Pod roziskrzonym niebem
Czeeść, miło, że zdecydowaliście się przeczytać one-shota! (umm, jest 22:52, planuję wstawić go nie później niż przed północą i myślę że ledwo doszłam do połowy- podziwiajcie mnie. muszę go pisać, więc nie przedłużam i zachęcam do czytania. dziękuję wam wszystkim za ten rok <3)
Trim zmrużyła oczy i wpatrzyła się w mały, szary punkt przed sobą. Kuliła się w cieniu, nad nią promienie zachodzącego słońca oświetlały smutne miasto. W ciemnym zaułku, gdzie nie miały one dostępu, Trim próbowała upolować swoją pierwszą zdobycz. Asystował jej brat z starszego miotu, Szal. Z całej rodziny tylko jemu udało się przeżyć, umiał już doskonale polować i walczyć. Trim marzyła, aby w przyszłości być taka, jak on. Jej samej wszystko udawało się przypadkiem, jakby miała niesamowite szczęście. Tylko w taki sposób udało jej się uniknąć pogromu kotów z zaułka. Kiedy wrogowie zaatakowali, była jeszcze małym kociakiem.
Skoczyła przed siebie i machnęła łapą sfrustrowana, omijając swój cel o kilka długości wąsa. Syknęła cicho.
— Spokojnie, Trim — usłyszała rozbawiony głos Szala. Pręgowany kocur podszedł do niej i machnął ogonem w kierunku uciekającej myszy. — Trzeba było za nią gonić, masz tu przewagę. I tak będzie musiała zawrócić na końcu, chyba że przeciśnie się przez te dziury Wyprostowanych.
— Znowu mi uciekła! — parsknęła wściekła Trim, odwracając się. — Kolejny raz. Dlaczego nie potrafię niczego zrobić dobrze?
Udało jej się przeżyć tylko dlatego, że w czasie zabawy z rodzeństwem wdrapała się zbyt wysoko na jakieś pozostałości po Wyprostowanych. Koty próbowały ją stamtąd ściągnąć, ale żaden z nich nie był wystarczająco lekki, zwinny i odważny, aby wejść tak wysoko po spróchniałym kawałku drewna. Przy samym muśnięciu ogonem trzeszczał i pod ciężarem kogoś większego niż kociak z pewnością by się rozpadł.
— Trim. Robisz wszystko dobrze, to po prostu był długi dzień i wszyscy jesteśmy zmęczeni.
Pod słowem "wszyscy" Szal miał na myśli siebie, siostrę i Storczyka, starszego kocura żyjącego w pobliżu. Po tym, jak grupa kotów, w której żyli, została zniszczona przez włóczęgów, Storczyk zaproponował im swoją pomoc. Chociaż jego zmysły nie działały już najlepiej, wiedział, jak być kotem dużo lepiej, niż Trim i, podczas, gdy Szal polował, opiekował się małą kotką. Sam też trochę na tym korzystał, nie musiał już biegać za myszami i wysilać swoich starych kości.
Kiedy Trim kuliła się na czymś kwadratowym i zimnym, w stosie rzeczy pozostawionych przez Wyprostowanych, Szal nie był już kociakiem, ale ledwie odrósł od ziemi. Umiał trochę walczyć i miał za sobą pierwsze polowania, ale wciąż można było powiedzieć, że jego także uratował przypadek. Oboje mieli za sobą traumatyczne przeżycia. Widok śmierci własnej rodziny, rodzeństwa, przyjaciół i nawet znajomych to zdecydowanie zbyt dużo dla takich młodych kotów. Trim miała potem okropne koszmary kilka następnych nocy, nie mogła pozbyć się widoku zakrwawionej matki, jej przegryzionego gardła, kotów, z szaleństwem w oczach, które ją osierociły.
Szal przynajmniej coś zrobił w walce. Prawie uratował Jaśminę. Nie jego wina, że musiał walczyć z kotami dwa razy większymi od siebie, prawie tak, jak z wściekłymi psami.
Trim tylko przeszkadzała, tak też zostało do tego momentu.
Chciała być przydatna, ale nawet, jeśli udawało jej się chwycić jakąś zdobycz i przygnieść ją swoim ciałem, coś powstrzymywało ją od zanurzenia w niej zębów, przegryzieniu jej karku.
Tak zginęła jej matka.
Poza tym wszystkie próby polowania kończyły się niepowodzeniem. Jasnobrązowa kotka miała tego już dość.
