Wpis II Nie nie udało się

06.01.2012. Bischofshofen

Kamil

    Czasami myślę, że to wszystko to nieśmieszny żart, że za chwilę otworzą się drzwi do naszego domku ( w wiosce skoczków), wejdzie Adam i powie, że wraca. Nie może patrzeć, jak ,,lideruję" i jednak zostanie na jeszcze jeden sezon. Ale tak się nie stanie. Za każdym razem, kiedy widzę radosne spojrzenie Piotrka, pytające Maćka czy pełne niezasłużonego podziwu - Olka, przypomina mi się, że w pewnym sensie jestem za nich odpowiedzialny. To ja mam być najlepszy, ja mam stawiać na podium i odpowiadać na niewygodne pytania dziennikarzy, którzy nie ułatwiają i tak trudnej sytuacji. Pierwsi ,,prawdziwi" kibice już się od nas odwracają, nie pozwalają się wykazać.

   W sumie nie wiem, jak wyobrażałem sobie to jeszcze kilka miesięcy temu. Przecież nie miałem prawa liczyć na taryfę ulgową, tylko dlatego, że nasz mistrz odchodzi na sportową emeryturę. Nie takie rzeczy się działy i już wiele ekip żegnało swoich liderów... Ale to nie tak miało być. Nikt nas nie rozpieszcza, zaczynając na związku na aurze kończąc. Chciałbym, aby prezes chociaż raz powiedział coś takiego, żeby chłopcy poczuli się pewniej, nie wahali się przy odpowiedziach na najprostsze pytania i uwierzyli, że my na prawdę możemy do czegoś dojść. Przydałoby się także, aby ktoś przypomniał dziennikarzom, gdzie ich miejsce, nie są od oceniania i narzekania, tylko relacjonowania.

  Pora postawić sobie pytanie czy zawiodłem. Siebie na pewno, trener i koledzy utrzymują, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Dziennikarze, nimi dawno przestałem się przejmować, ale czasami ich ,,komentarze" są zbyt dotkliwe... oni po prostu nie wiedzą, kiedy powiedzieć dość. Czasami mam wrażenie, że oni badają, jak daleko mogą się posunąć. Może przesadzam, ale bycie liderem, tak młodej, nie ukształtowanej i jeszcze niezbyt zżytej drużyny nie jest łatwe. Trzeba wiedzieć co powiedzieć, a ja... no wolę, aby to trener wszedł do akcji i zajął się mowami motywacyjnymi, bo ja jeszcze nie czuję się na siłach, aby temu podołać. W innych krajach może i są młodsi, którzy są w stanie ogarnąć całą drużynę, ale warto pamiętać, że wtedy są także starsi skoczkowie, którzy może nie grają pierwszych skrzypiec lecz stanowią ważny element ekipy. My zostaliśmy sami. Marudzę? Mam powód, a raczej powody.

     Nie wiem co jest w TCS, ale nie oszukujmy się, jest to turniej, w którym po prostu Polakom nie idzie. Nie będę pisać, że mi się nie udało, bo były błędy, elementy, które potrzebują korekty i to wszystko nie wzięło się znikąd. To moja wina, ale... nie lubię zwalać na warunki, bo każdy mógł na takie trafić, może ktoś poradziłby sobie lepiej i wyciągnął jeszcze parę metrów, był wyżej sklasyfikowany, dostarczyłby więcej radości kibicom ( np. dziennikarze widzą w tej roli Adama Małysza, co jest najlepszym dowodem, że mogę stanąć na głowie, a i tak zawsze będą na porównywać).

