Rozdział Dziesiąty: Nie mogę oderwać od ciebie wzroku
Słów: 3143
Louis od kilku minut wpatrywał się w swoją owsiankę jak w najbardziej odrażającą rzecz na tej planecie. Kolorem przypominała wymiociny, tak jak konsystencją i może jeszcze zapachem. Nie wiedział właściwie, dlaczego wybrał ją jako swoje śniadanie, ponieważ tak naprawdę w ogóle nie miał ochoty na jedzenie. Jego gardło wciąż było zaciśnięte i podrażnione, i wątpił, że będzie w stanie cokolwiek przełknąć.
Gdy wczorajszego wieczora wrócił do swojego pokoju, w którym przebywał Colin, nie zastanawiał się nawet, dlaczego tak, jak inni, nie przebywał na zewnątrz, i gdzie właściwie był Ben. Zamknął się w łazience, gdzie starł obrzydliwą maź ze swoich ust, a potem starał się nie rozpłakać. Rozczarowanie było zbyt wielkie, aby mógł tak po prostu puścić to w niepamięć. Louis czuł się jak kolejna, wykorzystana dziewczyna, która zauroczyła się w przystojnym facecie, dla którego była tylko jedną z wielu. A przecież nie chciał taki być. Louis był rozsądny, nie pozwalał mu się do siebie zbliżać, nie pozwalał mu się całować, a mimo to czuł się potwornie z tym, że Harry nie zrobił żadnej z tych rzeczy.
Starał się wymazać z pamięci popołudnie spędzone nad jeziorem, wieczór, kiedy oglądali wspólnie film w kinie samochodowym, kiedy Harry przebijał mu ucho i kiedy po prostu rozmawiali, a on słuchał go uważnie, chłonąc każde słowo, które wypadało z jego ust. Każde słowo było dziełem, wytworzonym przez niezwykle inteligentnego artystę, nadającemu barw szarości tego świata - tak przynajmniej wydawało się Louisowi. Ale Harry tak naprawdę nie był artystą, był egoistycznym, podstępnym mężczyzną, który mydli oczy ludziom swoimi pustymi bajkami i udaje, że cokolwiek ma znaczenie
Potarł palcami swoje przekrwione oczy, bo chociaż obiecał sobie, że nie uroni łzy przez czarującego, aczkolwiek zapatrzonego w siebie kelnera, to pozwolił, aby poduszka wchłonęła ich kilka, bo wstrzymywanie ich było zbyt bolesne.
- Za dużo alkoholu wczoraj - wyjaśnił zachrypniętym głosem, gdy Emily spojrzała na niego pytająco. - Robiliście wczoraj coś ciekawego?
- Nie, zupełnie nic - wzruszyła swoimi ramionami, jedząc powoli tosta z dżemem. - Ja i Mads spędzałyśmy razem czas na ognisku. Colin potem do nas dołączył, gdy poszedłeś.
Colin na potwierdzenie jej słów pokiwał swoją głową, natomiast Ben zdawał się ich nie słuchać. Notował coś w dzienniku ze skupieniem na twarzy.
Serce Louisa prawie podskoczyło mu niemal do gardła, kiedy kątem oka dostrzegł Harry'ego, który podszedł do ich stolika i podał Maddie jej kawę. Odebrała ją z grymasem na twarzy, bo wciąż nie mogła przeżyć tego, że została wystawiona. Harry, zamiast odejść od ich stolika tak, jak zwykle to robił, stał tak jeszcze chwilę i wpatrywał się w Louisa bez mrugnięcia okiem.
Tomlinson czuł, jak się czerwienił, ale nie zaszczycił go nawet krótkim spojrzeniem. Udał, że nawet go nie zauważył i poprawił się na swoim siedzeniu. Nie miał nawet ochoty spoglądać, czy posiadał jeszcze swój nos, który złamał mu dzień wcześniej.
- Emily, podasz mi sól?
- Sól? Do owsianki?
Prawie zapadł się ze wstydu pod ziemię, ale dzielnie nie dawał po sobie tego poznać.
- Tak. Po prostu podaj mi go.