— Słuchaj, TY nie jesteś zmęczony! — wrzasnęła na brata, uwalniając tłumioną złość. — Zawsze wszystko ci się udaje, a ja tylko zawadzam!
— Trim. Trim.
— Gdybym sobie poszła, wciąż byś przeżył! Gdybyś ty poszedł, umarłabym, zanim zdążysz powiedzieć "mysz". Nie jestem w stanie nawet zapewnić sobie posiłku! Czy mam żyć na twojej łasce do samego końca? Lepiej, gdybym już teraz umarła! — wybuchła. — Nie mogę ci tego robić!
— TRIM!
Zamrugała żałośnie, próbując doprowadzić się do porządku. Czuła, że ma mokre oczy i jej ogon szura po ziemi.
— Nawet tak nie mów! Co bym bez ciebie robił? Bez twoich żartów o Wyprostowanych, denerwujących wybuchów, no cóż, może za tym bym nie tęsknił, ale jednak. Trim, jestem twoim bratem i nigdy cię nie zostawię!
Zamruczała smutnie, marszcząc nos.
— Nawet dla tłustej, smacznej myszki?
— Nawet dla tłustej, smacznej myszki. Chyba, że będzie ich dwie, to wtedy inaczej pogadamy — roześmiał się. — Chodź, jest już późno. Storczyk będzie się niepokoił.
Szal zawsze potrafił poprawić jej nastrój, o cokolwiek by siebie oskarżała i jak źle by się nie czuła. Kolejny z jego talentów. Naprawdę, musi nauczyć się polować choćby dlatego, by go odciążyć. Doskonale widziała ostro odcinające się żebra pod jego futrem, robił wszystko, aby nakarmić ją i Storczyka. Troszczył się o nich jak o własną partnerkę. Nie, żeby zakochała się w swoim bracie- nie, nigdy.
Przemykali pomiędzy budowlami Wyprostowanych, wysokimi, szarymi słupami, nad którymi widać było z wolna ciemniejące niebo. Cienie wydłużyły się do niemożliwej długości i zachód słońca miał się ku końcowi. Czerwone dotąd niebo robiło się coraz bardziej granatowe. Nie było widać słońca, tak, jak w tym skupisku budowli nie było widać horyzontu, ale z pewnością niedługo wszyscy stracą je w oczu, nawet ci żyjący poza miastem.
Ponad nimi przelatywały jeszcze spóźnione, skostniałe wróble w poszukiwaniu drogi do swoich gniazd. Robiło się coraz zimniej, w końcu spadł już pierwszy śnieg i mroźna pora dopiero się zaczynała. Śnieg co prawda zdążył stopnieć w większości miejsc, poza brudnymi hałdami na poboczach dróg, w których psy zostawiały swoje pozostałości, ale żadny szanujący się kot nie nazwałby nawet tego śniegiem.
Trim miała właśnie odezwać się i coś powiedzieć, kiedy przerwał jej gwałtowny huk, dobiegający gdzieś z wysokości. Wyhamowała z lekkiego truchtu i zadarła w górę głowę, nie będąc w stanie wyczuć nic, poza odrażającym zapachem śmieci Wyprostowanych, których było pełno w zaułkach i ciemnych uliczkach pomiędzy budowlami.
— Co to? — szepnęła, ściszając głos, jakby znajdowali się w niebezpieczeństwie.
— Nie wiem — odpowiedział brat, wypuszczając z pyska mysz, jedyną, jaką udało mu się dziś złapać, widocznie zaniepokojony w taki sam sposób jak ona. Też nie znał tej sytuacji. — Lepiej chodźmy szybko do Storczyka, on może coś o tym wiedzieć. — Podniósł zdobycz i przyspieszył kroku, a za nim Trim, oglądając się nerwowo za siebie, jakby w strachu, że to coś może znowu wybuchnąć. Mechanicznie przeskakiwała pomiędzy leżącymi na podłożu przeszkodami i szmatami, poznawała już całkiem te okolice. Byli niedaleko własnego nowego legowiska, dużo bezpieczniejszego niż poprzednie legowisko grupy. Było też ono dużo lepiej ukryte, w końcu nie spało w tym miejscu dziesięć, a jedynie trzy koty.
