Rozdział Ósmy: Smakowałeś jak cukierek i wiśniowy likier
Słów: 5116
Do jego uszu dobiegł przeraźliwy krzyk, który był powodem jego nagłej pobudki. Zerwał się natychmiast ze swojego łóżka, słysząc podniesione głosy swojej przyjaciółki i jej chłopaka, dochodzące zza drzwi pokojowej łazienki. Oszołomiony spojrzał na Colina, a ten wzruszył swoimi ramionami ze swojego łóżka.
- Już od godziny się kłócą - wyjaśnił, czytając Louisowi w myślach. Miał lekko podkrążone oczy, przez co ich żywa, piwna barwa wyblakła, a jego smoliście czarne włosy pasmami opadały mu na twarz. Prawdopodobnie było to wynikiem ich wczorajszego balowania.
W odpowiedzi, że rozumie, po prostu pokiwał swoją głową i przetarł twarz dłonią. Miał dziwne przeczucia co do kłótni Bena i Emily, i wcale nie były one pozytywne. Obawiał się, że miało to związek z jego osobą, choć nigdy nie chciał się mieszać do tego, co między nimi było. Mógł mieć swoje zdanie, ale nie wdrażał żadnych kroków, wiedząc, że oboje byli dorośli i sami podejmowali decyzje.
Po dziesięciu minutach w końcu wypadli z łazienki - Emily natychmiast opuściła ich pokój, trzaskając drzwiami, a Ben wyglądał, jakby chciał kogoś zamordować. Dyszał ciężko, cały czerwony na twarzy, więc Louis czym prędzej odwrócił swoją głowę, mając wrażenie, że zaraz może paść jego ofiarą. Zebrał wszystkie, potrzebne sobie ciuchy i uciekł do łazienki. Gdy w końcu przekręcił zamek w drzwiach, będąc całkowicie bezpieczny, kąciki jego ust uniosły się lekko w górę. Zaczął przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze i próbował dostrzec w sobie coś atrakcyjnego, co mogli postrzegać w nim inni. Czy były to jego czarujące, błękitne jak niebo oczy, czy może gęste, długie rzęsy? Może to jego delikatnie, szlachetne rysy twarzy, uwydatnione szczyty kości policzkowych, zdobionych przez ledwo widoczny zarost, a może to jego gęste, karmelowe włosy, które odejmowały mu kilku lat i z dwudziestojednolatka czyniły z niego wczesnego osiemnastolatka?
Jak widział go Harry?
- Szybciej, nie jesteś tutaj sam! - usłyszał wołanie zza drzwi i głośne pukanie.
Podskoczył wystraszony i natychmiast zaczął się rozbierać, aby jak najszybciej wziąć prysznic.
Podczas śniadania, atmosfera była napięta, jak jeszcze nigdy. Louis właśnie wtedy też dowiedział się, co tak naprawdę zaszło (a przynajmniej się domyślał). Gdy cała czwórka wróciła do swoich pokoi, a Ben około jedenastej wieczorem udał się do pokoju dziewczyn z zamiarem sprawdzenia, co u Emily, jej nie było w środku. Rozwścieczyło go to na tyle, że dzisiejszego poranka był w stanie istnej furii. Niestety, Emily sama nie była w stanie wytłumaczyć mu, gdzie wtedy była - gdy próbowała, jąkała się, a potem sama zaczęła krzyczeć, że to jego wina, bo doprowadził ich wszystkich do takiego stanu.
Louis w duchu dziękował niebiosom za to, że Ben nie dowiedział się o ich przypadkowym pocałunku, który Emily zainicjowała wczoraj, podczas bycia w stanie nietrzeźwości. Opierał policzek na dłoni i wpatrywał się w stolik, dopóki obfity talerz jajecznicy nie został postawiony tuż przed jego oczami przez kelnera, którego nie zaszczycił nawet krótkim spojrzeniem. Z resztą nie był jedynym, który chciał utrzymać ich znajomość z daleka od wszystkich.
Sięgnął po widelec i zaczął jeść, nie spoglądając wtedy na nikogo. Wystarczyło, że do jego uszu docierała drętwa rozmowa, jaką starali się przeprowadzić Colin i Maddie. Ta najwyraźniej nie była w najlepszym nastroju, bo od dwóch dni przeżywała to, że niezwykle przystojny kelner, wcześniej zdający się wykazywać swoje zainteresowanie nią, wystawił ją i nie przyszedł. I Louis nic nie mógł poradzić na to, że nawet nie było mu przykro, a uśmiech sam cisnął mu się na usta.
Skrzywił się, kiedy poczuł w ustach gorzki smak i coś twardego. Zakrył usta dłonią i wypluł na nią coś, co kształtem przypominało... karteczkę. Przed rozwinięciem jej, upewnił się, że nikt go nie obserwował, po czym z szybko bijącym sercem rozwinął jej pozostałości.
22:00. Mój wóz. H.
Przebiegł wzrokiem po niechlujnie zapisanych literach i cyfrach, a po ósmym razie podniósł swój wzrok, napotykając spojrzenie Harry'ego na drugim końcu restauracji. Patrzyli na siebie krótko, bo Harry zapisywał właśnie w notatniku zamówienie leciwego klienta i po chwili zniknął na zapleczu, ale przed tym jeden kącik jego ust uniósł się w górę, co Louis niewątpliwie zauważył.
