~1~
...Blond archanioł przewrócił oczami.
- Czy ty aby na pewno jesteś ich synem? Poprawka, czy ty do cholery jesteś w ogóle demonem?! – zawołał zgorszony, wyrzucając ramiona w górę. - Zachowujesz się co najmniej nieodpowiednio!
- Dżibril, ogarnij dupę, bo zaczynasz mnie irytować. - syknął zimno. - Tak, moi tatusiowe to Lampka i Asmo, jestem demonem, a ty chyba powinieneś już iść. Michaś cię nie szuka? - uśmiechnął się słodko.
- Aryman, ty mały gnojku... - zawarczał.
Czerwonowłosy westchnął, podając archaniołowi parujący kubek zielonej herbaty, po czym capnął na blacie tyłkiem, wymachując swoimi ciągnącymi się kilometrami nogami w powietrzu.
Minę miał nie wesołą, gdy przygryzał swoje pełne czerwone usta zębami w zdenerwowaniu.
- Ej, dzieciaku... - zaczął Gabriel zaniepokojony, patrząc na niego badawczo.
- Hm? - mruknął pytająco, pierwszy raz w życiu nie pyskując na nazwanie go "dzieciakiem", co wytrąciło Gabriela lekko z równowagi.
- Coś jest z tobą nie tak. – oznajmił unosząc palec w górę. Aryman prychnął. - Może jesteś zakochany?
- Zakochany? - parsknął demon. - Nie żartuj sobie, Gab. Niby w kim?
Blondyn spojrzał na niego wymownie.
- Daj spokój. - jęknął zrezygnowany. - Co wy żeście się tak uparli? Nic mnie z Abbem nie łączy. Poważnie. Ty i reszta powinniście dać sobie spokój.
Brew Gabriela uniosła się kpiąco słysząc jego zaprzeczenia.
- Skarbie, zacznijmy od tego, że Ab opiekuje się tobą od urodzenia. Ani Lampka ani Asmo go o to nie prosili, a mimo to, odkąd przyszedłeś na świat nie odstępuje ciebie na krok, chroniąc przed wszystkim i wszystkimi. Jest lepszy niż niańka. - powiedział bezlitośnie. - Tak właściwie to gdzie on jest? - zdziwił się, rozglądając po mieszkaniu, jakby Anioł Zagłady miał zaraz wyskoczyć z szafy z głośnym "BUU!"
Aryman wzruszył ramionami obojętnie.
- Wyrzuciłem go.
- Wyrzuciłeś go. - powtórzył głucho. Jego słowa rozniosły się w mieszkaniu jak wystrzał z armaty. - Wyrzu-CO?! - krzyknął zszokowany. - Wyrzuciłeś Abbadona? Tego Abbadona? Tańczącego Na Zgliszczach? Anioła Zagłady?! Kurwa. - sapnął. – Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że on jest prawdopodobnie najpotężniejszym Aniołem...?
- I największym ponurakiem oraz sztywniakiem jakiego znam. - skrzywił się nieładnie młodszy.
Gabriel wpatrywał się w niego dobre parę minut z uchylonymi ustami, zanim wypalił:
- Nie dostałeś po mordzie.
- Nie dostałem. – przytaknął.
- Potrzebujesz jeszcze jakiś dowodów na to, że Abbadonowi na tobie zależy? - rzekł kpiąco, odchylając się na krześle. - Pomijając fakt, że jesteś jego oczkiem w głowie oraz to, że jesteś jedynym któremu pozwolił dosiąść Cienia i nadal żyjesz... - Aryman patrzył na niego ze zwątpieniem. - Serio, młody? Nadal tego nie dostrzegasz? Poważnie?
- Nie dostrzegam czego? - warknął zirytowany fioletowooki.
- Zaplotłeś warkoczyki z jego włosów. – mruknął jakby to było największe przestępstwo na świecie.
- Geez, będziesz mi to teraz wypominał? Byłem wtedy gówniarzem i...
- Nie, słuchaj uważnie i wyciągaj wnioski. - zawarczał tracąc cierpliwość. - Abbadon dopuszcza do siebie tylko ciebie. Tylko tobie pozwala się dotykać. Tylko tobie docinki w jego kierunku uchodzą sucho. Tylko tobie ani razu nie groził ani cię nie uderzył. Nie spojrzał na ciebie nawet krzywo, gdy coś wywinąłeś! A doskonale wiesz, że te jego Bóg wie jeden znaczące spojrzenia, posyła wszystkim. Zawsze możesz na niego liczyć. Rozumiecie się. Nawet, do jasnej cholery, śpicie w jednym łóżku!
Czerwonowłosy spalił buraka.
- Nie lubię spać sam!- burknął w swojej obronie. - A jemu to nie przeszkadza i... Oh. – sapnął. - OH.
- No nareszcie dotarło! - parsknął wyrzucając ręce do góry. - Biedny Abb, naprawdę mi go szkoda. - pokręcił z współczuciem głową, odkładając pusty kubek po herbacie na stół.