Trim z ulgą wyhamowała przed ostatnim zakrętem i wskoczyła do legowiska, które było zaimprowizowanym szałasem ze znalezionych w pobliżu przedmiotów. Nie było problemu ze znalezieniem miękkiej wyściółki do spania. Storczyk siedział w kącie i rozmawiał z nieznaną kotce szylkretową karmicielką. Dobiegał od niej świeży zapach mleka, musiała mieć kocięta i niedawno je karmić. Trim przypomniała sobie swoje dzieciństwo, kiedy razem z rodzeństwem leżała, wtulona w matkę, próbując dobrać się do tych upragnionych kropli mleka. Nie było go za dużo, jak zwykle, ale wtedy nie smakowała jej zupełnie zwierzyna i nie była w stanie nawet jej porządnie pogryźć.
Nieznajoma odwróciła się i zawarczała cicho, widząc rodzeństwo. Jej sierść uniosła się, kotka najeżyła się, ale Storczyk szepnął jej coś do ucha, po czym się uspokoiła. Wygładziła futro i równym krokiem podeszła do nich, nieufnie pociągając nosem, aby wyczuć ich zapach.
— A więc nowi podopieczni Storczyka, tak? — miauknęła niskim, nie do końca przyjemnym głosem, od którego Trim chciała zatkać uszy i zwinąć się w kulkę. Pachniała też ostro, nieznanymi młodej kotce ziołami i spalinami z machin Wyprostowanych, którymi czuć było drogi.
— Tak, zatrzymują się na chwilę. Trim, Szalu, oto Pokrzywa. Pokrzywo - Trim, Szal.
Pokrzywa wyglądała na dużo młodszą od Storczyka, wręcz niewiele starszą niż rodzeństwo, nie mogła więc być jego partnerką. Raczej córką, w co było trudno uwierzyć. Różniła się od niego tak, jak kot od psa, albo jeszcze bardziej. Ten uprzejmy kocur, zawsze miły i pomocny, troszczący się bardziej o siebie, niż o innych, i ta opryskliwa już z wyglądu kocica? Nie ma szans.
— Miło poznać — mruknęła, nie zwracając na nich większej uwagi, po tym, jak upewniła, że nie są dla niej zagrożeniem.
"Nawzajem, a teraz do widzenia" — pomyślała Trim.
— Pokrzywo, chyba powinnaś już iść. Zapada noc — rzucił Storczyk, wstając. — Zaraz wracam, potrzeby naturalne.
— Znajdę drogę do domu nawet w nocy, prędzej ty zgubiłbyś się w drodze do śmietniska — Pokrzywa wzruszyła ramionami. — Ale rzeczywiście, muszę iść..
Machnęła ogonem i wyskoczyła z legowiska bez pożegnania. Trim odprowadzała ją wzrokiem bez żalu.
— Kim ona była? — otworzyła szerzej oczy, gdy sylwetka Pokrzywy przestała być widoczna.
— No cóż — zakłopotał się Storczyk — To długa historia, więc nie będę wam jej teraz opowiadał. Ale kiedyś była takim samym kociakiem, jak wy. Teraz też nim jeszcze jest. — Wciąż upierał się, by nazywać wszystkich młodszych od siebie kociakami.
Szal pokiwał głową.
— Też się nią opiekowałeś? Nie pomyślałbym.
Starszy, rudy kocur zamruczał nisko.
— Potrzebowała pomocy, nie mogłem jej tak zostawić — powiedział po chwili.
Cały Storczyk.
Zagłębił się w rozmyślaniach na temat przeszłości i obudził dopiero wtedy, gdy Szal delikatnie pacnął go łapą w stopę.
— Storczyku? Mamy jeszcze jedną ważną sprawę. — Kocur zamrugał kilkakrotnie i kiwnięciem głowy pokazał, aby Szal mówił dalej.
— Kiedy wracaliśmy tu z polowania, nawiasem mówiąc, Trim zdążyła już podziać gdzieś twoją mysz — spojrzał z wyrzutem na siostrę, która niewinnymi oczami kociaka przyglądała się swoim łapom — usłyszeliśmy taki grzmot z nieba. Czy to jakiś znak od tych dzikich kotów z lasu, czy może jeszcze coś innego? Było wtedy jeszcze jaśniej niż teraz.
— Chyba coś błysnęło, nie jestem pewna — miauknęła Trim — ale nieźle się wtedy przestraszyliśmy.