Zauważył i o mało nie wywrócił szklanki z sokiem, która stała tuż obok.
A więc dzisiaj.
- Co planujemy dziś robić? - zapytał, kontynuując jedzenie swojego śniadania już w lepszym humorze.
- Myślałam o doprowadzeniu się do porządku, po wczoraj nie czuję się najlepiej - wyznała Emily, nawet nie ruszywszy swojej porcji. - Dziś odpuszczam sobie cokolwiek.
- Jestem ciekaw, gdzie byłaś - wtrącił uszczypliwie Ben, zaciskając swoją szczękę.
- Daj jej już spokój. Na jej miejscu też bym urwał się na całą noc, byleby nie musiała siedzieć z tobą. - Louis w końcu nie wytrzymał, wyrzucając z siebie te słowa z poczuciem, jakby zrzucił jakiś ciężar ze swojego ciała. Nikt, nawet Ben, nie mógł popsuć jego nastroju, który stał się lepszy za sprawą jednego, krótkiego liściku. Tego wieczora liczył na kolejną przejażdżkę autem, niemniej wyjątkową od tej pierwszej. Mogło się wydawać to dziwne, ale ta wizja wydawała mu się być niezwykle ekscytująca.
Colin udławił się swoim jedzeniem, gdy tylko dotarła do niego odważna wypowiedź Louisa, a Ben po prostu wpatrywał się w niego niedowierzająco. Nikt nie spodziewał się po Louisie takich słów, nawet on sam.
Wzruszył swoimi ramionami obojętnie, udając, że wcale nie widział ich spojrzeń i kontynuował jedzenie, głęboko zamyślony. Narastała w nim niecierpliwość, która potęgowana była przez następne godziny, które mijały mu wolniej, niż kiedykolwiek.
***
Nie robił czegoś niesamowicie szalonego, niebezpiecznego, ale tak pozornie drobne rzeczy sprawiały, że czuł, że żył. Obiecał sobie, że gdy tylko wyjadą, przez te dwa tygodnie nie będzie powstrzymywał się przed niczym. Do tej pory się wzbraniał. Jednak teraz postanowił dotrzymać obietnicy, i właśnie dlatego wsiadał właśnie do starego samochodu, należącego do niezwykle pewnego siebie i bezczelnego kelnera, którego godziny pracy właśnie się skończyły, a zamiast czarnego fartucha, miał na sobie brązową, skórzaną kurtkę i poobcierane jeansy. Kiedy Louis wsiadł do auta, akurat gasił papierosa i wyrzucił go na zewnątrz, poprawiając się na swoim siedzeniu.
- Już myślałem, że ją zjadłeś - rzekł rozbawiony, od razu układając dłoń na kierownicy i odjechał z parkingu, zanim ktokolwiek mógłby ich zobaczyć.
- Karteczkę? Prawie. Dlaczego wsadziłeś ją właściwie do środka jedzenia?
- Gdzie indziej mógłbym? Chciałem, żeby to pozostało tajemnicą.
- Tajemnicą? - brwi Louisa powędrowały w górę. - Co to za tajemnica? Gdzie jedziemy?
Harry przemilczał jego pytanie i zamiast tego przyspieszył, rozsiadając się wygodniej na swoim fotelu. Louisowi pozostało uzbrojenie się w cierpliwość, tak więc - aby zająć czymś swoje dłonie - zaczął rozglądać się po aucie w poszukiwaniu czegoś ciekawego, co zajmuje jego czas. Przez chwilę miał ochotę sięgnąć po kasety, które wiedział, że znajdowały się na tylnym siedzeniu, ale zrezygnował, bo nie wiedział, ile jeszcze będą jechać i właściwie gdzie. Harry pozostawał tajemniczy, a jego mimika twarzy nie wyrażała nic prócz skupienia na drodze. Mała lampka oświetlała jego twarz, rzucając cień na podłużną bliznę.
- Co ci się właściwie stało w twarz? - wypalił Louis, zanim w ogóle przemyślał, co chciał powiedzieć. Po prostu źle ubrał to w słowa i może właśnie przez jego lekkomyślność zabrzmiało to tak, jak zabrzmiało.
Harry zmarszczył swoje brwi i zamrugał szybko, prawdopodobnie nie wiedząc, czy było to pytanie, czy Louis po prostu głośno myślał. Zrobił dziwną minę, z dolna wargą między jego zębami i lekko wysuniętą szczęką, zanim rzucił mu krótkie spojrzenie.
- To znaczy przepraszam... Chodziło mi o ten ślad. - czując się nieco niezręcznie, palcami dotknął swojej twarzy, ale tym tylko pogrążył się jeszcze bardziej. - Ale wiesz co, nie musisz mi mówić. Tak tylko się zastanawiałem...
