XXIV. Gniew Eugeniusza

Państwo młodzi wirowali w tańcu, nie mogąc się od siebie oderwać. Aleksander wciąż nie potrafił uwierzyć, że tak piękna kobieta jak Larysa została jego żoną. Był co prawda dziedzicem majątku, nie należał jednak do tej samej kategorii ludzi, co większość młodzieńców z arystokracji.

Uważał, że to w dużej części skutek letnich miesięcy, które spędzał w Jabłońsku niedaleko Witebska, gdzie jego matka miała majątek po swych rodzicach. Żyło się tam, jak za czasów sarmackiej Rzeczypospolitej, dnie przepędzając na tańcach i ucztowaniu w towarzystwie okolicznej szlachty. Przez to Aleksander przysposobił sobie wiele cech, których jego rówieśnicy zupełnie nie cenili, a nawet uważali je za wulgarne.

Awanturniczy, porywczy młodzieniec, lubujący się w dobrym jedzeniu, pijaństwie i bójkach, w niczym nie był podobny do wymuskanych młodzieńców z rosyjskiej elity, jeśli nie liczyć wielkości majątku. Doskonałym wręcz przedstawicielem złotej rosyjskiej młodzieży był Eugeniusz i za mężczyznę jego pokroju powinna wyjść Larysa.

Ale po cóż tak narzekał? Zachowywał się teraz gorzej niż Jarmuzow. Kochał przyjaciela, lecz ten czasem marudził gorzej niż staruszek. On, Aleksander Andriejewicz Gruszecki, nie mógł iść w jego ślady! Larysa była teraz jego żoną, a reszta nie powinna mieć dlań znaczenia.

Po kilku godzinach wirowania z nią miał już jednak dość tańca. Nigdy za nim nie przepadał, a jego wyczerpanie w tej chwili sięgnęło kresu.

— Laro, kochanie, czy moglibyśmy usiąść? Jestem zmęczony, tylko na taniec lub dwa. Chyba że chcesz tańczyć z kimś innym.

— Musimy? — Spojrzała na niego błagalnie, niby małe, rozkapryszone dziecko.

— Czuję, że tego potrzebuję, kochanie...

Larysa westchnęła ciężko, czując, że sprzeciwianie się mu nie miało najmniejszego sensu.

— No dobrze, Saszo, niech ci będzie — rzekła beznamiętnie i ujęła jego ramię.

Usiedli na sofie stojącej w kącie pokoju, na której wyciągnął się już Eugeniusz, wyraźnie smutny.

Na ten widok Aleksander poczuł ukłucie w sercu. Pragnął, by wszyscy byli szczęśliwi w ten radosny dzień, zwłaszcza ktoś, kto był tak bardzo bliski zarówno jemu, jak i Larysie.

— Gieniu, co się stało? Wyglądasz okrutnie źle — stwierdził smutno.

Eugeniusz westchnął ciężko i spuścił wzrok. Nie był pewien, czy chciał dzielić się z Aleksandrem swym bólem. A już na pewno nie z Larysą. Czuł jednak, że nie wytrzyma, jeśli komuś o tym nie powie.

— Rozsypało mi się właśnie życie, Saszo, to tyle.

— Co się stało? Ktoś cię zranił? Przecież było z tobą dobrze, jeśli by nie patrzeć na twoje poranne marudzenie... Skąd się wziął ten smutek?

Eugeniusz jednak milczał. Nie chciał przyznać się Aleksandrowi do tego, że Irina wybrała Dymitra zamiast niego. Dla Gruszeckiego taka sytuacja byłaby naprawdę trudna. W końcu jego najlepszy przyjaciel konkurował o serce kobiety z jego bratem. Jarmuzow nie chciał, by Sasza musiał wybierać między nimi dwoma.

— No, Gieniu, powiedz mi, co jest! Dzisiaj wszyscy powinni być szczęśliwi!

— Naprawdę chcesz znać prawdę? — zapytał z rezygnacją. Był pewien, że Aleksander nie odpuści. — To może być dla ciebie bolesne.

Ten zmarszczył swe gładkie jeszcze czoło w wyrazie najszczerszego zdumienia, jakby nie rozumiał, co też mogłoby go zranić w tak szczęśliwy dlań dzień.

— No mów, chcę wszystko wiedzieć.

— Dobrze — westchnął.

Wciąż jednak miał pewne opory przed wyznaniem mu prawdy. Główny powód jego wahań był prozaiczny: obecność Larysy. Gdyby jej tu nie było, nie wahałby się powiedzieć o wszystkim Gruszeckiemu. Ona jednak siedziała zwarta i gotowa, by zapamiętać wszelkie szczegóły i donieść o wszystkim matce. A Eugeniusz nie pragnął, by Barbara dowiedziała się o jego odrzuconych zalotach. Wtedy stałaby się jeszcze trudniejsza do zniesienia, a on i tak ledwo wytrzymywał z despotyczną matką.

