XXXIV. Lwowowie na balu

W lutym, niedługo po powrocie Siergieja z frontu, Lwowowie zostali zaproszeni przez księżną Barbarę Jarmuzową na bal. Jej syn wciąż przebywał w Radonieżu, lecz ona nie zamierzała na to zważać i urządziła zabawę bez niego. Również Larysa i Aleksander nie mieli być obecni, gdyż wyjechali na wieś, by rozkoszować się sobą, nim nadejdzie kolejna wojna. A wszyscy czuli, że śpią na beczce prochu, która w każdej chwili może wybuchnąć, powodując niewyobrażalne straty.

Siergieja jednak zbytnio to już nie obchodziło. To, czego był świadkiem na polu bitwy pod Austerlitz, wstrząsnęło nim tak bardzo, że poprosił o zwolnienie go z obowiązku służby wojskowej jako jedynego żywiciela rodziny. Gdy myślał o tym, że może zginąć i zostawić matkę, Ksenię i siostry same na tym świecie, ogarniała go fala chłodu. Wiedział, że wszystkie zapłakałyby się na śmierć. 

Odkąd wyznał Kseni, że ją kocha, był tak szczęśliwy jak nigdy. Nastały dla nich dni pełne słodyczy pierwszej miłości, okazywanych sobie co rusz drobnych pieszczot, rozmarzonych uśmiechów i czułych spojrzeń. Zdawało mu się, że do tej pory nie był kompletnym człowiekiem i dopiero teraz poznał prawdziwy smak życia. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko realizacji jego politycznych planów, lecz był pewien, że skoro nie służył już w armii, dane będzie mu je wprowadzić w czyn w najbliższym czasie.

Z okazji balu sprawił matce, siostrze i żonie najpiękniejsze suknie, na jakie tylko było go stać. Anastazja była okropnie zła, że ten niedobry Sieriożka nie chce zabrać jej na przyjęcie, jej brat jednak nie miał zamiaru poddać się terrorowi dziewczynki. Była stanowczo za młoda na zabawy taneczne.

 — Sieriożko, jak wyglądam? — zapytała matka, wychodząc z gotowalni.

Młodzieniec oniemiał, widząc, jak olśniewająco jego rodzicielka prezentowała się w zdobnej sukni. Granat podkreślał jej bladą cerę i czarne włosy, dodając jej majestatu, a skromne klejnoty uzupełniały cały zestaw. Misternie spięte włosy zupełnie odmieniały Zofię. Jej twarz błyszczała szczęściem, sprawiając, że wyglądała o dekadę młodziej. Po tamtej chudej, zabiedzonej, wiecznie zmartwionej kobiecinie nie został ani ślad.

— Nigdy nie prezentowałaś się tak ślicznie, mamo... Dodać ci diadem i przypominałabyś carycę...

— Och, Sieriożko, nie przesadzaj, syneczku... — Zarumieniła się.

— Ależ mamo, gdzieżbym śmiał! Tak bardzo się cieszę, że w końcu możesz odziać się w piękną suknię i zadać szyku na balu. Zasługujesz na to tak bardzo!

— Mój kochany syneczek, taki przystojny i dobry! — rozczuliła się. — A w tym fraku tak ci do twarzy! Chodź, sprawdzimy, co u dziewcząt. — Wzięła go za rękę i zaczęła prowadzić w stronę gotowalni Kseni.

Zapukała niecierpliwie do pomieszczenia i założyła ramiona w oczekiwaniu, aż zostanie wpuszczona do środka. Po chwili Ksenia wychynęła zza drzwi.

— Och, wchodźcie, spójrzcie tylko, jak ślicznie wygląda Nadieńka!

Gdy weszli do środka, matka i syn zaniemówili. I Nadia, i Ksenia prezentowały się tak ślicznie, że zdawało im się, że mają przed sobą dwie nimfy. Nadia w błękitnej sukni, która nieśmiało odsłaniała jej dekolt, w skromnym koku i delikatnej biżuterii była uosobieniem czystości i niewinności. Uroda Kseni w pełni rozkwitła w zielonej kreacji wyszywanej złotą nicią i szmaragdowej biżuterii. Siergiej nie mógł oderwać od niej oczu. Cieszył się, że mimo wewnętrznego bólu, jaki odczuwał, kupując dla żony klejnoty, ostatecznie zdecydował się na ich nabycie. Jej widok rekompensował mu wszystkie straty, zarówno moralne, jak i finansowe.