Natychmiast odwrócił swoją głowę i z czerwonymi policzkami zaczął przyglądać się zaciekom na szybie. Czuł się niesamowicie zażenowany swoją bezpośredniością i nieokiełznaną ciekawością, która była silniejsza od niego. Ale nie pomyślał, że ta zwykła blizna, która widniała tam każdego dnia, dostrzegalna dla oka każdego, kto na niego spoglądał, mogła mieć swoją głębszą historię, o której prawdopodobnie Harry nie chciał mówić. Mógł się domyśleć, ale jego myśli nie zaszły tak daleko, aby podejrzewać, że nie tylko jego życie nie było usłane różami.
Westchnął głęboko i zaczął bawić się palcami dłoni na swoich udach. Nie miał już nawet odwagi zapytać, gdzie jechali, było mu to całkowicie obojętne. W tym momencie, jego serce zaciskało się w dziwny sposób i kłuło, co było dotąd naprawdę rzadko spotykane. Chyba po raz pierwszy zrobiło mu się żal Harry'ego, nawet jeśli nie znał chociaż kawałka jego życiorysu.
- Jesteśmy - głęboki i ochrypły głos wyrwał go z głębokiego zamyślenia.
Wyprostował się na swoim siedzeniu i już miał otwierać usta, aby zapytać, co tym razem wymyślił, gdy nagle spostrzegł, że znajdowali się wśród innych aut, zwróconych w jednym kierunku. Zaniemówił, poruszając ustami kilka razy, mimo że żadne słowo się z nich nie wydobyło. W końcu spojrzał na Harry'ego, który uśmiechał się zadowolony, ukazując swoje równe, śnieżnobiałe zęby. Odpiął swój pas, rozsiadł się wygodniej na fotelu, stopy opierając o deskę rozdzielczą i wyciągnął coś spod swojego siedzenia.
- Ty tak na poważnie? - zapytał Louis na jednym tchu, kręcąc niedowierzająco swoją głową.
- Tak - odparł Harry jak gdyby nigdy nic, otwierając paczkę orzeszków solonych. Na jego ustach wciąż majaczył mały uśmiech, nawet wtedy, gdy wyciągał paczuszkę do Louisa. - Chcesz?
- Ja... Tak.
Poczęstował się kilkoma orzeszkami, a wtedy Harry powiedział mu, żeby wziął więcej. Wysypał mu więc połowę paczki na otwarte dłonie, a Louis dopiero wtedy zaczął się szeroko uśmiechać.
- Jesteś niewiarygodny - wyznał, układając się wygodnie i po chwili wahania, podkulił swoje nogi, przyciskając kolana do piersi ze stopami na siedzeniu, ale Harry najwyraźniej nie miał nic przeciwko temu.
Spoglądał co chwila na ogromnych wielkości ekran kina samochodowego, widniejącego tuż przed ich oczami.
- Akurat puścili Dirty Dancing, czy nie mają nic innego?
- Puszczają to samo od kilku lat.
Louis w odpowiedzi znowu się uśmiechnął, pakując sobie do ust orzeszki, którymi poczęstował go Harry. Kątem oka widział, że mimo jego słów, wpatrywał się w ekran wyraźnie zachwycony, jakby ten film był jednym z jego ulubionych, mimo tego, że oglądał go zapewne już wielokrotnie. W pewnym momencie, Louis zamiast oglądać film, coraz częściej obserwował Harry'ego, którego oczy uważnie śledziły ekran. W świetle jego oczy były jasne i wyraziście zielone, jak korony drzew, które mijali, ale za dnia, bo nocą były ciemne i pozbawione barwy.
Zaczął też zastanawiać się, dlaczego akurat on. Dlaczego to akurat Louis był tym, którego zaprosił na przejażdżkę autem i do kina, skoro jeszcze przed paroma dniami proponował mu seks bez zobowiązań, zanim mieli szansę, aby rozpocząć jakikolwiek etap ich znajomości. Przecież jeszcze wczoraj Harry prosił go, aby Louis go nie całował, bo twierdził, że miał do niego szacunek i nie mógł pozwolić, aby splamić go swoimi czynami. Postanowił zapytać go o to, gdy będą wracać, bo na razie nie chciał odwracać jego uwagi i psuć mu dobrego humoru.
Nie był za bardzo skupiony na seansie, więc nie zauważył nawet, kiedy się zakończył. Był wpatrzony w swoje kolana i dopiero Harry poinformował go, kiedy film dobiegł końca, przeciągając się i wyrzucając pustą paczkę po orzeszkach pod siedzenie. Siedział chwilę w miejscu, trąc palcami swoje zamknięte powieki i opierał głowę o szybę. Wyglądał na śpiącego, jakby miał za chwilę zapaść w głęboki sen. Gdy Louis to dostrzegł, znowu zaniemówił, pomimo że miał mu tak wiele do powiedzenia.
- Mam tak bardzo kurwa dość tej pieprzonej pracy - powiedział nagle mętnym, zmęczonym głosem, krzywiąc się. - Pieprzę to wszystko.
- Dlaczego po prostu... Racja, to nie jest takie proste, porzucić coś, z czymś jest się w jakimś stopniu związanym. To część twojego życia, prawda? I nieważne, jak bardzo tego nienawidzisz, to się ciebie uczepiło.
Harry podniósł swoją głowę i wbił swój wzrok w Louisa. Miał lekko rozchylone usta i potargane włosy, a w jego oczach jawnie ukazywało się zdziwienie.