Przyjaciółka podała mu pojemnik z solą, nie zadając więcej pytań, a Louis zaczął solić swoją owsiankę bardzo obficie. Gryzł wnętrze swojego policzka i sypał wciąż sól, dopóki na powierzchni zupy nie utworzyła się mała górka. Na całe jego szczęście, Harry odpuścił i odszedł w końcu z daleka od niego, więc pozwolił sobie zerknąć na niego na kilka sekund.
- Nie uwierzę, że to zjesz. Wow. - powiedziała Maddie z wysoko uniesionymi brwiami.
- Bo nie zjem... - westchnął i odstawił pojemnik, a potem odsunął od siebie talerz. - Nie jestem głodny. Idę do pokoju.
- Dobrze się czujesz?
- Właściwie to nie wyspałem się po prostu...
Uśmiechnął się sztucznie, zanim chwycił jedyny klucz od jego pokoju i wstał. Opuścił restaurację bardzo szybko, mając nadzieję przemknąć niezauważony pod numer trzydziesty siódmy, ale gdy oddalił się zaledwie kilka kroków od głównych drzwi, poczuł palce, zwinnie owijające się w zgięciu jego łokcia.
Odwrócił się niechętnie i napotkał zagubione oczy Harry'ego, spoglądające na niego niezrozumiale z góry.
- Tak? - zapytał dość chłodno, chociaż w środku bardzo się denerwował.
- Co się stało? Wczoraj czekałem na ciebie.
Louis zamrugał szybko i potrząsnął swoją głową, a jego serce znowu zakłuło. Starał się nie dać po sobie tego poznać.
- Nie przyszedłeś - dodał po chwili, myśląc, że Louis nie wiedział, o czym mówił.
Bardzo dobrze wiedział.
- Nie chciałem przychodzić - powiedział cicho, spoglądając wszędzie, tylko nie na niego.
Harry zmarszczył swoje brwi zdezorientowany i puścił jego rękę.
- Właściwie to możemy przestać rozmawiać?
- Dlaczego? Louis, co ja zrobiłem? - zapytał, jeszcze bardziej zbity z tropu.
Louis w końcu na niego spojrzał, a raczej na jego nos, który był posiniaczony i spuchnięty, ale nie wydawał się być złamany. Zacisnął wargi i cofnął się o krok, ponieważ wspomnienia z wczoraj, wcześniej radosne, nagle stały się bardzo bolesne i odległe.
- Dobrze, nie chcesz mówić, to nie mów. Muszę wracać do pracy. - wyjął coś z tylnej kieszeni swoich spodni, czym okazał się być klucz. - Idź do mnie wieczorem, dzisiaj kończę później, po ósmej.
- Harry...
- Weź go.
Nim mógł zaprotestować, Harry wcisnął mu w dłoń klucz od swojego pokoju z bardzo poważną miną. Zacisnął więc na nim swoje palce i z trudem przełknął ślinę.
- Wtedy porozmawiamy - powiedział jeszcze, a potem odwrócił się i wrócił do restauracji.
Louis stał tak jeszcze przez chwilę i starał się zrozumieć, co się właśnie stało. Z narastającym poczuciem niepewności udał się do swojego pokoju tylko po to, aby przemyśleć kilka spraw. Klucz od pokoju Harry'ego schował w kieszeniach czarnych jeansów, i nim się obejrzał, do pokoju wrócił Ben z Colinem.
Popołudniu pojechał z nimi do miasta i umyślnie usiadł na tylnym siedzeniu od okna po lewej stronie, aby odpłynąć gdzieś myślami. Miał nadzieję, że wrócą przed ósmą, ponieważ posiadał klucz od pokoju Harry'ego i jeśli tak się nie stanie, skaże chłopaka na oczekiwania do w korytarzu. Wizja ta była całkiem zabawna, mógłby w taki sposób się na nim zemścić. Gdyby tylko był mściwy i miał konkretny do tego powód, z całą pewnością by się do tego posunął.
- Mam do ciebie pytanie - zaczął cicho, pochylając się do ucha Emily, aby tylko ona była w stanie go usłyszeć. - Pamiętasz wczoraj... To z ustami...?
- Mówisz o... - wydęła swoje usta, a kiedy skinął swoją głową, uśmiechnęła się dumna. - Czy ty chciałbyś...?
- Tak, jeśli możesz - uśmiechnął się zakłopotany, zaciskając palce na swoich kolanach ze zdenerwowania.