— Och, obie wyglądacie prześlicznie! A teraz chodźmy, spóźnimy się na bal — rzekł stanowczo Siergiej i ujął dłoń żony.

Matka i siostra ruszyły za nim. W powozie, raczej skromnym jak na obecny status społeczny Lwowów, cały czas trzymał Ksenię za rękę i czule ją gładził. Nie myślał nigdy, że tak z pozoru błahy i nieznaczący gest może mu przynieść tyle radości i ukojenia.

Gdy wysiedli przed posiadłością Jarmuzowów, Nadii i Zofii zaparło dech w piersiach. Nigdy nie miały okazji tu być i nie wiedziały, jak wygląda pałac księcia Eugeniusza. Nie mogły oderwać oczu od rokokowej fasady, pełnej złota i zdobień. Prosta, klasycystyczna bryła ich domu zdawała się im brzydka i nijaka przy wspaniałości siedziby Jarmuzowów.

— O matko... Jak tu pięknie! — westchnęła Nadieżda.

Gdy weszli do środka, Nadia wprost nie mogła oderwać oczu od wspaniałości, jakie zewsząd ją otaczały. Nie wiedziała już, czy patrzeć na piękne suknie zaproszonych dam, pełne złota i marmurów wnętrza czy urodziwych młodzieńców, którzy co rusz posyłali jej uśmiechy.

— Och, szkoda że nie ma tu księcia Eugeniusza, to doprawdy piękny człowiek, jakby ktoś go stworzył tylko po to, by stał wśród tych mebli i urodziwie wyglądał. Ale może na następnym balu go zobaczysz — westchnęła Ksenia.

— A co się z nim stało? — Spojrzała na nią zaciekawiona Nadia.

— Wyjechał na wieś po tym, jak Irina, moja przyjaciółka, powiedziała mu, że nie odwzajemnia jego uczuć i zaręczyła się z Dymitrem. Podobno się załamał... A do tego jego siostra wyszła za brata Dymitra, biedny książę Eugeniusz.

Siergiej nie słuchał rozmowy o tak nienawistnym mu człowieku, zbytnio zajęty własnymi myślami. Było mu coraz bardziej nieswojo. Ten świat, pełen luksusu, przepychu i hipokryzji, nie był jego światem. Miał wyrzuty sumienia, że bawi się wśród tych pięknych ludzi o brudnych duszach, marnotrawiąc czas, zamiast zajmować się sprawą chłopów. Ale matka i Nadia były szczęśliwe, a to było najważniejsze.

— Kseniu, kochanie! — Usłyszeli krzyk Iriny.

Po chwili Wołkońska pojawiła się u ich boku wraz z Dymitrem i bliźniakami. Wszyscy zaczęli się ze sobą witać i tulić do siebie. Kilku z wysoko postawionych na dworze notabli obrzuciło ich zdegustowanymi spojrzeniami, lecz oni zbytnio się tym nie przejmowali.

— Tak dobrze widzieć cię na balu, moja droga — cieszyła się Irina, tuląc się do Kseni. — Tak dawno na żadnym razem nie byłyśmy!

— Ja też się cieszę! W końcu będzie jak dawniej!

— Pani tak ślicznie wygląda w tej sukni, po prostu musi pani ze mną zatańczyć! — Dymitr komplementował Zofię. 

Ta zarumieniła się wściekle, jakby była młodą, nieśmiałą panienką.

— Och, Dymitrze, chłopcze, po co starej kobiecie prawisz takie komplementy?

— Ależ pani mamo, pani nie jest taka stara! 

— Rozkoszny jesteś — zaśmiała się kobieta. — Dobrze będzie miała z tobą ta dziewczyna.

— Oj tak, będę dla niej najlepszym mężem, jakiego mogłaby mieć!

— Och, byłbym zapomniała — odezwała się Irina, patrząc na swych braci, którzy stali z tyłu i przyglądali się milczącej dotąd Nadieżdy. — To Iwan i Alosza, moi bracia. Siergieja już znacie, a to jego matka i siostra, Nadieżda. 