— Czyżby to już? — mruknął cicho Storczyk, jakby sam do siebie, po czym otrząsnął się bez pomocy Szala. — Ach, tak, możliwe. Jeszcze nie było was wtedy na świecie, młodziaki, prawda, kiedy ostatnio rozbijali nam niebo? To tylko takie żarty Wyprostowanych. Zawsze w zimnej porze puszczają takie płonące kwiaty w nocy, budząc biedne koty i nie pozwalając odpocząć starym kościom. Raz na sezon, nie mamy się czym martwić. Jeszcze nigdy nie widziałem tego z bliska, ale z dołu jest to zajmujący widok.
Trim pokiwała głową ze zrozumieniem, choć w rzeczywistości niewiele rozumiała. Płonące kwiaty brzmiały niebezpiecznie, ale chciała je zobaczyć, zwłaszcza, że Storczyk nie mówił, że były groźne. Może się jej dziś uda.
— No cóż, w takim razie chyba położę się już spać — rzuciła. — Spróbuję się wyspać, przynajmniej trochę.
— My pewnie też tak zrobimy — mruknął Storczyk w imieniu swoim i Szala. — Co innego robić w taką noc? Póki co, za ciemno na polowanie, nawet księżyc nie wzeszedł. Miłej nocy. I tak jestem na pół głuchy, nie obudzę się tak łatwo, jak wy, kociaki.
***
Zewsząd dobiegały do niej głosy roześmianych Wyprostowanych i dudniący hałas, który w niczym nie przypominał zwykłego dźwięku nocy w ich siedlisku. Czasami w pobliżu przemykały się bezpańskie koty, poszukujące nowego leża, ale było dla nich za głośno i widocznie wolały poczekać. Trim słyszała poza tym oddech swojego brata i opiekuna, cichy i umiarkowany, monotonny i regularny. Nic nie wskazywało na to, że łatwo go przerwie, skoro nawet chrapanie Storczyka nie przeszkadzało Szalowi. Sama zwykle kładła się spać w najdalszym kącie legowiska, żeby go nie słyszeć, ale Szal był na nie odporny.
Starając się, aby nie wywołać najmniejszego szelestu, uniosła się znad swojego posłania na drżących łapach. Nad nią niebo co chwila rozbłyskiwało, tak, jak wcześniej, słychać było wybuchy i huki. Czasami miała ochotę wysunąć pazury ze strachu, kiedy słyszała coś bliżej, ale nie byłoby to dobrym pomysłem. Mogłyby zarysować podłoże, co wywoływało zawsze nieprzyjemny dźwięk, zdolny podnieść umarłego kota. Zgrzyt zdecydowanie obudziłby jednego ze śpiących, czego Trim nie chciała spowodować.
Bez wysuwania więc pazurów, na samych miękkich poduszkach łap, na zimnym tworzywie Wyprostowanych, Trim wyślizgnęła się cicho z legowiska, starając się nie nadepnąć na żaden kolec, cierń ani nic, co by sprawiło dźwięk. Wszystko pogrążone było w cieniu, dlatego nie było to najłatwiejsze zadanie, ale koniec końców - udało jej się mu podołać i wydostać na zewnątrz, do małej uliczki, przerwy pomiędzy budowlami, która prowadziła w kierunku większej drogi. Nie była ona zbyt zatłoczona machinami, wszyscy widocznie zajęci byli innymi sprawami i wypuszczaniem płonących kwiatów na niebo, ale Trim i tak wkraczała w jej pobliże z niepewnością i ostrożnością. Jedna łapa za drugą, była coraz bliżej wyjścia z zaułka. Nie widziała zbytnio nieba, zasłonięte ono było wysokimi budowlami, i jedyne, co udało jej się zauważyć, to błyski, fragmenty jakby ruszających się gwiazd. Samo to wyglądało imponująco i chciała zobaczyć je w całości.
Widziała przed sobą już ulicę, oświetloną poruszającymi się machinami i jasnymi taflami zawieszonymi na budowlach, na których widać było różne obrazy. Poza tym były jeszcze łańcuszki z pobłyskującymi punktami, które już wcześniej widziała. I ogłuszający huk nad nią. Nie mogła się doczekać, aż go zobaczy.
Z zamkniętymi oczami wyskoczyła spomiędzy budowli, jakby z ich otwarciem jej życie miało się zmienić. Podekscytowana uniosła głowę w górę i powoli zaczęła podnosić powieki, swoimi bursztynowymi oczami świdrując niebo.