Nie powinien myśleć, że chciał wyglądać dobrze, kiedy czuł się tak bardzo zraniony. Nie chciał nawet przychodzić, ale był ciekawy, co Harry miał mu do powiedzenia, a jednocześnie tak bardzo się tego bał. Jak miał wytłumaczyć mu to, że nie przyszedł i nie miał ochoty z nim nawet rozmawiać?
Byłem zazdrosny, że pieprzyłeś się z jakąś dziewczyną, mimo że robisz to cały czas i bardzo mnie tym zraniłeś, chociaż jesteśmy tylko dobrymi kolegami i nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań. A tak poza tym, to wszystko jest ze mną w porządku.
Przecież Louis wyolbrzymiał. Gdyby tylko Harry dowiedział się, jaki był prawdziwy powód jego niechęci do rozmowy z nim i jego podłego humoru, zwykle by go wyśmiał. Poczułby się niezwykle upokorzony, dlatego też postanowił, że nigdy mu o tym nie powie i postara się wymyślić coś, co zadowoli go i sprawi, że nie będzie zadawał więcej pytań.
Wrócił do ośrodka z kilkoma tabliczkami czekolady, w które zaopatrzył się w sklepie. Żywił szczere uczucia do wszystkiego, co słodkie, dlatego też nie mógł się powstrzymać, aby kupić kilka słodyczy, dzięki którym przetrwa te ostatnie dni w ośrodku. Gdy zbliżała się ósma, Louis pod swoją szarą bluzę założył czarny podkoszulek na wszelki wypadek, gdyby miał spędzić kolejną noc poza swoim pokojem. Po tym udał się do pokoju dziewczyn, mając nadzieję, że nikt go na tym nie przyłapie.
- Gdzie planujesz iść? - zapytała go Emily, powtarzając wszystko to, co robiła wczoraj. Najpierw pomalowała jego usta, wytarła szminkę chusteczką, a potem użyła balsamu.
- To nie jest nic wielkiego... - powiedział cicho i uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. - Nie sądzisz, że niektórzy mogliby źle pomyśleć sobie o facecie, który się maluje?
- Nie? To głupie. Nikt nie powiedział, że makijaż jest dla kobiet. - oburzyła się, chowając swoje kosmetyki do torebki. - Poza tym, wiele gwiazd rocka w tych czasach się maluje.
- Ale ja jestem Louis. Zwykły, nudny Louis, nie gwiazda broadwayu. - roześmiał się cicho i podrapał się po nosie. - To tylko przyjaźń, nie zapowiada się na coś większego.
- Przyjaźń z korzyściami, tak?
Na jej słowa, jego serce zaczęło bić szybciej. Poruszył się niespokojnie na krawędzi materaca, gdy ta myśl przemknęła mu przez głowę raz czy dwa, ale w rezultacie doszedł do wniosku, że nie chciałby, aby miało to taki charakter. Zanim miał szansę zaprzeczyć, spojrzał na zegarek i gdy zobaczył, że godzina ósma nieubłaganie się zbliżała, westchnął ciężko i wstał.
- Ja już lecę.
Gdy dostał się na pierwsze piętro, bardzo szybko przemknął do pokoju pod numerem sto trzydziestym czwartym niezauważony, bo po drodze nie natknął sie na nikogo znajomego, kto mógłby zacząć zastanawiać się, dokąd zmierzał, bo korytarze świeciły pustkami. Niepewnie przekręcił klucz w zamku i wszedł do środka. Pokój pogrążony był w ciszy, a wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Zamknął za sobą drzwi i kiedy spojrzał na łóżko, poczuł odrazę. Był pewien, że Harry wykorzystał jego przeznaczenie zeszłej nocy, dlatego też nie potrafił się nawet do niego zbliżyć. Stał pod ścianą i oczekiwał z założonymi na piersi rękoma, nerwowo podrygując stopą.
Czekał kilkanaście minut, a kiedy w końcu klamka ustąpiła pod czyimś naciskiem, wzdrygnął się i spięty spojrzał w stronę drzwi. Harry wszedł do środka, ubrany w czarną bluzę i czarne jeansy, a jego wzrok natychmiast spoczął na Louisie. Stał przez chwilę w miejscu, z dłonią na klamce i milczał. Jego oczy utkwione były w ustach szatyna, które zwróciły całą jego uwagę
- Masz klucze na komodzie - odezwał się cicho Louis, wskazując gestem dłoni w tamtym kierunku.