- Czym zasłużyłem sobie na twoje współczucie, Gabrielu? - odezwał się znienacka ochrypły, niski głos.
Archanioł i młodszy demon wzdrygnęli się zaskoczeni.
Ich spojrzenia skierowały się na opierającego się ramieniem o próg drzwi, wysokiego, odzianego w skóry czarnowłosego mężczyznę, który wpatrywał się w nich srebrnymi, przenikliwymi tęczówkami.
Jego złożone na piersi ramiona uwydatniały kuszący zarys bicepsów i umięśnionej klatki piersiowej.
Spojrzenie srebrnych oczu przesunęło się na demona, którego twarz w tym momencie dorównywała kolorowi jego płomiennych włosów.
Ciemne brwi zmarszczyły się.
"Napięcie seksualne aż iskrzy w powietrzu." - pomyślał marudnie Gabriel, spoglądając między tą dwójką. - "Myślę, że czas zostawić ich samych. Może w końcu się ze sobą prześpią jak należy."
- Twoja niania wróciła Aryś, to ja się zwijam. - oznajmił wesoło wstając.
Młodszy odwrócił się do niego gwałtownie z przerażoną miną, blednąc na twarzy.
- Nie! Zostajesz, Gabryś! Obiecałeś, że zostaniesz ze mną na noc. - wypalił niespodziewanie, zeskakując z blatu, by złapać go za ramię jak ostatnią deskę ratunku.
Archanioł zesztywniał, gdy poczuł na sobie palące spojrzenie srebrnych oczu.
"Kurwa, młody, życie mi jeszcze miłe!"
- Nic takiego nie mówiłem! – burknął, próbując odczepić go od siebie, jednak dzieciak przylepił się jak rzep. „Nosz kurwa." – Puść mnie, dzieciaku. Sam wspominałeś, że Michał mnie szuka. Aryman...
- Żartowałem. - odparł natychmiast, przysuwając się jeszcze bliżej. – Chcę abyś został.
Przez szarpaninę, koszulka chłopaka podwinęła się do góry, ukazując ładnie urzeźbiony brzuch.
Gabriel poczuł dreszcz przerażenia spływający mu po plecach.
Nie musiał nawet patrzeć na Abbadona, aby wiedzieć, że Anioł Zagłady promienieje mroczną aurą.
- Aryman. – odezwał się brunet zaskakująco łagodnie. – Przestań się wygłupiać i puść go. – rozkazał, patrząc na czerwonogłowego jak na rozwydrzone dziecko. – Nie zachowuj się dziecinnie.
Syn Lucyfera odwrócił się gwałtownie do Anioła z miną wyrażającą tylko i wyłącznie wściekłość.
- Pieprz się, Abbadon! – wycedził przez zęby. – Kazałem ci spieprzać! Po chuja wafla tu wróciłeś?!
Czarnowłosy odepchnął się od ściany, robiąc krok w stronę Arymana z pionową zmarszczką na przystojnym czole.
Tymczasem najmłodszy kontynuował:
- Przestań traktować mnie jak ułomne dziecko! Tylko mi rozkazujesz i mną pomiatasz, palancie! W ogóle mnie nie szanujesz! – wrzasnął wyprowadzony z równowagi. - Mam tego wszystkiego dość!
I nim Aniołowie zdążyli się połapać o co chodzi, demon zniknął z ich pola widzenia, teleportując się.
„Tak, to zdecydowanie dziecko swoich rodziców. Jest wybuchowy oraz dramatyzuje niczym Lampka i znika bez ostrzeżenia, kiedy chcę jak Asmo. Niby odziedziczył geniusz po Asmo, lecz mimo to... Ehhh."
Gabriel drgnął wyrwany ze swoich przemyśleń, gdy Abbadon westchnął ciężko, przecierając twarz.
- Czasami nie mam do niego sił. – wyznał, siadając na wolnym krześle. – Jest taki... Emocjonalny.
- Ma to po Lucyferze. – wzruszył ramionami Pan Objawień, odkładając kubek do zlewu. Popatrzył na Tańczącego Na Zgliszczach z zaciekawieniem. – Wiesz gdzie się teleportował, prawda?
- Asmodeusz. – padła krótka odpowiedź.
Dżibril przekrzywił zabawnie głowę, nie mogąc się powstrzymać, wypalił:
- On cię kocha.
Abbadon przytaknął bez słowa.
- A ty kochasz jego.
Kolejne przytaknięcie, tym razem w towarzystwie mrocznego spojrzenia.
Regent Królestwa uniósł obronnie dłonie do góry.
- Uświadomiłem mu dzisiaj co nieco, więc bierz się do roboty i rozdziewiczaj jego zgrabny tyłek! – klepnął bruneta w ramię z szerokim uśmiechem. – Nie musisz dziękować. – dodał, po czym zniknął.
Anioł Zagłady westchnął cierpiętniczo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top