Storczyk się nie mylił i nie kłamał, rzeczywiście było ono pokryte przez rozbłyskujące pięknie płomienne kwiaty, które to znikały, to pojawiały się w różnych miejscach i kolorach. Urzeczona i oczarowana Trim zamarła w podziwie, wpatrując się w ten cud, widziany przez siebie po raz pierwszy w życiu. Z każdym hukiem drżała, były one dużo bliżej niej, ale jednocześnie podziwiała widok i nie mogła się od niego oderwać. Spłaszczyła uszy, trochę przestraszona, gdy coś wybuchło głośniej. Kiedy to się skończy? Miała wtedy nadzieję, że nigdy.
Zdecydowała się, że przejdzie się wzdłuż drogi kawałek dalej, gdzie budynki nie będą zasłaniały najpiękniejszej części nieba, nad centrum siedliska. Chciała zobaczyć, czy nie pojawi się tam coś jeszcze bardziej zaskakującego, w końcu przyspieszyła i zaczęła biec, trochę ze strachu, a trochę z ciekawości, jakby ścigana przez błysk i huk płomieni nad sobą. Zanim się opanowała i zdążyła trochę przyhamować, znalazła się w nie do końca znanym sobie rejonie i panicznie rozejrzała się naokoło.
Nie poznawała tego miejsca, było jej ono zbyt obce. Nie chciała dłużej tu zostać, ale nie wiedziała, co powinna była robić. W pobliżu unosił się nieznany jej zapach, nie była pewna, czy będzie w stanie wrócić do domu za swoją wonią. Budowle naokoło wyglądały na zadbane, nie szczekał tu żaden pies, co zaliczała jako wielki plus. Może powinna zapamiętać dokładnie drogę, kiedy już wróci, powie Szalowi i Storczykowi. Wydawało się dużo czystsze, niż ich dawne legowisko. Może okaże się też przyjazne. Brak psów zawsze jest pożądany.
Nagle w jednym z siedlisk otworzyły się drzwi i ktoś z nich wyszedł. Trim odruchowo uskoczyła w kierunku cienia i zeszła z drogi, na wypadek, gdyby jakaś machina tamtędy przejeżdżała. Chociaż żyła tu od urodzenia, nigdy nie uważała, że kiedykolwiek im zaufa i bez wątpienia nie nadszedł na to czas. Pręgowana kotka przypatrywała się Wyprostowanemu, a raczej Wyprostowanej, bo wydawał się jej być samicą, który, tak samo, jak ona przed tym, wpatrywał się w niebo.
Poczuła wtedy dziwną tęsknotę, swojego rodzaju wspólnotę z tą osobą. Były przecież takie same, każda z nich musiała mieć swoją rodzinę, którą zostawiła, aby zobaczyć płonące kwiaty na niebie.
Tymczasem płonące kwiaty wybuchały i zapełniały iskrami całe niebo, sprawiając, że gwiazdy stawały się niewidoczne, i że Trim ponownie zapatrzyła się w górę. Sierp księżyca pośród tych wszystkich cudów wyglądał blado, ale wciąż był bardziej swojski niż te głośne wybuchy i kotka zapragnęła już odpocząć od tego dźwięku. Zaczął być bardziej przerażający, niż wcześniej. Skuliła się i znowu poczuła, jak schowana w tym miejscu, gdzie każdemu trudno było się dostać, nieważne, czy przyjacielowi, czy wrogowi. Wybuchy wydawały się jej krzykami ginących kotów. Przeżywała to wszystko jak na nowo. Czuła się, jakby ich zdradziła. Co mogła zrobić? To wszystko ją przeciążało. Nie, ona przeciążała innych. Bez niej żyłoby się im lepiej.
Płonące kwiaty na niebie stały się symbolem zdrady, która nie była zdradą. Jej niepewności. Chciałaby, żeby zniknęły.
Chyba miotała się w tym cieniu, ponieważ poczuła nagle obcy sobie zapach i coś chwyciło ją mocno.
Otworzyła swoje wielkie, bursztynowe oczy, które znakomicie odbijały światło z nieba. Przez noc miała rozszerzone, prawie okrągłe, czarne źrenice, choć czuła się tak zagrożona, jak jeszcze nigdy i powinny raczej być zwężone do granic możliwości.