- Dzięki - wzrok Harry'ego na krótki moment przeniósł się na komodę, a potem wrócił nim do Louisa.
Poruszył się w końcu, podchodząc do łóżka i ściągnął swoją bluzę przez głowę, zostając w samym podkoszulku. Jego włosy zostały zmierzwione i opadły mu na twarz. Zdmuchnął je z małym grymasem, a to, co zauważył Louis, były cienie pod jego oczami i zamglone spojrzenie.
- Ile dzisiaj pracowałeś?
- Czternaście.
- Godzin? - Louis spojrzał na niego z niedowierzaniem i zmusił się do wykonania kroku naprzód. - Przecież to ponad normę.
- Zbieram na nowy wóz, mówiłem ci - wyjaśnił i bez żadnego skrępowania zdjął swoją koszulkę. - Prysznic zajmie mi krótko, poczekasz na mnie?
- Tak, poczekam.
Starał się nie patrzeć na jego wyrzeźbione ciało, pokryte licznymi tatuażami nie tylko z przodu. Jego plecy między innymi zdobiła duża sowa, nad głową której wisiał srebrny księżyc, a na jego przedramieniu widniała złota róża z czyjejś dłoni. W momencie, w którym Harry zniknął za drzwiami łazienki, wziął głęboki oddech i zajął miejsce na materacu, bo zaczęły boleć go nogi. Odpuścił sobie przejmowanie się ilością osób, jaka przewijała się przez ten pokój, ponieważ nie miało, a przynajmniej nie powinno mieć to dla niego żadnego znaczenia.
Harry wrócił po kilkunastu minutach z mokrymi włosami, które zaczesał do tyłu i usiadł na materacu od strony drzwi balkonowych, ciężko wzdychając. Odwrócił się do Louisa i oblizał swoje usta. Górna warga była minimalnie spuchnięta tak jak jego nos.
- Więc co się stało?
- A jak twój nos?
- Z moim nosem jest wszystko dobrze. Nie bijesz aż tak dobrze. - jeden kącik ust Harry'ego uniósł się w górę, a w jego lewym policzku utworzył się głęboki dołek, jednak bardzo szybko przybrał powagę na twarz. - Pogadamy?
- Wiesz, nie miałem nastroju - powiedział od razu, mając nadzieję, że mu uwierzy. - Nie przyszedłem... A dzisiaj rano źle się czułem.
- To na pewno nie to - Harry pokręcił swoją głową. - Widziałem w twoich oczach, że naprawdę nie chciałeś ze mną wtedy rozmawiać.
Louis wiedział, że przegrał. Nie miał szans, aby z tego wybrnąć.
- Dlaczego zawsze to robisz?
- Robię co?
- Nie chcę teraz mówić, że jesteś niemożliwy albo obrzydliwy, bo nie o to mi chodzi. Nie chodzi mi o to, jaki stosunek do tego mam ja, ale jaki ty masz do samego siebie. Widziałem cię wczoraj, gdy ty... - urwał, dając sobie chwilę na przemyślenie tego, jak chciał to nazwać. Jego głos lekko drżał, bo Harry uważnie go słuchał i analizował każde słowo, wyraźnie skupiony. - Natknąłem się na was, gdy całowaliście się i...
- Louis, ja nie spałem z nią.
Te słowa kompletnie odjęły Louisowi mowę. To, co miał mu jeszcze do powiedzenia, odeszło w zapomnienie i rozpaliło w nim żar. Ciepło rozprzestrzeniło się po całym jego ciele i musiało minąć kilkanaście sekund, aby dotarło do niego to, co właśnie usłyszał.
- Nie? - zapytał słabym głosem.
- Chciała, ale ja jej tylko... Po prostu powiedziałem ci, że będę czekał i czekałem na ciebie tutaj - Harry powiedział powoli z głęboką zmarszczką między brwiami i potarł dłonią swój kark. - To o to chodziło? Dlatego nie przyszedłeś?
- Nie. Oczywiście, że nie. - skłamał, czując się jak idiota.