- Rozumiesz mnie. Myślałem, że powiesz: „Po prostu rzuć to w cholerę”, bo wszyscy tak mówią. Szlag! - zaczął się śmiać, kręcąc swoją głową i złapał za kierownicę. - Dzięki, Louis.
Serce Louisa, dotąd przepełnione niewytłumaczalnym bólem, teraz zalała fala ciepła, co sprawiło, że stało się nieco większe i zaczęło szybciej bić. Jednocześnie stało się bardzo miękkie i bolało, ale nie w ten zły sposób. Wywołało to u niego małe rumieńce i delikatny uśmiech, a on nie potrzebował nawet słów, aby to wyrazić. Czuł się dobrze tak, jak się czuł.
Harry jeszcze chwilę śmiał się pod nosem, wycofując auto tak, aby nie otrzeć się o niczyje, w pewnym momencie mijając samochód z uprawiającą seks parą na tylnym siedzeniu, która niezbyt się z tym kryła. Dziewczyna w czerwonej sukience i warkoczach, oraz chłopak z fryzurą w stylu Elvisa i brązowym swetrze. Te detale, niestety, Louis zapamiętał bardzo dokładnie.
- Wszędzie. Wszędzie, cholera. Widziałem już tyle w życiu, ale to zawsze mnie bawi. - skomentował rozbawiony Harry, nawet na chwilę się nie zatrzymując. Jego nastrój zdawał się poprawić, odkąd tylko Louis okazał mu zrozumienie. - To odrażające.
- Tak, obrzydliwe - zgodził się Louis z wypiekami na twarzy i zaśmiał się bezgłośnie, opierając tył głowy o twardy zagłówek.
Gdy znajdywali się już w drodze powrotnej do ośrodka, wokół nie było nawet żywej duszy. Reflektory oświetlały pustą drogę przed nimi, a Louis zbierał się w sobie, aby w końcu zacząć rozmowę. W końcu spojrzał na niego, chwilę lustrując jego kolczyki w uszach, które naprawdę mu się podobały, aż w końcu przemówił:
- Wiesz... Chcę o czymś pogadać.
Harry zerknął na niego, na znak, że słuchał i chciał, aby kontynuował.
- Okej, będę bezpośredni. - tu brunet uśmiechnął się półgębkiem, ale znów mu nie przerywał. - Przyjechałem tu ze znajomymi, ale było nudno. Wiesz, generalnie nie jestem zbyt towarzyski, jestem bardzo ostrożny wprawdzie mówiąc i każdy wypomina mi to, że nie umiem się bawić. Poszedłem więc za nimi i wprosiliśmy się na to wesele, ostatnio. Wiesz. - skrzywił się na samo wspomnienie, a fala gorąca zalała jego ciało. - Nie mogłem wytrzymać presji. Chciałem się schować i schowałem się w tym pomieszczeniu... A tam, my... Ty i ja, no wiesz...
Wpatrywał się w niego, mając nadzieję, że zrozumie.
- Co ty tam właściwie robiłeś?
- To samo co ty. Musiałem schować się przed Joanne, łaziła za mną przez całą imprezę. - odparł Harry, marszcząc swój nos. - To ta kelnerka, zazwyczaj jest ja mojej zmianie. Lubię robić z nią... pewne rzeczy, ale wtedy wypiła za dużo i stała się naprawdę natrętna, a ja nie chciałem obrywać za nią, że była pijana w pracy.
Louisowi przekręciło się w żołądku, a przez chwilę jego umysł skupiał się tylko na pewnych rzeczach. Domyślał się, czym były, ale był zbyt nieśmiały, aby wyrazić swoje spostrzeżenia na głos.
- A potem ktoś wpadł do środka, bałem się, że to ona. Aż nagle się odezwałeś i cholera, naprawdę spodobał mi się twój głos.
- Mój głos? - Louis powtórzył po nim cicho, nagle zaczynając się zastanawiać, jaki był jego głos. Jak słyszeli go inni i co sobie o nim myśleli.
Harry znowu się uśmiechnął, oblizując swoje usta, a w jego lewym policzku utworzył się uroczy dołek, czyniący go młodszym o przynajmniej kilka lat.
- Tak. Ja wiedziałem, że jesteś facetem. - powiedział po chwili, znacznie niższym głosem, nie przestając się uśmiechać. - Słuchałem każdego klienta bardzo uważnie, ale nie potrafiłem dojść do tego, do kogo należał ten barwny, melodyjny głos. Nawet ciebie nie podejrzewałem, chociaż w rzeczywistości należał do ciebie. - tu spojrzał na Louisa i na krótki moment na jego usta. - A gdy pierwszy raz cię pocałowałem, smakowałeś jak cukierek i wiśniowy likier.
Louis obawiał się, czy Harry przypadkiem nie był w stanie usłyszeć, jak głośny był huk, wywołany uderzeniami jego serca w jego piersi.
- Nie smakowałeś tak za drugim razem. Za drugim razem to było coś jak... - urwał z małym grymasem na twarzy, jakby nie potrafił wyrazić tego, co chciał w odpowiedni sposób. - Chyba jak hot dog. Ale wszędzie poznałbym te usta.