Widząc zniecierpliwione spojrzenia siostry i jej męża, w końcu się odezwał:

— Moje plany co do ożenku z Iriną Wołkońską właśnie runęły.

— Och, Gieniu... — Aleksander posłał mu pełne współczucia spojrzenie. — Co ci powiedziała?

— Że bardzo mnie ceni, lecz serce oddała twemu bratu... Ja... wiem, że nie powinienem męczyć was moimi utrapieniami w taki dzień, wybaczcie... Po prostu... Trudno mi się z tym wszystkim pogodzić. Kocham ją, choć nie w ten romantyczny, szaleńczy sposób. Dałbym jej ciepło i stabilizację, lecz skoro ona woli Dymitra, nie będę im stawał na drodze... Przepraszam, to okropne z mojej strony.

— Nie martw się, Gieniu, czasem trzeba się komuś wyżalić, a któż się do tego lepiej nadaje, jeśli nie ja, twój przyjaciel? Laro — zwrócił się do żony — idź potańcz z kimś innym, ja zostanę tu na chwilę z Gieniem, muszę go wesprzeć.

Larysa jednak nie zdawała się zadowolona z konceptu męża.

— Ty zawsze musisz wszystko psuć! — huknęła na brata. — Wiecznie nic ci nie odpowiada, stwarzasz wyimaginowane problemy i przeszkadzasz ludziom w dobrej zabawie! Nie dziwię się Wołkońskiej, że cię nie chciała! Nawet taka cnotka jak ona nie da się wmanewrować w małżeństwo z przedwcześnie podstarzałym, zgryźliwym zrzędą, skoro ma wybór!

Te słowa, usłyszane z ust własnej siostry, były dla Eugeniusza niczym cios szpady wymierzony w samo serce, by dobić leżącego i pokonanego przeciwnika. Złamały go na pół, powodując, że jednocześnie chciał krzyczeć ze złości i płakać z żalu. Czuł się, jakby ktoś napompował go gniewem, który wzbierał w nim z każdą sekundą, niemal rozrywając go od środka. Wybuch był nieunikniony.

— Ty wywłoko! — wrzasnął głośno do siostry, na co ta, przerażona, wczepiła się we frak męża. — Nie masz prawa tak o mnie mówić! Wiesz dobrze, że ten dzisiejszy cyrk ma miejsce tylko dlatego, że doprowadziłaś do niego podstępem, a Sasza była na tyle głupi, by dać ci się podejść! Zobaczysz, przyjacielu, to małżeństwo będzie cię dużo kosztowało!

Jego wrzaski przyciągnęły tłum zaciekawionej gawiedzi, która zebrała się wokół zamieszania. Eugeniusz, choć zdeptany i upokorzony przez siostrę, nie miał zamiaru stać się widowiskiem dla spragnionych sensacji dam z towarzystwa. Musiał zachować twarz, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe. Zrozpaczony i zdesperowany, skierował się do wyjścia.

Gdy tylko chłodne, wieczorne powietrze otoczyło go ze wszystkich stron i ścisnęło za gardło, niby wąż oplatający jego szyję, rozpłakał się w kryjącym go mroku nocy jak dziecko. 

Nikt go nie kochał. Ani Irina, której oddał swe serce, ani matka i siostra, które skrycie nim gardziły. Petersburska elita również miała dla niego tylko pogardę, a wszelkie przejawy grzeczności ze strony towarzystwa były spowodowane szacunkiem do jego zmarłego ojca. Jedynie Aleksander naprawdę go rozumiał, lecz skoro teraz był mężem Larysy, ich kontakty na pewno ulegną osłabieniu, aż całkiem wygasną i pozostaną jedynie wspomnieniem.

Była tylko jedna osoba, która mogła mu teraz dopomóc.

Claire.

Jej ciało na pewno przyniesie mu słodką ulgę zapomnienia. Niewiele myśląc, wsiadł do swego powozu, nie bacząc na to, że opuszczał wesele swego przyjaciela i siostry.

Po piętnastu minutach znalazł się w mieszkaniu tancerki. Gdy otworzyła mu jej służąca, nie wyrzekł do niej ani słowa. Od razu popędził do buduaru Claire, gnany chorobliwym pożądaniem i żądzą zapomnienia. 

