XX. Bracia Wołkońscy

Aleksy ścisnął mocniej dłoń Wiery. Kobieta patrzyła na niego z niepokojem. Czuł, jak drżała. Dałby wszystko, byle ją uspokoić, lecz wiedział, że to niemożliwe. 

— Będzie dobrze — wyszeptał cicho, gładząc jej dłoń. — Nie pozwolę matce cię skrzywdzić. 

— Ale... Co jeśli się na ciebie rozgniewa? Nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy. Nie zasłużyłeś na to. 

— Wiero, nie przejmuj się. Najwyżej uciekniemy i pobierzemy się w tajemnicy. 

Spojrzał na nią z tkliwością i nachylił się, by złożyć pocałunek na ustach kobiety. Jej miękkie usta poddały mu się z chęcią. Przesunął dłonią po jej policzku i westchnął. 

— Kocham cię i cokolwiek się stanie, nie zostawię cię — wyszeptał. 

W tym momencie poczuli szarpnięcie powozu. Przez okno widzieli już pałac Wołkońskich. Aleksy uśmiechnął się pocieszająco do ukochanej i ścisnął jej drobną dłoń w delikatnej rękawiczce. 

Pomógł jej wyjść i poprowadził ją w kierunku domu. Czuł, jak z każdym krokiem coraz bardziej drżała. Dałby wszystko, byle ta chwila już była za nimi. On sam obawiał się reakcji matki, lecz nie chciał dać tego po sobie poznać. Wiedział, że tym sposobem zaniepokoiłby ukochaną, a ona i tak miała już dość nerwów. 

Mówił Praskowii, że przyprowadzi jej swą ukochaną, nie przyznał się jednak do tego, ile lat ich dzieliło i jaką profesją parała się kobieta. 

Miał tylko nadzieję, że Nadia, kiedy już pozna Wierę, nie rzeknie jego matce, że kobieta zniszczyła jej dzieciństwo. Wtedy Praskowia na pewno nie zgodziłaby się na jego mariaż z ukochaną, a do tego zapewne by go wyklęła. 

Kiedy weszli do środka, oboje zadrżeli. Oddali płaszcze pokojówce i weszli do bawialni. Aleksy ze smutkiem pomyślał, że nie była już ona tak imponująca, jak w czasach, gdy był małym chłopcem. Zniknęło z niej wiele obrazów, rzeźb i złoconych ozdób, które sprzedano. Gdyby nie pieniądze Eugeniusza, Wołkońscy musieliby się pozbyć całego pałacu. Aleksy obiecywał sobie, że jeśli tylko będzie to możliwe, odzyska rodzinne precjoza. 

W pomieszczeniu siedziała dumnie wyprostowana Praskowia Łukjanowna. W swej eleganckiej sukni z zieloną koronką przy dekolcie sprawiała wrażenie, jakby wciąż była tą wielką panią, która niepodzielnie królowała na petersburskich salonach. Uśmiechnął się smutno. Wiedział, że matka próbowała desperacko zatrzymać upływ czasu, który z każdym rokiem przynosił jej coraz więcej rozpaczy i coraz bardziej przyginał ją do ziemi. 

Iwan siedział na sofie obok Nadii i trzymał mocno jej dłoń. Aleksy przeżegnał się szybko. Miał nadzieję, że za chwilę nie wybuchnie żadna awantura. 

— Dzień dobry, droga mateczko — zaczął podniośle. — Bracie, moja droga bratowo, to moja ukochana, Wiera. 

Kobieta postąpiła nieco w przód, by rodzina ukochanego mogła się jej przyjrzeć. Coraz bardziej drżała. 

Aleksy widział, jak po twarzy Nadii przebiega cień wątpliwości, lecz na jego szczęście dziewczyna nic nie rzekła. Sprawiała wrażenie, jakby jeszcze nie domyśliła się, że ma przed sobą kobietę, która zniszczyła jej rodzinę. A może po prostu o tym nie wiedziała? Może nawet jej nie widziała? Z tego, co rzekła mu ukochana, nie widziała dzieci swego kochanka już od lat, nie licząc Siergieja. 