Mówił to wszystko bez skrępowania, opisując bardzo dokładnie smak i fakturę jego ust. A Louis wpatrywał się w niego i nie potrafił przestać.
Harry pamiętał, jak brzmiał głos Louisa i pamiętał, jak smakował, gdy pierwszy raz się całowali. Poznał go i kiedy to sobie uświadomił, zdał sobie sprawę, że chyba się zauroczył. Zajęło mu to naprawdę długo, dojście do tych wniosków, bo kiedy uderzyło go to mocno i niespodziewanie, Harry wyłączył silnik na parkingu ośrodka.
- Chodź - rzucił, wysiadając z samochodu.
Louis czym prędzej wysiadł, obserwując, jak Harry chwyta paczkę papierosów z samochodu, chowa ja do kurtki i podąża ścieżką w stronę budynku.
- Gdzie?
- Do mnie.
Tomlinson momentalnie przystanął z zapartym w piersi tchem. Co miał zrobić? Czy mógł mu odmówić i wrócić do pokoju, choć nie chciał, aby ich wspólny wieczór kończył się tak szybko? A może mógł pójść razem z nim, nie przejmując się konsekwencjami, bo końcu miał jedno życie, a seks był po prostu dobra zabawą?
Zrobiło mu się gorąco, pomimo tego, że na zewnątrz panował przeszywający mróz. Mógł się z nim przespać, za tydzień go już tutaj nie będzie i wiedział, że gdyby tego nie zrobił, potem mógłby żałować.
Udał się zatem do pokoju pod numerem sto trzydziestym czwartym, który zapamiętał bardzo dokładnie, a który wyglądał tak samo, jak poprzednio. Poszewki były bladoniebieskie, ściany białe w pomarańczowe wzory. Łóżko było oczywiste dwuosobowe, duże, z porządnym materacem. Podszedł do niego, zsuwając kurtkę ze swoich ramion i przełknął gulę w swoim gardle, gdy Harry zniknął w łazience.
To nie był najlepszy pomysł, ale nie mógł się już wycofać. Czekał na Harry'ego, słuchając odgłosów lejącej się wody, a z każdą, mijającą minutą, niepewność rozchodziła się po jego ciele wraz ze strachem. Usiadł w końcu na krawędzi materaca i lekko na nim podskoczył, stwierdzając, że przynajmniej będzie mu wygodnie. Nie wiedział, czy powinien zdjąć buty, więc na wszelki wypadek pozbył się ich i zdenerwowany zacisnął palce u stóp.
A co jeśli Harry w ogóle się go tutaj nie spodziewał i miał nadzieję, że gdy wróci, Louisa już tutaj nie będzie? W takim razie jaki był sens zapraszania go tutaj?
Po długich, ciągnących się w nieskończoność minutach, drzwi w końcu się otworzyły. Z łazienki dobiegał dziwny odgłos ostrza oraz krople wody, odbijające się pojedynczo od dna umywalki, jakby ktoś nie zakręcił do końca kranu. Louis wpatrywał się w drzwi lekko zaniepokojony, dopóki zza nich nie wyłonił się Harry. W samej koszulce i luźnych bokserkach podszedł do komody, ale co dziwne, nie zwrócił swojej uwagi na Louisa.
- Chodź, pomożesz mi w czymś - rzekł pospiesznie, grzebiąc w szufladach z nożyczkami między zębami.
- Co? Ja? - Louis zapytał głupio, ale od razu wstał, mniej zdenerwowany, niż jeszcze przed chwilą. - Mam iść z tobą do łazienki?
Na skinienie głowy Harry'ego, udał się tam niepewnie, a chwilę potem dołączył do niego sam Harry.
- Umiesz strzyc?
- Mam dwie lewe ręce - zażartował Louis, wodząc wzrokiem za chłopakiem. Krzątał się po pomieszczeniu, tu zakręcając kran i znowu odkręcając, tu podłączając coś do kontaktu.
Ku zaskoczeniu Louisa, wszedł do wanny w tych samych ubraniach i zaczął majstrować przy elektronicznej golarce. Po chwili spojrzał wyczekująco na Louisa, który niepewnie podszedł bliżej na miękkich nogach.
- Mógłbyś wygolić mi lewy bok? - zapytał jak gdyby nigdy nic, opierając łokcie o krawędź wanny. Nawet jego przedramiona były pokryte licznymi tatuażami, które zlewały się w jedno i tworzyły razem jedną historię.
Gdzieś na przedramieniu malowała się czerwona, zabawkowa wyścigówka, jak ta, dołączona do zestawów elektrycznych torów samochodowych dla dzieci, przed nią rozciągała się kręta droga, znikająca między gęstwinamk drzew. Natomiast na jego prawym przedramieniu pięły się kwiaty, chyba dzwonki, i oplatały rękojeść stalowego miecza, na wskroś przebijającego serce, w miejscach pęknięć poklejone plastrami, które jako jedyne trzymały wszystkie jego kawałki razem.
Kiedy skończył wędrówkę po jego tatuażach, która mogłaby potrwać dłużej, gdyby nie to, że był obserwowany, w końcu zwrócił swoją uwagę na bruneta. Uniósł swoje brwi w górę i niepewnie chwycił golarkę od Harry'ego, który zaczął przeczesywać swoje włosy palcami na prawy bok zadowolony.