   O co mi chodzi? O taki dzień, 4 stycznia, moja ulubiona austriacka skocznia czyli ta w Innsbrucku, prowadzenie po pierwszej serii. Oprócz mnie w drugiej serii jeszcze Maciek, no ogólnie powiew nadziei, że wreszcie pokażemy się z dobrej strony i udowodnimy, że damy radę, tylko potrzeba nam czasu, jednak z tym będzie trzeba jeszcze poczekać. Po czwartym miejscu w Ga-Pa... to ósme miejsce jest jak kara, przypomnienie, że fortuna jest kapryśna i nie daje nic za darmo. Za radość i uniesienia w pierwszej serii, za nieśmiałą wiarę, że może tu wygram, przyszedł czas na rozpacz. Ten wiatr... on mnie tłamsił, popełniłem błąd tak minimalny, tak nic nie znaczący, że gdyby tylko były inne warunki, nikt by go nie wyłapał. Wygrałbym, to nie była trema - sportowiec nie powinien znać takiego słowa. Presja? Byłem zbyt skupiony, nie było na nią miejsca. Zarówno Łukasz, jak i paru innych trenerów klubowych powiedzieli, że nie miałem szans, że jury mogli mnie puścić w lepszych warunkach i pozwolenie mi wykonać tego skoku było skrajnie nieodpowiedzialne.

     Bolała duma, ucierpiały ambicje. Chyba nic gorszego niż spadnięcie z pierwszego miejsca na takie poza podium, ale czego się spodziewałem po skoku na 108m? Trzeba było się od tego oderwać, ale w sumie łatwiej powiedzieć niż wykonać. To cały czas we mnie siedziało. Tak głęboko w mojej podświadomości, że nie byłem w stanie tego wyplenić. Starałem się uśmiechać, ale widziałem, że nie wszyscy dadzą się na to nabrać. Maciek obserwował mnie cały czas, pokazywał, że jeżeli chcę porozmawiać, to jest otwarty, ale ja nie potrzebowałem tego. Musiałem zrobić to sam, pokonać własną słabość.

      Może przez to, dziś, w Święto Trzech Króli uplasowałem się na końcu pierwszej dziesiątki. Była jedna seria, było zimno, chyba nikt na mnie nie patrzył, bo dzisiejszego dnia miały się rozstrzygnąć losy turnieju. Wygra Austriak czy... Austriak. Gregor i tak nie miał już szans wygrania wszystkich czterech konkursów, więc dla mnie jako skoczka był to zwykły konkurs. Miałem się odbudować, utrzymać miejsce w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej i jak zwykle robić dobrą minę do złej gry. Podejść  po konkursie do Schlierenzauera i uścisnąć mu rękę, pogratulować. 

     Nie słuchałem tego co do mnie mówi. Jest młodszy, a już lider najlepszej drużyny na świecie. On nie musi myśleć czy reszta drużyny sobie poradzi, tylko jak to zrobi. Ma za plecami Morgiego, Kofiego, Martina i Wolfiego no i proszę... u nas ledwo dwóch punktuje, u nich trener przy każdych zawodach drużynowych, podejmować odpowiedzialną decyzję, którego odstawić. Niektórzy mają braki, niektórzy nadmiar, tylko dlaczego to my zawsze jesteśmy do tyłu?

   Zazdrość to brzydka cecha, ale trudno nie marzyć o czasach, kiedy to u nas będą takie problemy. Na razie trener gorączkowo stara się coś zrobić. Popieram go w każdej decyzji, chociaż nawet mnie zaskoczyła decyzja, że Olek wraca do domu, a na jego miejscu pojawi się Dawid. Mhm... nie mam prawa podejmować takiej decyzji, nie powinienem nawet tak myśleć, bo Stefan to przyjaciel od lat, ale czy nie powinno stawiać się na tych młodszych. Olek wbrew pozorom nie poradził sobie jakoś bardzo źle, jak na debiut na takiej imprezie to było... ok.

    Dzisiaj przeszła fala krytyki, sprawiedliwie podzielona między nas a sztab. Jutro kolejna, po jutrze następna. Jeszcze długo będziemy słyszeć, że coś trzeba zmienić, ale to nie to. Nam trzeba dać czasu. Nikt nie obiecywał, że będzie prosto i skoro my, zawodnicy staramy się do tego przyzwyczaić, zacisnąć zęby i trenować, trenować, trenować, to chyba mamy prawo oczekiwać od dziennikarzy chociaż odrobiny wyrozumiałości. Sami pompowali balonik, że jestem następcą Adama ( niektórzy z nich nawet posuwali się do tego, że mówili, że jestem drugim nim), Maciek jest młodym talentem, którego forma lada moment eksploduje, Piotrek to dobry duch zespołu, który nam wszystkim poprawi humory i na pewno nie jeden raz zaskoczy i tak dalej. Teraz można tylko spekulować co by było gdyby Adam jednak został. Przydałoby się jego wsparcie. Ale damy radę, bo nie ma innego wyjścia.