- Słuchaj...
- Nie, to naprawdę nie o to chodziło, Harry. Ja przecież wszystko wiem. Wyjaśniłeś mi. Ja też mam do ciebie szacunek. - uśmiechnął się nerwowo. - Nieważne co robisz, to jest twoja sprawa. Ja po prostu coś źle odebrałem, ale już jest dobrze.
- Więc o co tak naprawdę chodziło? - brunet nie dawał za wygraną. Przeszywał go swoim spojrzeniem, jakby próbował odczytać jego najgłębiej skryte myśli.
- Dlaczego nie chcesz mnie pocałować?
Zapadła cisza. Louis utrzymywał dzielnie jego spojrzenie, mimo czerwonych policzków i boleśnie tłukącego się w piersi serca.
- Wiesz co, to nie jest ważne - powiedział cicho, gdy żadne z nich się nie odezwało. Wstał na drżących nogach, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać. - Mieliśmy porozmawiać, już porozmawialiśmy...
- Poczekaj - głos Harry'ego kazał mu się zatrzymać.
Louis odwrócił się do niego przodem i wzruszył swoimi ramionami. Miał już całe poranione policzki od przygryzania ich, ale to nie była jego wina, że tak często się denerwował. Teraz, oprócz stresu, wypełniało również zażenowanie i wstyd.
- Nie zostaniesz chociaż na noc?
Harry odsłonił kołdrę na miejscu obok, nawet na chwilę nie spuszczając z niego swoich oczu. Zdawał się nie śmiać się z Louisa i tego, co właśnie od niego usłyszał. W pewnym momencie miał on nawet wrażenie, że Harry chciał wszystko załagodzić i upewnić Lousia w tym, że się zmienił, ale było to jedynie mylne wrażenie.
- Możesz znowu pożyczyć sobie moją bieliznę - zaproponował.
- Um, mogę... Dzięki...
Louis wdzięcznie przyjął jego propozycję, nieco spięty poruszając się po pokoju. Brakowało mu odświeżenia, więc gdy w końcu zaznał upragnionego prysznica, miał czas, aby przemyśleć wiele spraw.
Wrócił do pokoju w momencie, w którym Harry przestał palić. Zgasił papierosa w popielniczce przy łóżku i zakrył się kołdrą do ramion. Louis zbliżył się do łóżka niepewnie, a z każdym krokiem jego nogi stawały się miękkie. Nie miał na sobie niczego więcej oprócz czarnego podkoszulka i bokserek, co sprawiało, że czuł się mniejszy, niż był.
- Zgasić światło? - zapytał, spoglądając na Harry'ego. Usiadł niepewnie na materacu obok niego i wsunął swoje nogi pod chłodną pierzynę, którą naciągnął do swojej klatki i wyciągnął rękę do lampki nocnej.
Zastygł w bezruchu, ponieważ Harry z powrotem usiadł i przysunął się bliżej niego bez najcichszego słowa, z nieodgadnionym wyrazem twarzy i nieznanymi mu zamiarami. Louis wstrzymał swój oddech, ponieważ niecałą chwilę później Harry pochylił się do niego i zrobił coś, czego nie oczekiwał w najśmielszych snach, ale skrycie o tym marzył.
Harry wpił się w jego usta, układając dłoń na materacu obok jego głowy, bo kiedy tylko ich usta się spotkały, Louis bardzo powoli opadł na poduszki, pociągając za sobą bruneta. Harry zaczął całować go bardzo subtelnie i czule, nie tak, jak się tego spodziewał. W jego ruchach nie było agresji i tłumionego pożądania, były powolne. Spijał z ust Louisa najsłodsze pocałunki, drugą dłonią obejmując jego policzek.
Louis pozwalał mu się całować, całkowicie mu się oddając - palce dłonie zacisnął na jego karku, przesycony do szpiku kości uczuciem, jakie go wtedy ogarnęło. W brzuchu czuł niespotykane dotąd ciepło. Usta Harry'ego smakowały tak, jak smakowały za pierwszym i za drugim razem, niebywale miękkie, jego zapach był równie intensywny i świeży. Był go spragniony od kilku dni, śniąc o nim co noc.