Matka zmarszczyła gniewnie brwi. Aleksy czuł, że ten dzień nie zakończy się dobrze. Widział, że Praskowia ledwo powstrzymuje się od rzeknięcia czegoś nieodpowiedniego. 

Podniosła się z sofy i podeszła do syna i jego ukochanej. Taksowała Wierę wzrokiem, zupełnie nie zwracając uwagi na Aleksego. Mężczyzna coraz bardziej drżał. 

— Bardzo miło mi poznać kobietę, która zawładnęła sercem mojego Aloszki — powiedziała dwornie, uśmiechając się. 

Aleksy dostrzegł, że jej pogodny wyraz twarzy był jedynie maską przybraną specjalnie na tę okazję. 

— Mnie również bardzo miło panią poznać. — Uśmiech Wiery z kolei był nerwowy i pełen niepokoju. 

Aleksy wzmocnił uścisk dłoni. Czuł, że Wiera zaraz wybuchnie szlochem. 

— Usiądźmy — rzekła Praskowia i zajęła miejsce na fotelu. 

Aleksy pociągnął ukochaną za sobą i usadowił się wraz z nią na sofie. Widział, jak Nadia zerka na nich z coraz większym niepokojem. Czyżby uzmysławiała sobie, z kim ma do czynienia?

Nie wiedział już, co ma o tym wszystkim sądzić, fakt jednak pozostawał faktem — coraz bardziej obawiał się, że wydarzy się coś złego. 

Nagle, jakby na zawołanie, Nadia zakaszlała głośno. Aleksego ze strachu ścisnęło w brzuchu. Nadia ostatnimi czasy czuła się coraz gorzej. Każdy atak kaszlu sprawiał, że wszyscy drżeli ze strachu o jej życie i zdrowie. 

— Jak pani poznała mojego syna? — Praskowia spojrzała na kobietę złośliwie. 

Wiera zarumieniła się. Aleksy wolał nie przyznawać się matce do tego, jak zaczął się jego związek z narzeczoną. Uważał tę historię za zbyt wstydliwą i nieprzyzwoitą, by opowiedzieć ją Praskowii Łukjanownie. 

— Nie ma o czym mówić, proszę pani... — szepnęła cicho. — To nieciekawa historia. Wpadliśmy na siebie na ulicy. 

Nie dodała, że Aleksy szukał kobiety, z którą mógłby spędzić noc, a ona po prostu miała go zadowolić za pieniądze. Praskowia wtedy niechybnie wyrzekłaby się syna i jego narzeczonej. 

— Ale nie chcecie rzec nic więcej? Chętnie posłuchamy! Chcemy cieszyć się waszym szczęściem!

— Nie ma o czym mówić, jak rzekła Wiera, droga mamo. Naprawdę, lepiej chyba, byś nie wiedziała o pewnych sprawach... — jęknął. 

— O jakich? Muszę wiedzieć o wszystkim, co ma związek z moim synem i jego przyszłą żoną! 

Aleksy chciał coś jej rzec, lecz Wiera nie dała mu na to szans, gdyż wstała z miejsca i spojrzała wyzywająco na jego matkę. Młodzieniec zadrżał. 

— Powiem to pani, zanim sama się pani wszystkiego dowie i zniszczy życie Aleksemu, bo wiem, że nie ustanie pani w dręczeniu nas, póki wszystkiego się nie dowie! Tak, jestem starsza od Aleksego, mam dwójkę dzieci i...

— Och, to pani odebrała nam tatusia... — jęknęła Nadia i wybuchnęła szlochem, który po chwili przerodził się w przerażający kaszel. 

Dziewczyna przyłożyła do ust bielutką chusteczkę, na której zaraz pojawiły się szkarłatne plamy. Aleksy zadrżał. Nie chciał, by przez niego coś złego stało się z żoną brata. Naprawdę ją lubił. 