— Bardzo miło mi panie poznać. — Iwan skłonił się przed nimi i ucałował dłonie kolejno Zofii i Nadii. 

Uwadze Siergieja i Iriny nie umknęło, że młodzieniec nie mógł oderwać wzroku od Nadieżdy.

W tym momencie z sali balowej dobiegły ich pierwsze takty walca. Wszyscy spojrzeli po sobie, zastanawiając się, czy winni są już udać się na tańce czy może jednak pozostać tutaj i rozmawiać.

— Irinko, chodźmy, nie możemy przegapić walca! — zawołał Dymitr i nim ktokolwiek zdążył zareagować, włącznie z samą Iriną, pociągnął ją za rękę.

Iwan spojrzał na Nadię i skłonił się przed nią nieśmiało.

— Czy mogę panią prosić? — zapytał.

Nadieżda spłonęła czerwienią i zaśmiała się nerwowo, nie wiedząc, co zrobić.

— Sieriożko, mogę? — zwróciła się do brata.

— Jeśli chcesz, to czemu nie. — Wzruszył ramionami.

— W takim razie zgadzam się, panie Wołkoński, skoro mój brat nie ma nic przeciwko. — Uśmiechnęła się do młodzieńca i dała mu się zaprowadzić do reszty tańczących. 

Siergiej spojrzał na Ksenię, która uśmiechnęła się do niego i podała mu dłoń. Nie wiedział, czy powinien zostawiać matkę samą, ona jednak skinęła mu głową i pozwoliła im odejść.

Lwow po raz pierwszy w życiu tak bardzo cieszył się na bal. W końcu miał okazję zatańczyć z Ksenią, która przecież została jego żoną tak dawno temu. Nigdy nie był zbyt dobrym tancerzem, lecz starał się z całych sił, by być dla niej równorzędnym partnerem. Dziwił się lekkości, z jaką jego małżonka sunęła po parkiecie. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, zaś policzki uroczo się rumieniły. 

— Kseniu, wyglądasz tak ślicznie... Żadna kobieta się do ciebie nie umywa! — szepnął jej w trakcie tańca. 

— Przesadzasz, Sieriożo... I od kiedy nagle zrobiłeś się taki romantyczny? — zachichotała cichutko, zaraz jednak jej uśmiech zbladł.

— Wszystko dobrze? — zapytał zaniepokojony Siergiej. 

— Tak, tylko troszkę mi słabo... Ale to nic, zaraz przejdzie. Już wcześniej troszkę źle się czułam, nie przejmuj się.

— Może chcesz usiąść?

— Za chwilkę, dokończmy ten taniec... — Uśmiechnęła się blado.

Siergiej skinął jej na to głową i wrócił do tańca, z każdym kolejnym taktem muzyki czuł jednak, że nie było to jednak dobrym pomysłem. Twarzyczka Kseni robiła się coraz bledsza, a ona sama zdawała się słabnąc w jego ramionach. Odetchnął z ulgą, gdy walc dobiegł końca. Odprowadził Ksenię do krzeseł dla tańczących, a sam porwał w obroty matkę.

Chciał cieszyć się tańcem z Zofią, która w końcu była szczęśliwa, lecz dziwny stan żony wciąż nie dawał mu spokoju. Zerkał na nią co rusz, chcąc sprawdzić, czy wszystko z nią dobrze, przez co i Zofia zaczęła się niepokoić.

— Sieriożko, wszystko dobrze?

— Ksenia źle się czuje, nie wiem, co się jej dzieje.

— Może jej tu za gorąco? — gdybała Zofia.

— Oby...

— Zobaczysz, wszystko będzie z nią dobrze, kobiety czasem tak mają...

— Wierzę ci, mamo. — Spojrzał na nią ciepło, lecz mimo to wciąż trawił go niepokój.

Zamarł, gdy ujrzał Sorokina zmierzającego w stronę Kseni. Był pewien, że miał już porachunki z nim za sobą. Czasem rozmyślał nad tym, dlaczego rodzina jego żony się o nią nie upomina, lecz w końcu stwierdził, że po prostu uznali ją za zmarłą lub przestali obchodzić się jej losem. Musiał natychmiast zareagować.