Przypuszczał, że znajdowała się w swym buduarze i nie omylił się. Siedziała przed lustrem, w przezroczystym peniuarze, i porządkowała biżuterię. Na toaletce, na której stało już mnóstwo kryształowych flaszeczek z perfumami, słoiczków z kremami i pomadkami, pobłyskiwały teraz szlachetne kamienie. Diamenty, perły i szafiry, które Claire dostała od swych bogatych protektorów, w tym od Eugeniusza, przypominały Jarmuzowowi błyszczące oczy Iriny. Zaklął pod nosem na jej wspomnienie. Na ten odgłos Claire odwróciła się od lustra i spojrzała na mężczyznę.

— Po co tu przyszedłeś? — zapytała opryskliwie. — Znów mnie poniżać?

— Nie, chciałem cię przeprosić — odparł gorączkowo.

Pragnął mieć już ten moment za sobą. Nie czuł potrzeby szczerych przeprosin, wiedział jednak, że bez tego nie osiągnie swego celu. A coraz bardziej drżał z żądzy, gdy patrzył na jej nagą skórę pod cienką warstwą przezroczystego materiału. 

— Myślałam, że znów chcesz mi powiedzieć, że jestem dla ciebie nieodpowiednia.

— Claire, wcale tak nie myślę — odparł, podchodząc bliżej.

Uklęknął przed nią i wziął jej dłonie w swoje, po czym złożył na jej delikatnej skórze pocałunek, jakby chciał upewnić ją co do swego szczerego uczucia wobec niej. Czuł się podle, oszukując Claire, wiedział jednak, że dłużej nie wytrzyma bez jej ciała. 

— Ja... Potrzebuję cię, Claire... Teraz — wychrypiał i podniósł się z klęczek, by wykorzystać chwilę jej nieuwagi i przylgnąć do jej ust.

Jego pocałunek był agresywny i brutalny. Nie zamierzał zresztą być wobec niej delikatny. Potrzebował dać ujście swym emocjom, a zatopienie się w rozkoszy z Claire było najlepszym na to sposobem.

Irina niemożebnie cieszyła się z tego, że przez całe wesele, nie licząc tej chwili spędzonej z Eugeniuszem, Dymitr nie odstępował jej na krok. Czuła się już niemal jak jego ukochana, do pełni szczęścia brakowało tylko jego wyznania, była jednak niemal pewna, że nastąpi ono niebawem, a przeczucia te potwierdzały tylko niedawne słowa Kseni. 

Ostatnimi czasy wielce martwiła się o przyjaciółkę. Rodzice byli przeciwni temu, by odwiedzała Lwowów i Dymitra codziennie, a kiedy już się tam zjawiała, jej wizyty nie trwały długo. Sama pragnęła przebywać z Ksenią najdłużej, jak się dało, ta jednak w czasie jej wizyt zdawała się smutna i zgaszona, do tego co rusz nieprzyjemnie zbywała przyjaciółkę. 

Irina nie gniewała się na nią, wiedząc, że sytuacja, w jakiej znalazła się Ksenia, jest dla niej bardzo trudna i niekomfortowa. Sama nie wiedziała, co uczyniłaby na jej miejscu.

— Wszystko dobrze, księżniczko? — Głos Dymitra wyrwał ją z zamyślenia.

Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna mu powierzyć swe smutki. Nie chciała go troskać, lecz kto mógłby pomóc jej lepiej niż Dymitr? On sam najlepiej wiedział, jakie stosunki panowały między młodym małżeństwem. 

— Przepraszam, że pana nie słuchałam, ostatnio bardzo troskam się o Ksenię i odpłynęłam myślami gdzieś daleko, do waszego mieszkania... Ostatnio wydaje mi się taka smutna...

— Och, wiem, Sieriożka jest dla niej okropny! Wyładowuje na biednej Kseni swe wszystkie frustracje! To któryś wojak się upił i głupoty gadał wieczorem w pułku, to on na nią krzyczy, jak w garkuchni mu dadzą niedobre jedzenie, też krzyczy, a jak ona sama spróbuje coś ugotować i jej nie wyjdzie, to już w ogóle wielka awantura o to, że marnuje jego pieniądze. No paskudny! Ale jak go dopadną wyrzuty sumienia, to taki jest dla niej miły i czuły, że aż dziw bierze! — zaśmiał się.

Irina uniosła podejrzliwie brew.

— To znaczy?

— Tak ładnie do niej mówi i całuje jej dłonie. Ale to rzadko i kiedy myśli, że ja nie widzę. Głupi, tyle rzeczy nie wie! Już ja z nim pomówię, bo to przykro patrzeć na tę Ksenię. 

— Dziękuję. Będę bardzo panu wdzięczna. — Uśmiechnęła się do niego szeroko, na co Dymitr odpowiedział tym samym. 