Wyprostowana, którą widziała wcześniej, trzymała ją w górze. Trim zaczęła się wyrywać, choć nie miało to zbytnio sensu. Dlaczego w ogóle próbowała to robić? Ta Wyprostowana nie była zła. Były takie same. Ona nie puszczała w niebo tego ognia, który sprawił, że kotkę zaczęły znowu nawiedzać wyrzuty sumienia. Chciała tylko na nie popatrzeć, zwabiona złudnym pięknem. Trim nie wiedziała, czy kiedykolwiek spojrzy na te płonące kwiaty tak samo, jak w tym sezonie, z podziwem i uwielbieniem, skoro zaczęły jej one przypominać tą najgorszą chwilę w życiu.
Wyprostowana miała brązowe, długie futro na głowie, w podobnym odcieniu, jak sierść Szala. Nie miało tylko pręg, ale no cóż, wszystkiego nie można wymagać. Przywoływało to wspomnienia o bracie kotki, kojarzyło się dobrze. Trim miała nadzieję, że Wyprostowana okaże się do niego podobna. Nawet, jeśli nie miałaby długo u niej zostać. Za to jej białe łapy okazały się całkiem miękkie i delikatne, nie tak, jak Trim się tego przedtem spodziewała. Nie miała nigdy kontaktu z Wyprostowanymi, kiedy jeszcze żyła z kotami w grupie, nie mówiło się o nich pochlebnie, a Storczyk omijał ten temat, choć nie wydawał się być źle nastawiony. Może okażą się inni, niż sądziła? Oby, ponieważ miła Wyprostowana właśnie wnosiła ją do swojego domu.
Trim wtuliła się w nią, przesiąknięta nagle zimnem tej nocy, z ulgą odetchnęła, kiedy dźwięki wybuchów trochę ucichły, przyciszone przez zamknięte drzwi i ściany budowli. Dobrze, że Wyprostowana zabrała ją z dala od tego całego hałasu. Bała się co prawda w tamtej chwili o śpiących Szala i Storczyka, ale poradzą sobie bez niej tą jedną noc. I tak miałaby problemy z powrotem do domu, skoro zgubiła drogę. Rankiem zorientuje się w sytuacji i spróbuje ich znaleźć.
Prawdę mówiąc, podobało jej się w ramionach tej Wyprostowanej, choć pachniała obco, to była jej Wyprostowaną. Słyszała, że dzikie koty i włóczędzy mówili o nich źle, ale ważne, że nie będzie sprawiała kłopotów Szalowi i Storczykowi, którzy muszą się nią zajmować. Dla nich mogłaby nawet spróbować oswoić najgorszego Wyprostowanego w tym siedlisku. Albo może złapać mysz. Kiedyś, w przyszłości. Nie była na to jeszcze gotowa, wspomnienia były zbyt żywe, ale może kiedyś. Miała taką nadzieję.
Tymczasem, zwinięta w kulkę na miękkim materiale w siedlisku Wyprostowanych, tuż obok jednej z nich, zapadała w sen, żegnana rozbłyskami za szkłem na czarnym niebie,
Może jednak nie będą się jej tak źle kojarzyć.
Nawet, jeśli tu nie zostanie na dłużej, to będzie mogła wrócić.
A może właśnie to jest jej przeznaczeniem.
Z tą myślą zamknęła ostatecznie oczy i cicho mrucząc, pogrążyła się w śnie. Rano będzie nowy dzień.
Jest to około 3000 słów, zależy od licznika, które napisałam jednego dnia (od godziny 19:10 około do teraz, z licznymi przerwami)
czuję się potężna XD
dziękuję wam za cały ten rok, właściwie pierwszy mój pełny rok na wattpadzie, ponieważ stałam się tu bardziej aktywna około grudnia. W momencie, kiedy to piszę, jest już 23:54 i zaraz wychodzę oglądać fajerwerki :>>
Możliwe, że jutro opublikuję jakieś podsumowanie i dodam okładkę, ale ogólnie mozna powiedziec ze tu tez bedzie troche podsumowania
dobra musze sie streszczac dsgfhsf
boję się nowego roku, może okazać się gorszy albo lepszy
i nie jestem pewna, co sądzić o 2022
na pewno był momentami dobry, momentami czułam, że do niczego się nie nadaję
poznałam udrękę prawdziwych relacji i znajomości z prawdziwymi ludźmi i okazało się, że nie umiem w społeczność XDSHDGA
okej, uciekam. moge opublikowac jeszcze jeden rozdzial tu
ale
no tak
dziekuje wam jeszcze raz za wszystko, moze nie jestem dobra w wyrazaniu uczuc ale dziękuję <3
bez tych 300+ osób byłabym inną osobą :>>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top