— Przepraszam, mamo, muszę iść do Kseni. — Spojrzał smutno na matkę i wypuścił ja z objęć. 

Serce biło mu jak oszalałe, gdy zmierzał do żony. Obawiał się, że Piotr wyrządzi jej krzywdę, porwie ją lub uprowadzi, gdy nikt nie będzie patrzył. Nie mógł do tego dopuścić.

Z bliska widział wyraźnie przerażoną twarz kobiety. Dopadł do niej i Piotra i brutalnie złapał Sorokina za nadgarstek. Dziwił się, że miał w sobie tyle siły. 

— Zostaw ją w końcu, ty bydlaku — warknął, patrząc na niego nienawistnie. 

— Dlaczego niby? Przecież to moja siostra! Mam prawo zabrać ją w końcu do domu, przecież ojciec myślał już, że nie żyje!

— To byłoby dla niej lepsze niż życie u waszego boku. A teraz zabieraj łapska od mojej żony — wycedził przez zęby.

— Twojej żony? Hmmm, ciekawe. Czyżby Ksenia wyszła za mąż za plecami ojczulka?

— Tak i jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek — syknęła wściekle. — Jeśli tylko spróbujesz mi coś zrobić... Pożałujesz. Siergiej był na wojnie, pokona takiego tchórza jak ty w kilka minut. 

Twarz Piotra wykrzywiła się w kpiącym grymasie.

— Jesteś pewna?

— Jak niczego innego. A teraz wynoś się! — fuknęła.

Piotr zaśmiał się jeszcze paskudnie, lecz odszedł, jakby obawiał się Siergieja i konsekwencji, które mogą go czekać ze strony Lwowa. Siergiej wiedział, że tak naprawdę Sorokin wcale nie interesował się siostrą i przyszedł jedynie po to, by czerpać dziką satysfakcję z męczenia jej. Gardził nim jeszcze bardziej niż uprzednio. 

— Kseniu, lepiej ci? — zapytał, przyglądając się jej z troską. 

— Nie, jest jeszcze gorzej. Mam wrażenie, że zaraz pozbędę się wszystkiego, co dzisiaj zjadłam...

— Chcesz jechać do domu? Może wezwę lekarza? 

— Ale po co? — zdumiała się. — No i nie chcę, żeby twoja mama i Nadia musiały już wracać. Spójrz, jakie są szczęśliwe... Nadii chyba spodobał się Iwan, spójrz, jak na niego patrzy...

— Ale przecież odwiozę cię i wrócę po mamę i Nadusię, nie będę przerywał im zabawy. A nie chcę, żeby stało ci się coś złego.

— No dobrze, daj mi tylko czas pożegnać się z Iriną, a ty idź powiedz mamie, że zaraz wrócisz. — Uśmiechnęła się łagodnie. 

— A nie będzie się o ciebie martwiła? Może lepiej jej nie mówić, wiesz, jaka ona jest...

— Bardziej będzie się martwiła, jeśli nagle znikniesz jej z oczu.

— Racja... — odparł. — To za pięć minut w korytarzu.

Ksenia skinęła mu głową i ruszyła w kierunku Iriny. Siergiej jeszcze przed chwilę stał w miejscu, przyglądając się z daleka Nadii wirującej w objęciach Iwana Wołkońskiego. Nie mogli oderwać od siebie oczu. Lwow dawno nie widział już siostry tak roześmianej i szczęśliwej. Uśmiechnął się do siebie i skierował się ku matce. Miał nadzieję, że nie będzie na niego zła za zostawienie jej na chwilę samej i że złe samopoczucie Kseni było tylko chwilową niedyspozycją. Nie wyobrażał sobie, by miało się jej stać coś naprawdę poważnego.

Macie Sieriożę i Ksenię, bo w sumie to teraz już zejdą mocno na drugi plan, a wejdą nam Larysa i Aleksander, no i Dima z Iriną. Zapraszam Was do blanchardowna, czyli na fanowskie konto  szpagatowosc, która ma tam zamiar porobić różne fajne rzeczy <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top