- Ty chyba nie wiesz, o co mnie prosisz...
- Bardzo dobrze wiem. Daj spokój, jakby co, to odrosną. To tylko włosy.
- Nawet nie wiem, jak to obsługiwać...
- Ale nie za krótko. Nie musi być równo, ale wolałbym nie być łysy.
Przesunął palcem po włączniku i włączył urządzenie, które pracowało naprawdę głośno, po czym przysiadł na krawędzi wanny.
A zatem lewy bok.
To zabawne. Jeszcze przed paroma minutami, Louis był pewien, że za chwilę skończy w łóżku z Harrym, którego przecież tak bardzo nienawidził. Myślał wtedy, że Harry robi to wszystko, aby się z nim przespać, podczas gdy właśnie siedzieli w jego łazience, a Louis pozbawiał do włosów po lewej stronie głowy, kompletnie to tego nieprzygotowany. Robił to po raz pierwszy w swoim życiu i chyba jeszcze nigdy nie posunął się do tak spontanicznego czynu.
W pewnym momencie, Louis na krótki moment uniósł swój wzrok, ponieważ zauważył, że naprzeciwko nich stało małe lusterko. Niemal od razu ujrzał w nim swoje odbicie i odbicie Harry'ego, który właśnie poprzez lustro wpatrywał się w Louisa bez słowa prawdopodobnie cały ten czas, gdy ten skupiał się na jego nowej fryzurze. Ze świadomością, że był uważnie obserwowany, zaczął coraz bardziej przykładać się do wykonywanej pracy z przeświadczeniem, że jakkolwiek będzie to wyglądać, Harry będzie wyglądał dobrze.
Gdy palcami prawej dłoni trzymał jego głowę, aby mu się nie osunęła, miał szansę do dotknięcia jego gęstych, ciemnobrązowych włosów, zakręconych na końcach i niesamowicie miękkich. Były też niespotykanie lśniące i pachniały świeżo, jak cytrusy i jodła. Miał ochotę wpleść w nie swoje palce, kuszony nie tylko ich wyglądem, ale również kojącą wonią, jednak wiedział, że było to niestosowne.
Po wszystkim Harry zaczął przeglądać się w lustrze, dotykając palcami swoich włosów i części twarzy z lekko zmrużonymi powiekami, a Louis nieświadomie zapatrzył się na tył jego szyi.
- Jest dobrze - pokiwał głową z uznaniem, wstając i zabrał Louisowi urządzenie. Wyszedł z wanny i podszedł do umywalki, zabierając z niej kilka rzeczy, w tym długą, srebrną igłę.
- Czy ty...? - Louis otworzył szerzej swoje oczy, natychmiast stając na nogi.
- Tak, biorę w żyłę. Wejdź do wanny. - wywrócił swoimi oczami, parskając cicho.
Jego sarkastyczny ton głosu natychmiast utwierdził Louisa w tym, że żartował, a on się mylił. Uspokoił się i przygryzł wnętrze swojego policzka.
- Ale po co ci to?
- Po prostu mi zaufaj.
Louis bardzo chciał go posłuchać, ale nie ufał mu w stu procentach. Zamiast tego przysiadł na krawędzi wanny, przytrzymując się o nie rękoma, a Harry przysiadł obok niego, z jedną nogą na kafelkach, a drugą na dnie wanny.
Między zęby wciśnięty miał srebrny kolczyk i z pełnym skupienia wyrazem twarzy i dużą zmarszczką między brwiami, zaczął odkażać ucho Louisa przed wbiciem w nie igły. Louis przyglądał się ciekawie jego twarzy, badał każdy jej fragment, począwszy od zielonych oczu, skrytych pod gęstwiną ciemnych rzęs, a na subtelnie pełnych ustach w pastelowym odcieniu różu zakończywszy. Wydawały się być nieskazitelne miękkie, bez żadnej skazy; ich faktura pozostawała nienaruszona, linie biegły równo z pionie, ukazując się, gdy rozchylił wargi. Louis zwrócił również uwagę na jeden, mały szczegół, na który zwrócił już swoją uwagę wcześniej. Mała, szarpana blizna przebiegała przez jego lewy policzek, przez bruzdę aż do brody. Była ledwo widoczna i nieco zaróżowiona, więc był pewien, że miała już swoje lata.
- Czy ty chcesz przebić mi ucho?
- A co, boisz się? - usłyszał niski głos z lekko rozbawionym tonem. Kącik ust Harry'ego uniósł się w górę, a oczy wciąż utkwione miał w płatku ucha Louisa.
- To będzie tylko małe ukłucie - odparł niczym niezrażony Louis, siedząc sztywno na krawędzi wanny. Mimo to zaciskał dłonie w pięści na swoich udach i gryzł wnętrze swojego policzka zdenerwowany. - Robiłeś to już wcześniej?
- Tak. Zrobiłem osobie kolczyki, gdy miałem osiemnaście lat.
Oczami wyobraźni widział młodego Harry'ego, który próbuje nowych rzeczy i eksperymentuje z własnym stylem, dążąc do tego odpowiedniego, wyrażającego siebie. Zacisnął wargi, gdy poczuł lekkie ukłucie i po chwili zacisnął też swoje powieki, aby uśmierzyć nieco ból.