Iwan zmroził go spojrzeniem i warknął wściekle. Aleksy cofnął się z przerażeniem. 

— I cóżeś narobił? — Spojrzał na niego z wściekłością brat. — Wiesz przecież, że moja kochana nie może się denerwować, bo będzie miała dziecko! 

— Przepraszam... — jęknął Aleksy, lecz Iwan nic mu nie odrzekł, gdyż zbytnio był zajęty Nadią. 

Przerażony stanem zdrowia żony, nawet nie zwrócił uwagi na szlochającą Wierę, którą Aleksy wyprowadzał na zewnątrz. 

Ułożył białą jak papier Nadię na sofie i trzymał jej dłoń, mając nadzieję, że nic się jej nie stanie. Nie mogło być z nią źle. Nie, kiedy nosiła pod sercem jego dziecko, kiedy wszystko miało być tak pięknie. 

Każde jej kaszlnięcie sprawiało, że kolejny kawałeczek jego serca odrywał się od całości i był miażdżony przez krwiożercze szczęki strachu, który chciał pożreć całe jego jestestwo i odebrać mu jedyne, co w życiu cenił — ukochaną żonę. 

— Nadieńko, najdroższa... — szeptał, ściskając jej kruchą dłoń. 

Ona jednak nie przestawała kaszleć. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie. Dlaczego Bóg musiał zesłać tę straszną chorobę akurat na nią?

— Iwanie, dlaczego to jest takie straszne? — zapytała słabo.

— Nie wiem... Ale nie pozwolę temu paskudztwu mi cię zabrać. Nigdy — rzekł z mocą. 

Aleksy tymczasem wybiegł z domu za Wierą. Kobieta pędziła przed siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na ukochanego. 

Nie miał zbytnich trudności z dogonieniem jej, bo już po chwili stanął obok kobiety i pociągnął ją mocno za rękę. Wiera spojrzała na niego pełnymi łez oczyma. Przypominały mu rzekę, której wody zaraz wystąpią z brzegów, by zalać miasta i doliny. 

Chciał ją przytulić, lecz kobieta wyrwała się z jego uścisku. Jęknęła i już miała znów puścić się biegiem, lecz Aleksy był silniejszy i trzymał ją mocno. 

— Puść mnie... — wyjąkała kobieta. — To był błąd. Nie mogę z tobą być. Przeze mnie jeszcze coś się stanie twojej bratowej, a matka cię znienawidzi. Nie mogę zepsuć twoich stosunków z rodziną... 

— Wiero... Kocham cię i nie pozwolę im zniszczyć naszej miłości. Mogą myśleć, co tylko chcą, ale niezbyt mnie to obchodzi. Tylko ty się liczysz. — Spojrzał jej w oczy tak intensywnie, jakby chciał przewiercić ją na wylot. 

Miał nadzieję, że kobieta coś rzeknie, lecz gdy nie odpowiadała, przysunął ją do siebie i złożył pocałunek na jej ustach. Zdawało mu się, że nigdy się od niej nie oderwie. I nie zamierzał. Wiedział, że spędzi z nią resztę życia bez względu na to, czy jego rodzina to aprobowała, czy nie. Zamierzał być szczęśliwy mimo wszystko. 

— Kocham cię — wyszeptała, patrząc mu w oczy, i wróciła do pocałunku. 

To tylko utwierdziło Aleksego w przekonaniu, że będą razem szczęśliwi. 

Okej, ten rozdział to też była jakaś jedna wielka męka. Zostało mi 20 do końca, szkoda, że nie dwa XD Lubię Gruszę ogółem, ale te rozdziały po śmierci Poli w sumie, po powrocie Dimy i Iriny do Petersburga, to mnie męczyły. W sumie kolejne też nie będą jakieś ekstra fajne chyba, jeszcze z 5 do takiego przemęczenia. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top