   Kamil napisał swoje ,,sprawozdanie" . Tekst nie był wybitny, ale nie bez satysfakcji stwierdził, że z całą pewnością lepszy niż jednego profesjonalnego dziennikarza. Z resztą nie o styl czy kunszt pisarski tu chodziło, tylko o to, aby poczuł się lżej. Ale nie udało mu się. Nerwowo zaczął uderzać palcami w ścianę. Przydałaby mu się rozmowa z trenerem. Z psychologiem nie złapał jeszcze dobrego kontaktu...

  No właśnie... niby nie potrzebował psychologa, ale rozmowy z drugim człowiekiem, jak najbardziej. Ewa...
  Sięgnął telefon i wybrał wyryty w sercu numer. Prawie od razu włączyła się sekretarka. Westchnął. Ona też miała swoje pasje, zainteresowania oraz sprawy. Rozumiał, że nie zawsze będzie miała dla niego czasu...

- Trzej królowie jadą... - do pokoju wszedł Piotrek, rzucając w moim kierunku puszkę piwa.
- On jeszcze nic nie pił - Maciek ściągnął sobie i Piotrkowi czapkę.
- Jeszcze? - Stefan podszedł do nas i odebrał swój przydział.
- Łukasz pozwolił - Dawid usiadł obok szatyna. - Jest zadowolony z naszej pracy.
- Ale ja nie jestem - mruknął Kamil  i odłożył puszkę. - Przepraszam,  ale nie mam humoru.
- No i to ci humor poprawi - zaśmiał się Wiewiór, ale Maciek pokręcił głową i sam odstawił puszkę.
   Kamil schował twarz w dłoniach. Czemu on zawsze musiał mieć pod górę? Poczuł na swoich plecach dużą dłoń.
- Hej, co jest? - potrząsnął mnie delikatnie.
- Będzie dobrze - Piotrek nachylił się  i poczochrał koledze włosy. - Nie w tym sezonie to w następnym.
- Będziemy skakać zawsze z tobą-  odezwał się najstarszy.
- Za rączkę - Wiewiór przytulił Kamila w wyjątkowo niezdarny sposób.
- Zaraz cukrzycy dostanę - Maciek burknął, ale też podszedł. Drużyna była w komplecie.

    Drugi rozdział, kolejny etap. Czytając po raz kolejny wszystkie te wywiady dochodzę do wniosku, że polscy zawodnicy, trenerzy i sztaby musiały mieć w sobie wiele samo zaparcia, aby to wszystko pociągnąć. Tu trochę porównałam Polskę do Austrii, bo chyba to pokazuje jaka dzieliła nas od nich przepaść, jak różne zawsze były nasze problemy. Wtedy byliśmy przy nich, jak wróble uczące się latać przy orłach, teraz ta różnica jest mniejsza, ale nadal jest. Jak duża? Przekonamy się w tym sezonie. Chciałabym także zwrócić uwagę na różnicę w wypowiedziach zawodników z obu krajów. My i oni inaczej do tego podchodzimy i zawsze będziemy. Inna psychika. Może, więc ona jest kluczem do tego, że różnica między nami będzie zawsze i to oni odnieśli więcej sukcesów. Wiem, że to tylko spekulacje, ale może warto nad nimi posiedzieć i pomyśleć. No dobra, mam nadzieję, że bardzo nie przynudzam, ale słabo pamiętam ten sezon, głównie pojedyncze konkursy ( tak jak ten w Oberstdorfie na przykład) i  w dłużej mierze opieram się na wywiadach, artykułach i starych nagraniach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top