- Już po wszystkim... - mruknął cicho Harry, skupiony wsuwając kolczyk w świeżą dziurkę w płatku uchu Louisa, które nieco szczypało.
Chłopak natychmiast otworzył swoje oczy, a jego dłoń automatycznie powędrowała do jego ucha. Czując w nim chłodne kółeczko, nie potrafił powstrzymać małego uśmiechu
- Dzięki...
- Jakbyś się obawiał, czy sterylne, to tak, odkaziłem - zapewnił go, wstając i wyrzucając igłę do kosza obok umywalki.
Okazało się, że nie była to strzykawka, a zwykła igła potocznie zwana wenflonem, która służyła do przekłuwania różnych części ciała. Jak Louis mógł się nie domyślić, tylko od razu zakładać najgorsze?
Lekko się chwiejąc, stanął na nogi, wciąż trzymając się za ucho, bo nie mógł uwierzyć, że miał swój pierwszy w życiu kolczyk. Nigdy by nie przypuszczał, że kiedykolwiek go sobie zrobi, bo był zbyt mało pewny siebie, aby o tym myśleć. Teraz jednak, gdy już go miał, jego pewność siebie była znacznie większa, niż dotychczas.
Ruszył za Harrym z powrotem do jego pokoju, a wzrok utkwiony miał w jego nowej fryzurze. Lewy bok głowy miał podcięty przez maszynkę, w rezultacie czego włosy opadały mu na prawa stronę. Ukazywały pnące się aż do szyi tatuaże, niektóre już wyblakłe, oraz kolczyki w jego uszach, wcześniej nie przykuwające aż tak wiele uwagi.
Niezręcznie podparł się o framugę drzwi od łazienki, nie wiedząc, czy powinien teraz tak po prostu sobie pójść, czy zostać jeszcze chwilę, choć zbliżała się już pierwsza w nocy. Było mu wstyd na samą myśl, że spodziewał się, że dzisiejszego wieczoru Harry znowu zaprosi go do swojego łóżka i w końcu to zrobią, bo tak naprawdę w ogóle nie o to mu chodziło. Louis jak zwykle źle go ocenił i nie odebrał jego intencji odpowiednio, wciąż nieświadomie go oceniając, choć tak bardzo nie chciał.
- Jak wyglądam z tym kolczykiem? - zapytał ciekawy, obserwując, jak Harry chował wszystkie rzeczy do szuflad, również ubrania porozrzucane gdzie niegdzie na podłodze.
Gdy usłyszał głos Louisa, zaprzestał swoich ruchów i stanął prosto, spoglądając prosto na niego. Myślał chwilę nad odpowiedzią, palcami pocierając swoją szczękę.
- Jak ci powiem, co o tym myślę, to się obrazisz. Powiem to więc łagodnie: Podoba mi się.
Louis się zarumienił. Starał się nie, ale był to niesamowity dla jego wysiłek, więc zrezygnował, po prostu się temu oddając.
Harry'emu podobało się, jak wyglądał. Czy był powód, aby się tym ekscytować?
- Zostaniesz na noc?
Prawdopodobnie był.
Zamrugał szybko i wziął głęboki oddech, ze zdenerwowania gryząc wnętrze swojego policzka. Jeśli miał być szczery sam przed sobą, nie czuł najmniejszych chęci, aby wracać do swojego pokoju, który dzielił z Benem i Colinem. Polubił pokój Harry'ego, mimo tego, jaką odrazę budził w nim na samym początku. Gdy był tu po raz pierwszy, chciał jak najszybciej stąd uciec, jednak teraz było wręcz odwrotnie.
- Jasne, mogę zostać - odparł, siląc się na opanowany, spokojny ton. - Ale... Gdzie ja będę spał?
Harry w tym momencie posłał mu sugestywny uśmieszek i spojrzenie spod rzęs, gdy poprawiał jedną z poduszek na materacu. Po chwili chwycił ją w swoje dłonie i lekko podrzucił.
- A co? Boisz się, że będę cię macał we śnie? - droczył się, unosząc brwi w górę. - Że nie potrafię trzymać rączek przy sobie?
- Wcale nic takiego nie powiedziałem - obruszył się Louis, marszcząc lekko swoje brwi. - Lubię cię. - dodał po chwili z wahaniem, ale i tak było już za późno, aby cofnąć te słowa.
Harry wydawał się być lekko zaskoczony, bo zastygł w bezruchu, a między jego brwiami utworzyła się mała zmarszczka. Pokręcił swoją głową i niespodziewanie zgasił światło, a w pokoju nastała ciemność. Louis usłyszał jeszcze tylko odgłos uderzanego ciała o materac i głośne westchnienie.
Nie reagował przez kilka pierwszych chwil, zakłopotany.
- Nie dołączysz? Mogę zbudować tamę cnoty.
Dopiero wtedy Louis zamrugał szybko i podszedł niepewnie do dwuosobowego łóżka, drżącymi dłońmi chwytając pasek swoich spodni. Zawahał się jednak z odpinanym go, gdy usiadł na krawędzi materaca.
