Rozdział 1
Nie spieszyłem się, a wręcz przeciwnie przez korytarze szedłem bardzo powoli. Nie wiem czy bałem się tego spotkania lub po prostu chciałem to przeciągnąć.
Gdy znalazłem się pod drzwiami dziewczyny zesztywniałem. Na ich metalowej powierzchni znajdowały się liczne ostrzeżenia.
-Szatan wcielony - przeczytałem prawie nie słyszalnie.
Czy na pewno chcę wiedzieć co jest za tymi drzwiami? Przecież zawszę mogę zrezygnować. Nikt nie trzyma cię tu na siłę Marcel. Rusz ten tyłek i otwórz te drzwi tchórzu!
Po jakiś 5 minutach stania przed drzwiami zdobyłem się na odwagę i je otworzyłem. Pokój nie był duży był po prostu przeciętny. Na ścianach wisiały plakaty przedstawiające kwiaty, drzewa i strumienie. Pod jednym z nich znajdowała się jasnoniebieska komoda, wyglądała na bardzo starą. W prawym rogu stało łóżko. Pościel na nim wyróżniała się od reszty pokoju, jej szkarłatny odcień wprost odpychał i mroził krew w żyłach.
W drugim kącie pokoju stał fiołkowy fotel, był on odwrócony tyłem do wejścia zaś przodem do półki z książkami.
-Cara? Jestem two..
-Moim nowym ,,nauczycielem"- przy tym słowie odwróciła się na fotelu i zrobiła cudzysłów w powietrzu.
Była ubrana w zwyczajne jeansowe czarne spodnie i bluzkę w kwiaty odsłaniającą ramiona. Jej ciało było blade, czemu się nie dziwię ponieważ spędziła całe życie pod ziemią. Zastanawiało mnie jednak to iż nie zakrywa blizn po próbach samobójczych. Według akt wystąpiły one po śmierci jej pierwszej wychowanki Charlotte Lavin. Dziewczyna była z nią bardzo związana i kochała ją jak matkę, niestety kobieta została zamordowana przez jej drugiego wychowanka, który wkrótce po tym zginął z przyczyn mi nie wiadomych.
-Tak dokładnie jestem twoim nowym wychowankiem.
-Po co cię tu ściągnęli nie chcę nikogo innego! Nie wyraziłam się dość jasno?! Chce powrotu Kasydy!- krzyknęła i rzuciła w moim kierunku pluszowym misiem, który przedtem znajdował się w jej ręce.
-Niestety pani Kasydy została zwolniony przez romans z panną.
-Och, jaka szkoda, ale ja mam to gdzieś chcę jej i nikogo innego.
Nie uniosła się zbytnio lecz widziałem tą iskrę w jej oku ,którąla kazała jej się uspokoić.
-Byłas blisko z Kasydy, prawda? Wiem co czujesz, utrata kogoś bliskiego kto cię rozumiał, wspierał zawsze jest bolesna, ale trzeba wstać i ruszyć dalej nie patrzeć za siebie. Na moje słowa dziewczyna schowała głowę po między kolana i zaczęła łkać. Jej płacz roznosił się echem po pokoju.
-Wszystko ok?- podszedłem i chciałem jej jakoś pomóc, gdy wtem jej płacz zaczął przeradzać się w śmiech.
-Myślisz, że jakieś ckliwe słówka dadzą ci szansę się do mnie zbliżyć- jej śmiech nie ustawał i stawał się coraz bardziej przerażający. -Czyż to nie urocze? Wielki pan Marcel chcę pomóc zagubionej bidulce?- skąd ona zna moje imię?! -Powiem ci tylko tyle, wynoś się stąd inaczej nie tylko ty pożałujesz, a twoją matkę spotka większe okropieństwo niż śmierć z przyczyny raka.
Z jej pokoju zostałem po prostu wypchnięty, nie mam pojęcia jak ponieważ Cara nawet nie ruszyła się z miejsca. A najważniejsze jest to skąd to wszystko wiedziała, chyba pora porozmawiać na poważne z dyrektorem.
--------------------***------------------
Ta nie wiem dla kogo to piszę xd, ale może ktoś te wypocinki przeczyta.
Buziaczki 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top