Harry niespodziewanie zassał jego dolną wargę, a potem uwięził ją między swoimi zębami, sprawiając, że spomiędzy ust Louisa uciekł ciężki, niespokojny oddech, zbliżony do stęknięcia. Pragnął, aby nie przestawał i zrobił to znowu, przesunął dłonią w górę jego karku, dopóki nie poczuł pod opuszkami gęstych, wciąż lekko wilgotnych włosów, w które miał zamiar wpleść palce.
Właśnie wtedy Harry odsunął swoje głowę, pozostawiając usta Louisa nagie i spragnione jeszcze bardziej, niż były przedtem.
- Zmyj to - mruknął, kciukiem pocierając jego dolną wargę.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie mogę oderwać od ciebie wzroku.
Całą siłą woli Louis zmusił się do tego, aby uchylić swoje powieki. Ujrzał nad sobą lekko rozchylone, nabrzmiałe i wściekle czerwone usta oraz zielone oczy, wpatrzone w jego własne. Ten widok wywołał u niego szybsze i znacznie silniejsze bicie serca, a on o mało nie zdławił się powietrzem, które z trudem nabierał do płuc.
- Lepiej?
Nie będąc w stanie nic powiedzieć, Louis pokiwał swoją głową i przełknął ciężko gulę w gardle. Chciał go poprosić, aby kontynuował i całował go dalej, dopóki nie zostanie ich świt, ale Harry wyciągnął swoją rękę i zgasił lampkę, pogrążając pokój w ciemności. Louis słyszał, jak opada na miejsce po swojej stronie z głębokim westchnieniem, ale sam nie był w stanie jeszcze się poruszyć po tym, co się właśnie wydarzyło.
Z wypiekami na policzkach w końcu odważył się na niego spojrzeć. Harry leżał obok na plecach z rękoma pod głową i lekko rozchylonymi ustami, a jego oczy były zamknięte. Wiedział jednak, że nie spał, bo co chwila przebiegał językiem po dolnej wardze i marszczył swój nos.
- Przepraszam - Louis w końcu postanowił przemówić, zakrywając się kołdrą aż po szyję. - To było głupie... Nie musiałeś tego robić, jeśli nie chciałeś.
Nie mogąc się powstrzymać, dotknął palcami swoich ust, mając wrażenie, że usta Harry'ego się tam odcisnęły. Był wdzięczny, że było ciemno, a brunet nie był w stanie dostrzec jego zaczerwienionych policzków i błyszczących oczu. Wsłuchiwał się w jego spokojny oddech za swoimi plecami i nagle zapragnął się do niego odwrócić, ale był zbyt zawstydzony, aby to zrobić.
- Harry?
- Tak?
Louis uśmiechnął się delikatnie, ponieważ Harry go słuchał. Nie spał i słuchał go. A mimo tego, że Louis bardzo chciał z nim rozmawiać, chciał słuchać jego głębokiego, ochrypłego głosu, to chciał również, aby odpoczął po męczącym dniu w pracy.
- Nic. Sprawdzałem tylko, czy śpisz...
Kąciki ust Harry'ego drgnęły w rozbawieniu, ale mimo to nie otworzył swoich oczu.
- Dobranoc, Harry.
Spojrzał na niego po raz ostatni, na jego łagodny wyraz twarzy, wszystkie, rozluźnione mięśnie i jego pełne usta, i z powrotem odwrócił się do niego tyłem, będąc pewnym, że on sam nie zaśnie przez najbliższe kilka godzin. Jak mógł zmrużyć swoje oczy, gdy Harry przed chwilą pocałował go, a teraz półnagi leżał obok niego, z Louisem w jego łóżku, którego pościel była miękka, ciepła i pachniała Harrym? Jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, że nie chciał zobaczyć go już do końca swojego życia, skoro właśnie teraz uświadomił sobie, że bycie z daleka od niego zdawało się niemal niemożliwe?
I jak Louis mógł dopuścić do tego, aby Harry rozkochał go w sobie w zaledwie kilka dni, pomimo że tak bardzo się przed tym wzbraniał i był pewien, że to nigdy nie będzie możliwe?
Od autora: Wow #75 w Fanfiction :O Dziękuję, Boże ♥
Przepraszam, że taki krótki, ale następny będzie miał +7K. Ogólnie mało tu opisów, wiem, dlatego średnio mi się podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top