Jego oczy powoli przyzwyczaiły się do ciemności, więc mógł dostrzec Harry'ego, leżącego po prawej stronie łóżka z jedną ręką pod jego głową i drugą zawieszoną na ramie łóżka. Intensywnie wpatrywał się w Louisa i śledził każdy jego ruch.
- Mógłbyś się tak nie patrzeć?
- Jasne, skarbie - parsknął cicho i przeniósł spojrzenie na sufit, udając, że był bardzo interesujący.
Chłopak wiedział, że mówił tak tylko dlatego, aby wyprowadzić go z równowagi, dlatego puścił to mimo uszu.
- Wstydzisz się?
- Niecodziennie ktoś zaprasza mnie, abym spał z nim z jego łóżku. Niecodziennie jakiś facet to robi. Jeszcze kilka dni temu proponowałeś mi seks.
Harry potarł palcami swoje czoło i ponownie spojrzał na Louisa, tym razem bardziej poważnie. Przekręcił się na brzuch i podpierając się łokciami o materac, pochylił się w jego stronę. Gdy ten już myślał, że otrzyma jakąś błyskotliwą odpowiedź, na jego twarzy znowu zagościł bezczelny uśmiech.
- Nie proponowałem ci tylko seksu. Proponowałem ci najlepszy seks w twoim życiu.
Żyła na skroni Louisa zapulsowała nerwowo, a on ścisnął w dłoniach skrawek swojego swetra. W niedowierzaniem się w jego wpatrywał, a jego bezczelny uśmiech doprowadzał go do pasji.
- Twierdzisz, że masz do mnie szacunek?
- Tak - potwierdził się Harry bez wahania, klepiąc materac obok siebie. - Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię. nie chcesz wracać po nocach do siebie.
- Jest dwudziesta druga. I światła są włączone.
Odwrócił do niego tyłem i oparł się łokciami o swoje uda, siedząc tak przez chwilę w ciszy. Był pewien, że Harry patrzył teraz na jego plecy i głupio się uśmiechał, a widok ten, nawet w jego wyobraźni, był silnie wyprowadzający z równowagi.
- Obraziłeś się? Daj spokój, to są tylko żarty.
Ciche westchnienie opuściło usta Louisa. Postanowił zacisnąć je w cienka linię, aby nie wypadło z nich jakieś niepożądane i nieuprzejme słowo, po czym położył się w końcu obok w swoich ubraniach, zatapiając twarz w miękkiej poduszce, na całe jego nieszczęście przesiąkniętą zapachem Harry'ego.
- Musisz przywyknąć do mojego charakteru - usłyszał za swoimi plecami, a do jego nosa dotarł zapach dymu papierosowego. - To były tylko żarty.
- Ty palisz nawet w łóżku?
- Na dobry sen.
Zacisnął swoje powieki zirytowany, mając nadzieję jak najszybciej zapaść w głęboki sen. Najchętniej wstałby i wyszedł, ale nie miał już na to siły. Dziwna była świadomość, że leżał właśnie w łóżku Harry'ego tuż obok niego samego i nie robił z nim nic, prócz milczenia.
Na całe szczęście Harry zgasił swojego papierosa po zaledwie kilku minutach, a potem zmienił pozycję, co Louis wywnioskował po uginającym się materacu.
- Dziwne są te twoje żarty - Louis odezwał się bardzo cicho, gdy nie mógł zasnąć.
- Chcesz, abym przestał?
Louis zmieszał się, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie spodziewał się takiego pytania. Sprawiło, że poczuł się niekomfortowo, a odpowiedz na nie była bardzo trudna. Tak naprawdę nie wyobrażał sobie spokojnego, szarmanckiego Harry'ego, który nie żartuje sobie ze wszystkiego wkoło i nie rzuca sprośnych podtekstów.
- Nie musisz przecież.
Leżał na krawędzi materaca i analizował w swojej głowie wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. Wieczór spędzony z Harrym, długo przez niego wyczekiwany, zapowiadał się ciekawie i niezwykle ekscytująco. Taki też był. Jednak zakończenie nie było w żadnym stopniu zadowalające. Nie potrafił przywyknąć do żartów Harry'ego, które momentami przekraczały swoje granice, choć bardzo próbował. Czuł się z tego powodu winny, ale nie mógł nic na to poradzić.
Myślał długo nad tym, co mógłby jeszcze powiedzieć, aby atmosfera nie była tak napięta, rozważał nawet to, aby go przeprosić i zacząć pierwszy, lepszy temat, który odwróci jego uwagę od niezbyt przyjemnej wymiany zdań, ponieważ dotarło do niego, że był dla niego zbyt nieuprzejmy, ale wtedy usłyszał za swoimi plecami spokojny, miarowy oddech, wypełniający powietrze. Dla upewnienia się, że Harry spał, Louis obejrzał się przez ramię i dostrzegł go leżącego na plecach z rozchylonymi ustami. Z powrotem ułożył się na boku i westchnął ciężko, ponieważ wiedział, że dręczony wyrzutami sumienia i ze świadomością, że znajdował się w łóżku Harry'ego, tuż obok niego, pogrążającego się we śnie, nie uśnie przez najbliższe godziny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top