Zdawało się, że nie było szczęśliwszego człowieka na świecie, gdy wirował z odzianą w złoto Iriną w rytm walca i poloneza. Pragnął wyznać jej swe uczucia, lecz wciąż się obawiał. Odrzucenie jego miłości przez Irinę byłoby katastrofą. Na szczęście tego dnia w ogóle nie widział przy jej boku Eugeniusza. To było dlań największą pociechą w tej sytuacji.

Claire podniosła się delikatnie i złożyła pocałunek na ustach Eugeniusza, który leżał teraz obok niej, wyzbyty złych emocji, które jeszcze chwilę wcześniej w nim buzowały. Uciechy z Francuzką przyniosły mu nieopisaną ulgę, lecz równocześnie sprawiły, że poczuł nieopisany wstręt do tancerki. Miał już jej przecież nie nachodzić i zostawić ją w spokoju, przynajmniej do czasu powrotu z Radonieża. Tymczasem jeszcze nie wyjechał na wieś, a już złamał swe postanowienie. 

Stłoczeni na szezlongu, z ciałami tak blisko siebie, że nie dało się już przysunąć ani o cal, łapali oddechy po wysiłku. Po chwili Claire znów musnęła jego usta wargami, chcąc zachęcić mężczyznę do kolejnych pieszczot. Całowała go coraz dłużej i zachłanniej, on jednak, skoro już zaspokoił swe żądze, pozostawał zimny jak stal nożyka do papieru, który leżał na jej małym biureczku w kącie buduaru.

W kobiecie zaczęła wzbierać złość. Nie pojmowała, dlaczego Eugeniusz nagle z płomiennego kochanka stał się bezwładną kłodą, zupełnie niereagującą na jej starania. Niezmiernie ją to deprymowało.

— Eugeniuszu — powiedziała stanowczo i odsunęła się od niego.

Mógł teraz widzieć jej nagie ciało w pełnej okazałości, nie był tym jednak zbytnio zainteresowany. Nawet nie drgnął.

— Dlaczego tak się zachowujesz? — zapytała z wyrzutem.

— Jak? — Spojrzał na nią lekceważąco.

Nie czekając na jej odpowiedź, wstał i zaczął powoli odziewać się w ubrania, które, zdarte z niego w pośpiechu przez kochankę, leżały teraz na dywanie. 

Claire przyglądała się temu w milczeniu, nie wierząc, że po tak upojnych chwilach nagle stał się tak oschły. Nie rozumiała, jakie były przyczyny jego zachowania.

— Dlaczego już idziesz?

— Bo moja dalsza bytność tutaj nie ma sensu — odrzekł spokojnie.

— Ale jak to!? Przecież...

— Claire — przerwał jej — posłuchaj mnie. To, co było między nami, już nie istnieje. Nigdy więcej tu nie przyjdę. Dziś miałem potrzebę wyładować swe frustracje, lecz ty jedynie je wzmagasz — powiedział beznamiętnie, zakładając frak.

Claire krzyknęła z furią. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna tak jej nie znieważył. Chciała wydrapać mu oczy, udusić i poćwiartować jego ciało, byle tylko pożałował swych słów. Zabawił się jej kosztem, a teraz ośmielał się tak do niej odzywać! Zasługiwał tylko na cierpienie.

Nagle jej wzrok padł na lśniący na biurku nożyk do otwierania listów. Niewiele myśląc, doskoczyła do niego i wzięła go w dłonie. Eugeniusz nie zdążył zareagować. Claire przyłożyła mu nożyk do szyi i miała zamiar przeciąć delikatną skórę tuż poniżej szczęki, na wysokości gardła. Eugeniusz, zlany potem, wyszarpnął się jej, po czym złapał ją za nadgarstki, chcąc uniemożliwić jej dalsze ruchy. Nożyk wypadł jej z rąk, lecz przy tym zranił Eugeniusza w dłoń. Syknął z bólu, gdy na jego białej skórze pojawiła się strużka szkarłatu. Nie to było jednak teraz najważniejsze. Kopnął nożyk pod biureczko, by Claire nie mogła go dosięgnąć, i wypuścił jej dłonie.

— Brzydzę się tobą — rzekł z odrazą i skierował się ku drzwiom, zostawiając ją nagą i upokorzoną na środku buduaru.

Nie wiem, jak to wyszło, ta ostatnia scena była napisana już dawno i w sumie czekała, aż znajdę dla niej miejsce XD Przy okazji, zapraszam Was do nowego opowiadanka, Czerwone wybrzeże. Na razie jest dość spokojne i sielankowe, ale powoli rozkręcam machinę zła, huehue.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top