tworzenie z nich związków chemicznych (czyli zżytej drużyny), wymagało cierpliwości i ostrożności, bo jedno potknięcie groziło potężnym wybuchem...
Tym razem mu się udało. Naiwny jak dziecko Olek, rozkapryszony jak to nastolatek, Klimek, pogodny, zwykle spokojny, ale w obejściu ostry jak brzytwa Kamil nie stanowili problemu. Stanęli na podium. Na trzecim miejscu, oddając wspaniałe, jak na swój wiek skoki. Łukasz Kruczek widział w nich potencjał, drużynę na medal.
Jednak był jeszcze ktoś. Maciek. Ambitny, porywczy, jak na swój wiek inteligentny i chumorzasty dwudziestolatek o wyjątkowym gorącym sercu. Był zagadką, niewiadomą. Łukasz czuł, że to zawodnik stworzony do zwycięstw, ale... no właśnie. Kruczek przygryzł wargę. Jego brak doświadczenia dawał się we znaki. Nie wiedział co ma zrobić.
***
Trener wszedł do pokoju i zapanowała zupełna cisza. Kamil z ołówkiem w jednej ręce zastygł, tłumacząc coś Klimkowi. Maciek również znieruchomiał pisząc coś na kartce.
- My tylko lekcje odrabiamy - zarumienił się Murańka i spojrzał na kolegów. Wszyscy czekali co powie trener.
On naprawdę nie chciał, ale nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
- Jak dzieci - Łukasz Kruczek pokręcił głową i z dobrodusznym wyrazem twarzy dodał: - Moje dzieci.
* W 2004r. polska drużyna zdobyła srebrny medal (byliśmy za Austrią) na Mistrzostwach Świata Juniorów (MŚJ) w składzie: Kamil Stoch, Stefan Hula, Dawid Kowal i Mateusz Rutkowski. Dokonali tego pod okiem dwóch trenerów Hainza Kuttina i Łukasza Kruczka ( trenerem kadry A był wtedy Apoloniusz Tajner). Na tych samych mistrzostwach Mateusz Rutkowski zdobył złoto, wyprzedzając Thomasa Morgensterna. Niestety ich kariery potoczyły się zupełnie inaczej.
Dzisiaj krótko, ale za to treściwie ( przynajmniej mam taką nadzieję). To ostatnie pytanie z ,,notatek"Kamila, oczywiście pochodzi ode mnie. Obiecuję, że od rozdziału VI lub VII wszystko trochę się rozkręci, bo wkroczymy w jeden w najważniejszych sezonów w historii polskich skoczków.
Na koniec jeszcze ogłoszenia. Dla moich kochanych czytelników ,, Przypomnij mi". Do 26/27 raczej nie pojawi się nowy rozdział.
Ten rozdział ,,Podniebnej drogi" dodałam wcześniej, bo w święta nie będę miała czasu.
Teraz czas na #chamskareklama jeżeli kogoś zaciekawił wątek z wicemistrzostwem juniorów z roku 2004 zapraszam na moje ff ,, Następca"
Na koniec życzę wesołych świąt, odpoczynku, spełnienia marzeń, szczególnie tych najmniej realnych oraz , abyście spotkali na swej drodze wielu wartościowych ludzi, którzy będą dla Was podporą. ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top